wtorek, 30 lipca 2013

Wataha Światła- Mitsi

Wcielenie wilka:

Wcielenie ludzkie:


Imię: Mitsi
Płeć: Samica
Wiek: 150 lat
Stanowisko: Szaman
Żywioł: Światło
Moce: uzdrowienie, Światło Pokuty ( cierpienie psychiczne ) , Świetlne strzały , podróż w czasie, widzenie w ciemności, umiejętność wytwarzania eliksirów, kontakt z umarłymi. Zna się na magii ( wiedza z książek ).Dalej poszukuje ksiąg i zaklęć, które powiększą jej moc .
Charakter: Jest tajemnica, czasem jest żyje we własnym świecie ( co być może powoduje połączenie z duchami ) , zależy jej na dobrze przyjaciół, sprawiedliwa, potrafi być nerwowa i zazdrosna, jednak ma dobre serce. Ma poczucie humoru
Rodzina: Nie pamięta jej
Partner: brak
Właścicielka: misia.r (howrse)

poniedziałek, 29 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Ucieszyłam się jak mi wybaczyła, odwzajemniłam uścisk, po czym znowu stanęłyśmy naprzeciwko siebie.
- Dziękuję. Porozmawiaj jeszcze z Illuminated’em, bo pewnie też się martwi. – Dodałam po chwili.
- Masz rację. – Zdziwiła się moją postawą.
- To do zobaczenia potem. – Pomachałam jej na pożegnanie.
Rozejrzałam się wokół siebie i ujrzałam jak zwykle Lunę.
- Wróć do siebie. – Spojrzała na mnie błagalnie.
- Już Ci coś mówiłam. Tak będzie lepiej i nic nie masz do gadania. – Oznajmiłam.
- Zamknięcie się w sobie nie jest rozwiązaniem. – Zrobiła się nagle odważna.
- Racja. Jest dokładnie tak jak mówisz. Dlatego nie zamykam się w sobie do końca. – Usiadłam na ziemi.
- Rezygnujesz ze wszystkiego co tworzy twoją osobowość, więc to jest to samo co zamknię…. – Chciała mówić coś dalej.
- Skacz swoje wywody. Podejmowanie racjonalnych decyzji i wydoroślenie to zupełnie coś innego. – Warknęłam.
- Ale ty po prostu dopasowujesz się do innych, a to jest złe. – Próbowała mnie nieudolnie przekonać.
- Decydującym argumentem o mojej zmianie jest to, że  wszystkim będzie prościej bez moich dodatkowych problemów. To czy zamknę się w sobie, czy zostanę cieniem innych jest nie ważne. Póki reszcie będzie z tym łatwiej, to się dostosuję.
- Zaczynasz być podobna do tamtej Miko. – Oczy zaszły jej łzami.
- Jak możesz porównywać mnie do niej? – Spoważniałam totalnie.
- Zamykasz się w sobie! – Krzyknęła.
- Luna, ja nie zamierzam wysłuchiwać tych herezji. Jeśli chcesz mnie z nią porównywać to proszę bardzo, ale nie przy mnie. – Powiedziałam z dystansem.
- Nie głoszę żadnych herezji! Mówię to co widzę! – Zaczęła się miotać.
- Nie potrzebnie używasz tyle uczuć na raz. Jeśli staniemy się takie same to trudno, do póki IV pasuje ta zmiana to taka pozostanę. – Oparłam się o ziemię.
- Miko! – Krzyknęła rozpaczliwie.
- Słyszę, nie musisz się drzeć.
- Wróć. – Padła na kolana szepcząc te słowo.
- Kupiłam bilet w jedna stronę. – Wyszeptałam.
Luna zniknęła rozpaczając niemiłosiernie, ja zaś nie czułam nic szczególnego, po prostu byłam ciekawa co stanie się gdy będę musiała walczyć ze mną.


(Wataha Mroku) od Wanney'a

Kiedy zostawiłem Margo samą na polanie, czułem się beznadziejnie. Czemu to powiedziałem? Sam nie wiem. Ale nie cofnę już czasu, a Margo pewnie mnie zostawi. Zresztą to ja ją zostawiłem.
Nagle usłyszałem jakieś krzyki. Pobiegłem za tymi dźwiękami i już po chwili ujrzałem Vanessę całą we krwi, nad nią Margo, próbującą zatamować krwawienie. Nad nimi stał Greg i Ailsinn. Margo nagle zrobiła się cała blada i upadła na ziemię. Wypadłem spomiędzy krzaków i krzyknąłem:
- Margo!
Podbiegłem do niej, uklękłem. Spojrzałem na jej bladą twarz, na zamknięte oczy. Zemdlała.
- Prędko, musimy jej pomóc! Ona może umrzeć!
Ailsinn przewróciła oczami i kiwnęła na mnie głową. Wziąłem Margo na ręce i ruszyłem za medyczką przez las. Doszliśmy do jej jaskini, Ailsinn podała Margo jakiś lek i zapewniła, że za kilka minut powinna się obudzić. Zgodnie z jej słowami Margo, po chwilach pełnego napięcia, otworzyła oczy.
- Co...co się stało?- wykrztusiła.
- Użyłaś za dużo mocy w pomoc Vanessie- wyjaśnił Greg. Ja stałem w kącie jaskini i obserwowałem całą scenę.- Właśnie, Vanessa!
Greg pędem wybiegł z jaskini. Ailsinn znowu przewróciła oczami, po czym spojrzała na mnie, na Margo i wyszła. Zbliżyłem się do dziewczyny.
- Hej, jak się czujesz?- spytałem.
- Dobrze, ale martwi mnie jedno. Co miały znaczyć tamte słowa: ,,Nie mogę''? Czy to oznacza, że już mnie nie kochasz? Że nic dla ciebie nie znaczę?
- Ja..Margo- wyszeptałem.- Jesteś dla mnie całym światem. A tamte słowa...to były tylko słowa. Liczy się gest, prawda?
Nachyliłem się nad Margo, złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Nasze usta się złączyły. Nie wiem, ile trwał ten pocałunek, ale dla mnie był najlepszy. Zapomniałem o wszystkim. Po chwili Margo jęknęła.
- Co?- zapytałem pełen obaw.
- Nic, tylko dotknąłeś jednego z moich sińców.- Spróbowała się uśmiechnąć.
- Jesteś cudowna- powiedziałem. Położyłem się obok Margo, a ona przytuliła się do mnie. Objąłem ją i pocałowałem w policzek.
- Wybaczysz mi tamte słowa? Nie wiem, co się wtedy ze mną działo.
- To były tylko słowa. Liczy się gest, prawda?
Zaśmiałem się.


(Wataha Powietrza) od Unmei

Siedząc na drzewie rozmyślałem długo.
Niedługo będzie wojna a ja czułem konflikty wokół nas.
A tak nie powinno być.
Wojna powinna w jakiś sposób nasze wilki zjednoczyć a nie rozdzielać.
Nagle na dole, zobaczyłem pewne błyski. Było to dziwne i zadziwiające. Tak więc zleciałem z mojego potężnego drzewa i skierowałem się do tego czegoś.
Moim oczom ukazał się piękny kwiat.
                                
Wokół niego były świetliki które dodawały uroku. Płatki kwiecia mieniły się pięknym odcieniem fioletu i bieli.
Nagle zawiał wiatr i kwiat zniknął. Bylo to zadziwiające zdarzenie które ku zdziwieniu nie widziałam tak więc wróciłem an swe drzewo i zacząłem rozmyślać do późnej nocy kiedy moje powieki i głowa były tak ciężkie że zasnąłem.

(Wataha Mroku) od Nemezis

Słońce już całkowicie zaszło kiedy w mojej głosie usłyszałam głos Miko.
~Spotkajmy się na Łące Wspólnych Snów, za jakiejś 15 minut.~ 
Nie byłam zbytnio chętna do tego spotkania. Nie teraz.  Ale musiałam. Rozpostarłam skrzydła i leniwymi machnięciami skrzydeł udawałam się na spotkanie z przyjaciółką. Dotarłam na skraj polany i zmieniłam się w człowieka. Udałam się na środek łąki do Miko która skubała trawę.
- Co chciałaś? – Zapytałam i stanęłam w pozie z ukazującą lekką arogancję.
- Wiem, że Cię obciążyłam tym co zrobiłam, wiem też o tym, iż przesadziłam z treningiem. Przepraszam Cię za to, że jestem taka nieodpowiedzialna. – Wstała powoli.
Spojrzałam w jej oczy ale się nie ruszyłam z miejsca.
- Jeśli uważasz, że powinnam się zmienić, to się nie martw już to zrobiłam. – Wiatr rozwiał nasze długie włosy a ta przybrała poważny wyraz twarzy.
- Jak się niby zmieniłaś? – Zainteresowałam się
- Już nie śpiewam, ani nie tworzę kwiatów, nie zwracam na siebie uwagi. Wiesz czasem mam wrażenie, że znikam, ale to nic, jeśli to ma być dobre, to taka będę. – Uśmiechnęła się ponuro.
- Co się stało gdy mnie nie było? – Powiedziałam a już czułam że wściekłość zbiera się we mnie. Weszłam do jej umysłu i zaczęłam grzebać , ta na to pozwoliła bez mrugnięcia okiem.Otworzyły mi się wargi pod wpływem czego zauważyłam.
- Przyjmujesz przeprosiny? – Zapytała.
Zastanowiłam się chwilę i przybrałam łagodny wyraz twarzy.
-Cóż, jak wiesz to chyba na przyjaźni to wszystko polega. Pomaga się i przebacza. Przyjaźń to takie "coś" co nie da się ubrać w słowa. I oczywiście że Ci wybaczę. -Uśmiechnęłam się i przytuliłam dziewczynę lekko.

niedziela, 28 lipca 2013

(Wataha Ziemi) od Złotej Ciemności (Yami)

       Nuda była porażająca. Obserwowałam życie tej watahy i jakoś nie zaintereoswało mnie przyłączenie do niej, ani życie wśród nich. Znacznie się różniło od mojej poprzedniego losu i nagle poczułam chęć przyłączenia się do światła, albo mroku. Skoro te dwa żywioły były największym uosobieniem swoich przeciwieństw to na pewno znały się porządnie na walce, a poza tym Atena i Acceleraotr- rodzeństwo ze światła nie zdawało się mieć nudnego życia. Może bym ich poszukała? Jestem pewna, że są czymś zajęci skoro się nie odezwali do mnie przez ten czas.
Rozejrzałam się i przypomniało mi się, że nawet nie porozmawiałam z Alfą na temat czy mogę tutaj przebywać, ale i tak mnie to nie obchodziło. Jak mnie nie przyjmie to mogę dołączyć do innej watahy.
W końcu trafiłam na tą, którą zwali Alfą Watahy.
 - Kim ty jesteś i co robisz na terenach mojej watahy? - Spytała rzeczowo, a potem zdała sobie sprawę, że nawet się nie przedstawiła. - Jestem Bella.
 - Alfa Watahy Ziemi - wtrąciłam się. - Nie mylę się?
 - Masz rację - odparła zaskoczona. - Skoro wiesz jak ja się nazywam to może ty mi zdradzisz swoje imię?
 - Dawniej zwano mnie Złotą Ciemnością - powiedziałam. - Teraz jednak większość przyjaznych mi osób określa mnie jako Yami. Polecano mi Immortal Volves, więc tutaj przybyłam.
 - Aha - kiwnęła głową. - Więc chcesz dołączyć?
 - Tak - odparłam.
 - A jakie stanowisko miałaś w poprzedniej watasze? - Zapytała.
 - Na początku byłam Samicą Alfa, lecz ją opuściłam, zaś w następnej byłam początkowo obrońcą Pary Alfa, potem Gammą, a następnie Betą.
 - No to co powiesz na bycie Betą? - Zaproponowała. - Zawsze przyda mi się ktoś kto pomoże mi w decyzjach, albo będzie je podejmował za mnie, gdy będę nieobecna, a ty... Wydajesz się doświadczona.
 - Jestem - zapewniłam ją. - Ale twoja wataha nie.
 - Co chcesz przez to powiedzieć? - Zaciekawiła się.
 - Słyszałam, że będzie wojna - odparłam. - A oni nie zdają się przygotowani.
 - Masz rację - odparła nieco ponuro. - Ale osiągnęli szczyt swoich możliwości, myślę, że niektórzy mogą zginąć na tej wojnie.
 - Ale na wojnie zawsze ktoś ginie - dodałam. - I to nie będzie twoja wina. Wiesz mi, mam doświadczenie w wojnie i wiem jaką odpowiedzialność teraz czujesz.
Kiwnęła głową.
 - Na kilka dni chciałabym odwiedzić inne watahy - poinformowałam ją. - Zwłaszcza Światła.
 - A dlaczego ciebie tak interesuje? - Zdziwiła się.
 - Szukam sojuszników - odparłam. - Nawet jeśli nasza wataha czysto teoretycznie niemalże wyginie, dajmy na przykład, że zostanie tylko nasza 2, to od nich uzyskamy wsparcie.
 - Jestem jej przyjaciółką, przyjaciółką Ateny - powiedziała.
 - To ja mogę już z nią porozmawiać jakich środków pomocy mogłaby nam użyczyć.

sobota, 27 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Zaczęłam w końcu rozmyślać, że należy porozmawiać z Nemezis, bo w końcu ile można siedzieć osobno, myślę, że jej też jest przez to wszystko nieco dziwnie. Wstałam i pomyślałam gdzie mogły byśmy się spotkać i od razu wpadła mi do głowy Łąka Wspólnych Snów.
~Spotkajmy się na Łące Wspólnych Snów, za jakiejś 15 minut.~ Przesłałam przyjaciółce wiadomość mentalną i od razu ruszyłam w tamto miejsce.
Przybyłam pierwsza, do tego nie byłam pewna czy przyjdzie. Zmieniłam się w człowieka i usiadłam na środku skubiąc trawę.
- Co chciałaś? – Usłyszałam Nem.
Stała przede mną z lekką ignorancją.
- Wiem, że Cię obciążyłam tym co zrobiłam, wiem też o tym, iż przesadziłam z treningiem. Przepraszam Cię za to, że jestem taka nieodpowiedzialna. – Wstałam powoli.
Dziewczyna skierowała na mnie swoje oczy, ale nadal stała w pozycji, która oznaczała, że jest znudzona.
- Jeśli uważasz, że powinnam się zmienić, to się nie martw już to zrobiłam. – Nasze włosy rozwiał wiatr, a ja przybrałam poważny wyraz twarzy.
- Jak się niby zmieniłaś? – Zainteresowało to ją.
- Już nie śpiewam, ani nie tworzę kwiatów, nie zwracam na siebie uwagi. Wiesz czasem mam wrażenie, że znikam, ale to nic, jeśli to ma być dobre, to taka będę. – Uśmiechnęłam się ponuro.
- Co się stało gdy mnie nie było? – Nagle na jej twarzy pojawiło się wkurzenie i poczułam, że grzebie mi w głowie.
Bez skrupułów pozwoliłam jej na to. Jej wargi nagle się lekko otworzyły.

- Przyjmujesz przeprosiny? – Zapytałam, a wokół nas zaczęły poruszać się kwiaty i trawy przez powiew.

(Wataha Mroku) od Nemezis

Byłam wściekła. Miałam serdecznie dosyć tego wszystkiego i jeszcze ta głupia wojna z alternatywnym Immortal Volves. Ech... Może wtedy się rozładuje? Wpadając w wir walki nie widząc innych tylko swoje ostrze i przeciwnika z którym walczę?
Nie wiem jeszcze.
Poleciałam silnymi machnięciami skrzydeł na jedno z większych drzew na skraju krainy. Z racji tego że najpotężniejsze należy do Unmei'a i znajduje się ono na terenach powietrza to tym bardziej nie chiałam tam być.
Nie będę się dodatkowo denerwować i tyle.
Usiadłam na drzewie i zobaczyłam piękny zachód słońca.
                           
Nie mogłam jego podziwiać bo miałam paskudny humor. Po prostu nie mogłam.
Ciekawiła mnie jedna rzecz.
Kiedy odpędzie się poważna rozmowa z Miko.
Kiedy nadejdzie ten właściwy czas?
Czy kiedykolwiek on nastąpi?
To na pewno
Ale kiedy?
Czas pokaże.

czwartek, 25 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Margo


-Ja... ja nie mogę....-Powiedział zrezygnowany i spojrzał przepraszająco w moje oczy. Odwrócił się powoli i wkroczył pomiędzy gęste drzewa. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Czy słowa "nie mogę" miały zakończyć wszystko? Czy cała jego miłość do mnie wyparowała w jednej chwili? A może chciał powiedzieć mi coś zupełnie innego? Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Vanessy:
-Ailsinn! Pomóż!- W pierwszej chwili stwierdziłam, że to mnie nie dotyczy, lecz w następnej kolejności usłyszałam kłótnie medyczki z Gregiem, więc postanowiłam iść. Wybiegłam zza drzewa hamując gwałtownie w kałuży krwi nieszczęsnej Vanessy.
-O czym wy jeszcze gadacie?! Zaraz się wykrwawi a w tedy już nie będzie tak miło!-Wydarłam się na nich widząc jak Ailsinn zwlekającą nad biedaczką. Greg był przerażony. - Odsuńcie się natychmiast!- wrzasnęłam zastanawiając się czy tylko mi zależy na jej życiu...
-Nie wtrącaj się to ja tu jestem medykiem!-Spiorunowała mnie wzrokiem Ailsinn. Ja w tym czasie kurczowo ucisnęłam dziewczynę w miejscu gdzie krwawiła najbardziej. Krew przepływała mi przez palce a kałuża krwi rosła w siłę. Z rąk wystrzelił mi błękitny płomień, który zaczął sklepiać rany. Jednak one otwierały się ponownie. Ja nie rezygnowałam. Powtórzyłam to kilka razy a rany zaczęły znikać. W końcu wszystko wróciło do normy. Stanęłam nad nią i automatycznie nogi się pode mną ugięły. Upadłam na ziemię. Moje ręce były całe z krwi podobnie jak cała reszta mojego ciała.
-To jeszcze nie koniec...-usłyszałam niewyraźny szept w mojej głowie. W tedy pojęłam co było grane. Ktoś cały czas zadawał jej rany. Ktoś kto umie to robić bez dotykania ofiary i ktoś komu Vanessa bardzo podpadła. Byłam całkiem blada. Opadłam z sił. Zużyłam na uleczenie Vanessy całą moją moc. Przez chwile jeszcze podtrzymywałam się w pozycji siedzącej, ale nie wytrzymałam długo i zemdlałam. W głowie bębnił mi głos Vanessy, Grega i... Wanney'a? Po chwili całkiem straciłam przytomność i nie słyszałam już zupełnie nic.

(Wataha Mroku) od Vanessy


- Nie wiem ale to na pewno nie jest normalne. - powiedział -Daj spróbuje to uleczyć.
Podszedł do mnie i zaczął mnie uzdrawiać. Rany zniknęły ale po chwili się ponownie otwarły.
- Co teraz! - spytałma patrząc nadal na Grega z przerażeniem.
- Idziemy do waszego medyka. Ty prowadź bo ja nie znam drogi. A dasz radę przynajmniej iść? -zapytał.
- Raczej tak.
- Jednak lepiej ci pomogę.
Chwycił mnie tak aby mi pomóc iść. Szliśmy jak najszybciej mogliśmy. Spojrzałam na rany. Krwawiły coraz bardzie. Szliśmy dalej.Stąd do jaskini mroku było zadaleko, więc przeteleportowałam nas . Spojrzał na mnie pytająco.
- Teleportacja. -wytłumaczyłam szybko.Puściłam go i wyszłam przed jaskinię.Zobaczyłam waderę...Znaczy naszą medyczkę.
- Aislinn! Pomóż! -krzyknęłam
- To wasza medyczka? -zapytał.
Miałam odpowiedzieć, że "Tak" ale akurat zemdlałam. Nie uderzyłam w skalistą ziemię co było dziwne. Może Greg mnie złapał?Nie wiem. Miałam wrażenie, że już umarłam. Słyszałam urywki rozmowy Grega i Aslinn. Zaraz do rozmowy doszedł inny głos. Diana?? Dziwne...
Miałam wrażenie, że czas leci strasznie powoli lecz po dłuższym czasie zobaczyłam światło. Umarłam?!? Na szczęście nie. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Grega, Aslinn i Dianę.



(Wataha Światła) od Ateny

Nigdzie nie mogłyśmy znaleźć Alfy Ognia, aż w końcu Kuroko powiedziała:
 - Ostatecznie to nie musi być Alfa, ale wystarczy ktokolwiek z ognia.
Westchnęłam i odparłam:
 - Trochę późno to mówisz. Poza tym musimy jeszcze odnaleźć wulkan o ile pamiętasz.
 - Na pewno go nie przeoczymy - ten żart jej nie wyszedł.
 - Martwi mnie to, iż na pewno nie mamy zbyt dużo czasu.
 - Jest jakieś ograniczenie czasowe? - Zainteresowała się zdziwiona.
 - Na pewno - odparłam. - Inaczej byłoby pewnie za łatwo według niej.
 - W sumie to nawet logiczne - skrzywiła się.
 - Chodźmy odnaleźć pierwszego lepszego wilka z ognia - zaproponowałam. - Chce mieć to już zadanie za sobą.
 - A ile ich jest? - Spytała.
 - Dwanaście - odparłam. - I wątpię, aby następne było prostsze od poprzedniego.
 - Masz zbyt złe przeczucia, aby mogły się sprawdzić - wzruszyła ramionami. - Przecież nie może być tak źle.
 - Uwierz mi: odwołasz jeszcze to - zapewniłam ją. - I przyznasz mi rację.
 - To idziemy? - Nie czekała na moją odpowiedź, tylko zaczęła korzystać ze swojego daru teleportacji.

wtorek, 23 lipca 2013

(Watha Powietrza) Od Miko

Gdy się wybudziłam w jaskini nikogo nie było, więc ruszyłam na polowanie. Szybko zobaczyłam cudnego daniela, ale wolałam coś mniejszego i w oko wpadł mi zając. Złapałam go szybko i zjadłam. Wyczyściłam pyszczek i poszłam pobiegać. Biegałam nie myśląc o niczym, w dodatku po ziemi, co zdarzało mi się dość rzadko, gdyż uwielbiam łazić po drzewach. W końcu stanęłam na granicy z Watahą Ognia, więc zawróciłam, bo nie miałam ochoty na przebywanie tam. Wspięłam się na drzewo i tak podążałam przez resztę drogi. Wreszcie po jakimś czasie zatrzymałam się i usiadłam na gałęzi. Spojrzałam na moje łapy, które były obwiązane bandażem. Nie czułam bólu, chyba zaczynam się po prostu przyzwyczajać do niego. Chciałam wyczarować jakieś kwiaty, które latały by nad głowami, ale nie powinnam skupiać się na takich głupotach…. Zeszłam na dół i zaczęłam atakować drzewo. Wykorzystywałam wszystkie pomysły jakie przyszły mi do głowy, ale bez używania magii. Nie przewróciłam drzewa, co mnie uradowała, bo nie chciałam niszczyć kolejnych. Poszłam szukać Illumineted’a. Nie mogłam go nigdzie znaleźć, więc pewnie nie chciał by go ktoś szukał. Położyłam się na łące i zamknęłam oczy. Czułam jak wiatr delikatnie powiewa i unosi moją sierść. Było to przyjemne i kojące. Byłam totalnie zrelaksowana, jednak mój umysł kazał mi ćwiczyć. Miałam dość tego całego bezsensownego treningu. Byłam wystarczająco silna by powalić całe stado bawołów, a co dopiero samą siebie. *Właśnie skąd wiadomo, że będę walczyła ze sobą?!* Pomyślałam otwierając gwałtownie oczy. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym z kim dokładnie będziemy walczyć, a to czy by padło na kogoś innego nie wchodziło mi do głowy…. Zasmuciłam się nagle, gdyż nie wyobrażałam sobie walki z kim kol wiek innym, już samo zabicie siebie jest ciężkie, a co dopiero kogoś bliskiego. No i zostaje jeszcze to, iż nie chcę by ktokolwiek umarł, ale gdy będę walczyć, nie mogę patrzeć na innych, gorzej jak skrzywdzą np.: Grega, wtedy nie będę myśleć co robić, moim pierwszym odruchem będzie ochrona jego. Nie mam zamiaru się przemieniać, ale gdy ktoś nagnie pewne granice może dojść do tego co nie możliwe…. Spojrzałam w niebo, które pokryte było wieloma chmurami, jednak słońce nie ukrywało się pod nimi, jednocześnie nie rażąc mnie w oczy.

(Wataha Wody) Od Greg'a

- Nie wiem ale to na pewno nie jest normalne. -stwierdziłem -Daj spróbuje to uleczyć. Podeszłem do Vanessy i zaczełem ją uzdrawiać. Rany zniknęły ale po chwili się ponownie otwarły. - Co teraz! -spytała patrząc nadal na mnie z przerażeniem. - Idziemy do waszego medyka. Ty prowadź bo ja nie znam drogi. A dasz radę przynajmniej iść? -zapytałem - Raczej tak. - Jednak lepiej ci pomogę. Chwyciłem ją tak aby jej pomóc iść. Szliśmy jak najszybciej ale mi się wydawało że poruszamy się jak żółwie lub że stoimy w miejscu. Rany wadery krwawiły coraz bardziej a najdziwniejsze było to że nie czuje bólu. Szliśmy dalej. Nagle Vanessa zamknęła oczy. Już miałem się jej spytać czy wszystko jest w porządku i czy jej się nie pogorszyłoale nagle wylądowaliśmy chyba w ich jaskini. Spojrzałem na nią pytająco. - Teleportacja. -wytłumaczyła szybko. Potem mnie puściła i wyszła przed jaskinię. Przechodziła tamtędy właśnie jakaś wadera. - Aislinn! Pomóż! -krzyknęła - To wasza medyczka? -zapytałem. Jednak nie zdążyła odpowiedzieć bo nagle zemdlała. Nie upadła bo zdążyłem ją chwycić. Podeszła do mnie medyczka i zapytała: - Kim jesteś do jasnej Chol*ry? - To nie jest teraz ważne. Nie sądzisz? -zapytałem ich medyczkę

piątek, 19 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Vanessy

Obudziła mnie Mara.
- Nic ci nie jest?
- Nic.
Wstałam i wybiegłam z jaskini. Światło słoneczne na chwilę mnie oślepiło. W końcu poszłam się przebiec. Nagle wpadłam na Tris:
- O hej. Co tu robisz? - spytałam wstając z ziemi.
- A nic szczególnego.
- Aha....Ej.... A gdzie idziesz?
- Na tereny mroku.
- No dobra to idź. Cześć!
Pobiegłam nad rzekę dusz. Tam zobaczyłam Grega schylonego nad rzeką. Już prawie wpadł, a dusze tylko tego chciały. Usłyszałam, że mówią coś o śnie...Złapałam Grega za ramię.
- Więcej się tak nie pochylaj nad tą rzeką. Te dusze zrobią wszystko żebyś wpadł do rzeki. - powiedziałam z lekkim uśmieszkiem.
- Dzięki za radę. Wiesz... - powiedział ale nie dokończył.
- Co wiem? - spytałam zdziwiona.
- Wtedy jak na mnie wpadłaś obiecałem, że spytam się Nem czy możesz dołączyć do watahy. Całkowicie wypadło mi to z głowy, a ty już jesteś tyle dni w watasze... Więc chciałem cię przeprosić.
- Nic się nie stało. Po za tym teraz tyle się tu dzieje...
- Masz namyśli wojnę?
- No i jak zwykle o czymś ważnym dowiaduję się na samym końcu... - powiedziałam z ironią w głosie i zaraz dodałam - Nic nie wiedziałam o żadnej wojnie. Ale dzięki, że przynajmniej się od ciebie dowiedziałam. - w tym momencie niedosłyszałam co powiedział Greg bo usłyszałam głos:
~ Może i dowiedziałaś się o wojnie ale jej nie przeżyjesz. Lepiej odejdź stąd bo jesteś za słaba...
~ Może przeżyje. Skąd to możesz wiedzieć?! ~ powiedziałam w myślach, ale nie usłyszałam odpowiedzi.
Poczułam jakby ktoś przecinał mi serce. Skuliłam się.
- Dobrze się czujesz? - spytał Greg
- Tak. - ból zniknął.
Spojrzałam z przerażeniem na ręce z których leciała krew, a rany się powiększała.
- C-co się ze mną dzieje? - spytałam z przerażeniem patrząc na Grega.

(Wataha Powietrza) Od Miko

Greg odszedł, ale jego statystyki były nieco błędne. Właśnie podniosłam swoją wytrzymałość, więc miałam siłę zmienić się w wiatr, no a poza tym jak na razie nie będę gadać  z Nemezis gdyż musi ochłonąć. Szybko pobiegłam tam gdzie miałam, potrenowałam i wróciłam do jaskini. Usiadłam w ciemnym kącie  i udawałam, że mnie niema, ale oczywiście byłam lekko widoczna.
~Kochanie niedługo będzie festiwal u ludzi, pamiętam, że zawsze tam biegałaś. Może chcesz tam pójść?~ Usłyszałam moją byłą Alfę.
~Nie mam czasu.~ Odpowiedziałam krótko.
~Ehhh, więc jednak słowa Illuminated'a mocno na Ciebie wpłynęły. Chyba będę musiał wpaść na waszą bitwę.~ Odpowiedział.
~Poradzę sobie.~ Warknęłam.
~W takim razie nie siedź w jaskini i się nie obijaj tylko rusz się i ćwicz.~ Odparł.
~Przecież wiesz, że nie mam już siły.~ Powiedziałam zawiedziona.
~Rozmawiasz ze mną.~ powiedział, a ja już skojarzyłam o co mu chodzi.
Wstałam szybko i poszłam w las. Zaczęłam nawalać w drzewo pięściami, nim się zorientowałam moje piąstki otaczał wiatr, który niszczył lekko drzewo. Uświadomiłam sobie, że odkryłam nową moc i zaczęłam używać nóg, które po chwili otaczała mała ilość wiatru. Dalej naparzałam w drzewo, no i po 2 godzinach padło. Miałam ochotę zatańczyć z radości, no ale nie mogłam.  Spojrzałam w niebo, a tam gwiazdy!  Przypomniałam sobie, że jest pełnia i od razu zmieniłam się w wilka, po czym wleciałam na drzewo i patrzyłam jak zaczarowana na pełnię.


Przypomniałam sobie dawne czasy, jak księżyc był moją odskocznią od rzeczywistości. Moje oczy lśniły od blasku, zaś wyobraźnia robiła swoje. Przypominałam sobie pierwszy pobyt tutaj. Zaczęłam nawet chichotać gdy myślałam o tych śmiesznych chwilach. No i wszystkie zła chwile, w których wiele się nauczyłam. Nagle zachciało mi się spać. Oparłam się o drzewo i zasnęłam. Mój sen był z lekka dziwny. Odgrywał się w innej krainie i było tylko kilka wilków. Dosłownie kilka. Ja byłam zamkniętą wredną waderą, Illuminated był jeszcze gorszy, no i ogółem wszyscy tam byli straszni. Do tego często ze sobą walczyliśmy. Akurat śniło mi się jak zaczęłam gryźć brata, a Nemezis się dołączyła! Prawie go zagryzłyśmy, a kiedy odpuściłam to ona rzuciła mi się na szyję z kłami! Zaczęłyśmy się gryźć i szarpać, doszedł do nas Greg i zaczął mnie atakować! Nie miałam jak się chronić, bo nie mieliśmy mocy. Starałam się jak mogłam, ale dwa na jednego to za dużo.  Gdy opadłam z sił to tamta dwójka zaczęła walkę! W tym momencie otworzyłam oczy. Nadal była noc. Przyłożyłam łapę do głowy, ale nie byłam ciepła, ani nie kręciło mi się w głowie, więc musiała być to tylko moja wyobraźnia, a sen bez znaczenia. Zeszłam powoli z drzewa i wróciłam do domu. Położyłam się na posłaniu i czekałam na sen. Trochę mi to zajęło, bo bałam się kontynuacji tamtego snu, ale po ość długim czasie zasnęłam.

(Wataha Światła) od Ateny

         Wykłócałam się z tą waderą, ale podchodząca Kuroko musiała wziąć to za przyjacielską rozmowę ponieważ zauważyła jej uśmiech.

 - Hej sorry ,że przeszkadzam. Misaka to jest Ayer, chce do nas dołączyć.- przerwała nam rozmowę Kuroko
 - Miło mi, witam w watasze światła. A teraz idźcie już...-machnęłam ręką dając im do zrozumienia, że mogą już iść. Ayer poszła, zaś Kuroko została, ale tego się po niej spodziewałam.
- O! Co tam masz...? zagadkę! Lubię zagadki, zaraz ci w tym pomogę...- momentalnie wyrwała mi z ręki pergamin.
- Kuroko...- zlustrowałam ją zirytowana wzrokiem.
- Hm... ciężka sprawa... wydaje mi się czy tu coś pisze o uruchomieniu wulkanu?- Zaczęła czytać na głos.
- Oddaj to! Zawsze musisz się wtrącać?- Teraz ja chciałam wyrwać go jej z rąk, ale nic z tego, ona użyła swojej mocy teleportacji, aby tego uniknąć.
- Ty wiesz co?! Ja kiedyś miałam podobne zadanie tylko kto mi je dawał...???
I raz uruchomiłam ten wulkan , ale jak ja...- Zamyśliła się mówiąc, a ja wykorzystałam ten moment i skoczyłam jej na plecy zabierając zwój.
- Uf... nareszcie!- odetchnęłam.
Usłyszałam cichy szept tej wadery:
 - No może skorzystaj ze swojej watahy, pomyśl o tym, że narażasz ich na zbędne niebezpieczeństwo.
Niedosłyszalnie prychnęłam:
 - Ty chyba ich, ani mnie nie doceniasz.
 - Mówiłaś, że też miałaś takie zadanie? To świetnie się składa ,bo muszę je wykonać , ale nie wiem jak , dlatego mam ciebie!- Odwróciłam się od niej i złapałam za rękę Kuroko. - No to zaczynamy! Co mam robić?
-Jakby ci to powiedzieć ja...- zaczęła, a ja poznałam co chciała powiedzieć tym tonem.
- Zapomniałaś - dokończyłam lekko zasmucona, ale liczyłam na to, że jednak sobie przypomni jak zobaczy coś związanego z tym, ale na razie usiadłam na kamieniu, aby chwilkę odpocząć. Kłóciłam się z tamtą waderą przez 6 godzin.
Kuroko wyglądała jakby ją postrzeliło, brakowało jej tylko żarówki nad głową i napisu "pomysł".
- Kamień ognisty! Trzeba go wrzucić do krateru i sprowadzić alfę ognia by zniszczyła go w kraterze kulą ognia!- Krzyknęła do mnie wesoło, a ja jej pogratulowałam przytuleniem.
- Co ja bym zrobiła bez twojej pomocy... ruszajmy po alfę ognia!- powiedziałam uśmiechnięta, czułam się o wiele lepiej, gdy miały mi towarzyszyć osoby, którym ufam.
Kuroko teleportowała nas na tereny watahy ognia...

(Wataha Światła) od Kuroko

Gdy pokazałam Ayer całą Watahę Światła przypadkiem natknęłyśmy się na Misakę. Była zamyślona i rozmawiała z jakimś wilkiem.
- Hej sorry ,że przeszkadzam. Misaka to jest Ayer, chce do nas dołączyć.- przerwałam wesoła rozmowę, niestety Misaka nie miała wesołej miny...
- Miło mi, witam w watasze światła. A teraz idźcie już...- powiedziała jakby nas odpędzając. Ayer poszła już ,ale mnie ciekawiło o czym ona gada... chyba coś
o wulkanie...
- O! Co tam masz...? zagadkę! Lubię zagadki, zaraz ci w tym pomogę...- zabrałam jej z rąk jakiś pergamin.
- Kuroko...- przeleciała mnie wzrokiem Misaka
- Hm... ciężka sprawa... wydaje mi się czy tu coś pisze o uruchomieniu wulkanu?- zaczęłam czytać dziwną zagadkę
- Oddaj to! Zawsze musisz się wtrącać?- próbowała mi wyrwać go z rąk ,ale transformowałam się o krok dalej przez co nie mogła mnie złapać ,nawet nie słuchałam jak ona narzeka... Heh czasem fajnie ją wkurzać.
- Ty wiesz co?! Ja kiedyś miałam podobne zadanie tylko kto mi je dawał...???
I raz uruchomiłam ten wulkan , ale jak ja...- zaczęłam mówić i w tym momencie Misaka skoczyła mi na plecy zabierając pergamin.
- Uf... nareszcie!- wzdychała ze zmęczenia, nie łatwo mnie dorwać no chyba ,że się zastoję w miejscu...
- Mówiłaś ,że też miałaś takie zadanie? To świetnie się składa ,bo muszę je wykonać , ale nie wiem jak , dlatego mam ciebie!- złapała mnie za rękę i przeteleportowałyśmy się obok nieczynnego wulkanu.
- No to zaczynamy! Co mam robić?- zapytała mnie ,a ja się zamyśliłam co teraz... skoro zapomniałam jak uruchomiłam ten wulkan?
-Jakby ci to powiedzieć ja...- zaczęłam i mina zbledła Misace.
- Zapomniałaś.- dokończyła i smutna usiadła na jakimś czerwonym kamieniu.
Wtedy mnie olśniło!
- Kamień ognisty! Trzeba go wrzucić do krateru i sprowadzić alfę ognia by zniszczyła go w kraterze kulą ognia!- krzyknęłam wesoła do Misaki, która mnie przytuliła.
- Co ja bym zrobiła bez twojej pomocy... ruszajmy po alfę ognia!- powiedziała znów w pełni wesoła i przeteleportowałyśmy się do Watahy Ognia.

(Wataha Wody) od Grega

- Wybacz, ale tracę czas rozmawiając z tobą. Muszę potrenować. - Przymknęła oczy Miko
- Dobra. Chcesz to idź. - Powiedziałem niechętnie.
- To idę. - już miała odejść gdy ją zatrzymałem.
- A rozmawiałaś już z Nemezis? - zapytałem
- Nie, a po co miałabym z nią rozmawiać?
- Nie no bo wiesz jakbyś chciała z nią porozmawiać to musisz na to wykorzystać te twoje 2 godz. limitu bo na pewno Nemezis nie odpuści... a i jeśli twój brat nie wie o tym że tu jesteś to jeszcze zejdzie 20 min. limitu. Wychodzi na to że jednak nie dasz rady. - powiedziałem jak fachowiec i uśmiechnąłem się.
- Ciekawe... - stwierdziła Miko wciąż stojąc plecami do mnie
- Zawrze byłem dobry z matmy. A najbardziej lubiłem statystyki... To ja lecę. Cześć! - pożegnałem się.
Zamieniłem się w wilka i poszedłem w kierunku watahy Mroku. Nie usłyszałem żeby Miko powiedziała cokolwiek. Najwyraźniej strzeliła focha. A może jeszcze coś innego?
Jednak nie czas na takie rozmyślenia.
Dlaczego idę w stronę watahy Mroku? To wszystko przez ten sen! Jaki był sen? No cóż zatrzeło się od tego że Dastan usiadł pod drzewem nad jeziorem i jadł jabłko. Potem nie zważając na niego przyszła Vanessa i Nemezis i weszły razem do jeziora i się utopiły! Następnie przyszła Miko. Weszła do wody i wyciągnęła ciało Nemzis. Pochyliła się nad nią i wołała: "Cip, cip Nemezis muszę z tobą pogadać". Nemezis tak po prostu wstała i z nią gadała. Gadały długo. W końcu przyszła ciemność i usłyszałem tylko dźwięk pękającej struny. A Dastan? Sam na nawet nie wiem kiedy zniknął!!!
Idę do Vanessy z nią pogadać i głównie po to by przeprosić ją za to że nie powiadomiłem Nemezis o tym że chce dołączyć do watahy Mroku. Było to wieki temu a dokładniej gdy było to przyjęcie na powrót Ateny.
Ja to jednak skończę w kanałach...
Byłem już na ich terenach. Nigdy tu nie byłem więc szedłem na "ślepo". Doszedłem do jakiejś rzeki. Była dziwna... Coś mi kazało się nad nią nachylić. Zmieniłem się w człowieka i nad nią przykucnąłem. Były w niej dziwne istoty. Wołały mnie:
- Greg.. Greg, nachyl się jeszcze troszkę a zdradzimy ci co oznacza twój sen...
Ja mimowolnie nachylałem się coraz bardziej i bardziej... aż w końcu coś mnie opciągnęło za ramie. Odwróciłem się. To była właśnie Vanessa. W tej chwili uświadomiłem sobie że te przeprosiny przez gardło mi nie przejdą... no ale warto spróbować!
Vanessa po chwili powiedziała:

(Wataha Ognia) od Trisii


- Ktoś ty? - spytałam nieprzytomnym głosem.
- Jak to? Nie pamiętasz mnie Tris? To ja Kondrakar! - przytulił mnie.
Miałam czarno przed oczami. Nic nie widziałam oprócz jakiś plamek przed oczami. Złapałam Kondrakara za rękę.
- Kondro jak dobrze! Nic nie widzę, tylko rozmazane plamy! Wybacz ,że cię nie poznałam...
- Już dobrze, jestem tu.- pocałował mnie. Usłyszałam, że Ekwador przyleciał. Weszłam na jego grzbiet z pomocą Kondra.
- Ekwador, zabierz ją do medyka. Ja i Kana musimy coś załatwić...- powiedział jeszcze raz całując mnie.
Ekwador wzbił się w powietrze. Po krótkim locie plamki przed oczami zaczęły mi znikać.
- Ekwador lecimy na klif.
~ Ale twój wzrok....
- Już normalnie widzę. Leć na najbliższy klif.
~ Ale...
- Żadne ale. Leć. - powiedziałam stanowczym głosem.
Ekwador poleciał w stronę klifu. Gdy wylądował zeszłam z jego grzbietu.
- Jak chcesz to leć. Nie będę cię tu trzymać. - powiedziałam i uśmiechnęłam się łobuzersko.
~ Dobra. ~ powiedział i odleciał z niechcenia.
Położyłam się. Naszła mnie ochota śpiewać. Zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać choć bardzo rzadko to robię.

La la
La la la la
La la
La la la

I like your smile
I like your vibe
I like your style
But that's not why I love you

And I, I like the way
You're such a star
But that's not why I love you

Hey
Do you feel, do you feel me ?
Do you feel what I feel too ?
Do you need, do you need me ?
Do you need me ?

You're so beautiful
But that's not why I love you
I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

La la
La la la la
La la
La la la

I like the way you misbehave
When we get wasted
But that's not why I love you
And how you keep your cool
When I am complicated
But that's not why I love you

Hey
Do you feel, do you feel me ?
Do you feel what I feel too ?
Do you need, do you need me ?
Do you need me ?

You're so beautiful
But that's not why I love you
And I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

Yeah, ohhh, ohhh

Even though we didn't make it through
I am always here for you
Yea-a-a

You're so beautiful
But that's not why I love you
I'm not sure you know
That the reason I love you, is you
Being you, just you
Yeah the reason I love you is all that we've been through
And that's why I love you

La la
La la la la (uh oh)
La la
La la la (That's why I love you)
La la
La la la la (uh oh)
La la
La la la (That's why I love you)

Gdy skończyłam śpiewać zrozumiałam, że taką osobę mam teraz przy sobie. Choć krótko go znam, ale pokochałam go jak nikogo innego. I powiedzieć, że przeze mnie było tyle problemów. Nagle usłyszałam głos mojego pegaza:
~ Niedaleko polany coś się dzieje. Nie jestem pewien co bo mgła zakryła wszystko, ale tam jest Kondrakar. Biegnij tam.
- Dzięki. - powiedziałam wstając i pobiegłam w stronę polany. Gdy byłam niedaleko zobaczyłam leżącego na ziemi Kondrakara i tego chłopaka co był wtedy z Werą. Teraz to byłam wściekła.
- Nie waż się krzywdzić mojego ukochanego! - powiedziałam zła kładąc rękę na jego ramieniu. Od razu znieruchomiał.
~ Ach.. Ten strach umie sparaliżować każdego. ~ powiedziałam w myślach i uśmiechnęłam się łobuzersko.
Usłyszałam kroki z tyłu mnie. Od razu poznałam, że to Wera. Już miałam się do niej odwrócić i zaatakować ale ona była szybsza. Poczułam straszliwy ból w klatce piersiowej. Jakby ktoś wbija nóżł moje serce. Upadłam niedaleko Kondrakara.
- A ty nie waż się krzywdzić mojego!!! Myślałaś ,że mocą mroku daną ci w połowie od Ojca pokonasz prawdziwy mrok?
- Już dobrze Fushigi, ty Trisia wracaj do swoich terenów ,a ty Kondro... idź ze swoją ukochaną. Ja idę z Fushigim, pokochałam go tak jak ty Trisię. To niezwykłe, ale prawdziwe, nasze drogi się tu rozchodzą, uświadomiłam sobie ,że ją bardzo kochasz i nie potrafisz przestać, to tak jak do niedawna ja... zakochałam się w Fushigim dosłownie dzięki tobie, gdybyśmy się nie skłócili nie poznałabym go.
Dziękuję ci za to i przepraszam za uczynione ci krzywdy. Zostańmy już przyjaciółmi. - powiedziała.
- To ja przepraszam i dziękuję jednocześnie..... przyjaciółko. - Kondrakar przytulił Werę. Dobrze, że wszystko się poukładało...
- To ty mnie kochasz Wero? - powiedział Fushigi zmieniając się w człowieka.
- Tak, kocham cię mój słodki i nie obchodzi mnie ,że jesteś z Fus jednością. - pocałowała go w policzek.
- Wero....- zaczęłam
- Tak? - zapytała Wera
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i chwyciła dłoń Kondrakara.
Ja i Kondro polecieliśmy na Kanie nad rzekę by spojrzeć na zachód słońca.
- Trisio?
- Tak Kondro?
- Przeżyłem dzięki tobie najwspanialszą przygodę w życiu... zakochałem się, poznałem cię, walczyłem o ciebie...
Zostaniesz moją partnerką?
- Tak! - pocałowałam go.
Nie wiem ile ten pocałunek ale miałam wrażenie, że trwał wieczność. Przestałam go całować i złapałam go za rękę...Siedzieliśmy przytuleni patrząc na zachód słońca...

czwartek, 18 lipca 2013

(Wataha Ziemi) od Amara


- No dobra, to powiedz mi o tym drugim etapie. - poprosiła
- Barbas
- A coś więcej?
- On urzeczywistnia twoje lęki - powiedziałem
- Jak to?
- Odczytuje największe lęki swoich ofiar i korzystając z projekcji astralnej sprawia, że ofiary widzą właśnie to czego się boją.
- Jego ofiary zabija to czego się przez całe życie bały? - zapytała z lekkim niedowierzaniem
- I tak i nie.
- Nie rozumiem
- On nie stwarza przedmiotów, tylko jego ofiara to widzi. Ofiary giną ze strachu i przerażenia.
- Coś jak omamy?
- Można to tak nazwać jeśli jesteś wyjątkowo kiepsko zapoznany z magią. Efekt jest podobny.
-Jak go zniszczyć? - zapytała
- Musisz pokonać swój lęk, wtedy jego projekcja znika, a potem rzucić zaklęcie wygnania, które musisz napisać. - wyjaśniłem
- Co? Znowu? - zapytała poirytowanym głosem
- Nie martwi cię walczenie z własnym strachem tylko pisanie zaklęcia? - trochę mnie to zdziwiło.
- Właśnie tak.
- Chyba nigdy tego nie zrozumiem, ale lepiej pisz już to zaklęcie.
- Ohhh
- Tutaj tak właśnie walczymy. - powiedziałem i poszedłem do.....
- Napisałaś? - zapytałem gdy wróciłem
- Tak
- Gotowa na walkę ze swoim największym lękiem?
- Czy spotkałeś kiedyś kogoś kto był na to gotowy?
- Nie
- To masz swoją odpowiedź.Co teraz?
- Idziemy do niego.
- A gdzie on jest?
- Tutaj - wskazałem jej to miejsce na mapie
- Mam lepszy pomysł- powiedziała i chwyciła mnie za rękę i orbitowała nas. Ale gdy lądowaliśmy uderzyliśmy w półkę skalną. Nieprzyjemne uczucie.
- Ups. Chyba muszę to jeszcze dopracować - powiedziała
- Chyba tak. Tam jest dziupla Barbasa - wskazałem ręką wejście
- Dzięki.
- Powodzenia.
Dziewczyna poszła, a ja siadłem pod ścianą i trzymałem kciuki by jej się udało. Trochę długo to trwało ale w końcu wyszła stamtąd. Wstałem, a wtedy zobaczyłem chłopaka, który znikąd pojawił się koło nas.
- Bella? - odezwał się
- Shadow, co ty tu robisz? - zapytała
- Chciałem ci zadać to samo pytanie.
- Wpadłam przez przypadek do dziury - powiedziała Bella
- Martwiłem się o ciebie.
- Ohh... A to jest Amar
- Miło cię poznać.
- Nawzajem. - odpowiedziałem
- Powiesz mi co tu się dzieje? - zapytał Belli Shadow.
- Jasne- odpowiedziała i opowiedziała całą jej historię, a Shadow tylko westchną.
Akurat po ledwo skończonej historii Belli przybiegł jeszcze jeden chłopak. Ale ten z dwoma szczeniakami. Podbiegł do Belli i pocałował.
- Fuuuj. - szczeniaki zakryły oczy.
- Wszystko w porządku ?Długo cię nie widziałem. - stanął koło wadery i ruszyliśmy dalej.
- Tak,wszystko dobrze,jestem tylko zmęczona.Miałam bardzo dziwną przygodę.Opowiem Ci w domu.
- Choć. - powiedział.
Szliśmy powolnym krokiem. Nie wiem o co chodziło ale Shadow go pchnął, wtedy Bella spadła z jego grzbietu.
- Stary co ci odwaliło?! - podbiegł do Belli. Wadera leżała.
- Odwaliło Ci czy jak?! - warknął wściekły szczerząc kły.
-Uspokójcie się natychmiast! - Krzyknęła i machnęła dwoma rękami rozdzielając skaczące sobie do gardła wilki. Kiedy się pozbierali popatrzyli tylko na siebie z wrogością i odpuścili.
- Chodź Bella, wracajmy - powiedział do niej ten chłopak
- Ja nigdzie się nie wybieram - odpowiedziała - Ty musisz wrócić do domu, ale ja tu zostaje. Mam tu coś ważnego do załatwienia.
- Bella.
- Nie kłóć się ze mną.
- A oni?
- Oni mi pomagają.
- W takim razie ja też zostaje
- Nie możesz!
- Dlaczego? - zapytał
- Bo wystarczy mi, że narażam własne życie! Nie pozwolę by Rose i Rayla straciły oboje rodziców!
- Co?!
- Idź już - poprosiła
- Nie!
- Przecież nie możesz tu zostać - powiedziała i zaraz machnęła ręką i teleportowała Westa i szczeniaki.
- No dobra to na czym skończyliśmy? - podeszła do mnie i Shadowa.
Shadow podszedł do niej i powiedział jej coś na ucho.
- Nie oddzywaj się do mnie - syknęła do niego.
- Chociaż trochę rozumiem tego całego Westa. I on wcale nie przesadza Bella powinnaś zrezygnować - powiedziałem
- Nawet mowy nie ma. Za nic nie zrezygnuję.

(Wataha Swiatła) od Ateny

         Przez kilka dni nie było mnie w jaskini światła, a nawet w całym Immortal Volves, więc uznałam, że raczej nikt poza moją watahą nie zauważył mojej nieobecności.
 - A więc mogłabym udostępnić wam swoją magią - moja klientka wyrwała mnie z zamyślenia. - Jeszcze po jednym terenie na watahę za pomocą mojej magii odrodzenia dobra i zła, jednak jak wiesz wszystko ma swoją cenę, więc... - teatralnie zawiesiła głos.
 - ... Więc chcesz, abym wykonała dla ciebie jakieś zadanie - dokończyłam. - Albo zapłaciła.
 - Tym razem wolałabym zadanie - uśmiechnęła się czarująco, ale na mnie jakoś to nie działało. - Mam dla ciebie 12 prac. Za każde wykonane dwie prace jedna wataha będzie mogła powiększyć swój teren i otrzymać jedno specjalne miejsce.
 - Rozumiem - westchnęłam odchylając głowę do tyłu. - A więc poproszę o pierwsze zadanie.
Jej ręka zalśniła czarno- białym blaskiem i po chwili pojawił się tam pergamin, a ona mi go podała.
Otworzyłam i zaczęłam czytać:

 "Dawniej istniał zmieszany wilk wszystkich żywiołów, było to jeszcze w czasach Starożytnej Grecji, gdy bogowie panowali nad światem, jednak jak wiadomo potęga ma swoją cenę. Taka moc doprowadziła go do zniszczenia oraz szaleństwa i wkrótce popełnił 12 rodzajów przestępstw, a bogowie, którym się to nie spodobało ukarali go śmiercią wszystkich bliskich, wtedy otrząsnął się z amoku potęgi i zapłakał gorzko nad swoim losem, więc greckie bóstwa podarowały mu jeszcze jedną szanse, ale w zamian, aby na nią zasłużyć musiał wykonać 12 prac trudnych i heroicznych, a do tego były mu potrzebne wszystkie jego umiejętności i magia następujących żywiołów: światła, mroku, ziemi, ognia, wody i powietrza. Ty dostaniesz jego alternatywny komplet z którego bogowie zrezygnowali, gdyż był niemożliwy do wypełnienia."
Zadanie 1: Przebódź wulkan boga ognia Hefajstosa i go ujarzmij.
I jeszcze jedna informacja: Musisz tego dokonać SAMA
 - Przebudzić i ujarzmić wulkan - sfrustrowałam się. - Ja nie jestem wilkiem ognia.
Wzruszyła ramionami z obojętnością w oczach.
 - Jeśli skorzystasz z kogoś pomocy z Immortal Volves całe IV zginie. Jeśli nie wykonasz tego zadania również, ale możesz korzystać z pomocy wilków spoza twojej krainy. Słyszałam, że jesteś sławna, wykorzystaj to.
 - Nie podoba mi się to - mruknęłam.
 - A mi tak - odparła. - Będę miała zabawę obserwując twoje wyczyny, kiedy ukończysz to zadanie pojawi się kontynuacja tekstu i kolejne zadanie. Do zobaczenia. Wulkan znajduje się W Gorącym Pierścieniu, poznasz który - z tymi słowami zniknęła.

środa, 17 lipca 2013

(Wataha Ziemi) od Belli

-Uspokójcie się natychmiast!- Krzyknęłam i machnęłam dwoma rękami rozdzielając skaczące sobie do gardła wilki, bo Shadow już się zdążył przeobrazić w wilka, no dobra może trochę za mocno rzuciłam ich o te ściany, ale byłam wściekła na nich. Kiedy się pozbierali patrzyłam czy nie rzucą się na siebie znowu, ale chyba ta ściana dobrze na nich podziałała, bo popatrzyli tylko na siebie z wrogością i odpuścili.
- Chodź Bella, wracajmy- powiedział do mnie West
- Ja nigdzie się nie wybieram- odpowiedziałam- Ty musisz wrócić do domu, ale ja tu zostaje. Mam tu coś ważnego do załatwienia.
- Bella- zaprotestował West
- Nie kłóć się ze mną- powiedziałam stanowczo
- A oni?- zapytał West wskazując na moich towarzyszy. Wiedziałam, że chodzi mu o Shadowa
- Oni mi pomagają- odpowiedziałam
- W takim razie ja też zostaje- powiedział West z uporem
- Ni możesz!- powiedziałam, może trochę za ostro, ale cóż byłam zdenerwowana
- Dlaczego?- zapytał
- Bo wystarczy mi, że narażam własne życie! Nie pozwolę by Rose i Rayla straciły oboje rodziców!- już prawie krzyczałam mówiąc to
- Co?!- teraz West krzyczał, a ja zorientowałam się, że po tym co powiedziałam tak łatwo nie odpuści. Chwyciłam się za głowę, że też potrafię być czasami taka durna.
- Idź już- poprosiłam
- Nie!- brzmiała odpowieć
- Przecież nie możesz tu zostać- powiedziałam i wpadłam na genialny pomysł, nie miałam innego wyjścia. Machnęłam ręką i teleportowałam Westa tam skąd przyszedł, znaczy nie do końca, bo nie wiedziałam jak się tu znalazł, ale trafił do watahy, a ja mogłam zająć się tym co miałam tu zrobić.
- No dobra to na czym skończyliśmy?- podeszłam do Shadowa i Amara
- Przepraszam- szepnął mi do ucha Shadow
- Nie oddzywaj się do mnie- syknęłam do niego, bo wciąż byłam na niego zła... no dobra nie byłam zła, ale niech sobie nie myśli, że mu wszystko wolno
- Chociaż trochę rozumiem tego całego Westa. I on wcale nie przesadza Bella powinnaś zrezygnować- powiedziałAmar
- Nawet mowy nie ma. Za nic nie zrezygnuję- odpowiedziałam
- Bella ty chcesz walczyć z Hollow- powiedział Shadow starannie cedząc każde słowo
- Czemu ty wiesz co to a ja nie?- zapytałam z ironią, ale Shadow mi nie odpowiedział a ja wcale nie chciałam odpowiedzi.
- Wiesz jak pokonać Hollow?- zapytałam Amara, w końcu to on tu był specjalistą, ale chciałam też podrażnić się z Shadowem
- Jej się nie da pokonać- odparł Amar
- Że co?- dostałam wytrzeszczu oczów
- Że Hollow to pradawna potęga, która żywi się magią i ją pochłania- powiedział Shadow.- Została zamknięta kiedyś przez siły dobra i zła, ale jakiś przygłup ją uwolnił
- Dobra zapytam inaczej. Jak się jej pozbyć?
- To proste siły dobra i zła muszą się zjednoczyć i ją znowu zamknąć- odpowiedział Shadow
- Potrzebna jest tylko małe zaklęcie- dodał Amar
- Co? Nie będę już pisać żadnych zaklęć!- zaprotestowałam
- Zgoda nie będziesz. Jest tylko jedno zaklęcie, która może zamknąć Hollow i ma je ten, który ma też samą Hollow- wyjaśnił Amar
- Genialnie- powiedziałam ironicznie
- Ale ja mam plan jak zdobyć to zaklęcie- odezwał się Shadow
- Jaki?- zapytałam
- Przywołam Hollow do siebie, a razem z nią zdobędę to zaklęcie
- Nie zgadzam się!- krzyknęłam
- Bella to dobry pomysł, przecież zaraz po uzyskaniu zaklęcia zamkniemy całą Hollow. Nic mu nie będzie- uspokoił mnie Amar
- Ohhh- zazgrzytałam zębami "dlaczego to właśnie Shadow musiał mnie ratować, albo raczej mi pomagać?"- A nie mógłbyś ty jej przywołać?- zapytałam Amara
- Bella ja i ty jesteśmy przedstawicielami dobra i zła, ciebie może zastąpić Shadow, ale mnie nikt nie zastąpi- odpowiedział
- No dobra. Jak to coś przywołać?- zapytałam


(Wataha Mroku) Od Fushigiego

- Zacznę od początku... Fishigi kiedyś był jeszcze gorszy niż jest teraz. Mieliśmy trudne dzieciństwo i uciekaliśmy razem z rodzicami bardzo często. Potem to się urywa, bo straciliśmy pamięć. Mniejsza z tym co było dalej. Znalazł partnerkę.... Kochał ją nie przeciętnie, nawet chcieli mieć dzieci. Udało się zaszła w ciążę. Wiedziała kim jest. W wkrótce cała kraina dowiedziała się o tym wszystkim. Było ciężko i to bardzo. Ona się strasznie stresowała tym wszystkim i... Poroniła. Nie umiała sobie z tym poradzić. Wpadła w chorobę, potrafiła czasem siedzieć z jakąś zabawką i twierdzić, że to jej młode. Fushigi nie mógł się z tym pogodzić, bo to była jego wina. Przeniosłam na siebie większość emocji, jednak to i tak za mało. Cały czas zajmował się ukochaną, a ja tylko cierpiałam. Pewnego dnia zmarła. To był szok, wszyscy mówili, że to przez utratę dziecka. Wero, to była prawda... - Spojrzałam na nią smutno. - On się załamał, nie mógł znieść, że ich stracił. Ślęczał nad jej grobem przynajmniej tydzień, nie wiedział co ma robić. Po jakimś czasie rodzina zmarłej powiedziała, że to wszystko jego wina, że to on ją zabił. Wygnali go. Było mu bardzo ciężko. Pomagał wszystkim których napotkał, myślał, że to mu pomoże, jednak gdy ktoś się w nim zakochiwał to znikał. Nie chciał nikogo ranić, to było trudne. - Spojrzałam teraz na nią wyczekująco.
Siedziała jak by nie mogła zrozumieć co jej właśnie powiedziałam.
- Słuchaj, on kryje przede mną wiele uczuć, więc nie wiem czy Cię kocha, czy nie, ale jeśli tak to nie odpuszczaj. On nie odpuści Kondrakarowi do końca życia, ale go nie skrzywdzi, bo nie ma potrzeby. - Próbowałam ją pocieszyć.
- Pocieszasz mnie, choć właściwie to ja powinnam podnieść Cię na duchu. - Spojrzała na mnie szklanym wzrokiem.
- Przyzwyczaiłam się do wszystkiego. Ja najczęściej przejmuje jego uczucia, ale to tylko po to by mu ulżyć. Nie umiem wysłuchiwać pocieszenia w moją stronę. Poza tym to ty jesteś poszkodowana. Mam nadzieję, że teraz bardziej go zrozumiesz i mu wybaczysz. - Mówiłam z ponurym uśmiechem.
- On nadal kocha tamtą? - Zacisnęła pięści.
- Być może, ale nie tak jak kiedyś. - Złapałam ją za ramię.
~Chyba wystarczy.~ Usłyszałam łagodny głos chłopaka.

- Fushigi chce już się zmienić. - Zdjęłam rękę z jej ramienia.

(Wataha Mroku) Od West'a

Ah...ciężki dzień,ciężka noc.Zajmowałem się przez cały czas szczeniakami.Belli nie było.Jest Alfą,ma co robić.Rozumiem to.Boję się o nią.Nie chciałbym jej stracić.Wstałem rano.Zostawiłem Rose i Layle w jaskini i otoczyłem wejście barierą przez którą nikt nie wyjedzie i nikt nie wejdzie.Poszedłem coś upolować.Na łące biegł jeleń.W pierwszej lepszej chwili rzuciłem się na niego i zabrałem do jaskini.~~Córki będą miały co jeść.-pomyślałem stojąc przed jaskinią i zdejmując w myślach ochronę.Rose i Layla jeszcze smacznie spały.Słońce zaczęło już grzać co raz mocniej a promienie wpadały do naszej jaskini budząc małe.
-Śniadanie!-krzyknąłem a małe przyleciały migiem do mnie.Gdy zobaczyły jelenia oblizały się na sam widok.
Z jelenia został kawałek mięsa i waderki zaczęły się o niego kłócić.
-To moje.!-krzyknęła Rose.
-Spadaj,wcale że nie,bo moje!-wyrwała kawałek Layla.
Kłóciły się jeszcze tak chwilę gdy do jaskini wpadł Shadow.
Hej West. Szukam Belli. Jest tutaj?- zapytał
- Nie ma jej-.-odpowiedziałem spokojnie.Wiem że jest czymś zajęta.
- A kiedy widziałeś ją ostatni raz?- zapytał
- Nie wiem, jakoś niedawno.-odpowiedziałem i wychyliłem się do małych.Przeciąłem kawałek mięsa żeby się już nie kłóciły.
Shadowa chyba ogarnęła złość bo wyleciał z jaskini czerwony i ze złością.Basior mkną do lasu.Zauważyłem to kontem oka gdy wybiegał z jaskini.
~~Po południu~~
Shadow miał rację.Bella gdzieś zniknęła.Nie mogłem pozwolić by coś się stało mojej ukochanej wiec wyszedłem z dziećmi poszukać Belli.
Chwilowo nigdzie jej nie było,ani śladu.Sprawdziłem całe tereny watahy mroku.-Portal Zagubionych Dusz,Tunel Ciemności,Las Mrocznych Wizji,Wyspa Mroku,Urwisko Bolesnej Śmierci,Groty Mrocznych Pragnień,Świątynia Czarnej Magii,Rzeka Upadłych Dusz,Jaskinia Mrocznych Mocy a szczeniaki wciąż miały siły do chodzenia.Przy okazji poznały tereny jednej z watach.Teraz poszliśmy na tereny watahy Ziemi.Na początek poszliśmy nad jezioro, ale Belli tam nie było. W pewnym momencie Rose podeszła do mnie i nagle świat zniknął mi z przed oczu, a chwile później znalazłem się w jakimś ciemnym korytarzu.  Na jego końcu dostrzegłem dwa...nie,trzy wilki.Od razu rozpoznałem Belle.Był z nią Shadow i jakiś nowy.Chyba Amar.Rose i Layla pobiegły do mamy.Widziałem jak przytuliły się do jej łap a ona je pocałowała.Pobiegłem do Belli.Wadera szła między Shadowem a Amarem.Widać było że jest zmęczona.Podbiegłem do niej bliżej i pocałowałem ją.
-Fuuuj.-córeczki zakryły oczy.
Ja i Bella zaśmialiśmy się pod nosem.
-Wszystko w porządku ?Długo cię nie widziałem.-stanąłem koło wadery i szedłem w jednym ciągu w basiorami przy mojej ukochanej.
-Tak,wszystko dobrze,jestem tylko zmęczona.Miałam bardzo dziwną przygodę.Opowiem Ci w domu.-objąłem ją.
-Choć.-widziałem że dla Belli jest ciężko.Wziąłem ją na grzbiet a ona przytuliła mnie,aż mi się na sercu ciepło zrobiło.Szczeniaki szły przy mojej łapie a wadera jakby zasypiała.
Szedłem powolnym krokiem,żeby było jej łatwiej.Gdy nagle pchną mnie jakiś wilk.Bella spadła ze mnie i upadła kawałek dalej.Ja sam przewróciłem się.Wstałem i otrzepałem się.
-Stary co ci odwaliło?!-podbiegłem do Belli.Wadera leżała.Podniosłem ją a ona jakoś się "otrzepała".To był Shadow.
-Odwaliło Ci czy jak?!-warknąłem wściekły szczerząc kły.



(Wataha Mroku) od Wery

Dużo się ostatnio działo, między innymi w moim życiu pojawił się Fushigi...
Gdy przerwałam walkę Kondrakara, Fushigiego i Trisji wyznałam Fushigiemu miłość. Kondro odleciał z Tris na swym pegazie ,a my zostaliśmy pod drzewem, jednak gdy już miałam mieć szczęśliwe zakończenie on... odrzucił mnie.
- Tak się cieszę, że Ci to... - Przerwał mi Fushigi.
- Nie wiem co ty dokładnie czujesz, ale to nie może być od tak miłość. - Miał surowy wzrok.
Zamyśliłam się o tym co zrobiłam...
- To znaczy, że ty.... - Odwróciłam wzrok.
- To nic nie oznacza. Mówię jak jest. - czułam jak znów łamie mi się serce i znów z mojej winy...
- Skąd ty możesz wiedzieć co ja czuję?! - Podniosłam głos.
- Powiedziałem Ci, że nie wiem. Wybacz. - Odwrócił się, gdy nagle Fus się z nim zamieniła.
- Wero! ON wiele przeżył! Proszę nie smuć się to nie jest tak... Gdybyś tylko wiedziała... - Zaczęła się tłumaczyć lecz po chwili
padła na kolana.
- Co? Co mam wiedzieć? - Chwyciłam ją w ramiona zaskoczona.
- Muszę iść. Kiedyś Ci opowiem, albo on to zrobi. Tylko już się nie martw. - Wstała szybko i się zmieniła w Fushigiego.
Gdy znowu odzyskałem kontrolę to od razu rozwaliłem ze złości drzewo. Kątem oka spojrzał na mnie pełną zdziwienia...
po krótkim milczeniu powiedział:
- Zapomnij o wszystkim i nikomu nie mów kim jesteśmy z Fus. - Warknął i odszedł.
Zastanawiały mnie słowa Fus ,,ON wiele przeżył!'' i ,,Gdybyś tylko wiedziała...'' , niby co miałam wiedzieć? To co Fushigi przeżył???????
Wstałam i pobiegłam za nim mimo woli mówiącej ,,Nie idź , bo cię zrani''
szybko zauważyłam ciążący smutek na jego twarzy.
- Fushigi...- zaczęłam,a ten gwałtownie się odwrócił i powiedział tylko:
- Odejdź ode mnie i nigdy nie wracaj!- cios w serce, rozsądek każe odejść ,ale myśli wciąż szukają rozwiązania na pytania...
- Proszę odpowiedz mi tylko na jedno pytanie...! - podbiegłam do niego po ogarnięciu od odrzucenia.
- Ech... dobrze niech ci będzie.- zatrzymał się patrząc na mnie wyczekująco.
- Fus mówiła ,że wiele przeżyłeś...... co się działo zanim dotarłeś do Immortal Volfes????- czekałam na odpowiedź jak małe dziecko na wymarzoną zabawkę.
- Nie mogę ci powiedzieć. Wybacz....- odwrócił wzrok ode mnie dobity słowami i poszedł na przód.
- Proszę....będę dyskretna, nikomu nie powiem, a jak powiem przysięgam, że będziesz mógł mnie zabić!- złapałam go za rękę zatrzymując i patrząc w oczy przysięgłam.
Chwilę go zamurowało, wzdychnął i zmienił się w Fus.
- Pozwolił mi powiedzieć ci o nim ten jeden raz, ale pamiętaj o swojej przysiędze.
- Pamiętam, opowiedz mi...- poszłyśmy razem na górę z widokiem na naszą jaskinię i tam zaczęła mi opowiadać.

(Wataha Powietrza) Od Miko

Westchnęłam lekko i postanowiłam zejść na ziemię. Oczywiście moje zejście mi nie wyszło... Przestałam używać mocy, więc z ogromną siłą wleciałam w wodę. Wyszłam cała mokra, ale szybko się wysuszyłam. Chciałam poćwiczyć, ale nie tu. Moje tereny są zbyt łatwe do ćwiczeń bo to mój żywioł. Polazłam do watahy ziemi i zaczęłam ostre ćwiczenia. Ćwiczyłam wytrzymałość, kopanie, pięści, na końcu moc. Byłam wykończona i posiniaczona po treningu, ale nie miałam zamiaru odpuszczać. Pobiegłam do watahy ognia. Było z lekka za gorąco jak dla mnie, ale uparłam się i ćwiczyłam ciężko.  Najgorsze co mogło być to używanie wiatru... Stosowałam inne sztuczki związane z moją mocą i poszło mi całkiem, całkiem.  Otarłam czoło i ruszyłam do watahy światła. Na szczęście nie za wiele wilków się kręciło, więc miałam okazję poćwiczyć. Było ciężko, bo byłam już po 2 treningach, ale udało się mi wszystko przejść. Teraz miałam ciężki wybór związany z tym do jakiej watahy pójść. Nie chciałam iść do żadnej. Wreszcie postanowiłam iść do watahy wody. Starałam się być ostrożna, tak by nikt mnie nie przyłapał na treningu. Czemu? Wyglądam strasznie i prawdopodobnie skończyło by się na tym, że ktoś by mnie musiał ogarnąć. Przesadziłam jednak z mocą i nie możliwym było by nikt tego nie zauważył. Ukucnęłam, przymknęłam oczy i westchnęłam. Po otwarciu oczu stał przede mną Greg.
- Znowu? -  Pokręcił głową.
- Nie jestem jeszcze tak wyczerpana by nie móc chodzić, więc mogę ćwiczyć. Poza tym mam jeszcze kilka godzin do mojego limitu. - Powiedziałam jak jakiś fachowiec.
- W takim razie nie mam nic przeciwko. - Uśmiechnął się, a ja już chciałam odwzajemnić uśmiech, ale przypomniałam sobie to co mówił mi Illuminated.
- Ta, w takim razie spadam. - Wstałam i już miałam iść.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Co miało by się stać? - Stanęłam do niego plecami.
- Coś musiało skoro tak się zachowujesz. - Nie zamierzał odpuszczać.
- Nic. - Odarłam poważnie.
- Musi być coś na rzeczy, bo jesteś jakaś dziwna. - Zrobił krok.
- Wybacz, ale tracę czas rozmawiając z tobą. Muszę potrenować. - Przymknęłam oczy.
- Dobra. Chcesz to idź. - Powiedział niechętnie.

wtorek, 16 lipca 2013

(Wataha Ziemi) od Shadowa

Obudziłem się i rozejrzałem po jaskini. "Zaraz mi to wejdzie w nawyk" pomyślałem poirytowany. Ale Belli nigdzie nie było... znowu. Już któryś raz z kolei. Wieczorem kiedy wracałem jej nie było, a rano kiedy się budziłem też jej nie było. "Gdzie ona zniknęła?" zastanawiałem się. Od pewnego czasu jej nie wiedziałem. Postanowiłem jej poszukać, pierwsze miejsce jakie wpadło mi do głowy to to jej tajemne jeziorko. Pobiegłem tam najszybciej jak mogłem, zupełnie zapominając, że mogłem się przecież teleportować.
- Bella! Bella jesteś tu?!- zawołałem, ale odpowiedziało mi tylko echo i cisza. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie było widać ani śladu Belli. "Tu jej nie ma" pomyślałem "Gdzie mogła jeszcze pójść?" zastanowiłem się. "No tak, pewnie jest z tym swoim Westem i szczeniakami" ucieszyłem się, bo ta opcja wydała mi się całkiem prawdo podoba, a nawet więcej wziąłem ją za pewnik. Więc spokojnie odszukałem Westa, był razem ze szczeniakami, które się o coś kłóciły.
- Hej West. Szukam Belli. Jest tutaj?- zapytałem
- Nie ma jej- odpowiedział spokojnym głosem
- A kiedy widziałeś ją ostatni raz?- zapytałem
- Nie wiem, jakoś niedawno- odparł, a ja się na maksa wkurzyłem. On w ogóle nie przejął się, że Bella gdzieś zniknęła, a nawet tego nie zauważył.Bez pożegnania odszedłem stamtąd. Raz tylko odwróciłem się i zobaczyłem ja West pochyla się nad szczeniakami. Żeby wyładować się zacząłem biegać po lesie liczyłem, że może jakimś cudem wpadnę tutaj na Bellę, często uciekała do lasu, ale tak się nie stało. Nie miałem pojęcia gdzie Bella mogła być. I nagle mnie olśniło, przecież nie musiałem tego wiedzieć musiałem po prostu zapragnąć znaleźć się koło niej, a wtedy moja magia czyniła cuda, no cud zwany teleportacją, ale niech będzie. Zamknąłem oczy, a kiedy je otworzyłem ujrzałem Bellę i jakieś dziwne otoczenie. Nie był to las raczej jakieś podziemia.
- Bella?- odezwałem się, a ona odwróciła się
- Shadow, co ty tu robisz?- zapytała zdiwiona
- Chciałem ci zadać to samo pytanie- powiedziałem
- Wpadłam przez przypadek do dziury- powiedziała Bella
- Martwiłem się o ciebie- odpowiedziałem jej
- Ohh... A to jest Amar
- Miło cię poznać- zwróciłem się do chłopaka
- Nawzajem- odpowiedział
- Powiesz mi co tu się dzieje?- zapytałem Belli
- Jasne- odpowiedziała i opowiedziała mi tę całą jej zwariowaną historię, a ja nie wiedziałem co mam o tym myśleć cieszyć się że jeszcze żyje czy martwić, że wplątała się w coś takiego. Cała Bella ale nic jej nie powiedziałem tylko westchnąłem.

(Wataha Mroku) od Margo

-G...gdzie ja jestem?- Wydusiłam z siebie mrugając oczami usiłując przyzwyczaić je do światła. Oparłam się na łokciach i złapałam się za głowę.
-Spokojnie, jesteś bezpieczna...-Odezwała się czerwonowłosa dziewczyna uśmiechając się kojąco.
-Kim jesteś, co się stało?-Pytałam można powiedzieć nieumyślnie.
-Znalazłam cię poturbowaną w lesie... -Tłumaczyła powoli jakby chciała sprawdzić czy pamiętam coś z tego zdarzenia. Miałam przebłyski pamięci, wrzaski i potworny ból. Spojrzałam na swoją nogę. Była bardzo starannie opatrzona w szeroki bandaż. Uświadomiłam sobie, że leże w namiocie. Dziwnym namiocie. Ściany były niebieskie a na środku stał krzywy stół. Dziewczyna siedziała przy mnie mieszając coś w niewielkim naczyniu.
-Czy ja...umarłam?- Spytałam bez wyrazu, pytanie było bez sensu, ale zawsze warto się upewnić...
-Yyy....nie...to znaczy...tak...nie... no tak jakby...-Zaśmiała się nerwowo delikatniej wymawiając ostatnią część zdania.
-Jaśniej? Umarłam, ale... nie umarłam?
-Tak... No nie...
-To tak czy nie?! Nie zjem cie obiecuje...
-Jesteś tak jakby...w hibernacji, ale zachowałaś świadomość...
-N...nie rozumiem...-pokręciłam głową próbując to pojąć...nagle mnie oświeciło-To tak jakby sen, ale panuje nad sobą?
-Dokładnie.-kiwnęła głową
-To...kiedy się obudzę?
-Jak dojdziesz do siebie...-Ruchem głowy wskazała nogę i równie dokładnie opatrzony tors. Powoli podniosłam się z posłania. Pewnym krokiem zaczęłam kierować się w stronę wyjścia. Choć okropnie piekło mnie rozerwane udo, ciekawość była silniejsza.
-Nie!!! Nie możesz...-Nie dokończyła, a w każdym razie ja jej nie usłyszałam. Wyszłam na zewnątrz. Zastałam nic. Kompletnie nic. Ani nie ciemność, ani światłość. Nie da się tego nazwać. Zakręciło mi się w głowie. Zatoczyłam się ale utrzymałam równowagę. Obraz przed moimi oczami zaczął się przecierać się i zamieniać w las w którym poprzednio "umarłam". Otrząsnęłam się i stanęłam w miejscu gdzie stałam jeszcze przed atakiem ze strony leśnych małp. Automatycznie skierowałam się w stronę polany . Szłam szybkim, lecz spokojnym krokiem. Rana niepokojąco przestała mnie piec. Gdy postawiłam nogę na bujnej trawie porastającą łąkę zauważyłam pięknego granatowego smoka nadciągającego w moją stronę. Wydał z siebie gardłowy ryk po czym zaczął z zawrotną prędkością zbliżąc się do ziemi. Spadał bezwładnie z ogromnej wysokości głową w dół. "Przecież on się zabije!" pomyślałam z przerażeniem. Skierowałam ręce w jego stronę zbierając całą moją energie i wystrzeliłam w jego stronę ogromny pocisk, który miał zadziałać mniej więcej jak sole trzeźwiące... Smok momentalnie zareagował wzbijając się z powrotem w powietrze dosłownie kilka metrów nad ziemią. Dopiero wtedy zauważyłam, ze cały czas wstrzymywałam oddech. Wypuściłam powietrze z płuc i podbiegłam do stworzenia, które właśnie wylądowało mniej więcej na środku polany.
~Co się stało?~Zapytałam dobiegając do "potwora"
~Wdałem się w bójkę z jednym ze smoków...Nic poważnego...
~Wcale. Prawie roztrzaskałeś się o ziemie...
~Masz racje... Dzięki. Mam zabrać cię do domu~Oznajmił odwracając łeb w moją stronę.
~Ale...visampie...
~Wycofały się.
~Ale..ale jak to?!~Zdziwiłam się i trochę rozczarowałam takim obrotem spraw... Już przygotowałam się na krwawą jadkę z udziałem niedźwiedzio-małp...
~Nie cieszysz się?~Zapytał zmieszany
~Och, tak ogromnie...~Odpowiedziałam sarkastycznie.~Możemy już lecieć...~Oznajmiłam siedząc już na grzbiecie smoka. Lot był długi, ale przyjemny. Gdy odstawił mnie przy rzece upadłych dusz nie mogłam uwierzyć, że jestem już w domu.
~Dziękuje~Uśmiechnęłam się mimo woli. On w odpowiedzi kiwną łbem i odleciał w swoją stronę. Chwile stałam tak i śledziłam go wzrokiem. Gdy zniknął za horyzontem do moich uszu doszło radosne rżenie.
-Raxtus!-Zawołałam szczęśliwie jak nigdy i wtuliłam się w szyję rumaka.
~Jak dobrze, że już jesteś...~Wyszeptał w myślach. Uświadomiłam sobie, że nie miałam nawet czasu nawet pomyśleć o moich najbliższych...
~A teraz zabierz mnie do Wanney'a i koniecznie muszę zobaczyć się z Di.~Stwierdziłam jak pegaz niecierpliwie deptał w miejscu czekając aż go dosiądę.~Ruszaj!
Po chwili byliśmy już przy jaskini. Podbiegłam do Diany w wilczej postaci i ugryzłam ją w ogon. Ta podskoczyła, odwróciła się i wyszczerzyła zęby. Odrazu zmieniła nastawienie gdy uświadomiła sobie, że to ja. Równocześnie przybrałyśmy ludzką postać.
-Margo!-Krzyknęła radośnie, a ja uścisnęłam ją w odpowiedzi.-Teraz musisz mi wszystko opowiedzieć.-Stwierdziła łapiąc mnie za ramiona.
-Di, przepraszam, ale najpierw chciałabym zobaczyć się z Wanney'em...
-Dobra, ale pamiętaj, że ja też na ciebie czekam.
-Jasne-zaśmiałam się odwracając na pięcie-Do zobaczenia!
Wanney jak zwykle o tej porze siedział rozłożony na drzewie. Podeszłam cicho i chwyciłam go za rękę.
-Margo?-Spojrzał na mnie bardzo zaskoczony-Już jesteś?
-To źle?-Zawahałam się przez chwilę
-Nie! Wręcz przeciwnie....nawet nie wiesz jak się ciesze...-Usiadłam obok i zawiesiłam mu ręce na szyi, całując delikatnie. On objął mnie w talii, a ja zupełnie odpłynęłam... Tak wszystko się potoczyło... On rozwiązał gorset mojej sukienki a ja zdjęłam mu koszule. Dalej chyba już nie muszę mówić...
Rano obudziłam się wtulona w niego. Oboje zasnęliśmy pod drzewem w wysokiej trawie. Podniosłam się i przeciągnęłam leniwie. Wanney obudził się kilka chwil po mnie. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w ciszy. Ja zaczęłam palcami skubać źdźbło trawy.
-Margo...-Zaczął niepewnie. Podniosłam wzrok i spojrzałam mu w oczy.
-Hmm?-Długo zwlekał z odpowiedzią-Tak Wanney?-Próbowałam go zmotywować do dalszej rozmowy... w końcu wziął głęboki oddech i zaczął:

(Wataha Mroku) Od Fushigiego

Strasznie cierpiałam, a do tego brałam na siebie coraz więcej jego uczuć. Byłam w kiepskim stanie i to bardzo, ale wstałam chwiejąc się. Wsparłam się mocą, wiedziałam, że Fushigi nie ma zamiaru mi pomagać.
- Przepraszam. - Spojrzałam czule na chłopaka i wyczułam, że coś z nim nie tak, ale tym zajmę się później.
Zaczęłam biec by się uspokoić i udało mi się to w dość krótkim czasie, a wtedy zamieniłam się. Choć Fus wzięła dużo na siebie to i tak byłem wściekły i to bardzo. Nienawidzę gdy ktoś rani drugą osobę. Postanowiłem go poszukać. Szybko użyłem sokolego oka ( widzi całą krainę z góry, a jak to już tajemnica ;P). Znalazłem go i od razu tam pobiegłem. Gdy akurat podchodziłem do niego to się raczył obudzić.
- Kondrakar, mamy rachunki do wyrównania...- powiedziałem poważnie chcąc się z nim przejść przez las.
Wstał mozolnie i szedł za mną.
- Co masz mi zamiar powiedzieć?- zapytał jak byliśmy już daleko w lesie
Rzuciłem się na tego jełopa przygważdżając do drzewa i mówić:
- Nie wiem co cię ciągnie do tej wadery z ognia, ale wiedz ,że jak skrzywdzisz Werę pożałujesz!-  Już czułem, że wściekłość we mnie narasta. Puściłem go jednak.
- Jak ona ci się tak podoba to sobie z nią bądź, ja już dawno jej nie kocham!- Krzyknął, a ja nie mogłem zrozumieć czemu ten dupek takie głupoty wygaduje. Odwróciłem się powoli.
- Ty! Jak śmiesz tak mówić! Pomyśl jak ty byś się czuł w jej sytuacji?!- Mówiłem wbijając wzrok w jego zamyślone oczy.
- Już tak się przez nią czułem, dawno temu jak tu dołączyłem. Musisz wiedzieć ,że byłem pierwszym wilkiem w watasze mroku i pierwszym członkiem z jakiejkolwiek watahy. Już dawno nie zaznałem takiej przygody jak z Trisią , więc się nie wtrącaj Fus!- Mówił.
Kiedy powiedział moje skrócone imię to myślałem, że go zabiję.
- Nie znaczy to ,że masz jej nie kochać! Ona była opanowana przez Demona i nie wiedząc co robi zniszczyła las i zostawiła cię nieświadomie gdyż sterował nią Demon! I nie nazywaj... mnie... Fus!!!-  Rzuciłem się na niego jak na wroga, jednak to na próżne, bo zabrał go pegaz.
Walnąłem w drzewo, przy okazji  robiąc w nim dziurę. Spojrzałem w górę, ze zdziwieniem, że mu się udało opanować pegaza. Mi to zajęło kilka godzin, bo był taki chamski, że o mało go nie zabiłem.  Jednak straciłem go po pewnej walce. Opanowałem złość z ledwością i olałem wszystko, za to Fus chciała wyjść, oczywiście nie chciałem, bo znowu z jej szczęściem by kogoś poznała, ale jak wspomniała o tamtym basiorze i o tym, że chyba już wie kto postanowił pogadać z duszami to pozwoliłem jej na to. Pobiegłam szukać Wanney'a, ale znaleźć go nie mogłam.  Fushigi się niecierpliwił i musiałam mu oddać władzę. Nie miałem czasu na to by bawić się w kotka i myszkę...
~Fushigi, pozwól mi jeszcze trochę go poszukać.~ Usłyszałem.
- Zgłupiałaś do reszty! Mam dość twoich poszukiwań i tego gównianego Immortal Volves! Kurna, ledwo co tu przybywam, a ty poznajesz kogoś! Ja za to poznaję jakiegoś idiotę, który myśli, że jest pępkiem świata! Toż to sensu nie ma! - Zacząłem się wydzierać, bo wybitnie wyprowadziła mnie ta sytuacja z równowagi.
~Wiem, wiem, ale ja muszę go znaleźć. Pozwól mi.~ Błagała.
Zamieniliśmy się... Jak poparzona zaczęłam biec przed siebie myśląc gdzie on może być. Nagle wyskoczył Kondrakar na pegazie.
- Czemu nie mówiłaś ,że ty i Fushigi to jedność?! Ja, naprawdę nie rozumiem dlaczego jesteś po jego stronie!? Fus, on tobą włada! Czy nie chciałaś kiedykolwiek być w swoim ciele? –Mówił mi schodząc ze zwierzęcia.
Nagle się zgubiłam, jak bym nie była w tym świecie. Słowa chłopaka namieszały mi w głowie.
- Skąd ty...? No w sumie to chciałam kiedyś ,ale czuję się z nim zgrana i nie umiem sobie wyobrazić jak to jest być jedną osobą. Poza tym nie waż się nikomu mówić ,bo pożałujesz!!!- Byłam przerażona i złapałam się za głowę.
- No błagam cię. Mało mi kłopotów? - Odparł.
- Nie, ale... ech, dlaczego tak po prostu zostawiłeś Werę? Ona potrzebowała pomocy i wsparcia. Kondro ona cierpi i nie mogła już wytrzymać jak ją olewasz... - Mówiłam kiedy dowiedziałam się, że Wera postanowiła bym go zraniła.
-Mam cię zranić!- Zmieniłam się nie do poznania. Rozprowadziłam mgłę by ten stracił orientację.
Nagle wyczułam, że coś jest nie tak, moja mgła zniknęła razem z moim przeciwnikiem. Nuż samoistnie wyleciał mi z ręki.
 - Nie zniszczysz mojej mgły... twoja była na słabym poziomie i szybko padła.- Powiedział chcąc mnie zaatakować, ale w tym momencie Fushigi nie wytrzymał, miał ochotę go zabić...
Zamieniliśmy się. Uniknąłem ciosu ze śmiechem.
- Myślisz ,że twoja moc jest większa niż nas obojga?! - Warknąłem pewnie, choć tak naprawdę jeszcze nigdy nie łączyłem z nią mocy.
Zneutralizowałem z łatwością jego mgłę, Fus była słabsza, no ale on to już w ogóle nie równał się ze mną.
 - A...ale jak ty...?- jąkał się .
Nagle poczułem, że ktoś zadaje mi ból, co było najlepsze? Nie czułem go prawie, bo Fus znowu wzięła wszystko na siebie. Idiotka, ale postanowiłem udawać, że ma nade mną władzę.
- Nie waż się krzywdzić mojego ukochanego!- Usłyszałem znajomy mi głos.
Nagle ból został zlikwidowany [rzez Wrę. No to fajnie jesteśmy w komplecie.
- A ty nie waż się krzywdzić mojego!!! Myślałaś ,że mocą mroku daną ci w połowie od Ojca pokonasz prawdziwy mrok?-  Warknęła dziewczyna, zaś Fus musiała się ogarnąć, więc zmieniła się w wilczyce i uspokoiła, wtedy wróciłem.
Przez głowę przeleciał mi kawałek wypowiedzi Wery... *Zaraz, zaraz, czy ona właśnie powiedziała, że... Kuso!* Pomyślałem.
- Już dobrze Fushigi, ty Trisia wracaj do swoich terenów ,a ty Kondro... idź ze swoją ukochaną. Ja idę z Fushigim, pokochałam go tak jak ty Trisię. To niezwykłe, ale prawdziwe, nasze drogi się tu rozchodzą, uświadomiłam sobie ,że ją bardzo kochasz i nie potrafisz przestać, to tak jak do niedawna ja... zakochałam się w Fushigim dosłownie dzięki tobie, gdybyśmy się nie skłócili nie poznałabym go.
Dziękuję ci za to i przepraszam za uczynione ci krzywdy. Zostańmy już przyjaciółmi.- Naglę zaczęły mi się trząść ręce
- To ja przepraszam i dziękuję jednocześnie..... przyjaciółko.- utulił Werę.

- To ty mnie kochasz Wero?- Nagle oprzytomniałem.
- Tak, kocham cię mój słodki i nie obchodzi mnie ,że jesteś z Fus jednością.- powiedziała całując mnie w policzek.
- Wero....- zaczęła Tris.
 – Tak?- zapytała Wera.
- Dziękuję.- uśmiechnęła się Tris i chwyciła dłoń tego idioty.
Zostawili na s pod drzewem...
- Tak się cieszę, że Ci to... - Przerwałem jej.
- Nie wiem co ty dokładnie czujesz, ale to nie może być od tak miłość. - Miałem surowy wzrok.
~Co ty robisz?! Ona Ci miłość wyznaje, a ty ją ciśniesz?!~ Usłyszałem krzyk Fus.
- To znaczy, że ty.... - Odwróciła wzrok.
- To nic nie oznacza. Mówię jak jest. - Czułem się jak jakiś kat.
- Skąd ty możesz wiedzieć co ja czuję?! - Podniosła głos.
- Powiedziałem Ci, że nie wiem. Wybacz. - Odwróciłam się, gdy nagle Fus się ze mną zamieniła...
- Wero! ON wiele przeżył! Proszę nie smuć się to nie jest tak... Gdybyś tylko wiedziała... - Zaczęłam się tłumaczyć.
~Wracaj, bo Ci już nigdy nie pozwolę wyjść! Jakim prawem mówisz komu kolwiek o mojej przeszłości!~ Jego głos zaczął rozbrzmiewać w mojej głowie, no i oczywiście mnie ukarał... Padłam na kolana.
- Co? Co mam wiedzieć? - Chwyciła mnie w ramiona.
- Muszę iść. Kiedyś Ci opowiem, albo on to zrobi. Tylko już się nie martw. - Wstałam szybko i sie zmieniłam.
Gdy znowu odzyskałem kontrolę to od razu rozwaliłem ze złości drzewo. Kątem oka spojrzałem na zdziwioną dziewczynę.

- Zapomnij o wszystkim i nikomu nie mów kim jesteśmy z Fus. - Warknąłem i odszedłem.

(Wataha Mroku) od Kondrakara

Rano zbudziłem się z Trisią śpiącą na mych na kolanach, by jej nie zbudzić
zawołałem Kanę w myśli.
* Słodka jesteś mi potrzebna.*
~ Od kiedy jestem słodka?~ zdziwiła się moja pegazica wlatując do jaskini po cichu.
* Tak jakoś... a wolisz być słona?- uśmiechnąłem się
~Nie! Mów mi już słodka, nie lubię soli! Co mam dla ciebie zrobić?
* Pomórz mi ją delikatnie położyć tak by się nie zbudziła.- Kana podeszła powoli
i otulając Tris swoim pierzem ze skrzydeł miękko ją położyła.
Ja wstałem chwaląc pegaza, wyszliśmy z jaskini i poleciałem na tereny mroku.
~Dokąd teraz?- ciekawiła się Kana jak byliśmy blisko jaskini
- Na razie do jaskini, muszę coś przemyśleć...- odpowiedziałem i Kana od razu skierowała się na ziemię przed jaskinią.
Utuliłem pegazicę i położyłem się przy drzewie.
Myślałem o Trisi, ten związek może przetrwać lub nie... i Wera... czy ona jest mnie watra? Zastanawiał mnie także Fushigi i jego postępowanie wobec Wery, Nemezis i jej walka z Werą, te dziwne dusze ,które słyszę od wczoraj, potwór ,który siedzi w Trisi i samo to ,że przy mnie jest tyle dziwnych zdarzeń...........
Za dużo pytań na raz... zasnąłem.
Gdy się zbudziłem podszedł do mnie Fushigi.
- Kondrakar, mamy rachunki do wyrównania...- powiedział poważnie chcąc się ze mną przejść przez las.
Wstałem zaspany idąc za nim, niewiem co mnie wzięło na to, nie chciało mi się gadać na temat Wery.
- Co masz mi zamiar powiedzieć?- zapytałem jak byliśmy już daleko w lesie
Rzucił się na mnie przygważdżając do drzewa i zaczął wściekły mówić:
- Niewiem co cię ciągnie do tej wadery z ognia, ale wiedz ,że jak skrzywdzisz Werę pożałujesz!- ten gościu mnie wkurzył! Gdy odsunął się ode mnie zacząłem mówić wstając z nieco obolałymi plecami.
- Jak ona ci się tak podoba to sobie z nią bądź, ja już dawno jej nie kocham!- krzyknąłem
Fushigi stanął i powoli się odwrócił w moją stronę wściekły.
- Ty! Jak śmiesz tak mówić! Pomyśl jak ty byś się czuł w jej sytuacji?!- mówił patrząc mi w oczy. Dziwne... miał identyczne oczy jak Fus gdy ze mną rozmawiała...
- Już tak się przez nią czułem, dawno temu jak tu dołączyłem. Musisz wiedzieć ,że byłem pierwszym wilkiem w watace mroku i pierwszym członkiem z jakiejkolwiek watahy. Już dawno nie zaznałem takiej przygody jak z Trisią , więc się nie wtrącaj Fus!- tłumaczyłem
- Nie znaczy to ,że masz jej nie kochać! Ona była opanowana przez Demona i nie wiedząc co robi zniszczyła las i zostawiła cię nieświadomie gdyż sterował nią Demon! I nie nazywaj... mnie... Fus!!!- wyskoczył na mnie wściekły, ale nagle Kana wciągnęła mnie na grzbiet błyskawicznie wzbijając się w powietrze i Fushigi walnął w drzewo, popatrzył na mnie zaskoczony ,że zabrał mnie pegaz, on widać nie miał tego szczęścia ,że oswoił pegaza... Dziwne ,że nie zmienił się w wilka przy ataku... i ten sam wzrok co Fus... oni chyba są spokrewnieni.
~Czemu zawsze musisz wpakować się w kłopoty?! Bałam się ,że ten chłopak cię zrani!~ martwiła się Kana
- Nic mi dzięki tobie nie jest, co z Tris?- zapytałem Kany
~Niedobrze dlatego też przyleciałam. Rano jak wstała gdy szła przez las nagle zniknęła! Później widziałam ją na grzbiecie Ekwadora, z nim na łące zasnęła pod drzewem, natychmiast poleciałam po ciebie i zauważyłam jak ten cały facet wali tobą o drzewo! Wzleciałam nad wami i czekałam na odpowiedni moment do ratunku ciebie. Gdyby coś ci zrobił długo by nie pożył... zresztą ja też.
,,Jeździec za pegaza, pegaz za jeźdźca’’ to nasza odwieczna przysięga po okiełznaniu nas. Zobacz tam śpi!- mówiła Kana i wylądowaliśmy obok Trisi.
Spała pod drzewem, szturchnąłem ją za ramię.
- Ktoś ty? - spytała
- Jak to? Nie pamiętasz mnie Tris? To ja Kondrakar!- przytuliłem ją wystraszony ,że o mnie kompletnie zapomniała...
Zachowywała się jak niewidoma, dotykała moją twarz, włosy i ręce po czym chwyciła moją dłoń.
- Kondro jak dobrze! Nic nie widzę, tylko rozmazane plamy! Wybacz ,że cię nie poznałam...- mówiła przestraszona
- Już dobrze, jestem tu.- ucałowałem ją i pomogłem wejść na grzbiet Ekwadora, który właśnie nadleciał niespokojny o nią.
-Ekwador, zabierz ją do medyka. Ja i Kana musimy coś załatwić...- powiedziałem
jeszcze raz całując Tris i polecieli.
My zaś polecieliśmy szukać Fus, ona musi mi coś wyjaśnić...
Nagle zauważyłem z grzbietu Kany Fushigiego gadającego samego ze sobą, coś mi tu nie grało... i rzeczywiście, on zmienił się w Fus! To obojniak!
Dlatego się nie zmieniał w wilka, bo ma postać wilczycy...
Słychać było ,że rozmawiali o mnie i Werze, czyżby oni coś przeciw mnie knuli?
Przyleciałem z Kaną prosto przed biegnącą Fus.
- Czemu nie mówiłaś ,że ty i Fushigi to jedność?! Ja, naprawdę nie rozumiem dlaczego jesteś po jego stronie!? Fus, on tobą włada! Czy nie chciałaś kiedykolwiek być w swoim ciele? – dziwiłem się zchodząc z Kany
- Skąd ty...? No w sumie to chciałam kiedyś ,ale czuję się z nim zgrana i nie umiem sobie wyobrazić jak to jest być jedną osobą. Poza tym nie waż się nikomu mówić ,bo pożałujesz!!!- denerwowała się trzymając za głowę.
- No błagam cię. Mało mi kłopotów?
- Nie, ale... ech, dlaczego tak po prostu zostawiłeś Werę? Ona potrzebowała pomocy i wsparcia. Kondro ona cierpi i nie mogła już wytrzymać jak ją olewasz...
Mam cię zranić!- nagle pojawiła się czarna mgła ,a Fus trzymała nóż w rękach...
Nie wystraszyłem się, Wera robiła taką samą mgłę z smugi ,a ja znam tę moc ,bo sam ją mam. Wytworzyłem własną ,,mgłę zagłady’’ moją moc specjalną...........
Wszystko spowiło się na niebiesko i czarno, błyszcząca mgła Fus znikła, ja byłem niewidzialny dla jej oczu.
Upuściła nuż, była zaskoczona ,że zlikwidowałem jej mgłę.
- Nie zniszczysz mojej mgły... twoja była na słabym poziomie i szybko padła.- mówiłem z nienacka zadając jej cios, jednak ku memu zdziwieniu zmieniła się w Fushigiego i uniknęła ciosu śmiejąc się.
- Myślisz ,że twoja moc jest większa niż nas obojga?! – powiedział i zmiótł moją moc jednym ruchem rąk i wywrócił mnie na ziemię.
- A...ale jak ty...?- jąkałem się
Fushigi miał mnie zaatakować gdy nagle z tyłu niego pojawiła się z nienacka wściekła Trisia i palcem dotknęła jego ramienia zadając ból, mina mu zmiękła...
- Nie waż się krzywdzić mojego ukochanego!- mówiła zła
Jednak za nią pojawiła się Wera i impulsem zlikwidowała ból Tris.
- A ty nie waż się krzywdzić mojego!!! Myślałaś ,że mocą mroku daną ci w połowie od Ojca pokonasz prawdziwy mrok?- mówiła Wera jak Tris upadła obok mnie ,a Fushigi się zmienił w wilczycę i przestał krztusić.
- Już dobrze Fushigi, ty Trisia wracaj do swoich terenów ,a ty Kondro... idź ze swoją ukochaną. Ja idę z Fushigim, pokochałam go tak jak ty Trisię. To niezwykłe, ale prawdziwe, nasze drogi się tu rozchodzą, uświadomiłam sobie ,że ją bardzo kochasz i nie potrafisz przestać, to tak jak do niedawna ja... zakochałam się w Fushigim dosłownie dzięki tobie, gdybyśmy się nie skłócili nie poznałabym go.
Dziękuję ci za to i przepraszam za uczynione ci krzywdy. Zostańmy już przyjaciółmi.- powiedziała to tak jakby wyraziła zgodzę na to bym był z Tris.
Cóż, miała rację. Wiedziałem ,że ona coś do Fushigiego czuje, jak i on pewnie do niej ,ale w to już nie będę wchodził....
- To ja przepraszam i dziękuję jednocześnie..... przyjaciółko.- utuliłem Werę
krótko, cieszyłem się ,że z tymi kłótniami koniec.
- To ty mnie kochasz Wero?- zdziwił się Fushigi zmieniając się w człowieka.
- Tak, kocham cię mój słodki i nie obchodzi mnie ,że jesteś z Fus jednością.- powiedziała całując go w policzek.
- Wero....- zaczęła Tris – Tak?- zapytała Wera
- Dziękuję.- uśmiechnęła się Tris i chwyciła moją dłoń.
Wera i Fushigi zostali pod drzewem...
Ja i Tris polecieliśmy na Kanie nad rzekę by spojrzeć na zachód słońca gdzie wyznałem Trisi miłość:
- Trisio?- zapytałem
-Tak Kondro?
- Przeżyłem dzięki tobie najwspanialszą przygodę w życiu... zakochałem się, poznałem cię, walczyłem o ciebie...
Zostaniesz moją partnerką?

(Wataha Światła) od Kuroko

Szłam powoli przez las jako wilk, Misaka (Atena) musiała gdzieś iść... nie mówiła gdzie ,ale to jej sprawy, ważne ,że znów możemy być przyjaciółkami. Nagle wpadła na mnie jakaś wilczyca.
Upadła a gdy się podniosła popatrzyła na mnie zalęknięta.
- Mogłabyś uważać jak biegasz?!? –powiedziałam niezadowolona gdyż zapomniałam przez to gdzie maiłam iść
- Spoko...Właściwie jak masz na imię?
- Jestem Kuroko, należę do watahy światła. A ty?
- Ja jestem Trisia ale jak chcesz mów do mnie Tris.
- Aha...Sory ale muszę iść. Cześć.
- Cześć – poszła sobie.
Nawet wydała się miła ,ale nigdy nie wiadomo jak to z obcymi.
Nagle mnie olśniło, chciałam iść poszukać Nemezis, podobno ona też jest w Immortal Volfes, ciekawe czy nadal zechce się ze mną przyjaźnić?
Niestety nie zastałam jej w watace mroku gdzie powinna być z tego co mówiła Misaka.
Wróciłam więc do terenów światła.
Zauważyłam jakąś nową dziewczynę, gadała z Accem.
- Hej jestem Ayer jestem tutaj nowa w watasze - uśmiechała się
- Hej ja jestem Accelerator miło mi - też uśmiechnął się! Do mnie tak się nie uśmiechał... grrr...
- Wiesz... mam taki mały problem bo jestem nowa w watasze i nie znam za bardzo tych terenów mógłbyś mnie po nich trochę oprowadzić ? – zapytała wadera Acceleratora, oho jeszcze będzie go prosić o oprowadzanie... potem się zakocha i...
Kurde ,czy ja jestem zazdrosna?! Raczej tak.
Wtrąciłam się natychmiast przybiegając do nich.
- O, witaj! Jesteś nowa? Może cię oprowadzę? Jestem Kuroko ,a ty?- zagadałam zanim Accel zdążył coś powiedzieć
- Yyy... tak jestem nowa, na imię mam Ayer.- uśmiechnęła się niepewnie. Acce się zdziwił moim nagłym wyskokiem do rozmowy, ale nic nie mówił, po chwili popatrzył w wodę nad jeziorem.
- Super! To co? Oprowadzanie czas zacząć!- chwyciłam jej rękę, bo zmieniliśmy się w ludzi.
Acce popatrzył na mnie jakby zaraz miał wybuchnąć śmiechem...
~Nie śmiej się, ja lubię ludzi zaskakiwać i oprowadzać.- powiedziałam szeptem do Acceleratora milczącego i trzymającego ręce w kieszeni.
Dziewczyna nie wiedziała co ma robić, patrzyła raz na mnie raz na Accela.
- Spokojnie, zaczniemy od lasu żebyś się nie zgubiła... albo wiesz nie! Pokażę ci jaskinię i zapoznam z Misaką, no tu znaną jako Atena i to twoja alfa.- mówiłam niezdecydowana odwracając się co chwilę za siebie by patrzeć na Acceleratora.
On jest taki inny niż wszyscy chłopaki i taki... tajemniczy. To ja lubię, na dodatek urodę ma on niezwykłą...
- Kuroko , bo ja chciałam...- zaczęła Ayer
- Tak?
- Chciałam jeszcze coś zjeść, może zapolujemy?- zaproponowała Ayer
- Okej czemu nie! Ruszamy w głąb lasu!- zmieniłyśmy się w wilki i ruszyłyśmy za tropem sarny. Acce został nad jeziorkiem.

poniedziałek, 15 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Margo

Przed moimi oczami rozciągał się zapierający dech w piersiach widok. Majestatyczne stworzenia wykonywały swe niezwykłe "układy" raz znikając w chmurach- a raz pikując z zabójczą prędkością w stronę ziemi. Stałam na wzgórzu z szeroko otwartymi oczami. Nie umiałam uwierzyć w to co się dzieje. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Głupia łudziłam się że to Wanney... Odwróciłam się i napotkałam wzrok młodzieńca o pół głowy wyższego ode mnie. Miał białe, muszę użyć słowa straszne oczy i nie wiarygodnie przenikliwe spojrzenie. Ale najbardziej przeraził mnie ogólnokształt tej postaci. Na rękach widniały blizny a twarz przecinała paskudna rana. Nie okazywałam po sobie przerażenia. To nie w moim stylu.
-Mogę ci jakoś pomóc?- Zapytałam, ale w moim głosie drżała nie pewność. Nie otrzymałam odpowiedzi. Nieznajomy nadal przeszywał mnie wzrokiem stojąc na przeciwko.
-Nie mam zbyt wiele czasu, więc jakbyś mógł się trochę...no... pospieszyć z tą sprawą do mnie.
-Ja...-Odezwał się niemal anielski, czysty i bardzo męski głos -Zarazili mnie...-Wyszeptał jeszcze głębiej wbijając we mnie wzrok po czym runął bezwładnie na ziemie. Podbiegłam do niego i z desperacją chwyciłam jego głowę w dłonie. Odwróciłam jego twarz w moją stronę. W moich oczach rana zaczęła się zagłębiać a jego oczy otwarły się gwałtownie. Wzdrygnęłam się ale nie wypuściłam jego głowy z uścisku dłoni. Zamknęłam oczy. Ujrzałam ogromnego, śnieżnobiałego smoka z wielką desperacją i wielkim wysiłkiem odpierający atak równie wielkich stworzeń podobnych do małpy czy niedźwiedzia, albo oba naraz...? Sklejona sierść przywoływała na myśl skorupę. Z trudnością otwarłam oczy i wróciłam do rzeczywistości.
-Visampie...-Wyszeptałam i spojrzałam na twarz ich ofiary. Malował się na niej ból i przerażenie, ale oczy... oczy nie mówiły zupełnie nic... No tak... wzrok Visampi paraliżuje strachem i nie pozwala "zdobyczy" na obronę, ucieczkę czy atak... Zaczęłam zastanawiać się czy nie mam z nimi...czegoś wspólnego. Ja również paraliżuje strachem i potrafię zabić samą myślą ale ja jakby nie było jestem wilkiem a nie niedźwiedzią małpą... Oparłam dłoń na klatce piersiowej mężczyzny i zaczęłam wymawiać mantrę. Po kilku minutach chłopak wziął gwałtowny oddech. Przez jego twarz przebłysną cień ulgi. Blizny zaczęły powoli znikać a rana zarastać się.
-Dziękuje...-Wykasłał patrząc mi w oczy.-Jak...- Zakrztusił sie ponownie chaotycznie biorąc oddech-Zwykle jak zarażony spojrzy komuś w oczy...tamten także przemienia sie...-Nezwowo gestykulował z szeroko rozwartymi oczami.
-W niedźwiedzio małpę....tsssaaa...Widocznie jestem odporna...-Sama się zdziwiłam... a jeśli ja kiedyś sama z siebie stanę się taka... Oooo nie ja sie tak nie bawie... Z tego co wiedziałam żyły tylko dwie visampie... Musiały przemienić już dwóch nieszczęśników nie do odratowania... Chłopak wstał. Jego oczy rozbłysły błękitem a twarz rozpromieniała. Jedno było dziwne...był całkiem blady. Podszedł do skraju wzgórza odwrócił się i posłał mi niewyraźny uśmiech po czym rzucił się z niego. Na początku przeraziłam się, że znowu będę musiała go reanimować... ale po chwili moim oczom ukazał się ten sam smok, który w mojej wizji panicznie bronił się przed owymi roznosicielami zarazy... Zawiesiłam łuk na ramie i odeszłam w stronę gęsto zadrzewionego lasu. Kto wie co mnie jeszcze spotka na tej wyprawie? Zostało mi tylko 19 godzin... A może aż 19 godzin... Nie ważne... Teraz liczy się tylko pokonanie zagrożenia stworzonego przez visampie... Przekroczyłam granice lasu. Obraz za mną automatycznie zamazał się tworząc zasłonę z drzew. Założyłam na siebie szaro-zielony płaszcz a na cięciwie łuku spoczęła jedna z moich strzał. Przeczesałam wzrokiem cały teren. Kaptur płaszcza zakrywał mi połowę twarzy. Kiedyś szkoliłam się jako zwiadowca, ponieważ dzięki wilczej zwinności umiałam poruszać się bezszelestnie. Lecz wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o przemianie w wilka ani o moich zdolnościach. Do moich uszu doszedł dźwięk niezgrabnie stawianych kroków i niewyraźnych pomruków. Odruchowo nakryłam się płaszczem i stanęłam plecami opierając się o drzewo nie spuszczając owych zarośli z oczu. Wyszły z nich dwa potwory, o których cały czas jest mowa. Wyszłam z ukrycia stając twarzą w twarz z dwu i pół metrowym, przygarbionym stworem, a raczej stworami... Ujęłam cięciwę w dwa palce czekając na ich pierwszy ruch. To bardzo mało inteligentne stworzenia i łatwo ulegają wpływom bardziej rozumnej istoty. Przepadały za błyskotkami. Same nie odważyły by się na tak odważny ruch jak atak na smoczy azyl. Ktoś nimi kierował. Jeden z nich widząc że ich zabójcze spojrzenie nie robi na mnie wrażenia wrzasną przeraźliwie. Przemknęłam oczy i wstrzymałam oddech czując okropny smród z jego pyska. Wykonałam pewny strzał, strzała ze świstem przeleciała obok pokaźnego drzewa i wbiła się głęboko w "skorupę" poczwary. Zwinnie powtórzyłam strzał osiem razy z ledwością omijając ataki ze strony drugiej poczwary. Cofnęłam się o krok i potknęłam o wystający korzeń. Potwór wykorzystując okazję zamachną się i pazurami rozpruł mi nogę. Wydałam z siebie głuchy jęk i padłam nieprzytomna. Przez głowę przemknęło mi wspomnienie Wanney'a, Diany. Ich głosy bębniły mi w uszach. W końcu poczułam rozrywający ból w klatce piersiowej. "To już koniec"-pomyślałam czując na sobie kolejny cios. Usłyszałam głośny wrzask. Wrzask kobiety. I płacz dziecka. Potem była już tylko ciemność...