Dzień w dzień wlepiała we mnie te swe złociste oczyska i oblizywał pyszczek. Do tego musiałem ją karmić, karmić, karmić i jeszcze raz KARMIĆ! Ja? MAM KOGOŚ KARMIĆ? I do tego kota. Koty mają po polu hasać i myszy łapać! Jakby jeszcze było mało to zażyczyła sobie pieszczoty! To jest chyba drugi armageddon*! Może nie na skalę całego świata ale chociażby dla mnie. Czyli ogólnie to jak dla mnie bez znaczenia... Chyba... Tak pobieżnie mówiąc i rozmyślając oraz pobieżnie "rozgrzebując" ten punkt spojrzenia... Ale mniejsza. Wracając do kota... W drugim albo trzecim dniu gdy otrzymałem kota Rapix zadaje mi interesujące pytania:
- Czemu miauczysz przez sen?
Oczywiście z interesujących pytań powstaje interesująca rozmowa. A czasem komiczna. Ja dusiłem się starając się nie wybuchnąć nagłym śmiechem. Nie było tego po mnie widać ale najchętniej bym wyparował/zniknął/zakopał się/schowałbym się gdziekolwiek/uciekł tysiące mil stąd. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się i patrząc na nią powiedziałem:
- Czy ja wyglądam na kota? - zapytałem robiąc dziwną minę
- Nie. Ale miauczałeś. - mówiła
- Zgodzę się z pierwszym ale z drugim nie. - stwierdziłem myśląc szybko jak to powiedzieć.
Ok. Powiem że adoptowałem kota. Ale będzie jej mina.
- Słucham. - rzekła dość... szorstko
- Dostałem kota. - powiedziałem szczerząc głupkowato zęby
- O tak... - przeszyła mnie wzrokiem
- Dialy... - zawołałem kota-mordercę - kici, kici! Chodź!
Po chwili do Rapix łasiła się kocica.
- Ok. Tylko zrób coś z tym miauczeniem w nocy. - stwierdziła i wyszła
No i ten "mój" kot daje mi wyłącznie spokój gdy zamieniam się w wilka. CHWAŁA TOBIE KTO DAŁ MI WILCZĄ POSTAĆ! Bułahahah!
No ale za to ma też inne wymagania... mianowicie... kona po 24 godzinach bez mojej gitary. To znaczy że nie jej rzucić aby całą podrapała tylko coś zagrać, zabrzdąkać przez jakieś 15 minut i po kłopocie. To działa chyba tak jak na psa spacer.
Ale dziś w końcu udało mi się uwolnić od tego pchlarza! Usiadłem nad jeziorkiem i marzyłem o chwili ciszy gdy nagle BUM! Coś niebieskiego przelatuje obok mnie. Zerwałem się momentalnie zamieniając w wilka. Nagle znów przede mną przebiegł ten wilk.
- TONNY! - wydarłem się radośnie do kumpla
- GREG! - z równie szalonym refleksem skoczył na mnie
Przeturliśmy się szybko aż w końcu nie walneliśmy w drzewo. Gdy padliśmy plackiem obok siebie roześmialiśmy się mega głośno! Jak ja lubię tego wariata! Wstaliśmy i posyłając sobie zabawiackie spojrzenia zapytałem:
- Co cię tu sprowadza? Hmmmm?
- A co ja? Na spowiedzi czy na przesłuchaniu? - odpowiedział zabawnym pytaniem
- Nie można już nic się zapytać? - teraz ja zapytałem
- O nie! Przybiłeś mnie do muru! Już nie ma dla mnie ratunku! Przyszedłem na Halloween! LITOŚCI! - wykrzykiwał swoim dziwnym głosem
- A na to nie jest już zapuźno? - zapytałem rozbawiony i zbity z tropu
- EJ! No weź! - prosił
- No co?! To może lepiej przyjdź na święta? - zaproponowałem
- Na które? - zapytał
- Te twoje ulubione. - odpowiedziałem kładąc się wygodnie pod drzewem
On położył się obok mnie i z błagalnym spojrzeniem zadał kolejne pytanie:
- Zaśpiewaj razem że mną. - zrobił maślane oczy
- Nie. - odpowiedziałem twardo kładąc łapę na łeb
Mimo tego zaczął nucić i nie mogłem się powstrzymać! Po chwili razem i radośnie śpiewaliśmy tą jakże świąteczną piosenkę.
* pierwszy był gdy żyły dinozaury i wtedy w ziemię walnął kamień i NASTĄPIŁ KONIEC DIPLODOKÓW. Armageddon to po prostu apokalipsa a apokalipsa to koniec świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz