Wędrowałam po terenach IV i przekazywałam wilkom wiadomość o śmierci Ateny. Widząc ich smutne wyrazy twarzy zdawałam sobie sprawę że znali Atenę i na pewno zrobiła dla nich wiele...
Przy okazji "zapoznałam się" z innymi. Ale okoliczności nie były zbyt dobre do "nowych" znajomości...
W końcu został mi tylko Greg... no właśnie Greg. Dzień przed moim zniknięciem go poznałem, pff poznałam i to była ostatnia osoba jaką widziałam i w tedy się na niego wydarłam... pewnie albo mnie nienawidzi, albo mnie nie pamięta. Kto by chciał znać/pamiętać osobę, która była wkurzona bo przepłoszono mu wróbla? Niebyt dużo osób... ale i tak muszę z nim pogadać, a odwagi dodawała mi myśl że nikt nie wie, że kiedyś byłam Zefirem więc nie powinien mnie rozpoznać, a nawet nie ma prawa tego zrobić.
Szukałam go na terenach watahy Wody i znalazłam na brzegu Kryształowego jeziora. Był tam z jakimś innym wilkiem. Z tego co widziałam tarzali się, a z tego co słyszałam to ze śmiechu, czyli tarzali się ze śmiechu... co ich tak śmieszyło? Nie wiem, ale muszę przerwać im tą euforie. A szkoda... wyglądają jak dzieci(jeśli można tak powiedzieć o nich).
Podeszłam do nich i powiedziałam:
- Wybaczcie że wam przerywam, ale muszę coś przekazać...
- Co takiego? - powiedział Greg usiłując przestać się śmiać.
- Otóż... Alfa Atena nie żyje, zginęła kilka godzin
przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was
przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie wilkom...
niedziela, 24 listopada 2013
(Wataha Wody) od Grega
Gdy rano się obudziłem kot-morderca był już czarny. Tak jak kiedyś.
Przez następne trzy tygodnie prawie mnie zamordował ale nie dałem się
tak łatwo zwieść!
Dzień w dzień wlepiała we mnie te swe złociste oczyska i oblizywał pyszczek. Do tego musiałem ją karmić, karmić, karmić i jeszcze raz KARMIĆ! Ja? MAM KOGOŚ KARMIĆ? I do tego kota. Koty mają po polu hasać i myszy łapać! Jakby jeszcze było mało to zażyczyła sobie pieszczoty! To jest chyba drugi armageddon*! Może nie na skalę całego świata ale chociażby dla mnie. Czyli ogólnie to jak dla mnie bez znaczenia... Chyba... Tak pobieżnie mówiąc i rozmyślając oraz pobieżnie "rozgrzebując" ten punkt spojrzenia... Ale mniejsza. Wracając do kota... W drugim albo trzecim dniu gdy otrzymałem kota Rapix zadaje mi interesujące pytania:
- Czemu miauczysz przez sen?
Oczywiście z interesujących pytań powstaje interesująca rozmowa. A czasem komiczna. Ja dusiłem się starając się nie wybuchnąć nagłym śmiechem. Nie było tego po mnie widać ale najchętniej bym wyparował/zniknął/zakopał się/schowałbym się gdziekolwiek/uciekł tysiące mil stąd. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się i patrząc na nią powiedziałem:
- Czy ja wyglądam na kota? - zapytałem robiąc dziwną minę
- Nie. Ale miauczałeś. - mówiła
- Zgodzę się z pierwszym ale z drugim nie. - stwierdziłem myśląc szybko jak to powiedzieć.
Ok. Powiem że adoptowałem kota. Ale będzie jej mina.
- Słucham. - rzekła dość... szorstko
- Dostałem kota. - powiedziałem szczerząc głupkowato zęby
- O tak... - przeszyła mnie wzrokiem
- Dialy... - zawołałem kota-mordercę - kici, kici! Chodź!
Po chwili do Rapix łasiła się kocica.
- Ok. Tylko zrób coś z tym miauczeniem w nocy. - stwierdziła i wyszła
No i ten "mój" kot daje mi wyłącznie spokój gdy zamieniam się w wilka. CHWAŁA TOBIE KTO DAŁ MI WILCZĄ POSTAĆ! Bułahahah!
No ale za to ma też inne wymagania... mianowicie... kona po 24 godzinach bez mojej gitary. To znaczy że nie jej rzucić aby całą podrapała tylko coś zagrać, zabrzdąkać przez jakieś 15 minut i po kłopocie. To działa chyba tak jak na psa spacer.
Ale dziś w końcu udało mi się uwolnić od tego pchlarza! Usiadłem nad jeziorkiem i marzyłem o chwili ciszy gdy nagle BUM! Coś niebieskiego przelatuje obok mnie. Zerwałem się momentalnie zamieniając w wilka. Nagle znów przede mną przebiegł ten wilk.
- TONNY! - wydarłem się radośnie do kumpla
- GREG! - z równie szalonym refleksem skoczył na mnie
Przeturliśmy się szybko aż w końcu nie walneliśmy w drzewo. Gdy padliśmy plackiem obok siebie roześmialiśmy się mega głośno! Jak ja lubię tego wariata! Wstaliśmy i posyłając sobie zabawiackie spojrzenia zapytałem:
- Co cię tu sprowadza? Hmmmm?
- A co ja? Na spowiedzi czy na przesłuchaniu? - odpowiedział zabawnym pytaniem
- Nie można już nic się zapytać? - teraz ja zapytałem
- O nie! Przybiłeś mnie do muru! Już nie ma dla mnie ratunku! Przyszedłem na Halloween! LITOŚCI! - wykrzykiwał swoim dziwnym głosem
- A na to nie jest już zapuźno? - zapytałem rozbawiony i zbity z tropu
- EJ! No weź! - prosił
- No co?! To może lepiej przyjdź na święta? - zaproponowałem
- Na które? - zapytał
- Te twoje ulubione. - odpowiedziałem kładąc się wygodnie pod drzewem
On położył się obok mnie i z błagalnym spojrzeniem zadał kolejne pytanie:
- Zaśpiewaj razem że mną. - zrobił maślane oczy
- Nie. - odpowiedziałem twardo kładąc łapę na łeb
Mimo tego zaczął nucić i nie mogłem się powstrzymać! Po chwili razem i radośnie śpiewaliśmy tą jakże świąteczną piosenkę.
Pod koniec tarzaliśmy się za śmiechu. Klepiąc się po plecach. Miło było
w końcu z nim pogadać. Ciekawe co u Jamesa który jest jego bratem.
* pierwszy był gdy żyły dinozaury i wtedy w ziemię walnął kamień i NASTĄPIŁ KONIEC DIPLODOKÓW. Armageddon to po prostu apokalipsa a apokalipsa to koniec świata.
Dzień w dzień wlepiała we mnie te swe złociste oczyska i oblizywał pyszczek. Do tego musiałem ją karmić, karmić, karmić i jeszcze raz KARMIĆ! Ja? MAM KOGOŚ KARMIĆ? I do tego kota. Koty mają po polu hasać i myszy łapać! Jakby jeszcze było mało to zażyczyła sobie pieszczoty! To jest chyba drugi armageddon*! Może nie na skalę całego świata ale chociażby dla mnie. Czyli ogólnie to jak dla mnie bez znaczenia... Chyba... Tak pobieżnie mówiąc i rozmyślając oraz pobieżnie "rozgrzebując" ten punkt spojrzenia... Ale mniejsza. Wracając do kota... W drugim albo trzecim dniu gdy otrzymałem kota Rapix zadaje mi interesujące pytania:
- Czemu miauczysz przez sen?
Oczywiście z interesujących pytań powstaje interesująca rozmowa. A czasem komiczna. Ja dusiłem się starając się nie wybuchnąć nagłym śmiechem. Nie było tego po mnie widać ale najchętniej bym wyparował/zniknął/zakopał się/schowałbym się gdziekolwiek/uciekł tysiące mil stąd. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się i patrząc na nią powiedziałem:
- Czy ja wyglądam na kota? - zapytałem robiąc dziwną minę
- Nie. Ale miauczałeś. - mówiła
- Zgodzę się z pierwszym ale z drugim nie. - stwierdziłem myśląc szybko jak to powiedzieć.
Ok. Powiem że adoptowałem kota. Ale będzie jej mina.
- Słucham. - rzekła dość... szorstko
- Dostałem kota. - powiedziałem szczerząc głupkowato zęby
- O tak... - przeszyła mnie wzrokiem
- Dialy... - zawołałem kota-mordercę - kici, kici! Chodź!
Po chwili do Rapix łasiła się kocica.
- Ok. Tylko zrób coś z tym miauczeniem w nocy. - stwierdziła i wyszła
No i ten "mój" kot daje mi wyłącznie spokój gdy zamieniam się w wilka. CHWAŁA TOBIE KTO DAŁ MI WILCZĄ POSTAĆ! Bułahahah!
No ale za to ma też inne wymagania... mianowicie... kona po 24 godzinach bez mojej gitary. To znaczy że nie jej rzucić aby całą podrapała tylko coś zagrać, zabrzdąkać przez jakieś 15 minut i po kłopocie. To działa chyba tak jak na psa spacer.
Ale dziś w końcu udało mi się uwolnić od tego pchlarza! Usiadłem nad jeziorkiem i marzyłem o chwili ciszy gdy nagle BUM! Coś niebieskiego przelatuje obok mnie. Zerwałem się momentalnie zamieniając w wilka. Nagle znów przede mną przebiegł ten wilk.
- TONNY! - wydarłem się radośnie do kumpla
- GREG! - z równie szalonym refleksem skoczył na mnie
Przeturliśmy się szybko aż w końcu nie walneliśmy w drzewo. Gdy padliśmy plackiem obok siebie roześmialiśmy się mega głośno! Jak ja lubię tego wariata! Wstaliśmy i posyłając sobie zabawiackie spojrzenia zapytałem:
- Co cię tu sprowadza? Hmmmm?
- A co ja? Na spowiedzi czy na przesłuchaniu? - odpowiedział zabawnym pytaniem
- Nie można już nic się zapytać? - teraz ja zapytałem
- O nie! Przybiłeś mnie do muru! Już nie ma dla mnie ratunku! Przyszedłem na Halloween! LITOŚCI! - wykrzykiwał swoim dziwnym głosem
- A na to nie jest już zapuźno? - zapytałem rozbawiony i zbity z tropu
- EJ! No weź! - prosił
- No co?! To może lepiej przyjdź na święta? - zaproponowałem
- Na które? - zapytał
- Te twoje ulubione. - odpowiedziałem kładąc się wygodnie pod drzewem
On położył się obok mnie i z błagalnym spojrzeniem zadał kolejne pytanie:
- Zaśpiewaj razem że mną. - zrobił maślane oczy
- Nie. - odpowiedziałem twardo kładąc łapę na łeb
Mimo tego zaczął nucić i nie mogłem się powstrzymać! Po chwili razem i radośnie śpiewaliśmy tą jakże świąteczną piosenkę.
* pierwszy był gdy żyły dinozaury i wtedy w ziemię walnął kamień i NASTĄPIŁ KONIEC DIPLODOKÓW. Armageddon to po prostu apokalipsa a apokalipsa to koniec świata.
poniedziałek, 18 listopada 2013
(Wataha Powietrza) Od Miko
- Po prostu nigdy tego nie rób. – Powiedział.
Ścisnął mnie bardziej, jednak ja nie miałam nic przeciw, tak
jakby panował na de mną… Wiatr zawiał, a wtedy mnie puścił i spojrzał głęboko w
oczy. Wtedy poczułam się jak ktoś ważny i dorosły, a nie mała dziewczynka siejąca
kłopoty w całym IV. On odwrócił się powolnie i odszedł. Stałam tak jeszcze
przez chwilkę, potem rozejrzałam się. Uśmiechnęłam się i poszłam nad jezioro. W
połowie drogi zrobiło mi się czarno przed oczami. Zignorowałam to i odzyskałam
po dłuższej chwili wzrok. Stanęłam na brzegu i poczułam lekki chłodek. Na
środku zobaczyłam idącą Lunę. Uśmiechała się i szła powoli stawiając każdy
krok. Wyciągnęłam mimowolnie ręce, a ona swoje. Gdy tylko doszła chwyciła mnie
mocno.
- Nie wiem jakim cudem… Jesteś prawie jak Atena i Nemezis,
sprzeciwiasz się woli innych. – Wyszeptała.
- Nigdy się nie poddam. – Powiedziałam radośnie.
- Nawet nie wiesz ile masz do stracenia. Będę teraz mogła
odwiedzać Cię tylko we śnie… - Powiedziała zaciskając ręce w pięści na moim
ubiorze.
- Rozumiem, będę tęsknić za sprzeciwianiem się tobie. –
Zachichotałam.
- Teraz podejrzewam, ze będziesz chciała wyruszyć do starej
rodzinnej wioski? – Puściła mnie i jej oczy zaświeciły smutno.
- Jeszcze nie czas na takie decyzje. Muszę pomóc Nemezis i
reszcie. – Powiedziałam.
- Wydoroślałaś. – Dotknęła mojego policzka.
- Odzyskałam moja złość, jednak mam też radość. Teraz muszę
wszystko doskonalić. – Odparłam.
- Dobrze, ale uważaj bardziej na siebie. Jesteś tu coraz
ważniejsza, wiec nie działaj pochopnie. - Ostrzegła mnie.
- Dam radę. – W tym
momencie zaczęła oślepiać światłością i po chwili zniknęła.
Straciłam równowagę i upadłam na kolana. Coraz głośniej
oddychałam. *Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz.* Powtarzałam w głowie jak
mantrę. Byłam wykończona i bez sił, tak jakbym upchnęła i nadal z suchej gleby
czerpała ostatnie krople wody. Nie wiem skąd wzięłam siłę, ale wstałam i
weszłam do wody, by obmyć rany. Następnie opierając się o drzewa szłam ociężale
dysząc do domu. Potykałam się o własne nogi i co jakiś czas oczy zachodziły mi
mgłą. W końcu potknęłam się tak, że prawie spadłam na twarz, jednak ktoś mnie
złapał. Spojrzałam zdezorientowanym wzrokiem na mojego wybawcę. Ujrzałam Roxas,
patrzył na mnie zmartwionym i wściekłym wzrokiem.
- Ja… Wrócę, poradzę sobie. – Wycharczałam.
- Nie umiesz o siebie dbać, prawda? – Zignorował mnie i
wziął na ręce.
- Dbam… - Nie mogłam się mu nawet wyrwać…
- Jesteś nie możliwa. – Skarcił mnie wzrokiem.
- Wcale nie, tylko Ci się tak wydaje. – Uśmiechnęłam się.
Nagle przed nami pojawili się moi bracia.
- Szukaliśmy Cię. – Syknął Illuminated.
- Nie musieliście… - Starałam się stanąć, ale blondyn nie
chciał mnie puścić.
- Taaa. – Brunet podszedł i oczy chłopaków spotkały się…
Odbywali jakby walkę między sobą… Illuś chciał mnie przejąć,
ale Rox nie miał ochoty mnie oddawać.
- Ja sobie poradzę. – Wyszeptałam.
Wtem ich oczy zwróciły się na mnie, myślałam, że najchętniej
to by mnie zakneblowali…
- Ja już ją zaniosę, nie musiałeś się wysilać. – Powiedział
Alfa.
- Nie ma sprawy doniosę ją. – Odparł.
- Nie naprawdę nie trzeba. – Warknął.
- Ależ nic nie szkodzi, zaniosę ją. – Odburknął.
- Dawaj moją siostrę, bo rozpieprzę Ci tą buziulkę. – Jego oczy
zapłonęły czerwienią.
- Nie ma takiej opcji. – Syknął.
Ja zaś wyrwałam się z uścisku i obydwóch zmierzyłam
wzrokiem. Potem zaczęłam uciekać, a że byłam z natury bardzo szybka, to było
mało prawdopodobne by mnie dogonili nawet lecąc. Wyglądało to pewnie komicznie,
trzech pędzących chłopaków, za osłabioną dziewczyną. Mimo tego, że byłam tak
cholernie słaba, to biegałam jak zawsze.
- No i patrz co narobiłeś! Jak teraz padnie to może nawet w śpiączkę
zapaść! Miko do cholery nie masz tyle siły! – Usłyszałam krzyki szatyna.
Szybko przeskakiwałam z drzewa na drzewo, a oni nie mogli
mnie złapać, tak jak kiedyś…. W końcu stanęłam, a trójka dyszących bliskich mi osób
stanęła naprzeciwko mnie.
- Jesteście głupkami! Spieracie się o nic! Jestem
wykończona, ale dam sobie radę! Nie jestem ciężarem, o który zawsze macie się
martwić, wiec proszę dajcie spokój. – Powiedziałam trzymając się ledwie na
nogach.
- Nie jesteś ciężarem głuptasie. Chodź lepiej i nie
odstawiaj już szopek. – Odparł Illuminated.
- A może byś jej choć aż wysłuchał?! – Wtrącił blondyn.
- Nic Ci do naszych relacji! – Powiedział wkurzony.
- Przestańcie!!!!!!!! – Wydarłam się tak, ze aż echo
rozniosło się na cała watahę.
- Miko, po prostu martwimy się o Ciebie. - Powiedział Unmei.
- Nie powinniście w taki… - Nagle nogi się pode mną ugięły…
(Dobra ludu nie lenimy się, tylko piszemy ;P)
Subskrybuj:
Posty (Atom)