Na wszystko nadchodzi czas, także nadszedł czas i na zamknięcie Immortal Volves. Zarówno my: admini i modzi bloga nie czujemy tej dawnej pasji i uznaliśmy, iż przeciąganie tego nic nie da. Niektórzy mogą czuć lekką urazę za to, że go zamykamy, ale to nie nasza wina, jeśli chcecie, żeby ten blog kontynuował swój marny już teraz żywot to było pisać, może wtedy zachowałby swoją dawną chwałę. Było. Minęło. Za nic was nie obwiniamy, ponieważ winy ponoszą również autorzy tej stronki, a przynajmniej ja- Arisa/Atena, która piszę tutaj w imieniu całej moderacji i administracji.
Nie wszystko stracone. Na osłodę zostawiamy wam namiastkę tego miejsca, która może stać się nawet czymś większym i wspanialszym, niż to co jest tutaj. Wszystko zależy od osób, które tworzą IV. TO, jaki on się okaże zależy od WAS.
Także... Jeśli, wciąż zamierzacie się nie poddawać i czujecie choć odrobinę sympatii do bloga i do osób, które pisały razem z wami, wtedy dołączcie do nas ponownie i na nowo przeżyjcie kolejną przygodę.
Załoga Bloga w swoim Ostatnim Finałowym Poście!
Dziękujemy za wszystko:
-Rozmowy na konfach Skype, zawsze można było się tam uśmiechnąć po kiepskim dniu. Jeszcze nigdy się nie rozczarowałam (opinia Airsy/Ateny)
-Wspólne pisanie opowiadań (zapewniam was, że niektóre były genialne)
-a także dla tych, którzy jeszcze tutaj zaglądają: DZIĘKUJEMY ZA TO, ŻE ZOSTALIŚCIE Z NAMI DO KOŃCA! Nawet nie wiecie ile to znaczy dla nas : )
No i ostatnie specjalne podziękowania dla:
-Nemezis (Alfa Mroku) - za wytrwanie z nami od początku do końca i staranie się o ożywanie IV. Dodatkowo potrafisz dziewczyno pisać genialne opowiadania :D Oczywiście pisała również dużo opowiadań za co powinna dostać medal :p
Nigdy o nich nie zapomnimy!
-Illuminated (Afla Powietrza) - dzięki za wytrwanie z nami do końca moja mordko... (wiem, że powinnam wyciąć to określenie "mordko", ale nie mogę się do tego zmusić). Zawsze pisałaś dużo opowiadań, dużo genialnych opowiadań. Z chęcią witam ciebie w nowych progach IW :)
-Emi (Bella, Alfa Ziemi) - zawsze starałaś się dla bloga. Podejmowałaś się zrobienia rankingu, gdy mi się nie chciało, mimo, iż nieraz posiadałaś mniej czasu na to ode mnie. Dziękuję za tą pomoc :*
Pisałaś, może nie tak dużo, jak inne Alfy, ale wiadomo, że liczy się jakość, a nie ilość, tymczasem u ciebie jakość była z górnej półki. Poza tym jesteś wspaniałą osóbką. Miło mi będzie z tobą otwierać IW ;)
-Kasumi (Światło) - dawniej Zefir (również Światło). Zawsze wnosiłaś trochę życia w niezbyt aktywną watahę światła. Dziękuję ci bardzo. Gdyby nie ty, pewnie by umarła. Zapewne zobaczymy się wkrótce :D
Oliv (czyli Miko) - chętnie bym cię uściskała w realu, ale musisz zadowolić się tym co tutaj napiszę... Jesteś autorką wielu wspaniałych i długich opowiadań. Aktywną od chwili w której się tutaj pojawiłaś,aż do końca. Do zobaczenia na nowym IW^^
Greg - idealny wilczek, (także jako pprzyjaciel Miko). Dużo fantastycznych, wspólnych historią opowiadań z tą dziewczynką pochwaloną powyżej. Dzięki za pojawienie się w watasze i za pisanie (do końca z nami). Do zobaczyska za niedługo na IW.
Argony (Mrok) i Trisia (Ogień) - dzięki za wytrwanie z nami do końca. Naprawdę to doceniamy i nawiasem mówiąc super opo :*
Trishia ożywiłaś ogień, Argony- być może dałabym ci tytuł ożywiacza watahy, ale akurat Mrok do niedawna był najbardziej tętniącą życiem watahą.
Alice (Mrok, a dawniej Kuroko ze Światła) - dziękuję za ciut ożywienia watahy światła, gdy jeszcze tam byłaś.
Rapix (Alfa Wody) - chociaż ciebie z nami już nie ma to nie zapominamy o
tym, że napisałaś niejedno i nie dwa opowiadania, lecz bardzo dużo. No
cóż. Może jeszcze kiedyś na ciebie trafimy na którymś z blogów. Mam nadzieję^^
I to chyba wszystko...
Jestem pewna, że zostało wiele osób pominiętych, ale musiałam wyselekcjonować tylko te najważniejsze, no i okazało, że się nie zmieściłam ;p Pewnie za to, że Atena była wkurzającą Alfą (Arisa dla odmiany za bardzo bojaźliwą) no i przez to nie można mnie nawet chwalić za ilość opo, bo trzeba było się zmuszać, by je przeczytać.
JeSzCzE RaZ WsZyStKiM DzIĘkUjEmY!!!
Do zobaczenia wkrótce na (nowym Immortal Volves/Wolves):
http://immortalwolves.blogspot.com
(już otwarte!)
czwartek, 9 stycznia 2014
Otwarcie IW
Zapraszamy na http://immortalwolves.blogspot.com
Jest to nowa wataha założona na tych samych terenach, lecz w innych czasach. Historie, które były tutaj zapisane są przeszłością tamtej krainy, uznawanymi nieraz za legendy.
Zapraszamy do dołączenia!
Zgłoszenia możecie wysyłać do:
Howrse:
nikusia199915
kasieczka
Skype:
nikita.werka
...aczkolwiek bardziej polecamy wysłanie zgłoszenia na hwr^^ ponieważ skype z powodu szlabanu jest rzadziej uczęszczane
Jest to nowa wataha założona na tych samych terenach, lecz w innych czasach. Historie, które były tutaj zapisane są przeszłością tamtej krainy, uznawanymi nieraz za legendy.
Zapraszamy do dołączenia!
Zgłoszenia możecie wysyłać do:
Howrse:
nikusia199915
kasieczka
Skype:
nikita.werka
...aczkolwiek bardziej polecamy wysłanie zgłoszenia na hwr^^ ponieważ skype z powodu szlabanu jest rzadziej uczęszczane
(Wataha Światła) od Arisy
Rozejrzałam się po tajemniczej grocie. Była piękna i zdawała się zawierać w sobie moc każdego żywiołu. Dziwne, że mi nikt o niej nie powiedział, może nie mieli czasu.
A może nie chcieli bym coś zniszczyła - naburmuszyłam się, ale w sumie to bym zrobiła na ich miejscu to samo.
Spróbowałam wstać i cicho syknęłam z bólu. Kostka. Skręcona zapewne. Muszę poczekać chwilę nim się zregeneruje.
Po kilku minutach wstałam ostrożnie, by jej przypadkiem na nowo nie nadwyrężyć i ruszyłam w głąb groty.
- P-pi-piękne - wyszeptałam oczarowana. - Jaki piękny kryształ.
Bałam się, ale coś przejęło nade mną kontrolę. Niczym w transie podeszłam do kryształu i wyciągnęłam rękę, mimo że wszystko we mnie krzyczało, by tego nie robić, jeszcze coś zepsuję, ale to coś było silniejsze.
W momencie, gdy go dotknęłam i nic się nie stało odetchnęłam z ulgą. No cóż... Chyba tym razem mam trochę więcej szczęścia i nic nie nabroiłam, a teraz stąd wyjdę i będę udawać, że nic nie zrobiłam.
Szczęście? Twierdzisz, że masz szczęście? Nikt z was nie ma szczęścia, skoro tutaj pozostał....
- Kim ty jesteś? - Zapytałam. - Co to za głos?
Nagle od kryształu oderwała się cienka warstwa i pojawiły się przede mną dwie postacie.
- To ja do ciebie mówię - powiedziała dziewczyna.
Byli piękni. Obydwoje mieli blond włosy. Czy oni w ogóle należeli do tego świata? Przecież ktoś tak piękny nie mógł się urodzić.
- Kim wy jesteście? - Wydusiłam z siebie. - Co wy tutaj robicie?
- Jestem Len - powiedział chłopak. - Len Kagamine.
- A ja Rin - dodała dziewczyna. Rin Kagamine.
- Jesteście rodzeństwem? - Spytałam. - Te same nazwiska i podobny wygląd...
- Nie - pokręciła głową. - Większość osób tak o nas myśli, ale jesteśmy swoimi lustrzanymi odbiciami. Stąd nasze nazwisko Kagamine, inaczej Lustrzany Dźwięk. A co do tego kim jesteśmy to możesz nas uznać za dwójkę opiekuńczych bóstw tej krainy. Na co dzień spacerujemy po tej grocie nieodkryci, bądź jeśli się ktoś pojawi to się ukrywamy w krysztale w którym mieszkamy.
- A dlaczego się ukrywacie? - Spytałam.
- Ponieważ wiedza o nas chyba nie byłaby dla was dobra. Znamy każdą z możliwych przyszłości tych krainy, nawet tą w której o nas wiecie i nie jest ona dobra - powiedziała.
- Jesteśmy wcieleniami poprzednich krain Immortal Volves - powiedział chłopak. - Początkowo były dwie, które się połączyły, lecz tego samego dnia rozgniewa TA osoba zadecydowała o wymordowaniu krainy, chociaż mimo starań TEJ odoby kraina się złączyła, dlatego ma dwa wcielenia, które są swoimi lustrzanymi odbiciami, ponieważ wilki się nie wymieszały.
- Chyba rozumiem - powiedziałam niepewnie. - Ale dlaczego mi to mówicie?
- Ponieważ właśnie wasza kraina doświadcza kolejnej zagłady - powiedziała zupełnie poważnie dziewczyna.
- Ale o czym wy mówicie? - Zdziwiłam się. - Wszystko jest w porządku.
- Może zniszczenie nie dotarło jeszcze do światła, ale to już tylko kwestia czasu - uśmiechnęła się smutno. - W innych krainach wilki zaczynają tracić kontrolę, uśmiercą was wasze własne moce.
- Jak to powstrzymać? - Zapytałam, chociaż zaszkliły mi się oczy. Nie teraz, teraz nie mogłam sobie pozwolić na płacz, musiałam wziąć się w garść. - Co zrobić, by jak najmniej osób zginęło?
- Nic z tym nie zrobisz - odparła. - Zginą wszyscy oprócz ciebie, bo ty pozostaniesz tutaj z nami, jako kolejne wcielenie Immortal Volves. Będziesz pamiątką po tamtej krainie, jej kolejnym bogiem.
- Sorry, ale ja nie jestem zainteresowana propozycją - odparłam.
- My też nie byliśmy, ale mimo naszej woli tutaj zostaliśmy - powiedział chłopak. - To nie nasza decyzja kto tu zostaje. Teraz wybrano ciebie.
- Egida ci się już nie przyda - powiedziała Rin i nagle ona zniknęła. - Ofiarujemy ją kogoś innemu, który przybędzie do Immortal Wolves.
- Powiedziałaś Immortal Wolves, ta kraina nazywa się Immortal Volves.
- Dzisiaj jeszcze tak - zgodziła się. - Jutro już nie.
Upadłam na kolana, bo nagle dotarło do mnie... Wszyscy zginą. Jutro już ich nie będzie, za najdalej kilka godzin moja wataha również zniknie. Nie byłam już w stanie panować nad łzami i wybuchłam głośnym szlochem. Dziewczyna mnie objęła i mówiła uspokajające słowa, ale i tak nie byłam w stanie jej słuchać. Minęło kilka godzin, nim zapadłam w niespokojny sen, ale nie wiem czy nie wolałabym dalej płakać, ponieważ śniłam o rzezi w IV.
W końcu, gdy się obudziłam postanowiłam:
Dowiem się przez kogo decyzję zginęło Immortal Volves i go zabiję, doprowadzę do jego śmierci, nawet jeśli nie będzie zadana ona moimi rękami.
- Już mi lepiej - powiedziałam cicho. - Ale pozwólcie mi zostać jeszcze w żałobie przez kilka dni.
Kiwnęli głowami, sami również siedzieli cicho, aż w końcu uspokoiłam się i przyjęłam do wiadomości fakt, iż nie byłam w stanie im pomóc.
- Powiedz mi... - Zapytałam się Rin. - Moglibyśmy tym razem przemówić do wilków, jako bogowie? Dać im misję, dzięki której by zabili TEGO kto zadecydował o śmierci waszej i mojej watahy?
- Myślę, że tak - powiedziała. - A teraz w sumie możemy wykorzystać te 400 lat do wzajemnego zapoznania się.
- ILE?! - Wykrzyknęłam zdumiona.
- Minie 400 lat nim ktokolwiek się tutaj pojawi - powiedziała.
A może nie chcieli bym coś zniszczyła - naburmuszyłam się, ale w sumie to bym zrobiła na ich miejscu to samo.
Spróbowałam wstać i cicho syknęłam z bólu. Kostka. Skręcona zapewne. Muszę poczekać chwilę nim się zregeneruje.
Po kilku minutach wstałam ostrożnie, by jej przypadkiem na nowo nie nadwyrężyć i ruszyłam w głąb groty.
- P-pi-piękne - wyszeptałam oczarowana. - Jaki piękny kryształ.
Bałam się, ale coś przejęło nade mną kontrolę. Niczym w transie podeszłam do kryształu i wyciągnęłam rękę, mimo że wszystko we mnie krzyczało, by tego nie robić, jeszcze coś zepsuję, ale to coś było silniejsze.
W momencie, gdy go dotknęłam i nic się nie stało odetchnęłam z ulgą. No cóż... Chyba tym razem mam trochę więcej szczęścia i nic nie nabroiłam, a teraz stąd wyjdę i będę udawać, że nic nie zrobiłam.
Szczęście? Twierdzisz, że masz szczęście? Nikt z was nie ma szczęścia, skoro tutaj pozostał....
- Kim ty jesteś? - Zapytałam. - Co to za głos?
Nagle od kryształu oderwała się cienka warstwa i pojawiły się przede mną dwie postacie.
- To ja do ciebie mówię - powiedziała dziewczyna.
Byli piękni. Obydwoje mieli blond włosy. Czy oni w ogóle należeli do tego świata? Przecież ktoś tak piękny nie mógł się urodzić.
- Jestem Len - powiedział chłopak. - Len Kagamine.
- A ja Rin - dodała dziewczyna. Rin Kagamine.
- Jesteście rodzeństwem? - Spytałam. - Te same nazwiska i podobny wygląd...
- Nie - pokręciła głową. - Większość osób tak o nas myśli, ale jesteśmy swoimi lustrzanymi odbiciami. Stąd nasze nazwisko Kagamine, inaczej Lustrzany Dźwięk. A co do tego kim jesteśmy to możesz nas uznać za dwójkę opiekuńczych bóstw tej krainy. Na co dzień spacerujemy po tej grocie nieodkryci, bądź jeśli się ktoś pojawi to się ukrywamy w krysztale w którym mieszkamy.
- A dlaczego się ukrywacie? - Spytałam.
- Ponieważ wiedza o nas chyba nie byłaby dla was dobra. Znamy każdą z możliwych przyszłości tych krainy, nawet tą w której o nas wiecie i nie jest ona dobra - powiedziała.
- Jesteśmy wcieleniami poprzednich krain Immortal Volves - powiedział chłopak. - Początkowo były dwie, które się połączyły, lecz tego samego dnia rozgniewa TA osoba zadecydowała o wymordowaniu krainy, chociaż mimo starań TEJ odoby kraina się złączyła, dlatego ma dwa wcielenia, które są swoimi lustrzanymi odbiciami, ponieważ wilki się nie wymieszały.
- Chyba rozumiem - powiedziałam niepewnie. - Ale dlaczego mi to mówicie?
- Ponieważ właśnie wasza kraina doświadcza kolejnej zagłady - powiedziała zupełnie poważnie dziewczyna.
- Ale o czym wy mówicie? - Zdziwiłam się. - Wszystko jest w porządku.
- Może zniszczenie nie dotarło jeszcze do światła, ale to już tylko kwestia czasu - uśmiechnęła się smutno. - W innych krainach wilki zaczynają tracić kontrolę, uśmiercą was wasze własne moce.
- Jak to powstrzymać? - Zapytałam, chociaż zaszkliły mi się oczy. Nie teraz, teraz nie mogłam sobie pozwolić na płacz, musiałam wziąć się w garść. - Co zrobić, by jak najmniej osób zginęło?
- Nic z tym nie zrobisz - odparła. - Zginą wszyscy oprócz ciebie, bo ty pozostaniesz tutaj z nami, jako kolejne wcielenie Immortal Volves. Będziesz pamiątką po tamtej krainie, jej kolejnym bogiem.
- Sorry, ale ja nie jestem zainteresowana propozycją - odparłam.
- My też nie byliśmy, ale mimo naszej woli tutaj zostaliśmy - powiedział chłopak. - To nie nasza decyzja kto tu zostaje. Teraz wybrano ciebie.
- Egida ci się już nie przyda - powiedziała Rin i nagle ona zniknęła. - Ofiarujemy ją kogoś innemu, który przybędzie do Immortal Wolves.
- Powiedziałaś Immortal Wolves, ta kraina nazywa się Immortal Volves.
- Dzisiaj jeszcze tak - zgodziła się. - Jutro już nie.
Upadłam na kolana, bo nagle dotarło do mnie... Wszyscy zginą. Jutro już ich nie będzie, za najdalej kilka godzin moja wataha również zniknie. Nie byłam już w stanie panować nad łzami i wybuchłam głośnym szlochem. Dziewczyna mnie objęła i mówiła uspokajające słowa, ale i tak nie byłam w stanie jej słuchać. Minęło kilka godzin, nim zapadłam w niespokojny sen, ale nie wiem czy nie wolałabym dalej płakać, ponieważ śniłam o rzezi w IV.
W końcu, gdy się obudziłam postanowiłam:
Dowiem się przez kogo decyzję zginęło Immortal Volves i go zabiję, doprowadzę do jego śmierci, nawet jeśli nie będzie zadana ona moimi rękami.
- Już mi lepiej - powiedziałam cicho. - Ale pozwólcie mi zostać jeszcze w żałobie przez kilka dni.
Kiwnęli głowami, sami również siedzieli cicho, aż w końcu uspokoiłam się i przyjęłam do wiadomości fakt, iż nie byłam w stanie im pomóc.
- Powiedz mi... - Zapytałam się Rin. - Moglibyśmy tym razem przemówić do wilków, jako bogowie? Dać im misję, dzięki której by zabili TEGO kto zadecydował o śmierci waszej i mojej watahy?
- Myślę, że tak - powiedziała. - A teraz w sumie możemy wykorzystać te 400 lat do wzajemnego zapoznania się.
- ILE?! - Wykrzyknęłam zdumiona.
- Minie 400 lat nim ktokolwiek się tutaj pojawi - powiedziała.
czwartek, 19 grudnia 2013
Wataha Powietrza - Od Miko
Gdy tylko blondyn upadł z gardła wydobył mi się tylko
przeraźliwy wrzask. Padłam na kolana i chwyciłam głowę chłopaka. Płakałam
okropnie, wręcz się zanosząc. Próbowałam cos zrobić, tamowałam krew i leczyłam
ranę… Puls jednakże zanikał… Drżącymi ustami pocałowałam go na pożegnanie… Uśmiechnął
się z lekka i jego oczy stały się puste. Zamknęłam mu oczy i znowu się wydarłam
uderzając bezsilnie w pięścią trupa. W końcu oczami pełnymi złości zobaczyłam
co się dzieje… Jaskinia była bez dachu, moi bracia i Nem walczyli… Wstałam
dygocząc. Wyciągnęłam pustkę i bez wahania ruszyłam na brata… Zaczęłam w niego
celować. To nie był mój brat… Przykleiłam go do ziemi i syknęłam mu do ucha: „
Sukinsynu nienawidzę Cię”. W tym momencie jego oczy zalśniły starym blaskiem
przez kilka sekund.
- NIENAWIDZĘ! – Wrzasnęłam.
Odrzucił mnie i zaczął atakować. Nem zjawiła się przy mnie.
- Zajmę go czymś ty uciekaj ostrzec innych z twoim bratem. –
Szepnęła i uśmiechnęła się blado.
- Nie. – Spojrzałam na nią smutno.
Nagle Nemezis odwróciła się i szybko stanęła przed mną.
Straciłam na chwilę rachubę czasu. Spojrzałam przed siebie i… Alfa Mroku stała
z mieczem w brzuchu. Ostrze wynurzyło się, a ja szybko złapałam przyjaciółkę,
no i ten wrzask… Jak wtedy taki sam. Rozpłakałam się na nowo.
- Będzie dobrze. – Poczułam zimną dłoń na policzku.
- Pieczęć… - Wykrztusiłam.
- Wiem, nie mam siły by ja złamać… - Odparła.
- Nie możesz umrzeć, nie teraz, nie tu… Za bardzo Cie
kocham. – Krzyczałam.
- Ja Ciebie też… - Jej oczy stały się puste.
Zrobiłam znowu to samo…. Bracia walczyli, a ja w tym momencie się ulotniłam. Przekazałam
wszystkim mentalną wiadomość o tym co się wyprawia. Usiadłam na jakimś drzewie,
a przede mną zjawili się moi bliscy.
- Zabić. – Syknął Kaito.
Wszyscy pobiegli… Nie wiem po jakim czasie, ale urwała się nasza
więź… Wstałam odruchowo i pobiegłam tam gdzie wcześniej ich wyczuwałam. Spostrzegłam ciała i już chciałam wyjść kiedy
nagle ktoś chwycił mnie i zakrył usta. Łzy znowu napłynęły mi do oczu.
Odwróciłam lekko głowę. To Greg mnie uciszył. Położył palec na ustach i mnie
puścił. Poszliśmy nad Jeziorko. Usiadłam przy wodzie i zaczęłam bez słowa
brodzić palcem w wodzie.
- Co do cholery mu się stało? – Odezwał się Ill.
Przesłałam mu wspomnienia. Usiadł koło mnie i położył rękę
na głowie.
- On już nie wróci do nas… Przez te słowa, że go
nienawidzisz. – Powiedział cicho.
Schowałam twarz w zgięte nogi i zaczęłam cichutko łkać.
- Wiem, że to w złości, ale musisz się przemóc i nie popełniać
bezsensownych błędów. – Powiedział.
- Greg, zagraj. – Szepnęłam.
On wziął gitarę w dłonie i spojrzał na mnie uderzając w
struny.
- Trąba powietrzna staje się coraz silniejsza,
Co wywołuje lekki uśmiech błękitnego nieba.
Tak, tamtego apatycznego poranka
Mój ukochany, godny pogardy bohater umarł.
Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę tego.
Nie mogę oddychać.
Wiosenny wiatr jest zbyt silny.
Miałam potworne przeczucie
Że "to" jest tuż za rogiem.
To boli, boli, boli.
Dusi mnie ta odrobina ciepłego powietrza.
Co za straszna zabawa.
Resztę zostawię tobie, dobrze?
Gdy stanęłyśmy ze sobą twarzą w twarz,
To zachmurzone, ciemnoszare niebo wyglądało, jakby miało się rozpłakać.
Nie mogę już się stąd wydostać.
Nadepnęłam na nieco przybrudzony pusty worek.
"W niedalekiej przyszłości"
"Skradnę to;"
"Skradnę ci twój honor."
"Śmiejesz się."
"Dotknęłaś tej czarnej rzeczy, prawda?"
Zimno, zimno, jest tak zimno.
Mam potworne przeczucie.
Wiosenny wiatr jest zbyt silny.
Uśmiechasz się odrażająco.
W mojej głowie rozlega się echo.
To boli, boli, boli.
Dusi mnie ta odrobina ciepłego powietrza.
Co za straszna zabawa.
Zostaw to Illumianted-san, dobrze? – Zaśpiewałam ze łzami.
Co wywołuje lekki uśmiech błękitnego nieba.
Tak, tamtego apatycznego poranka
Mój ukochany, godny pogardy bohater umarł.
Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę tego.
Nie mogę oddychać.
Wiosenny wiatr jest zbyt silny.
Miałam potworne przeczucie
Że "to" jest tuż za rogiem.
To boli, boli, boli.
Dusi mnie ta odrobina ciepłego powietrza.
Co za straszna zabawa.
Resztę zostawię tobie, dobrze?
Gdy stanęłyśmy ze sobą twarzą w twarz,
To zachmurzone, ciemnoszare niebo wyglądało, jakby miało się rozpłakać.
Nie mogę już się stąd wydostać.
Nadepnęłam na nieco przybrudzony pusty worek.
"W niedalekiej przyszłości"
"Skradnę to;"
"Skradnę ci twój honor."
"Śmiejesz się."
"Dotknęłaś tej czarnej rzeczy, prawda?"
Zimno, zimno, jest tak zimno.
Mam potworne przeczucie.
Wiosenny wiatr jest zbyt silny.
Uśmiechasz się odrażająco.
W mojej głowie rozlega się echo.
To boli, boli, boli.
Dusi mnie ta odrobina ciepłego powietrza.
Co za straszna zabawa.
Zostaw to Illumianted-san, dobrze? – Zaśpiewałam ze łzami.
Odłożył instrument i mnie przytulił.
- Nie chcę nikogo stracić… Muszę go zabić… - Chwyciłam go w
pasie i mocno ścisnęłam.
- Nie dasz rady… - Odparł.
- Teraz na pewno ktoś z nim walczy, giną kolejni. W końcu się
zmęczy. – Powiedziałam.
- A co potem? – Spytał.
- Zabiję się. – Odrzekłam…
(Wataha Moku.) Od Roxas'a.
Alfa Powietrza zdecydowanie grał mi na nerwach. Do jasnej cholery przecież Miko jest dorosła. Staliśmy razem w grocie Nem. Wszyscy byli wściekli z Illuminated'em i Nemezis na czele. Nem pokrywały fioletowe natomiast Illusia niebieskie płomienie.
- Wyjdź. - Zwrócił się ostro basior Powietrza do Miko.
- Nie. - Odpowiedziała wyzywająco.
Z piersi jej brata zaczął wydobywać się warkot. Oczywiste było, że jego moc powoli przejmuje nad nim kontrolę. Przesunąłem się nieznacznie aby zasłonić Miko, która rozpaczliwie próbowała go ogarnąć. Niedobrze.
Nemezis nadal się z nim zażarcie kłóciła. W pewnym momencie chłopak zwrócił wzrok na stojącą za mną Miko. Jego oczy były nieobecne i lśniły złowrogo. Alfa Mroku wypowiedziała zaklęcie próbując go powstrzymać lecz na nic to się zdało. Jej partner był zbyt silny. Jej twarz z zaniepokojonej powoli zmieniała się we wstrząśniętą. Miko i Unmei stali jak wryci. Zapewne sądzili, że uzyskał już kontrolę...
Do tego stopnia pogrążyłem się w myślach, że nie zauważyłem, kiedy Illuminatet zaczął swoją zabójczą szarżę. Wściekle pchnął mieczem w moją stronę. Poczułem, ostry ból w klatce piersiowej. Jego miecz był w niej zagłębiony. Gęsta ciecz powoli spływała na mój brzuch. Upadłem na kolana a mój wzrok stał się mętny. Kiedy basior z triumfem wyszarpnął miecz osunąłem się na ziemię. Ostatnią rzeczą jakią usłyszałem to krzyk Miko i Nemezis...
(Niech Illuś już nie odzyska kontroli. Będzie to sposób na ostatnie chwile bloga. c:
Czytelnicy, nie przejmujemy się.! Niedługo będzie nowy - oparty na tych wydarzeniach. )
- Wyjdź. - Zwrócił się ostro basior Powietrza do Miko.
- Nie. - Odpowiedziała wyzywająco.
Z piersi jej brata zaczął wydobywać się warkot. Oczywiste było, że jego moc powoli przejmuje nad nim kontrolę. Przesunąłem się nieznacznie aby zasłonić Miko, która rozpaczliwie próbowała go ogarnąć. Niedobrze.
Nemezis nadal się z nim zażarcie kłóciła. W pewnym momencie chłopak zwrócił wzrok na stojącą za mną Miko. Jego oczy były nieobecne i lśniły złowrogo. Alfa Mroku wypowiedziała zaklęcie próbując go powstrzymać lecz na nic to się zdało. Jej partner był zbyt silny. Jej twarz z zaniepokojonej powoli zmieniała się we wstrząśniętą. Miko i Unmei stali jak wryci. Zapewne sądzili, że uzyskał już kontrolę...
Do tego stopnia pogrążyłem się w myślach, że nie zauważyłem, kiedy Illuminatet zaczął swoją zabójczą szarżę. Wściekle pchnął mieczem w moją stronę. Poczułem, ostry ból w klatce piersiowej. Jego miecz był w niej zagłębiony. Gęsta ciecz powoli spływała na mój brzuch. Upadłem na kolana a mój wzrok stał się mętny. Kiedy basior z triumfem wyszarpnął miecz osunąłem się na ziemię. Ostatnią rzeczą jakią usłyszałem to krzyk Miko i Nemezis...
(Niech Illuś już nie odzyska kontroli. Będzie to sposób na ostatnie chwile bloga. c:
Czytelnicy, nie przejmujemy się.! Niedługo będzie nowy - oparty na tych wydarzeniach. )
poniedziałek, 16 grudnia 2013
(Wataha Światła) od Arisy
Ocknęłam się z zamyślenia. Nagle zdałam sobie sprawę, że od wojny z alternatywnym Immortal Volves nic się prawie nie dzieje.
Jakby kraina zapadała w powolny sen...
Nie pamiętałam co robiłam rano, chyba to co zwykle. Polowałam, siedziałam w opustoszałej jaskini i wzdychałam nad tym, że jest nudno.
- A co tutaj dałoby się robić? - Westchnęłam.
Mimo wszystko uznałam, że nie mogę tego tak zostawić, a przynajmniej siebie w takim stanie. Muszę się obudzić z tego otępienia, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Apatyczność i bierność nie są dobrymi cechami przywódcy (o ile ja posiadam jakiekolwiek cechy przywódcy).
Chyba za długo już tutaj jesteśmy...
Wstałam i wyszłam z jaskini (wciąż w formie ludzkiej), a następnie poleciałam nad Jezioro Marzeń, by się trochę orzeźwić.
Może bym zaprosiła tutaj Kasumi? Czemu nie? Kogokolwiek, by tutaj nie siedzieć samej i by się w końcu trochę rozerwać.
A może się stąd wyniosę?
Nagle zdałam sobie sprawę, że słyszę ten głos już kilka razy. Chyba nie mam rozdwojenia osobowości, wystarczy mi to, że łatwo wpadam w panikę i niektórzy uważają mnie za histeryczkę, a wśród moich znajomych jestem największą niezdarą. Brakuje mi jeszcze tylko tytułu "Wariatki Tysiąclecia".
Ta kraina nie jest już tak przyjaźnie nastawiona...
- Zamknij si - zaczęłam, ale zdałam sobie, że mówię do siebie. Dobrze, że nikogo tu nie było, jeszcze bym się spaliła ze wstydu.
Ale...
Coś było nie tak i miałam wrażenie, że nie mogę tego zignorować.
Poleciałam do centrum całej krainy i spojrzałam w Wodospad Osobowości. Widziałam siebie w wodnym odbiciu, ale nie tylko siebie. Miałam wrażenie, jakby była tam jakaś gra światła. Minęło kilka minut w monotonnym szmerze wody, nim upewniłam się, że to nie są jakieś zwidy i naprawdę za wodospadem jest jakieś źródło światła.
Po długiej walce ciekawości z niechęcią do wody (przecież będę mokra, jak przejdę przez ten ogromny wodospad) zwyciężyła ciekawość, więc skuliłam się i przeszłam przez ziiimmnnnąąą wodę. Po drugiej stronie było tylko wgłębienie, a dalej ściana.
No i nic z tego - westchnęłam w myślach, jednocześnie wzdrygając się z zimna. - Nic tutaj nie ma.
I w tym momencie się poślizgnęłam z cichym krzykiem. Ściana jaskini przede mną się zdematerializowała, a ja poleciałam do przodu tym razem krzycząc już na całe gardło, jakiś nieartykułowany okrzyk wyrażający zdziwienie, satysfakcję, że miałam rację, a także w większości przepełniony strachem.
______________________________________________________________
Nie wierzę, że to widzę. Ruszyłam się i napisałam opowiadanie. Sukces. Gdybym jeszcze tylko częściej pisała te opowiadania xD, a nie zawieszała co chwilę swoją działalność tutaj, podobnie jak na wszystkich innych blogach...
Jakby kraina zapadała w powolny sen...
Nie pamiętałam co robiłam rano, chyba to co zwykle. Polowałam, siedziałam w opustoszałej jaskini i wzdychałam nad tym, że jest nudno.
- A co tutaj dałoby się robić? - Westchnęłam.
Mimo wszystko uznałam, że nie mogę tego tak zostawić, a przynajmniej siebie w takim stanie. Muszę się obudzić z tego otępienia, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Apatyczność i bierność nie są dobrymi cechami przywódcy (o ile ja posiadam jakiekolwiek cechy przywódcy).
Chyba za długo już tutaj jesteśmy...
Wstałam i wyszłam z jaskini (wciąż w formie ludzkiej), a następnie poleciałam nad Jezioro Marzeń, by się trochę orzeźwić.
Może bym zaprosiła tutaj Kasumi? Czemu nie? Kogokolwiek, by tutaj nie siedzieć samej i by się w końcu trochę rozerwać.
A może się stąd wyniosę?
Nagle zdałam sobie sprawę, że słyszę ten głos już kilka razy. Chyba nie mam rozdwojenia osobowości, wystarczy mi to, że łatwo wpadam w panikę i niektórzy uważają mnie za histeryczkę, a wśród moich znajomych jestem największą niezdarą. Brakuje mi jeszcze tylko tytułu "Wariatki Tysiąclecia".
Ta kraina nie jest już tak przyjaźnie nastawiona...
- Zamknij si - zaczęłam, ale zdałam sobie, że mówię do siebie. Dobrze, że nikogo tu nie było, jeszcze bym się spaliła ze wstydu.
Ale...
Coś było nie tak i miałam wrażenie, że nie mogę tego zignorować.
Poleciałam do centrum całej krainy i spojrzałam w Wodospad Osobowości. Widziałam siebie w wodnym odbiciu, ale nie tylko siebie. Miałam wrażenie, jakby była tam jakaś gra światła. Minęło kilka minut w monotonnym szmerze wody, nim upewniłam się, że to nie są jakieś zwidy i naprawdę za wodospadem jest jakieś źródło światła.
Po długiej walce ciekawości z niechęcią do wody (przecież będę mokra, jak przejdę przez ten ogromny wodospad) zwyciężyła ciekawość, więc skuliłam się i przeszłam przez ziiimmnnnąąą wodę. Po drugiej stronie było tylko wgłębienie, a dalej ściana.
No i nic z tego - westchnęłam w myślach, jednocześnie wzdrygając się z zimna. - Nic tutaj nie ma.
I w tym momencie się poślizgnęłam z cichym krzykiem. Ściana jaskini przede mną się zdematerializowała, a ja poleciałam do przodu tym razem krzycząc już na całe gardło, jakiś nieartykułowany okrzyk wyrażający zdziwienie, satysfakcję, że miałam rację, a także w większości przepełniony strachem.
______________________________________________________________
Nie wierzę, że to widzę. Ruszyłam się i napisałam opowiadanie. Sukces. Gdybym jeszcze tylko częściej pisała te opowiadania xD, a nie zawieszała co chwilę swoją działalność tutaj, podobnie jak na wszystkich innych blogach...
UWAGA
Ja (Alfa Światła) szukam osób chętnych, które pomogłyby przy streszczeniu dotychczasowej historii IV. Będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc, jeśli zdecydujecie się mi pomóc to napiszcie o tym w komentarzach :).
Wasza praca nie pójdzie na marne, zamierzamy ją umieścić na pewnej witrynie, która pomoże dalszemu rozwojowi historii tej krainy, chociaż niekoniecznie tych wilków. To czy tam będziecie zależy tylko i wyłącznie od was, my (a przynajmniej ja i inne osoby, które tam będą) zapraszamy was tam z otwartymi ramionami :)
Szczegóły zostaną podane już wkrótce w którejś z notek administracji.
Wasza praca nie pójdzie na marne, zamierzamy ją umieścić na pewnej witrynie, która pomoże dalszemu rozwojowi historii tej krainy, chociaż niekoniecznie tych wilków. To czy tam będziecie zależy tylko i wyłącznie od was, my (a przynajmniej ja i inne osoby, które tam będą) zapraszamy was tam z otwartymi ramionami :)
Szczegóły zostaną podane już wkrótce w którejś z notek administracji.
sobota, 14 grudnia 2013
(Wataha Powierza) Od Miko
Obudziłam się w jaskini… Naszej, ale nie wiedziałam co się stało.
Wstałam, ale się trochę zachwiałam, nikogo nie było, wiec postanowiłam zwiać.
Gdzie? To chyba oczywiście, że do Grega, pośpiewać, bo tylko to dawało mi
odskocznie od świata. Po jakimś czasie siedziałam na drzewie ze zdziwieniem
słuchając piosenki świątecznej. To był jego kolega? Przyjaciel? Nie ważne, nie
chciałam przeszkadzać. On ma swoje życie. Potem zjawiła się pewna dziewczyna,
którą już kojarzyłam, oświadczyła dwom wilkom o Atenie. Gregowi uśmiech zszedł
z twarzy. Ja zaś zeskoczyłam z drzewa nieopodal i powolnie ze spokojem ruszyłam
w ich stronę. Byłam w ludzkiej formie, bo w wilczej łatwiej mnie zauważyć. Podeszłam w końcu, a Gregory spojrzał na mnie trochę smutnym
wzrokiem.
- Wiesz już o tym? – Zapytał widząc mój spokój.
- Oczywiście. – Spojrzałyśmy równocześnie na siebie.
- Ty jesteś… Mi… Mika? – Zapytała.
- Nie wiem skąd mnie kojarzysz tak dobrze, ale Miko. – Odparłam.
- Yhym, nie będę już przeszkadzać. – Odeszła.
- Ill… - Odwróciłam się z promiennym uśmiechem – Chciałabym
zaśpiewać. – Powiedziałam nie zwracając uwagi na jego kolegę.
Spojrzeli po sobie, ten wilk był nieco zaciekawiony. Chyba
rozmawiali w myślach.
- Miko, miło poznać. – Nikt nawet się nie zorientował kiedy
kucnęłam dosłownie przed niebiesko – czarnym wilkiem.
- Tonny. – Odezwał się nieco zdziwiony.
- Greg? – Spojrzałam na niego wielkimi błagalnymi oczami.
Odwrócił wzrok, to mu buchnęłam ze złością powietrzem po
oczach.
- Dobrze, dobrze. – Odparł.
Zmieniliśmy się w ludzi, chłopacy usiedli obok siebie, a ja
stanęłam na brzegu jeziora. Ręce spoczęły mi na klatce piersiowej i zaczął się
mój mały koncert.
-W me ciało wstrzyknięto lekarstwo.
Jestem utrzymywany przy życiu przez maszyny.
Nie czuję już bólu,
Choć powinienem potwornie cierpieć.
"Dzięki temu będzie szczęśliwy."-
Zabrzmiały głosy ludzi w białych kitlach.
To wcale nie tak,
Powinniście rozumieć przynajmniej to.
W tamtej chwili, tamtego dnia
Przestałem być "sobą".
Kim jest stojąca tu teraz osoba?
Skoczyłem, próbując cię uratować.
Rezultat był dość dołujący mimo, że
Wcale tego nie chciałem.
Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Samą wolą nie poruszę
Dłońmi, którymi pragnę cię objąć.
Me życzenie już się nie spełni...
To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce jest już martwe.
Maszyno, która utrzymujesz mnie przy życiu,
Maszyno, przez którą umieram,
Błagam cię, przynieś mi ukojenie.
"Cudem powróciłeś do życia."
Nazywacie to życiem?
"Już nie odzyskasz świadomości."
Skoro tak, to dlaczego mnie przywróciliście?
Oto granica pomiędzy argumentami poczucia moralności i życzliwości.
W kółko powtarzacie te puste teorie, a ja wciąż leżę na łóżku.
Płakałaś, płakałaś przeze mnie,
Jednak stojąca tu osoba nie jest mną.
Gdybym tylko mógł, chciałbym spróbować jeszcze raz.
Błagam, "Boże".
Jak wiele razy już się modliłem?
Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Mam już dość tego świata.
Nie zrobiłem przecież nic złego.
Mówisz, że co zrobiłem?
Rozpływam się w samotności.
Dźwigam na swych barkach cały ten ból.
Żyję dzięki maszynom.
Moja postać jest tak komiczna.
Coś takiego jest zupełnie bezużyteczne.
Gdyby tylko wszyscy zniknęli.
Nie czuję już bólu.
Pragnę zakończyć to wszystko za pomocą swych własnych dłoni.
Nie dbam już o to, co się zdarzy.
Tak naprawdę jestem przerażony.
Oddalam się od samego siebie.
Ten świat mnie porzucił.
Pragnę żyć jeszcze raz.
To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce wciąż żyje.
Żyję dzięki maszynom.
Me życzenie już się nie spełni.
Jestem zmęczony, dobranoc.
Żegnam. – Jak zwykle zaśpiewałam z głębi serca, a mój przyjaciel zagrał idealnie.
Jestem utrzymywany przy życiu przez maszyny.
Nie czuję już bólu,
Choć powinienem potwornie cierpieć.
"Dzięki temu będzie szczęśliwy."-
Zabrzmiały głosy ludzi w białych kitlach.
To wcale nie tak,
Powinniście rozumieć przynajmniej to.
W tamtej chwili, tamtego dnia
Przestałem być "sobą".
Kim jest stojąca tu teraz osoba?
Skoczyłem, próbując cię uratować.
Rezultat był dość dołujący mimo, że
Wcale tego nie chciałem.
Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Samą wolą nie poruszę
Dłońmi, którymi pragnę cię objąć.
Me życzenie już się nie spełni...
To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce jest już martwe.
Maszyno, która utrzymujesz mnie przy życiu,
Maszyno, przez którą umieram,
Błagam cię, przynieś mi ukojenie.
"Cudem powróciłeś do życia."
Nazywacie to życiem?
"Już nie odzyskasz świadomości."
Skoro tak, to dlaczego mnie przywróciliście?
Oto granica pomiędzy argumentami poczucia moralności i życzliwości.
W kółko powtarzacie te puste teorie, a ja wciąż leżę na łóżku.
Płakałaś, płakałaś przeze mnie,
Jednak stojąca tu osoba nie jest mną.
Gdybym tylko mógł, chciałbym spróbować jeszcze raz.
Błagam, "Boże".
Jak wiele razy już się modliłem?
Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Mam już dość tego świata.
Nie zrobiłem przecież nic złego.
Mówisz, że co zrobiłem?
Rozpływam się w samotności.
Dźwigam na swych barkach cały ten ból.
Żyję dzięki maszynom.
Moja postać jest tak komiczna.
Coś takiego jest zupełnie bezużyteczne.
Gdyby tylko wszyscy zniknęli.
Nie czuję już bólu.
Pragnę zakończyć to wszystko za pomocą swych własnych dłoni.
Nie dbam już o to, co się zdarzy.
Tak naprawdę jestem przerażony.
Oddalam się od samego siebie.
Ten świat mnie porzucił.
Pragnę żyć jeszcze raz.
To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce wciąż żyje.
Żyję dzięki maszynom.
Me życzenie już się nie spełni.
Jestem zmęczony, dobranoc.
Żegnam. – Jak zwykle zaśpiewałam z głębi serca, a mój przyjaciel zagrał idealnie.
Potem… Padłam lekko na kolana. Skuliłam się z bólu… Mój brat
był wściekły, bardzo wściekły. Rozdzierający ból narastał w mojej głowie i nie
chciał przestać. To było okropne. Nagle ustało. Wstałam i spojrzałam na dwie
postacie gawędzące beztrosko pod drzewem, nie zauważyli tego co się stało,
a to lepiej.
- Wybaczcie, że wam przeszkodziła, to było z lekka
egoistyczne. – Gregory spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Coś się stało? – Zapytał.
-Nie. – Odparłam.
Nagle nad naszymi głowami pojawiły się czarne chmury… Szybko
wdrapałam się na drzewo i sanęłam wyprostowana.
- Mnie tu nie było. – Powiedziałam dominując.
- Co się dzieje? – Zapytał kolega mego przyjaciela.
- To mój brat. – Odparłam.
- Znowuś coś przeskrobała co nie? – Greg spojrzał nieco zły.
- No… - Zawahałam się – Wybaczcie muszę iść.
- Miko! – Greg wrzasnął, ale ja bez najmniejszego zainteresowania
zaczęłam skakać do Watahy Mroku.
Uciekłam przed bratem, a może braćmi i pobiegłam do Nemezis.
Na szczęście była w jaskini.
- Nem! – Krzyknęłam radośnie.
- Illuminated Cię chyba szuka. – Spojrzała wściekła.
- Mówił Ci? – Spuściłam wzrok.
- Jakby inaczej. Po takim wysiłku jeszcze uciekasz?! –
Warknęła.
- Dziwisz mi się?! – Odkrzyknęłam.
- Jak ktoś lata bezsensownie po lesie to tak dziwię się. –
Odparła.
- Uuu, więc nie raczył Ci opowiedzieć czemu „biegałam” po
lesie? – Walnęłam pięścią w skałę i zrobiła się duża dziura.
- Co? Nie niszcz mi jaskini.
- Wybacz… Wszyscy zachowywali się jak gówniarze i jak zwykle
nie myśleli logicznie, to co mi się dziwisz… - W oczach pojawiły się łzy.
- Jak to? O co chodzi? – Podeszła bliżej.
- Patrz! – Przekazałam jej moje wspomnienia.
Alfa Mroku się wściekła.
- Fajnie, więc to łatwiej mnie po prostu oszukać, by Ciebie
znaleźć. – Zazgrzytała zębami i do jaskini wszedł jej partner.
- Miałaś mnie zawiadomić jak przyjdzie. – Spojrzał na mnie
wściekły.
Nagle dostał w zęby od wściekłej Nemezis.
- Nie ma to jak opowiadać część historii no nie? – Była wściekła
tak, że jej ciało pokryły fioletowe płomienie.
niedziela, 24 listopada 2013
(Wataha Światła) od Kasumi
Wędrowałam po terenach IV i przekazywałam wilkom wiadomość o śmierci Ateny. Widząc ich smutne wyrazy twarzy zdawałam sobie sprawę że znali Atenę i na pewno zrobiła dla nich wiele...
Przy okazji "zapoznałam się" z innymi. Ale okoliczności nie były zbyt dobre do "nowych" znajomości...
W końcu został mi tylko Greg... no właśnie Greg. Dzień przed moim zniknięciem go poznałem, pff poznałam i to była ostatnia osoba jaką widziałam i w tedy się na niego wydarłam... pewnie albo mnie nienawidzi, albo mnie nie pamięta. Kto by chciał znać/pamiętać osobę, która była wkurzona bo przepłoszono mu wróbla? Niebyt dużo osób... ale i tak muszę z nim pogadać, a odwagi dodawała mi myśl że nikt nie wie, że kiedyś byłam Zefirem więc nie powinien mnie rozpoznać, a nawet nie ma prawa tego zrobić.
Szukałam go na terenach watahy Wody i znalazłam na brzegu Kryształowego jeziora. Był tam z jakimś innym wilkiem. Z tego co widziałam tarzali się, a z tego co słyszałam to ze śmiechu, czyli tarzali się ze śmiechu... co ich tak śmieszyło? Nie wiem, ale muszę przerwać im tą euforie. A szkoda... wyglądają jak dzieci(jeśli można tak powiedzieć o nich).
Podeszłam do nich i powiedziałam:
- Wybaczcie że wam przerywam, ale muszę coś przekazać...
- Co takiego? - powiedział Greg usiłując przestać się śmiać.
- Otóż... Alfa Atena nie żyje, zginęła kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie wilkom...
Przy okazji "zapoznałam się" z innymi. Ale okoliczności nie były zbyt dobre do "nowych" znajomości...
W końcu został mi tylko Greg... no właśnie Greg. Dzień przed moim zniknięciem go poznałem, pff poznałam i to była ostatnia osoba jaką widziałam i w tedy się na niego wydarłam... pewnie albo mnie nienawidzi, albo mnie nie pamięta. Kto by chciał znać/pamiętać osobę, która była wkurzona bo przepłoszono mu wróbla? Niebyt dużo osób... ale i tak muszę z nim pogadać, a odwagi dodawała mi myśl że nikt nie wie, że kiedyś byłam Zefirem więc nie powinien mnie rozpoznać, a nawet nie ma prawa tego zrobić.
Szukałam go na terenach watahy Wody i znalazłam na brzegu Kryształowego jeziora. Był tam z jakimś innym wilkiem. Z tego co widziałam tarzali się, a z tego co słyszałam to ze śmiechu, czyli tarzali się ze śmiechu... co ich tak śmieszyło? Nie wiem, ale muszę przerwać im tą euforie. A szkoda... wyglądają jak dzieci(jeśli można tak powiedzieć o nich).
Podeszłam do nich i powiedziałam:
- Wybaczcie że wam przerywam, ale muszę coś przekazać...
- Co takiego? - powiedział Greg usiłując przestać się śmiać.
- Otóż... Alfa Atena nie żyje, zginęła kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie wilkom...
(Wataha Wody) od Grega
Gdy rano się obudziłem kot-morderca był już czarny. Tak jak kiedyś.
Przez następne trzy tygodnie prawie mnie zamordował ale nie dałem się
tak łatwo zwieść!
Dzień w dzień wlepiała we mnie te swe złociste oczyska i oblizywał pyszczek. Do tego musiałem ją karmić, karmić, karmić i jeszcze raz KARMIĆ! Ja? MAM KOGOŚ KARMIĆ? I do tego kota. Koty mają po polu hasać i myszy łapać! Jakby jeszcze było mało to zażyczyła sobie pieszczoty! To jest chyba drugi armageddon*! Może nie na skalę całego świata ale chociażby dla mnie. Czyli ogólnie to jak dla mnie bez znaczenia... Chyba... Tak pobieżnie mówiąc i rozmyślając oraz pobieżnie "rozgrzebując" ten punkt spojrzenia... Ale mniejsza. Wracając do kota... W drugim albo trzecim dniu gdy otrzymałem kota Rapix zadaje mi interesujące pytania:
- Czemu miauczysz przez sen?
Oczywiście z interesujących pytań powstaje interesująca rozmowa. A czasem komiczna. Ja dusiłem się starając się nie wybuchnąć nagłym śmiechem. Nie było tego po mnie widać ale najchętniej bym wyparował/zniknął/zakopał się/schowałbym się gdziekolwiek/uciekł tysiące mil stąd. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się i patrząc na nią powiedziałem:
- Czy ja wyglądam na kota? - zapytałem robiąc dziwną minę
- Nie. Ale miauczałeś. - mówiła
- Zgodzę się z pierwszym ale z drugim nie. - stwierdziłem myśląc szybko jak to powiedzieć.
Ok. Powiem że adoptowałem kota. Ale będzie jej mina.
- Słucham. - rzekła dość... szorstko
- Dostałem kota. - powiedziałem szczerząc głupkowato zęby
- O tak... - przeszyła mnie wzrokiem
- Dialy... - zawołałem kota-mordercę - kici, kici! Chodź!
Po chwili do Rapix łasiła się kocica.
- Ok. Tylko zrób coś z tym miauczeniem w nocy. - stwierdziła i wyszła
No i ten "mój" kot daje mi wyłącznie spokój gdy zamieniam się w wilka. CHWAŁA TOBIE KTO DAŁ MI WILCZĄ POSTAĆ! Bułahahah!
No ale za to ma też inne wymagania... mianowicie... kona po 24 godzinach bez mojej gitary. To znaczy że nie jej rzucić aby całą podrapała tylko coś zagrać, zabrzdąkać przez jakieś 15 minut i po kłopocie. To działa chyba tak jak na psa spacer.
Ale dziś w końcu udało mi się uwolnić od tego pchlarza! Usiadłem nad jeziorkiem i marzyłem o chwili ciszy gdy nagle BUM! Coś niebieskiego przelatuje obok mnie. Zerwałem się momentalnie zamieniając w wilka. Nagle znów przede mną przebiegł ten wilk.
- TONNY! - wydarłem się radośnie do kumpla
- GREG! - z równie szalonym refleksem skoczył na mnie
Przeturliśmy się szybko aż w końcu nie walneliśmy w drzewo. Gdy padliśmy plackiem obok siebie roześmialiśmy się mega głośno! Jak ja lubię tego wariata! Wstaliśmy i posyłając sobie zabawiackie spojrzenia zapytałem:
- Co cię tu sprowadza? Hmmmm?
- A co ja? Na spowiedzi czy na przesłuchaniu? - odpowiedział zabawnym pytaniem
- Nie można już nic się zapytać? - teraz ja zapytałem
- O nie! Przybiłeś mnie do muru! Już nie ma dla mnie ratunku! Przyszedłem na Halloween! LITOŚCI! - wykrzykiwał swoim dziwnym głosem
- A na to nie jest już zapuźno? - zapytałem rozbawiony i zbity z tropu
- EJ! No weź! - prosił
- No co?! To może lepiej przyjdź na święta? - zaproponowałem
- Na które? - zapytał
- Te twoje ulubione. - odpowiedziałem kładąc się wygodnie pod drzewem
On położył się obok mnie i z błagalnym spojrzeniem zadał kolejne pytanie:
- Zaśpiewaj razem że mną. - zrobił maślane oczy
- Nie. - odpowiedziałem twardo kładąc łapę na łeb
Mimo tego zaczął nucić i nie mogłem się powstrzymać! Po chwili razem i radośnie śpiewaliśmy tą jakże świąteczną piosenkę.
Pod koniec tarzaliśmy się za śmiechu. Klepiąc się po plecach. Miło było
w końcu z nim pogadać. Ciekawe co u Jamesa który jest jego bratem.
* pierwszy był gdy żyły dinozaury i wtedy w ziemię walnął kamień i NASTĄPIŁ KONIEC DIPLODOKÓW. Armageddon to po prostu apokalipsa a apokalipsa to koniec świata.
Dzień w dzień wlepiała we mnie te swe złociste oczyska i oblizywał pyszczek. Do tego musiałem ją karmić, karmić, karmić i jeszcze raz KARMIĆ! Ja? MAM KOGOŚ KARMIĆ? I do tego kota. Koty mają po polu hasać i myszy łapać! Jakby jeszcze było mało to zażyczyła sobie pieszczoty! To jest chyba drugi armageddon*! Może nie na skalę całego świata ale chociażby dla mnie. Czyli ogólnie to jak dla mnie bez znaczenia... Chyba... Tak pobieżnie mówiąc i rozmyślając oraz pobieżnie "rozgrzebując" ten punkt spojrzenia... Ale mniejsza. Wracając do kota... W drugim albo trzecim dniu gdy otrzymałem kota Rapix zadaje mi interesujące pytania:
- Czemu miauczysz przez sen?
Oczywiście z interesujących pytań powstaje interesująca rozmowa. A czasem komiczna. Ja dusiłem się starając się nie wybuchnąć nagłym śmiechem. Nie było tego po mnie widać ale najchętniej bym wyparował/zniknął/zakopał się/schowałbym się gdziekolwiek/uciekł tysiące mil stąd. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się i patrząc na nią powiedziałem:
- Czy ja wyglądam na kota? - zapytałem robiąc dziwną minę
- Nie. Ale miauczałeś. - mówiła
- Zgodzę się z pierwszym ale z drugim nie. - stwierdziłem myśląc szybko jak to powiedzieć.
Ok. Powiem że adoptowałem kota. Ale będzie jej mina.
- Słucham. - rzekła dość... szorstko
- Dostałem kota. - powiedziałem szczerząc głupkowato zęby
- O tak... - przeszyła mnie wzrokiem
- Dialy... - zawołałem kota-mordercę - kici, kici! Chodź!
Po chwili do Rapix łasiła się kocica.
- Ok. Tylko zrób coś z tym miauczeniem w nocy. - stwierdziła i wyszła
No i ten "mój" kot daje mi wyłącznie spokój gdy zamieniam się w wilka. CHWAŁA TOBIE KTO DAŁ MI WILCZĄ POSTAĆ! Bułahahah!
No ale za to ma też inne wymagania... mianowicie... kona po 24 godzinach bez mojej gitary. To znaczy że nie jej rzucić aby całą podrapała tylko coś zagrać, zabrzdąkać przez jakieś 15 minut i po kłopocie. To działa chyba tak jak na psa spacer.
Ale dziś w końcu udało mi się uwolnić od tego pchlarza! Usiadłem nad jeziorkiem i marzyłem o chwili ciszy gdy nagle BUM! Coś niebieskiego przelatuje obok mnie. Zerwałem się momentalnie zamieniając w wilka. Nagle znów przede mną przebiegł ten wilk.
- TONNY! - wydarłem się radośnie do kumpla
- GREG! - z równie szalonym refleksem skoczył na mnie
Przeturliśmy się szybko aż w końcu nie walneliśmy w drzewo. Gdy padliśmy plackiem obok siebie roześmialiśmy się mega głośno! Jak ja lubię tego wariata! Wstaliśmy i posyłając sobie zabawiackie spojrzenia zapytałem:
- Co cię tu sprowadza? Hmmmm?
- A co ja? Na spowiedzi czy na przesłuchaniu? - odpowiedział zabawnym pytaniem
- Nie można już nic się zapytać? - teraz ja zapytałem
- O nie! Przybiłeś mnie do muru! Już nie ma dla mnie ratunku! Przyszedłem na Halloween! LITOŚCI! - wykrzykiwał swoim dziwnym głosem
- A na to nie jest już zapuźno? - zapytałem rozbawiony i zbity z tropu
- EJ! No weź! - prosił
- No co?! To może lepiej przyjdź na święta? - zaproponowałem
- Na które? - zapytał
- Te twoje ulubione. - odpowiedziałem kładąc się wygodnie pod drzewem
On położył się obok mnie i z błagalnym spojrzeniem zadał kolejne pytanie:
- Zaśpiewaj razem że mną. - zrobił maślane oczy
- Nie. - odpowiedziałem twardo kładąc łapę na łeb
Mimo tego zaczął nucić i nie mogłem się powstrzymać! Po chwili razem i radośnie śpiewaliśmy tą jakże świąteczną piosenkę.
* pierwszy był gdy żyły dinozaury i wtedy w ziemię walnął kamień i NASTĄPIŁ KONIEC DIPLODOKÓW. Armageddon to po prostu apokalipsa a apokalipsa to koniec świata.
Subskrybuj:
Posty (Atom)