czwartek, 19 grudnia 2013

Wataha Powietrza - Od Miko

Gdy tylko blondyn upadł z gardła wydobył mi się tylko przeraźliwy wrzask. Padłam na kolana i chwyciłam głowę chłopaka. Płakałam okropnie, wręcz się zanosząc. Próbowałam cos zrobić, tamowałam krew i leczyłam ranę… Puls jednakże zanikał… Drżącymi ustami pocałowałam go na pożegnanie… Uśmiechnął się z lekka i jego oczy stały się puste. Zamknęłam mu oczy i znowu się wydarłam uderzając bezsilnie w pięścią trupa. W końcu oczami pełnymi złości zobaczyłam co się dzieje… Jaskinia była bez dachu, moi bracia i Nem walczyli… Wstałam dygocząc. Wyciągnęłam pustkę i bez wahania ruszyłam na brata… Zaczęłam w niego celować. To nie był mój brat… Przykleiłam go do ziemi i syknęłam mu do ucha: „ Sukinsynu nienawidzę Cię”. W tym momencie jego oczy zalśniły starym blaskiem przez kilka sekund.
- NIENAWIDZĘ! – Wrzasnęłam.
Odrzucił mnie i zaczął atakować. Nem zjawiła się przy mnie.
- Zajmę go czymś ty uciekaj ostrzec innych z twoim bratem. – Szepnęła i uśmiechnęła się blado.
- Nie. – Spojrzałam na nią smutno.
Nagle Nemezis odwróciła się i szybko stanęła przed mną. Straciłam na chwilę rachubę czasu. Spojrzałam przed siebie i… Alfa Mroku stała z mieczem w brzuchu. Ostrze wynurzyło się, a ja szybko złapałam przyjaciółkę, no i ten wrzask… Jak wtedy taki sam. Rozpłakałam się na nowo.
- Będzie dobrze. – Poczułam zimną dłoń na policzku.
- Pieczęć… - Wykrztusiłam.
- Wiem, nie mam siły by ja złamać… - Odparła.
- Nie możesz umrzeć, nie teraz, nie tu… Za bardzo Cie kocham. – Krzyczałam.
- Ja Ciebie też… - Jej oczy stały się puste.
Zrobiłam znowu to samo…. Bracia walczyli, a  ja w tym momencie się ulotniłam. Przekazałam wszystkim mentalną wiadomość o tym co się wyprawia. Usiadłam na jakimś drzewie, a przede mną zjawili się moi bliscy.
- Zabić. – Syknął Kaito.
Wszyscy pobiegli… Nie wiem po jakim czasie, ale urwała się nasza więź… Wstałam odruchowo i pobiegłam tam gdzie wcześniej ich wyczuwałam.  Spostrzegłam ciała i już chciałam wyjść kiedy nagle ktoś chwycił mnie i zakrył usta. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Odwróciłam lekko głowę. To Greg mnie uciszył. Położył palec na ustach i mnie puścił. Poszliśmy nad Jeziorko. Usiadłam przy wodzie i zaczęłam bez słowa brodzić palcem w wodzie.
- Co do cholery mu się stało? – Odezwał się Ill.
Przesłałam mu wspomnienia. Usiadł koło mnie i położył rękę na głowie.
- On już nie wróci do nas… Przez te słowa, że go nienawidzisz. – Powiedział cicho.
Schowałam twarz w zgięte nogi i zaczęłam cichutko łkać.
- Wiem, że to w złości, ale musisz się przemóc i nie popełniać bezsensownych błędów. – Powiedział.
- Greg, zagraj. – Szepnęłam.
On wziął gitarę w dłonie i spojrzał na mnie uderzając w struny.
- Trąba powietrzna staje się coraz silniejsza,
Co wywołuje lekki uśmiech błękitnego nieba.
Tak, tamtego apatycznego poranka
Mój ukochany, godny pogardy bohater umarł.

Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę tego.
Nie mogę oddychać.
Wiosenny wiatr jest zbyt silny.
Miałam potworne przeczucie
Że "to" jest tuż za rogiem.
To boli, boli, boli.
Dusi mnie ta odrobina ciepłego powietrza.
Co za straszna zabawa.
Resztę zostawię tobie, dobrze?

Gdy stanęłyśmy ze sobą twarzą w twarz,
To zachmurzone, ciemnoszare niebo wyglądało, jakby miało się rozpłakać.
Nie mogę już się stąd wydostać.
Nadepnęłam na nieco przybrudzony pusty worek.

"W niedalekiej przyszłości"
"Skradnę to;"
"Skradnę ci twój honor."
"Śmiejesz się."
"Dotknęłaś tej czarnej rzeczy, prawda?"

Zimno, zimno, jest tak zimno.
Mam potworne przeczucie.
Wiosenny wiatr jest zbyt silny.
Uśmiechasz się odrażająco.
W mojej głowie rozlega się echo.
To boli, boli, boli.
Dusi mnie ta odrobina ciepłego powietrza.
Co za straszna zabawa.
Zostaw to Illumianted-san, dobrze? – Zaśpiewałam ze łzami.
Odłożył instrument i mnie przytulił.
- Nie chcę nikogo stracić… Muszę go zabić… - Chwyciłam go w pasie i mocno ścisnęłam.
- Nie dasz rady… - Odparł.
- Teraz na pewno ktoś z nim walczy, giną kolejni. W końcu się zmęczy. – Powiedziałam.
- A co potem? – Spytał.

- Zabiję się. – Odrzekłam…

(Wataha Moku.) Od Roxas'a.

Alfa Powietrza zdecydowanie grał mi na nerwach. Do jasnej cholery przecież Miko jest dorosła. Staliśmy razem w grocie Nem. Wszyscy byli wściekli z Illuminated'em i Nemezis na czele. Nem pokrywały fioletowe natomiast Illusia niebieskie płomienie.
- Wyjdź. - Zwrócił się ostro basior Powietrza do Miko.
- Nie. - Odpowiedziała wyzywająco.
Z piersi jej brata zaczął wydobywać się warkot. Oczywiste było, że jego moc powoli przejmuje nad nim kontrolę. Przesunąłem się nieznacznie aby zasłonić Miko, która rozpaczliwie próbowała go ogarnąć. Niedobrze.
Nemezis nadal się z nim zażarcie kłóciła. W pewnym momencie chłopak zwrócił wzrok na stojącą za mną Miko. Jego oczy były nieobecne i lśniły złowrogo. Alfa Mroku wypowiedziała zaklęcie próbując go powstrzymać lecz na nic to się zdało. Jej partner był zbyt silny. Jej twarz z zaniepokojonej powoli zmieniała się we wstrząśniętą. Miko i Unmei stali jak wryci. Zapewne sądzili, że uzyskał już kontrolę...
Do tego stopnia pogrążyłem się w myślach, że nie zauważyłem, kiedy Illuminatet zaczął swoją zabójczą szarżę. Wściekle pchnął mieczem w moją stronę. Poczułem, ostry ból w klatce piersiowej. Jego miecz był w niej zagłębiony. Gęsta ciecz powoli spływała na mój brzuch. Upadłem na kolana a mój wzrok stał się mętny. Kiedy basior z triumfem wyszarpnął miecz osunąłem się na ziemię. Ostatnią rzeczą jakią usłyszałem to krzyk Miko i Nemezis...

(Niech Illuś już nie odzyska kontroli. Będzie to sposób na ostatnie chwile bloga. c:
Czytelnicy, nie przejmujemy się.! Niedługo będzie nowy - oparty na tych wydarzeniach. ) 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Ocknęłam się z zamyślenia. Nagle zdałam sobie sprawę, że od wojny z alternatywnym Immortal Volves nic się prawie nie dzieje.
Jakby kraina zapadała w powolny sen...
Nie pamiętałam co robiłam rano, chyba to co zwykle. Polowałam, siedziałam w opustoszałej jaskini i wzdychałam nad tym, że jest nudno.
 - A co tutaj dałoby się robić? - Westchnęłam.
Mimo wszystko uznałam, że nie mogę tego tak zostawić, a przynajmniej siebie w takim stanie. Muszę się obudzić z tego otępienia, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Apatyczność i bierność nie są dobrymi cechami przywódcy (o ile ja posiadam jakiekolwiek cechy przywódcy).
Chyba za długo już tutaj jesteśmy...
Wstałam i wyszłam z jaskini (wciąż w formie ludzkiej), a następnie poleciałam nad Jezioro Marzeń, by się trochę orzeźwić.
Może bym zaprosiła tutaj Kasumi? Czemu nie? Kogokolwiek, by tutaj nie siedzieć samej i by się w końcu trochę rozerwać.
A może się stąd wyniosę?
Nagle zdałam sobie sprawę, że słyszę ten głos już kilka razy. Chyba nie mam rozdwojenia osobowości, wystarczy mi to, że łatwo wpadam w panikę i niektórzy uważają mnie za histeryczkę, a wśród moich znajomych jestem największą niezdarą. Brakuje mi jeszcze tylko tytułu "Wariatki Tysiąclecia".
Ta kraina nie jest już tak przyjaźnie nastawiona...
 - Zamknij si - zaczęłam, ale zdałam sobie, że mówię do siebie. Dobrze, że nikogo tu nie było, jeszcze bym się spaliła ze wstydu.
Ale...
Coś było nie tak i miałam wrażenie, że nie mogę tego zignorować.
Poleciałam do centrum całej krainy i spojrzałam w Wodospad Osobowości. Widziałam siebie w wodnym odbiciu, ale nie tylko siebie. Miałam wrażenie, jakby była tam jakaś gra światła. Minęło kilka minut w monotonnym szmerze wody, nim upewniłam się, że to nie są jakieś zwidy i naprawdę za wodospadem jest jakieś źródło światła.
Po długiej walce ciekawości z niechęcią do wody (przecież będę mokra, jak przejdę przez ten ogromny wodospad) zwyciężyła ciekawość, więc skuliłam się i przeszłam przez ziiimmnnnąąą wodę. Po drugiej stronie było tylko wgłębienie, a dalej ściana.
No i nic z tego - westchnęłam w myślach, jednocześnie wzdrygając się z zimna. - Nic tutaj nie ma.
I w tym momencie się poślizgnęłam z cichym krzykiem. Ściana jaskini przede mną się zdematerializowała, a ja poleciałam do przodu tym razem krzycząc już na całe gardło, jakiś nieartykułowany okrzyk wyrażający zdziwienie, satysfakcję, że miałam rację, a także w większości przepełniony strachem.




______________________________________________________________
Nie wierzę, że to widzę. Ruszyłam się i napisałam opowiadanie. Sukces. Gdybym jeszcze tylko częściej pisała te opowiadania xD, a nie zawieszała co chwilę swoją działalność tutaj, podobnie jak na wszystkich innych blogach...

UWAGA

Ja (Alfa Światła) szukam osób chętnych, które pomogłyby przy streszczeniu dotychczasowej historii IV. Będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc, jeśli zdecydujecie się mi pomóc to napiszcie o tym w komentarzach :).
Wasza praca nie pójdzie na marne, zamierzamy ją umieścić na pewnej witrynie, która pomoże dalszemu rozwojowi historii tej krainy, chociaż niekoniecznie tych wilków. To czy tam będziecie zależy tylko i wyłącznie od was, my (a przynajmniej ja i inne osoby, które tam będą) zapraszamy was tam z otwartymi ramionami :)
Szczegóły zostaną podane już wkrótce w którejś z notek administracji.

sobota, 14 grudnia 2013

(Wataha Powierza) Od Miko

Obudziłam się w jaskini…  Naszej, ale nie wiedziałam co się stało. Wstałam, ale się trochę zachwiałam, nikogo nie było, wiec postanowiłam zwiać. Gdzie? To chyba oczywiście, że do Grega, pośpiewać, bo tylko to dawało mi odskocznie od świata. Po jakimś czasie siedziałam na drzewie ze zdziwieniem słuchając piosenki świątecznej. To był jego kolega? Przyjaciel? Nie ważne, nie chciałam przeszkadzać. On ma swoje życie. Potem zjawiła się pewna dziewczyna, którą już kojarzyłam, oświadczyła dwom wilkom o Atenie. Gregowi uśmiech zszedł z twarzy. Ja zaś zeskoczyłam z drzewa nieopodal i powolnie ze spokojem ruszyłam w ich stronę. Byłam w ludzkiej formie, bo w wilczej łatwiej mnie zauważyć.  Podeszłam w końcu, a  Gregory spojrzał na mnie trochę smutnym wzrokiem.
- Wiesz już o tym? – Zapytał widząc mój spokój.
- Oczywiście. – Spojrzałyśmy równocześnie na siebie.
- Ty jesteś… Mi… Mika? – Zapytała.
- Nie wiem skąd mnie kojarzysz tak dobrze, ale Miko. – Odparłam.
- Yhym, nie będę już przeszkadzać. – Odeszła.
- Ill… - Odwróciłam się z promiennym uśmiechem – Chciałabym zaśpiewać. – Powiedziałam nie zwracając uwagi na jego kolegę.
Spojrzeli po sobie, ten wilk był nieco zaciekawiony. Chyba rozmawiali w myślach.
- Miko, miło poznać. – Nikt nawet się nie zorientował kiedy kucnęłam dosłownie przed niebiesko – czarnym wilkiem.
- Tonny. – Odezwał się nieco zdziwiony.
- Greg? – Spojrzałam na niego wielkimi błagalnymi oczami.
Odwrócił wzrok, to mu buchnęłam ze złością powietrzem po oczach.
- Dobrze, dobrze. – Odparł.
Zmieniliśmy się w ludzi, chłopacy usiedli obok siebie, a ja stanęłam na brzegu jeziora. Ręce spoczęły mi na klatce piersiowej i zaczął się mój mały koncert.
-W me ciało wstrzyknięto lekarstwo.
Jestem utrzymywany przy życiu przez maszyny.
Nie czuję już bólu,
Choć powinienem potwornie cierpieć.
"Dzięki temu będzie szczęśliwy."-
Zabrzmiały głosy ludzi w białych kitlach.
To wcale nie tak,
Powinniście rozumieć przynajmniej to.

W tamtej chwili, tamtego dnia
Przestałem być "sobą".
Kim jest stojąca tu teraz osoba?
Skoczyłem, próbując cię uratować.
Rezultat był dość dołujący mimo, że
Wcale tego nie chciałem.

Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Samą wolą nie poruszę
Dłońmi, którymi pragnę cię objąć.
Me życzenie już się nie spełni...

To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce jest już martwe.
Maszyno, która utrzymujesz mnie przy życiu,
Maszyno, przez którą umieram,
Błagam cię, przynieś mi ukojenie.

"Cudem powróciłeś do życia."
Nazywacie to życiem?
"Już nie odzyskasz świadomości."
Skoro tak, to dlaczego mnie przywróciliście?

Oto granica pomiędzy argumentami poczucia moralności i życzliwości.
W kółko powtarzacie te puste teorie, a ja wciąż leżę na łóżku.

Płakałaś, płakałaś przeze mnie,
Jednak stojąca tu osoba nie jest mną.
Gdybym tylko mógł, chciałbym spróbować jeszcze raz.
Błagam, "Boże".
Jak wiele razy już się modliłem?

Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Mam już dość tego świata.
Nie zrobiłem przecież nic złego.
Mówisz, że co zrobiłem?

Rozpływam się w samotności.
Dźwigam na swych barkach cały ten ból.
Żyję dzięki maszynom.
Moja postać jest tak komiczna.
Coś takiego jest zupełnie bezużyteczne.

Gdyby tylko wszyscy zniknęli.
Nie czuję już bólu.
Pragnę zakończyć to wszystko za pomocą swych własnych dłoni.
Nie dbam już o to, co się zdarzy.

Tak naprawdę jestem przerażony.
Oddalam się od samego siebie.
Ten świat mnie porzucił.
Pragnę żyć jeszcze raz.

To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce wciąż żyje.
Żyję dzięki maszynom.
Me życzenie już się nie spełni.

Jestem zmęczony, dobranoc.

Żegnam. – Jak zwykle zaśpiewałam z głębi serca, a mój przyjaciel zagrał idealnie.
Potem… Padłam lekko na kolana. Skuliłam się z bólu… Mój brat był wściekły, bardzo wściekły. Rozdzierający ból narastał w mojej głowie i nie chciał przestać. To było okropne. Nagle ustało. Wstałam i spojrzałam na dwie postacie gawędzące beztrosko pod drzewem, nie zauważyli tego co się stało, a  to lepiej.
- Wybaczcie, że wam przeszkodziła, to było z lekka egoistyczne. – Gregory spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Coś się stało? – Zapytał.
-Nie. – Odparłam.
Nagle nad naszymi głowami pojawiły się czarne chmury… Szybko wdrapałam się na drzewo i sanęłam wyprostowana.
- Mnie tu nie było. – Powiedziałam dominując.
- Co się dzieje? – Zapytał kolega mego przyjaciela.
- To mój brat. – Odparłam.
- Znowuś coś przeskrobała co nie? – Greg spojrzał nieco zły.
- No… - Zawahałam się – Wybaczcie muszę iść.
- Miko! – Greg wrzasnął, ale ja bez najmniejszego zainteresowania zaczęłam skakać do Watahy Mroku.
Uciekłam przed bratem, a może braćmi i pobiegłam do Nemezis. Na szczęście była w jaskini.
- Nem! – Krzyknęłam radośnie.
- Illuminated Cię chyba szuka. – Spojrzała wściekła.
- Mówił Ci? – Spuściłam wzrok.
- Jakby inaczej. Po takim wysiłku jeszcze uciekasz?! – Warknęła.
- Dziwisz mi się?! – Odkrzyknęłam.
- Jak ktoś lata bezsensownie po lesie to tak dziwię się. – Odparła.
- Uuu, więc nie raczył Ci opowiedzieć czemu „biegałam” po lesie? – Walnęłam pięścią w skałę i zrobiła się duża dziura.
- Co? Nie niszcz mi jaskini.
- Wybacz… Wszyscy zachowywali się jak gówniarze i jak zwykle nie myśleli logicznie, to co mi się dziwisz… - W oczach pojawiły się łzy.
- Jak to? O co chodzi? – Podeszła bliżej.
- Patrz! – Przekazałam jej moje wspomnienia.
Alfa Mroku się wściekła.
- Fajnie, więc to łatwiej mnie po prostu oszukać, by Ciebie znaleźć. – Zazgrzytała zębami i do jaskini wszedł jej partner.
- Miałaś mnie zawiadomić jak przyjdzie. – Spojrzał na mnie wściekły.
Nagle dostał w zęby od wściekłej Nemezis.
- Nie ma to jak opowiadać część historii no nie? – Była wściekła tak, że jej ciało pokryły fioletowe płomienie.




niedziela, 24 listopada 2013

(Wataha Światła) od Kasumi

Wędrowałam po terenach IV i przekazywałam wilkom wiadomość o śmierci Ateny. Widząc ich smutne wyrazy twarzy zdawałam sobie sprawę że znali Atenę i na pewno zrobiła dla nich wiele...
Przy okazji "zapoznałam się" z innymi. Ale okoliczności nie były zbyt dobre do "nowych" znajomości...
W końcu został mi tylko Greg... no właśnie Greg. Dzień przed moim zniknięciem go poznałem, pff poznałam i to była ostatnia osoba jaką widziałam i w tedy się na niego wydarłam... pewnie albo mnie nienawidzi, albo mnie nie pamięta. Kto by chciał znać/pamiętać osobę, która była wkurzona bo przepłoszono mu wróbla? Niebyt dużo osób... ale i tak muszę z nim pogadać, a odwagi dodawała mi myśl że nikt nie wie, że kiedyś byłam Zefirem więc nie powinien mnie rozpoznać, a nawet nie ma prawa tego zrobić.
Szukałam go na terenach watahy Wody i znalazłam na brzegu Kryształowego jeziora. Był tam z jakimś innym wilkiem. Z tego co widziałam tarzali się, a z tego co słyszałam to ze śmiechu, czyli tarzali się ze śmiechu... co ich tak śmieszyło? Nie wiem, ale muszę przerwać im tą euforie. A szkoda... wyglądają jak dzieci(jeśli można tak powiedzieć o nich).
Podeszłam do nich i powiedziałam:
- Wybaczcie że wam przerywam, ale muszę coś przekazać...
- Co takiego? - powiedział Greg usiłując przestać się śmiać.
- Otóż... Alfa Atena nie żyje, zginęła kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie wilkom...

(Wataha Wody) od Grega

Gdy rano się obudziłem kot-morderca był już czarny. Tak jak kiedyś. Przez następne trzy tygodnie prawie mnie zamordował ale nie dałem się tak łatwo zwieść!
Dzień w dzień wlepiała we mnie te swe złociste oczyska i oblizywał pyszczek. Do tego musiałem ją karmić, karmić, karmić i jeszcze raz KARMIĆ! Ja? MAM KOGOŚ KARMIĆ? I do tego kota. Koty mają po polu hasać i myszy łapać! Jakby jeszcze było mało to zażyczyła sobie pieszczoty! To jest chyba drugi armageddon*! Może nie na skalę całego świata ale chociażby dla mnie. Czyli ogólnie to jak dla mnie bez znaczenia... Chyba... Tak pobieżnie mówiąc i rozmyślając oraz pobieżnie "rozgrzebując" ten punkt spojrzenia... Ale mniejsza. Wracając do kota... W drugim albo trzecim dniu gdy otrzymałem kota Rapix zadaje mi interesujące pytania:
- Czemu miauczysz przez sen?
Oczywiście z interesujących pytań powstaje interesująca rozmowa. A czasem komiczna. Ja dusiłem się starając się nie wybuchnąć nagłym śmiechem. Nie było tego po mnie widać ale najchętniej bym wyparował/zniknął/zakopał się/schowałbym się gdziekolwiek/uciekł tysiące mil stąd. Ale zamiast tego uśmiechnąłem się i patrząc na nią powiedziałem:
- Czy ja wyglądam na kota? - zapytałem robiąc dziwną minę
- Nie. Ale miauczałeś. - mówiła
- Zgodzę się z pierwszym ale z drugim nie. - stwierdziłem myśląc szybko jak to powiedzieć.
Ok. Powiem że adoptowałem kota. Ale będzie jej mina.
- Słucham. - rzekła dość... szorstko
- Dostałem kota. - powiedziałem szczerząc głupkowato zęby
- O tak... - przeszyła mnie wzrokiem
- Dialy... - zawołałem kota-mordercę - kici, kici! Chodź!
Po chwili do Rapix łasiła się kocica.
- Ok. Tylko zrób coś z tym miauczeniem w nocy. - stwierdziła i wyszła
No i ten "mój" kot daje mi wyłącznie spokój gdy zamieniam się w wilka. CHWAŁA TOBIE KTO DAŁ MI WILCZĄ POSTAĆ! Bułahahah!
No ale za to ma też inne wymagania... mianowicie... kona po 24 godzinach bez mojej gitary. To znaczy że nie jej rzucić aby całą podrapała tylko coś zagrać, zabrzdąkać przez jakieś 15 minut i po kłopocie. To działa chyba tak jak na psa spacer.
Ale dziś w końcu udało mi się uwolnić od tego pchlarza! Usiadłem nad jeziorkiem i marzyłem o chwili ciszy gdy nagle BUM! Coś niebieskiego przelatuje obok mnie. Zerwałem się momentalnie zamieniając w wilka. Nagle znów przede mną przebiegł ten wilk.
- TONNY! - wydarłem się radośnie do kumpla
- GREG! - z równie szalonym refleksem skoczył na mnie
Przeturliśmy się szybko aż w końcu nie walneliśmy w drzewo. Gdy padliśmy plackiem obok siebie roześmialiśmy się mega głośno! Jak ja lubię tego wariata! Wstaliśmy i posyłając sobie zabawiackie spojrzenia zapytałem:
- Co cię tu sprowadza? Hmmmm?
- A co ja? Na spowiedzi czy na przesłuchaniu? - odpowiedział zabawnym pytaniem
- Nie można już nic się zapytać? - teraz ja zapytałem
- O nie! Przybiłeś mnie do muru! Już nie ma dla mnie ratunku! Przyszedłem na Halloween! LITOŚCI! - wykrzykiwał swoim dziwnym głosem
- A na to nie jest już zapuźno? - zapytałem rozbawiony i zbity z tropu
- EJ! No weź! - prosił
- No co?! To może lepiej przyjdź na święta? - zaproponowałem
- Na które? - zapytał
- Te twoje ulubione. - odpowiedziałem kładąc się wygodnie pod drzewem
On położył się obok mnie i z błagalnym spojrzeniem zadał kolejne pytanie:
- Zaśpiewaj razem że mną. - zrobił maślane oczy
- Nie. - odpowiedziałem twardo kładąc łapę na łeb
Mimo tego zaczął nucić i nie mogłem się powstrzymać! Po chwili razem i radośnie śpiewaliśmy tą jakże świąteczną piosenkę.
Pod koniec tarzaliśmy się za śmiechu. Klepiąc się po plecach. Miło było w końcu z nim pogadać. Ciekawe co u Jamesa który jest jego bratem.

* pierwszy był gdy żyły dinozaury i wtedy w ziemię walnął kamień i NASTĄPIŁ KONIEC DIPLODOKÓW. Armageddon to po prostu apokalipsa a apokalipsa to koniec świata.

poniedziałek, 18 listopada 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

- Po prostu nigdy tego nie rób. – Powiedział.
Ścisnął mnie bardziej, jednak ja nie miałam nic przeciw, tak jakby panował na de mną… Wiatr zawiał, a wtedy mnie puścił i spojrzał głęboko w oczy. Wtedy poczułam się jak ktoś ważny i dorosły, a nie mała dziewczynka siejąca kłopoty w całym IV. On odwrócił się powolnie i odszedł. Stałam tak jeszcze przez chwilkę, potem rozejrzałam się. Uśmiechnęłam się i poszłam nad jezioro. W połowie drogi zrobiło mi się czarno przed oczami. Zignorowałam to i odzyskałam po dłuższej chwili wzrok. Stanęłam na brzegu i poczułam lekki chłodek. Na środku zobaczyłam idącą Lunę. Uśmiechała się i szła powoli stawiając każdy krok. Wyciągnęłam mimowolnie ręce, a ona swoje. Gdy tylko doszła chwyciła mnie mocno.
- Nie wiem jakim cudem… Jesteś prawie jak Atena i Nemezis, sprzeciwiasz się woli innych. – Wyszeptała.
- Nigdy się nie poddam. – Powiedziałam radośnie.
- Nawet nie wiesz ile masz do stracenia. Będę teraz mogła odwiedzać Cię tylko we śnie… - Powiedziała zaciskając ręce w pięści na moim ubiorze.
- Rozumiem, będę tęsknić za sprzeciwianiem się tobie. – Zachichotałam.
- Teraz podejrzewam, ze będziesz chciała wyruszyć do starej rodzinnej wioski? – Puściła mnie i jej oczy zaświeciły smutno.
- Jeszcze nie czas na takie decyzje. Muszę pomóc Nemezis i reszcie. – Powiedziałam.
- Wydoroślałaś. – Dotknęła mojego policzka.
- Odzyskałam moja złość, jednak mam też radość. Teraz muszę wszystko doskonalić. – Odparłam.
- Dobrze, ale uważaj bardziej na siebie. Jesteś tu coraz ważniejsza, wiec nie działaj pochopnie. - Ostrzegła mnie.
- Dam radę.  – W tym momencie zaczęła oślepiać światłością i po chwili zniknęła.
Straciłam równowagę i upadłam na kolana. Coraz głośniej oddychałam. *Jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz.* Powtarzałam w głowie jak mantrę. Byłam wykończona i bez sił, tak jakbym upchnęła i nadal z suchej gleby czerpała ostatnie krople wody. Nie wiem skąd wzięłam siłę, ale wstałam i weszłam do wody, by obmyć rany. Następnie opierając się o drzewa szłam ociężale dysząc do domu. Potykałam się o własne nogi i co jakiś czas oczy zachodziły mi mgłą. W końcu potknęłam się tak, że prawie spadłam na twarz, jednak ktoś mnie złapał. Spojrzałam zdezorientowanym wzrokiem na mojego wybawcę. Ujrzałam Roxas, patrzył na mnie zmartwionym i wściekłym wzrokiem.
- Ja… Wrócę, poradzę sobie. – Wycharczałam.
- Nie umiesz o siebie dbać, prawda? – Zignorował mnie i wziął na ręce.
- Dbam… - Nie mogłam się mu nawet wyrwać…
- Jesteś nie możliwa. – Skarcił mnie wzrokiem.
- Wcale nie, tylko Ci się tak wydaje. – Uśmiechnęłam się.
Nagle przed nami pojawili się moi bracia.
- Szukaliśmy Cię. – Syknął Illuminated.
- Nie musieliście… - Starałam się stanąć, ale blondyn nie chciał mnie puścić.
- Taaa. – Brunet podszedł i oczy chłopaków spotkały się…
Odbywali jakby walkę między sobą… Illuś chciał mnie przejąć, ale Rox nie miał ochoty mnie oddawać.
- Ja sobie poradzę. – Wyszeptałam.
Wtem ich oczy zwróciły się na mnie, myślałam, że najchętniej to by mnie zakneblowali…
- Ja już ją zaniosę, nie musiałeś się wysilać. – Powiedział Alfa.
- Nie ma sprawy doniosę ją. – Odparł.
- Nie naprawdę nie trzeba. – Warknął.
- Ależ nic nie szkodzi, zaniosę ją. – Odburknął.
- Dawaj moją siostrę, bo rozpieprzę Ci tą buziulkę. – Jego oczy zapłonęły czerwienią.
- Nie ma takiej opcji. – Syknął.
Ja zaś wyrwałam się z uścisku i obydwóch zmierzyłam wzrokiem. Potem zaczęłam uciekać, a że byłam z natury bardzo szybka, to było mało prawdopodobne by mnie dogonili nawet lecąc. Wyglądało to pewnie komicznie, trzech pędzących chłopaków, za osłabioną dziewczyną. Mimo tego, że byłam tak cholernie słaba, to biegałam jak zawsze.
- No i patrz co narobiłeś! Jak teraz padnie to może nawet w śpiączkę zapaść! Miko do cholery nie masz tyle siły! – Usłyszałam krzyki szatyna.
Szybko przeskakiwałam z drzewa na drzewo, a oni nie mogli mnie złapać, tak jak kiedyś…. W końcu stanęłam, a trójka dyszących bliskich mi osób stanęła naprzeciwko mnie.
- Jesteście głupkami! Spieracie się o nic! Jestem wykończona, ale dam sobie radę! Nie jestem ciężarem, o który zawsze macie się martwić, wiec proszę dajcie spokój. – Powiedziałam trzymając się ledwie na nogach.
- Nie jesteś ciężarem głuptasie. Chodź lepiej i nie odstawiaj już szopek. – Odparł Illuminated.
- A może byś jej choć aż wysłuchał?! – Wtrącił blondyn.
- Nic Ci do naszych relacji! – Powiedział wkurzony.
- Przestańcie!!!!!!!! – Wydarłam się tak, ze aż echo rozniosło się na cała watahę.
- Miko, po prostu martwimy się o Ciebie. -  Powiedział Unmei.
- Nie powinniście w taki… - Nagle nogi się pode mną ugięły…
(Dobra ludu nie lenimy się, tylko piszemy ;P)




poniedziałek, 28 października 2013

(Wataha Ognia) od Trisii

Zobaczyłam Ekwadora. Podbiegłam do niego i przytuliłam się do jego szyi.
~ Dastan zaatakował Kondrakara~ powiedział.
- Co?!?! Zabierz mnie tam.
 Pegaz zaczął cwałowac. Najwidoczniej byli gdzieś blisko. Wtedy zobaczyłam Kondra i Dastana.
- Zostaw go Demonie!- krzyknęłam akurat wtedy gdy piorun strzelił z nieba. Kana podleciała do Kondra.
- Trisia! Kana dziękuję ci...- powiedział wchodząc na pegaza.
- Proszę , proszę... w samą porę moja śliczna.- podszedł do mnie i przejechał ręką po moim policzku.
- Odczep się! Nie weźmiesz mnie na postać Dastana!- krzyknęłam i momentalnie odpychnęłam jego rękę.
- Hm... owszem już nie potrzebuję jego ciała, skoro mam twoje!- demon wylazł z Dastana, wilk leżał bezwładny... wtedy przybiegła Nemezis i Accelerator. Najwidoczniej przyprowadziła ich Rapix.
 Kondro pobiegł do mnie i zamiast we mnie Demon wstąpił w Kondra...Nie!
- Kondro nie!- krzyknęła Nem.
Zaczął płonąć niebieskimi płomieniami
- A niech cię zjawo!- krzyknęła wściekła Nemezis płonąc na niebiesko i fioletowo.
- Kondro wiem ,że mnie słyszysz! Nie możesz pozwolić byś ty odczuwał ból! Skoncentruj się i myśl o Demonie! Musisz się w niego wczuć to go pokonamy!- krzyczała Nemezis
Nagle z Kondrakara zaczęły wychodzić cienie, które zaczęły nas atakować. Acceletor użył swojej mocy
- Atakujcie mnie! Zniszczymy go...Aaaa!-  krzyknął Kondro
 Nagle domon wyszedł z ciała Kondra, więc zaczęliśmy do atakować. Pokonaliśmy go. Uklękłam koło Kondra, który leżał na ziemi nie przytomny. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Będzie z nim dobrze. - powiedziała Nemezis .
- Jak się obudzi powiedz mu że będę na łące.
- Dobra.
 Wsadzili Kondra na grzbiet Keny i poszli. A ja poszłam na łąkę. Czekałam kilka godzin. No dobra. Nudziło mi się. Z nudów zaczęłam chodzić w tą i we wtą. Usłyszałam kroki i wtedy zobaczyłam Kondra
-Trisia!
- Kondro!- rzuciłam się w jego objęcia.
- Poświęciłeś dla mnie swoje ciało. Gdyby nie ty Demon wykorzystałby moją ciemną moc... dziękuję Kondro.- pocałowałam go.
-Kocham cię nad życie i gdy będzie trzeba poświęcę je dla ciebie.
 Położyliśmy się na łące i obserwowaliśmy chmury o dziwnych kształtach.
Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie ale wtedy usłyszałam głos Alfy powietrza:  * WSZYSTKIE WILKI NATYCHMIAST NA ŁĄKĘ WSPÓLNYCH SNÓW.!*
- Kondro, też dostałeś wiadomość?
- Tak. - powiedział - Chodź pójdziemy zobaczyć o co chodzi.
- Dobrze.
 Wstaliśmy i zaczęliśmy biec. Wyglądało to pewnie jakby małe dzieci się ganiały... Gdy do biegliśmy, zamurowało mnie. Każdy walczył z swoim alter. Już? Wojna? Chciałam coś powiedzieć Kodrokarowi ale wtedy dostałam kulą. Kondro waczył z swoim alter a ja ze swoim. Druga 'ja' miała kruczo czarne włosy, a oczy płonęły. Pomyślałam jakich mocy ostatnio się nauczyłam. Wiem..!
Gdy walczyłyśmy ona ciągle atakowała kulami ognia lub mroku. A ja postanowiłam ją zaskoczyć moją nową mocą. Wypowiedziałam cicho zaklęcie i trafił w nią ognisty piorun. Upadła. Nie dość że się paliła to przez jakiś czas nie oddychała.Nagle płomienie z jej ciała znikły i wstała.
- Nie pokonasz mnie kochanieńka.
 Chciała się na mnie rzucić ale wtedy dostała w twarz od jakiejś dziewczyny, która do mnie podeszła.
- Nie kojarzę Cię, ale trudno. Jestem Miko, ta dobra. Skoro mamy za sobą przedstawienie się to teraz możesz użyczyć mi twojej „duszy”? – zapytała rozglądając się niespokojnie.
- Em, Trisia. Jak to mojej duszy? – zdziwiłam się.
- Obiecuję, że w nie zginie. – powiedziała, wtedy zaatakowała ją moja alter a ona złapała ją za gardło i uniosła w góre.
- JEST ZAJĘTA. ZNAJDŹ SOBIE TYMCZASOWO INNEGO PRZECIWNIKA. – powiedziała i rzuciła ją kawałek stąd.
- To jak?
- Niech będzie… - powiedziałam niepewnie.
- Trochę zaboli. – włożyła mi rękę w klatke piersiowoł  a gdy wyciągała coś wyjęła.
 Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale zaraz już normalnie widziałam. Tylko ten ból głowy...
Zobaczyłam że Miko poszła na swojego altera. A mój rzucił sie na mnie a ja wtedy utworzyłam miecz z płomieniami i wbiłam w jej klatkę. Upadła na ziemie.
- To j-jeszcze n-nie koniec. - powiedziała dławiąc się krwią. 
 Na pożegnanie rzuciłam w nią kulą całej mojej mocy którą skumulowałam. Jeszce przez chwile się dławiła po czym umarła. 
Poczułam że to co ze mnie wyciągnęła Miko, wróciło. Rozejrzałam się dookoła nie którzy jeszcze walczyli, ale większość zakończyła już walkę z swoim alter.
 Ci co wygrali poszli odpocząć. Ale gdzie Kondro? Mam nadzieje że nic mu się nie stało. Poszłam usiąść pod drzewem i przyglądałam się pozostałym walczącym.

niedziela, 13 października 2013

(Wataha Wody) od Greg'a



- Ehhh, nie możesz choć raz pomyśleć o tym, że jesteś naprawdę na skraju i powinnaś się choćby zdrzemnąć? – Przymknąłem oczy i położyłem rękę na głowie.
- Wybacz, ale nie. – Zaśmiała się Miko
Pocałowała mnie w policzek i poszła do blondyna.
Byłem tak zmęczony że nawet długo nie rozmyślałem nad tym co zrobiła. Byłem straaasznie senny. Pobrałem trochę energii z drzewa o które się opierałem a następnie prze teleportowałem się do jaskini, wgramoliłem się na łóżko i zasnąłem. Chyba spałem potwornie długo bo gdy się obudziłem to słońce było już wysoko na niebie.
Pomału otworzyłem zlepione oczy i się rozciągnąłem. A przy okazji zsunąłem się z łózka i wylądowałem na ziemi. Oj... Przypomniałem sobie że zazwyczaj właśnie w tym miejscu kładę sobie właśnie gitarę. Ale o dziwo jej tam nie było. Rozejrzałem się dookoła. Przyznam że już pomału wracam do sił. Nigdzie jej (gitary) nie było. Usiadłem na skraju łóżka i podrapałem się po głowie. No cóż... trudno, sprawię sobie nową.
Po chwili jednak okazało się że będzie to nie potrzebne gdyż usłyszałem dźwięk mojej gitary. Ktoś na niej grał nie daleko stąd. Ale kto? Szybko wyszedłem z jaskini i popędziłem w stronę źródła dźwięku. Gdy tam dotarłem moim oczom ukazała się znajoma twarz - Cameron a obok niej leżał kot-morderca.
                        http://images6.fanpop.com/image/photos/32700000/Anime-guitar-girl-msyugioh123-32779625-1600-1163.jpg


- Witam... - powitałem się
- O, cześć Greg. - odpowiedziała i przestała grać.
- Po co ci moja gitara? - zapytałem.
- Już spełniła swe zadanie. - odpowiedziała zagadkowo (ona większość rzeczy tak mówi)
- Jakie zadanie? - zapytałem zaciekawiony.
- Miała cię tu zwabić. - uśmiechnęła się.
- Aha...
- Chcę pogadać.
- Dobra... a dlaczego kot-morderca nie jest czarny i nie ma swojej obroży? - zapytałem.
- Oj... długa historia. - stwierdziła.
- A ja mam dużo czasu. - stwierdziłem.
- Ale ja niestety nie. - odpowiedziała.
- A wracając do tematu: Po co tu przyszłaś?
- Powiedzieć ci o 3 rzeczach:
1. Miej się na baczności nie tylko mi się zebrało na odwiedziny.
2. Uważaj na siebie.
3. To twoje.
Myślałem że poda mi gitarę ale nagle sięgnęła po coś i żuciła mi do rąk nie co innego jak moją laskę (tak laska do podpierania się).
- Ooo nie. - zaniepokoiłem się i na mojej twarzy pojawił się piekielny uśmiech
- Ooo tak. - stwierdziła Cameron.
- Zgaduję że mi się to przyda. Zgadłem?
- Bingo!!! - powiedziała Cameron z udawaną euforią.
- Na odwiedziny zgaduję że przyjdzie James.
- Który? - zapytała jakby było ich więcej.
- Ty wiesz o spotkaniu z tym ten tegest? - zapytałem.
Kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Zero prywatności... - wzdychałem.
Nagle się zerwała na równe nogi.
- Muszę już iść. - oznajmiła.
Spojrzałem na nią pytająco.
- A no fakt. Zapomniałabym. - po tych słowach chwyciła moją gitarę i mi ją podała. Następnie, zastanowiła się "uderzyła" mnie w głowę.
- Co to było? - zapytałem
- Podpowiedź co cię czeka. - odpowiedziała tajemniczo
- Coś jeszcze chcesz mi podpowiedzieć Milady? - zapytałem zaczepnie
Cameron nie zwracając uwagi na moje wygłupy odpowiedziała:
- Nie. Ale mam coś dla ciebie. - mówiąc to wyciągnęła ręce po kota-morderce chwyciła go i wyciągnęła do mnie.
- Po co mi ten kot? Nie jestem weterynarzem. - oznajmiłem
- Tak, wiem o tym ale teraz kolej zaopiekować się nim. - stwierdziła
- Że co? - zdziwiłem się
- Ustaliliśmy kolejkę teraz ty się nim opiekujesz.
- A jak długo? - zapytałem z rezygnacją chwytając kota
- Miesiąc. - odpowiedziała bez grudek
- Ej! To jestem od knucia zemsty itp.! Ma już nawet plan zemsty dla naszego "pechowca".
- A to fajnie ale niestety czas goni żegnaj! - odwróciła się ale po chwili z powrotem zwróciła na mnie wzrok. - Zapomniałabym: Znajdź Admirała!
- Że co? - byłem coraz bardziej zdziwiony
Cameron wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się zagadkowo
- Ty! Zagadkowo pani! Nie zadawaj tyle zagadkowo zagadkowych zagadek! To nie ludzkie! - drażniłem się z nią
- Przecież to właśnie lubisz.
- Ej! Specjalnie odszedłem po to aby jakoś normalnie a raczej trochę bardziej normalnie funkcjonować a ty nagle mi coś tu klecisz w stylu: "Greg przykro mi musisz z powrotem być taki jaki byłeś kiedyś!"
- Przecież wciąż taki jesteś tylko nie chcesz tego pokazać. - zauwarzyła
Ja już nie odezwałem się słowem.
- Cześć! - żuciła na pożegnanie
- Ceść.
Cameron zniknęła a ja wróciłem do jaskini. A myślałem że odpocznę a tu masz! Dała mi kota. Nie wiem czy to będzie męczarnia dla mnie czy dla kota-mordercy.

(Wataha Mroku) od Nemezis

Rozejrzałam się dookoła. Każdy był zajęty ale nie widziałam mojej alter- Nemezis. Westchnęłam. Pewnie coś knuła.
Kątem oka zobaczyłam ze ktoś jest na drzewie które należało do moich terenów podbiegłam tam i zobaczyłam dziewczynę która spała na gałęzi.
- Hej ty tam na drzewie! Kim jesteś i co robisz na moich terenach?!- Zawołałam wściekła. Nie zamierzałam w tej chwili tolerować obcych.
- Jestem Alicja, poszukuję dla siebie watahy, mogę dołączyć?
Westchnęłam przeciągle.
- Dobrze, możesz dołączyć. -  Zmierzyłam ją wzrokiem a ta zeskoczyła z badyla - Teraz chodź pomóc w walce. - Powiedziałam i nie czekając na jej reakcje pobiegłam znowu w sam środek Polany Wspólnych Snów by walczyć.
Zobaczyłam Kondrakara który leżał u stóp alter który mierzył go mieczem. Sapnęłam i krzyknęłam aby zwrócił na mnie uwagę. Basior spojrzał na mnie i szykował kulę mroku a mój członek watahy odpełzł od niego i wstał. Skinął głową nieznacznie a ja obroniłam atak alternatywnego który potem został przebity mieczem samca.
Odwróciłam się i spostrzegłam tą Arisę która stała z boku i patrzyła na całą walkę. Omijając wszystkich walczących podbiegłam do niej. Stanęłam naprzeciw i spojrzałam na nią z góry bo była niższa.
- Co Ty robisz?! Walcz! - Krzyknęłam.
- Ale ja nie chcę. - Odpowiedziała smutnym głosem.
Sapnęłam zdenerwowana.
- I tak nie ma z Ciebie pożytku! - Opuściłam ją.
Chciałam dobiec do Rapix kiedy dostałam porządnie w brzuch kulą energii i odrzuciło mnie parę metrów spadając na plecy. Auu.
Spróbowałam się podnieść i zobaczyć co to ale uniemożliwiła mi noga która naciskała mi na klatkę piersiową. Nie widziałam twarzy w słońcu które właśnie zachodziło. Fuck.
- No no Nemezis. Czujesz się mała? - Syknęła kobieta pchnąć nogę we mnie jeszcze bardziej.
-Przy Tobie? - Syknęłam. - Śnisz.
Zmieniłam moje paznokcie w pazury i wbiłam w jej nogę. Ta krzyknęła i zrobiła parę kroków w tył. Zerwałam się na nogi dobywając miecza ale tej już nie było. Sapnęłam ze wściekłości.
Koło mnie Illuminated powiedział;
- Cholera! Musimy powstrzymać Miko.
 Rzuciliśmy się razem biegiem w jej stronę. Byłam cholernie wyczerpana całą walką. Prawie przewróciłam się o Unmei'a i Greg'a i gdyby nie brat mojego partnera serdecznie zaryłabym twarzą o ziemię.
- Miko.! Ogarnij się.! - Krzyknął Illuminated kiedy dobiegliśmy.
- M..Miko, wiem że dużo nie pamiętasz, ale ty nie lubisz zabijać.! Nie jesteś taka.! Zapanuj nad tym.! – Wydarł się Unmei po czym w strone wadery ruszył Roxas.
- Stój.! - Krzyknął Greg.
- Miko do cholery, ty nie umiesz ranić innych.! – Krzyknęłam zmęczona, wyjęłam nóż i rzuciłam w dziewczynę która pochylała się nad Roxas'em.  Ostrze weszło w nią aż po rękojeść ale ta nic z tego nie zrobiła i wyszarpnęła go z ciała. Przyłożyła go do gardła blondyna.
Poczułam niezbyt przyjemne myśli Alfy Powietrza po czym wydobył swój miecz. Ja natomiast zaczęłam używać czarnej magii aby powstrzymać ją przed okaleczeniem basiora. Już nic nie widziałam na oczu. Byłam zmęczona. Nie wiedziałam co się dzieje tylko automatycznie mówiłam pod nosem jakieś zaklęcia i rzucałam w stronę Miko. Co sie tam działo? Nie wiem.
Nagle coś się zmieniło. "Walka" się uspokoiła i przejrzałam na oczy. Miko "wróciła". Wbiłam czubek miecza w ziemie i się oparłam o niego.
- Dziękuję. – Wstała chwiejnie Miko
- Na pewno? – Zapytałam podejrzliwie.
- Tak, a teraz zakończmy to przedstawienie. – Wyjęła "coś"
Wyjęłam miecz z ziemi i go otarłam o ziemię. Czas skończyć tą wojnę. Za długo już trwa.
Stanęłam naprzeciw Nemezis z Alternatywnego Immortal Volves.
- Kochaniutka poddaj się. Zostałaś tylko Ty. - Powiedziałam zmęczona.
- Nigdy. - Syknęła. Zaczęła się walka ona miała więcej siły bo nie musiała nikogo ratować a ja? Martwiłam się nad wszystkimi. 
Bojowy taniec trwał. Na szczęście ater-Nemezis spuściła wzrok ze mnie kiedy robiła piruet więc szybkim ruchem przeszyłam ją na wylot.
- To koniec.
Skończyło się to wszystko.  Zaczęliśmy sprzątać jako tako zwłoki kiedy podeszła do mnie Miko.
- Ano… -Zaczęła
- Słucham? – Zapytałam a ja poczułam lekka złość sama do siebie.
- Nadal nie rozumiem czemu zabrałaś mi wspomnienia. –
- Bo… -
- Bądź szczera. – powiedziała
- Byłaś nie do zniesienia, liczyło się dla Ciebie zupełnie co innego niż dotychczas, zmieniłaś się i to było dla każdego okropne…. Nie mogłam dalej na to patrzeć! Wykańczałaś się psychicznie i fizycznie!-Wydarłam się.
- Nem… Naraziłaś nas wszystkich na niebezpieczeństwo, to nie ty powinnaś się o mnie martwić, dała bym sobie radę. Bez tych myśli zniknęła bym właśnie wtedy gdy w ostatniej chwili wspomnienia do mnie wróciły.
- Wiem, jednak jesteś moja przyjaciółką! Zawsze się idiotko narażałaś dla mnie, a teraz mi mówisz, że ja nie powinnam tego robić? Nie chrzań! – Syknęłam.
- Nie boję się śmierci, żyję tu tylko bo powinnam. Nic więcej, dlatego ty nie powinnaś nigdy więcej odbierać mi cząstki życia. – Powiedziała oschle.
- Ale nikt nie chce takiej Ciebie, wszyscy Cię kochają w tamtej postaci, w tej drobnej, bezmyślnej dziewczynce było cos innego, wszystkim na tobie zależy zrozum wreszcie, ze to twoje błędy zmuszają mnie do tego.
Nagle mnie przytuliła. Ja stałam sztywna i wściekła
- Dziękuję. – Szepnęła.
- Wrócisz? – Zapytałam wdychając po czym oddałam przytula.
- Nic nie obiecuję. – Powiedziała ściskając mnie mocniej
- Zrób to dla nas. – Wyszeptałam a ta uśmiechnęłam się i odeszła.
Westchnęłam i usiadłam. Nagle podeszła do mnie jakaś wadera. Ech wstałam.
- Nemezis. - zaczęła. - Mam dla ciebie wiadomość od Arisy.
- A kim ty jesteś?
- Jestem Kasumi członkini Watahy Światła. 
 - Mów.
- Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze dziś, kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie. Komu jeszcze to powiedzieć? 
Stałam i się nie ruszałam. Znowu taka cała historia. Atena umarła. Ale tym razem na zawsze. Czułam to już wcześniej że jakby cząstka mnie "puff" wyleciała. Otrząsnęłam się. 
Inni umierają by drudzy przeżyli.
- Powiedz wszystkim. -Powiedziałam cicho ale poważnie. Odwróciłam się i zmęczonym krokiem przemierzyłam Polane Wspólnych Snów.
Byłam wycieńczona.
Nagle zrobiło mi sie czarno przed oczami i upadłam. Usłyszałam tylko cichy śmiech zanim świat spowiła ciemność.

(Wataha Mroku) Od Argony

Biegł gdzieś, sama nie wiedziałam gdzie. Pobiegłam za nim. Niespodziewanie wypadłam na polanę i ujrzałam… walczących ludzi. Natychmiast stałam się człowiekiem i dobyłam miecza. Dopiero po chwili moją uwagę przyciągnął pewien szczegół… każdy wilk walczył ze swoim lustrzanym odbiciem. Ledwo mogłam odróżnić naszych od wrogów. „Ale czy to na pewno byli wrogowie?” zawahałam się. Spojrzałam na twarze ludzkie-nieludzkie.
„Na co czekasz, Argono?” spytał Draken
Nie odpowiedziałam. Wśród walczących nie było mojego klona. Dołączając do walki zachwiałabym równowagę. Usiadłam pod drzewem, na skraju polany.
„My nie będziemy walczyć”
„Czemu??”
„To nie nasza bitwa. Spójrz, oni walczą o istnienie”
„O co ci chodzi, Argono! Ej, Argono!”
Patrzyłam obojętnie na walczących. Moje oczy przybrały barwę nocy. Od tyłu podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Bitwa niedługo się skończy, pani – powiedział – Wkrótce niedoskonali zostaną unicestwieni.
- Dobrze. Ilu zakończyło swoje walki? – powiedziałam beznamiętnym głosem
- Na razie nikt, pani – odpowiedział mężczyzna – Ale wielu ledwo dyszy. Jakaś wadera od siedmiu boleści przeszkodziła w pojedynku „twojej Alphy”.
„Argono, kim jest ten… mężczyzna?”
- Kim jest ta wadera? – zapytałam ignorując kompletnie Drakena
- To Miko, wadera z watahy powietrza, pani – odparł mężczyzna – Jest ciężko ranna.
„Argono, to ta wadera! Ta która powitała nas w watasze!” cienki głos smoka zaczynał mnie irytować „Powinnaś jej pomóc!”
„Pomóc?” postanowiłam odpowiedzieć Drakenowi „Po co miałabym jej pomóc?”
„Argono… dlaczego?” jego głos był niepewny „Dlaczego mnie o to pytasz…?”
„To nie nasza walka” odparłam po prostu
„Jeśli ty nie chcesz walczyć to ja będę!” zbuntował się maluch i rzucił do przodu
- Abbadonie, wracaj do swoich zajęć. Nie interweniuj, niech wygrają silniejsi.
- Oczywiście, pani – Abbadon skłonił się i zniknął
Od razu przewołałam Drakena Rozkazem i smok powrócił.
„Powiedziałam, że to nie nasza walka” warknęłam i sprowadziłam spojrzeniem falę bólu. Powoli zmieniłam ją w usypianie. Draken zesztywniał.
„Jeden problem z głowy” pomyślałam zadowolona, że nikt nie próbuje czytać mi w myślach.
Zaczęłam obserwować bitwę. W tłumie walczących i rozbłyskach różnobarwnego światła raz po raz widziałam znajome sylwetki, Nemezis i Miko, ale nie potrafiłam powiedzieć, która z nich jest tutejszą, a która przybyszem. W pewnym momencie na moją twarz chlapnęła czyjaś krew. Otarłam ją wierzchem dłoni i wylizałam. Zmarszczyłam brwi. Krew syna Hadesa. Uśmiechnęłam się. „Zaczyna robić się ciekawie”. Odszukałam wzrokiem walczącego młodzieńca o blond włosach. „To zapewne on”. Walczył z identycznym człowiekiem, bardzo szybko i zwinnie, jak przystało na synów podziemi. Sytuacja zaczęła mnie bawić. Zlane potem twarze, przesiąknięte krwią, porozdzierane ubrania. Skupienie, szaleństwo, rozpacz, szyderstwo, strach i ból. Twarze wykrzywiały się we wszystkie te emocje. Jedni padali na ziemię, by znów powstać. Inni wyskakiwali w powietrze, by znów spaść. Jaki to miało sens? Oni wszyscy i tak kiedyś umrą. Umrą i odejdą wolni z tego świata, a ja dalej będę tu tkwić zniewolona przez okrutne życie.
A walka toczyła się dalej...

sobota, 12 października 2013

(Wataha Światła) od Kasumi

Pomogłam jeszcze torchę w walce a potem był już koniec. Za dużo to nie powalczyłam... ale zawsze to coś.
Poszłam nad wodospad Osobliwości i tam usiadłam. Jednak szybko sobie przypomniałam co miałam zrobić. Chodzi o to co obiecałam Arisie.
Jak to sobie przypomniałam? Wspominałam rozmowę z Arisą:
- "Po prostu wiem. Wiem, że jesteś ze światła, widać to w tobie. W twojej aurze, ale skoro jesteś ze światła to mam dla ciebie wiadomość. - powiedziała Arisa
 - Jaką? Jaką wiadomość?
 - Proszę cię też o przekazanie jej reszcie. Nie mam ochoty wszystkim tego mówić sama. - stwierdziła.
 - Ale co to za wiadomość?
 - Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze tego samego dnia kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w mojej obronie, powiedziała, bym was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i że bym ją zastąpiła."
Wstaąłm i poszłam szukać w pierw Nemezis, siostrę Ateny. Była na Polanie Wspólnych Snów. Podeszłam do niej.
- Nemezis. - zaczęłam. - Mam dla ciebie wiadomość od Arisy.
- A kim ty jesteś?
- Jestem Kasumi członkini Watahy Światła. - przedstawiłam się, ale nie powiedziałam nic o tym, że kiedyś byłam Zefirem... nie uwierzyła by mi...
- Mów.
- Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze dziś, kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie. Komu jeszcze to powiedzieć? - zakończyłam pytaniem, bo nie byłam pewna komu powiedzieć... wszystkim?

sobota, 5 października 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

- Dziękuję. – Wstałam chwiejnie.
- Na pewno? – Zapytała podejrzliwie Nemezis.
- Tak, a teraz zakończmy to przedstawienie. – Wyjęłam pustkę.
Szczerze nie miałam sił, wszystko mnie bolało, myśli się plątały, ale nie czas na takie głupoty. Wszyscy kiwnęli głowami. Ja pomogłam wykończyć kilka wilków, poszło nam szybko… Na polanie znikały ostatnie zwłoki. Wszędzie było pełno krwi, większość była otępiała i przestraszona. Schowałam Voida i ruszyłam bez namysłu do Nem.
- Ano… - Zaczęłam lekko smutna.
- Słucham? – Nemezis nagle się zdenerwowała, choć starała się to ukryć.
- Nadal nie rozumiem czemu zabrałaś mi wspomnienia. – Spojrzałam na nią przeszywająco.
- Bo… - Zawahała się.
- Bądź szczera. – Wtrąciłam w jej wypowiedź.
- Byłaś nie do zniesienia, liczyło się dla Ciebie zupełnie co innego niż dotychczas, zmieniłaś się i to było dla każdego okropne…. Nie mogłam dalej na to patrzeć! Wykańczałaś się psychicznie i fizycznie!- W jej oczach pojawił się smutek.
- Nem… Naraziłaś nas wszystkich na niebezpieczeństwo, to nie ty powinnaś się o mnie martwić, dała bym sobie radę. Bez tych myśli zniknęła bym właśnie wtedy gdy w ostatniej chwili wspomnienia do mnie wróciły. – Powiedziałam poważnie.
- Wiem, jednak jesteś moja przyjaciółką! Zawsze się idiotko narażałaś dla mnie, a teraz mi mówisz, że ja nie powinnam tego robić? Nie chrzań! – Syknęła.
- Nie boję się śmierci, żyję tu tylko bo powinnam. Nic więcej, dlatego ty nie powinnaś nigdy więcej odbierać mi cząstki życia. – Powiedziałam oschle.
- Ale nikt nie chce takiej Ciebie, wszyscy Cię kochają w tamtej postaci, w tej drobnej, bezmyślnej dziewczynce było cos innego, wszystkim na tobie zależy zrozum wreszcie, ze to twoje błędy zmuszają mnie do tego.- Zaczęła się trząść, ze wściekłości.
Nagle coś mnie opętało zrobiłam trzy szybkie kroki i przytuliłam przyjaciółkę.
- Dziękuję. – Szepnęłam.
- Wrócisz? – Zapytała odwzajemniając przytulasa.
- Nic nie obiecuję. – Powiedziałam ściskając ja jeszcze bardziej.
- Zrób to dla nas. – Wyszeptała dziewczyna z drżącym głosem.
Puściłam ja i uśmiechnęłam się tak jak kiedyś, po czym odeszłam, powlokłam się do brata, który siedział pod drzewem i obserwował wszystkich. Usiadłam obok niego.
- Wszystko ok.? – Zapytałam.
- Taaa, a u Ciebie? – Spojrzał na mnie katem oka.
- Nic mi nie jest.- Odparłam choć rzeczywistość była inna.
Dosiadł się do nas brat.
- Ciekawi mnie to czemu się odmieniłaś…. – Mruknął Unmei.
- Cóż… Sama nie wiem. – Odparłam z uśmiechem.
- To powiedz, co on Ci wtedy powiedział.- Illuminated spojrzał na mnie chłodno.
- Hę? Nic nie pamiętam. – Odparłam.
Bracia spojrzeli na mnie jak by wiedzieli, że kłamię.
- Chcesz żebym sobie pogrzebał w twoim umyśle? – Warknął czarnowłosy.
- Nie… Wy zawsze musicie wiedzieć wszystko. – Nadęłam policzki.
- Żebyś wiedziała. – Uśmiechnęli się do siebie.
Chyba właśnie zżyliśmy się z sobą.
- Nie przejdzie mi to przez gardło, wiec musisz sam sprawdzić… - Powiedziałam zawstydzona.
Poczułam, ze wszedł, a potem odwrócił głowę i szybko znalazł oczami Roxas’a.
- Niech tylko się zbliży do Ciebie, a osobiście…. – Mówił ze zgrozą.
- Przestań. Cos ty taki cięty na niego? – Zapytałam.
- Szczerze ja tez nie zamierzam go akceptować.- Wtrącił brunet.
- Nie podoba mi się i tyle. – Odparł drugi.
Wstałam i stanęłam przed braćmi, uklękłam i przytuliłam ich.
- Cieszę się, ze się o mnie martwice. – Powiedziałam.
- Tak, tak… - Powiedzieli udając, że im wcale tak nie zależy.
Wstałam i poszłam szukać Grega. Zauważyłam jak zasnął pod drzewem, był wykończony. Nachyliłam się nad nim i pocałowałam w czoło, a on otworzył oczy.
- Miko? – Zapytał zaspany.
- Nie powinieneś tu spać głuptasie. – Zaśmiałam się.
- Nie chciało mi się wracać do groty. – Przetarł oczy.
- Chciałam podziękować Ci za pomoc. – Uśmiechnąłem się promiennie.
- A ty nie jesteś zmęczona? – zapytał zdziwiony.
- To nie jest ważne, muszę jeszcze pozałatwiać trochę rzeczy…. – Zaczęłam się migać od odpowiedzi.
- Powinnaś odpocząć. – Przerwał mi.
- Nie. Muszę pomóc innym, niektórzy są w złym stanie…. – Odparłam smutno.
- Ehhh, nie możesz choć raz pomyśleć o tym, że jesteś naprawdę na skraju i powinnaś się choćby zdrzemnąć? – Przymknął oczy i położył rękę na głowie.
- Wybacz, ale nie. – Zaśmiałam się.
Pocałowałam go w policzek i poszłam do blondyna.
- Hej. Dziękuję… - zaczęłam gdy podeszłam do chłopaka, jednak on od razu chwycił mnie w ramiona.
- Nigdy go nie całuj. Nigdy. – Szepnął.
- Em, nie rozumiem. – Zadziwiłam się jego odruchem.






piątek, 4 października 2013

(Wataha Wody) od Grega

Gdy już powaliłem swojego wroga na łopatki to ponownie wyciągnął sztylet (kolejny) i zaczął mi zadawać nim rany. Szybko zamieniłem się w postać ludzką, wytrąciłem mu sztylet.
- I kto teraz jest górą? - zapytałem retorycznie
Właśnie miałem to zakończyć i poderżnąć mu gardło ale wtem inny wrogo nastawiony wilk rzucił się na mnie i przeturlał się ze mną, a zanim skończył to ja skończyłem z nim. Wstałem i następny się na mnie rzucił tym razem mój prawdziwy wróg. Powalił mnie na plecy i zaczął mnie dusić. Chciałem go dźgnąć ale on jeszcze bardziej mnie dusił. Po chwili mimowolnie puściłem sztylet. Zmobilizowałem się ale to nic nie dało. I nagle jakąś brązowa plama wgryzła mu się w plecy. Momentalnie się wyprostował i mnie pościł. Szybko chwyciłem pierwszy lepszy "bezpański" miecz i przebiłem nim go na wylot. On wydał ostatni oddech i padł martwy. Wstałem i wyciągnąłem miecz. Spojrzałem w stronę wilka który mi pomógł. To był Jack. Ten Jack bez ludzkiego wcielenia.
- "Poradziłbym sobie!" - wysłałem mu mentalną wiadomość.
- "Każdy tak mówi." - rzucił krótko i znikł.
Zauważyłem jakiś ruch po za terenem walki. Poszedłem w tą stronę. I wtedy niespodzianka. Kolejna moja kopia. A mówią że każdy jest wyjątkowy... Podszedłem do niego. Zacząłem mu czytać w myślach. Miał dobre zamiary a co dziwniejsze to nie wiedział jak tu się dostał. Ale błazen.
Żeby go nie spłoszyć zamieniłem się w wilka i wykonywałem te same ruch co on. To była takie dziwne że nie mogłem się powstrzymać od komentarza.
- Jesteś wkurzający.
Zrobił dziwną minę.
- Na pewno nie jesteś mną. Jeśli mnie udajesz to kiepsko ci to wychodzi! - Zaśmiał się
- Taaa... Ja żyję ale jeśli nie dojdziemy do wniosku o co tu chodzi to ja zaliczę deda* i już nie będzie tak fajnie. - trochę go postraszyłem i wywołałem zamieszanie
- Dojdziemy? My? To czego mamy dojść? I dlaczego jesteśmy tu razem? - zapytał.
- Czy ty tylko potrafisz zdawać pytania? Weź się do czegoś przydaj! Statystycznie rzecz biorąc ja ja jestem u siebie w domu a ty się urwałeś z choinki. Z kąt ty jesteś? - zacząłem mu tłumaczyć jak psychicznie choremu
- Jestem z Watahy Życia# mojej siostry. A jak tu się dostałem to ja sam nie wiem. Wypiłem tylko wodę z Źródła Życia potem się dziwnie poczułem i bęc. Jestem tu.
No i urwał się z choinki...
- Ok... I wychodzi na to że musimy się poznać z przyczyn niewiadomych. Więc pozwól że to ja zacznę... - w tej chwili mi przerwał
- Jesteśmy identyczni.. ale tylko z wyglądu. Może o to chodzi?
WOW! Eeee... to ma pewien sens
- No jasne! - krzyknąłem - Opisz w skrócie swoje moce.
- Jestem szybki na krótkich jak i na długich dystansach. Jestem w 100% wilkiem wody.
- A ja jestem baaardzo szybki ale tylko na krótkich dystansach. Jestem wilkiem wody ale mam coś z telepatii i teleportacji. - powiedziałem szybko i zrozumiale - Masz siostrę?
- Mam, Kasumi. - odpowiedział
- Kasumi? - zdziwiłem się. Czyżby chodziło o watahę światła?
- Tak. A po co nam to? - zapytał
- Nie wiem... ale po coś tu musimy być. - powiedziałem trochę tajemniczym głosem
Tym razem trafiło go coś w rodzaju "pioruna".
- Razem tworzylibyśmy idealnego wilka... z dużym potencjałem. Rozumiesz?
- No oczywiście! Czemu to ja na to nie wpadłem? - zapytałem retorycznie
- Ale po co ci to? - zapytał James
- Jestem na wojnie ty ciołku. Stąd te nieprzyjemne dźwięki w tle.
Chciał coś powiedzieć ale ja mu przerwałem i to specjalnie
- Jestem Gregory. Mieszkam w krainie Immortal Volves w watasze Wody. - powiedziałem
Po chwili zaczął mówić
- Ja jestem James...
- Do zobaczenie wkrótce! - rzuciłem na pożegnanie. - Zapomniałbym. Przyjdź tu z siostrą za dwa dni.
- Po co?
- Nie pytaj się mnie! - uśmiechnąłem się
- A jak mam wrócić do domu?^ - zapytał ale po chwili już go nie było. Dziwny gość.
Wróciłem na pole bitwy.
Wszyscy już wiedzą co było potem (Miko). Więc przejdę już do momentu w którym to Miko zaczęła otwierać oczy.

* - to zdrobnienie od śmierci po angielsku(death xD).
# - to link do tej watahy: http://wataha-wz.blogspot.com/
^ - oto link do opowiadania z punktu widzenia Jamesa z watahy Życia:
http://wataha-wz.blogspot.com/2013/10/od-jamesa-dziwne-spotkanie.html

czwartek, 3 października 2013

(Wataha Powietrza.) Od Illumianted'a.

 Wyczułem, że Miko zaczęła się zmieniać.
- Cholera.! - Krzyknąłem.
Koło mnie stała Nem, Greg, Unmei i Roxas.
- Musimy powstrzymać Miko. - Powiedziałem zachowując śmiertelną powagę.
Rzuciliśmy się razem biegiem w jej stronę. Wszyscy byliśmy już wyczerpani walką.
- Miko.! Ogarnij się.! - Krzyknąłem.
Ta spojrzała na mnie przelotnie i ścisnęła skronie Di.
- M..Miko, wiem że dużo nie pamiętasz, ale ty nie lubisz zabijać.! Nie jesteś taka.! Zapanuj nad tym.! – Wydarł się Unmei.
W stronę mojej siostry ruszył Roxas. Idiota. Pisze się na śmierć.
- Stój.! - Krzyknął Greg.
- Miko do cholery, ty nie umiesz ranić innych.! – Alfa Mroku próbowała swoich sił.
Roxas leżał pod rozwścieczoną Miko. Już po nim. Pomyślałem smętnie.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na nasze wołania. Pochyliła się nad chłopakiem.
Powiedział do niej coś czego nikt z nas nie usłyszał.
Nemezis rzuciła w Miko nożem. Ta znowu nic sobie z tego nie zrobiła tylko chwyciła rękojeść i wyszarpnęła ze swojej piersi. Przyłożyła zakrwawione ostrze do szyi blondyna. Tego już za wiele. Jest moją siostrą i odpowiadam za nią. Z ponurymi myślami dobyłem miecza. Nem zaczęła używać swojej czarnej magii a Greg z trzęsącymi się rękoma także dobył miecza. Uderzyliśmy równocześnie, lecz na początek słabo. Miko odparła nasz atak. Unmei w pierwszych chwilach patrzył na całą scenę ze zdziwieniem, lecz później także wspomógł nasze ataki. Wszystkie zostały udaremnione. Zmarszczyłem brwi. Ja teraz nie mogę się zmienić bo jestem wyczerpany. Wiem, że skończyłbym tak samo jak moja siostra. Kiedy dziewczyna wyciągnęła rękę do ataku na zdezorientowanego Grega, Roxas znikąd pojawił się przed nią. Miał obojętną minę lecz przygarnął Miko do siebie i przytrzymał mocno.
Szepnął coś do niej a ta odepchnęła go. Błądziła po jego sylwetce rozbieganym wzrokiem po czym zemdlała w ramiona chłopaka. Wszyscy pochowali broń i podbiegli z niepokojem do nieprzytomnej dziewczyny. Uklęknąłem obok Roxasa i wziąłem siostrę na ręce. Kiedy otworzyła oczy każdy uśmiechnął się z ulgą.

środa, 25 września 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Mój triumf od razu przestał być triumfem kiedy spojrzałam na swój mostek, ona też zastosowała ten cios. Osunęłyśmy się na ziemię, wydawało się, ze to koniec, ale nie. Dziewczyna wstała wyjmując moją i jej rękę. Spojrzała na mnie z góry.
- Może ty jednak nie jesteś za mądra. – Powiedziała.
Nagle od tyłu poczułam palące ciepło. Odwróciłam się powolnie, Nem nauczyła się nowego czaru, mianowicie leczenia nawet takich zabójczych ran, moje serce się odrodziło.
- Widzę, że ta twoja też to umie, trudno. – W jej ręku pojawił się sztylet.
Zaatakowała…
- Ostatni cios nie należy do Ciebie. – Syknęłam blokując jej mieczyk.
Sprawnie podcięłam ja, ta upadła na ziemię, usiadłam na niej i zacisnęłam obie dłonie na jej szyi. Oczy zaszły jej łzami.
- Jestem nie do przewidzenia. – Mruknęłam.
Następnie moja postać wykorzystała powietrze które było w jej ciele* i zaczęła z niego tworzyć ostre powietrze. Jej organy były pokiereszowane i odlatywała w inny świat. Straciła przytomność. Jak druga „ja” zawsze lubiłam śmierć w męczarniach, a że tak by nie umarła w męczarniach, to zaplanowałam jej już egzekucję. Przywiązałam ja powietrznymi linami do drzewa, po czym przywołałam Mayu, połączyłyśmy ssie, a w tym czasie obudziła się. Zadrapałam się, po czym ją i w ten sposób zatrułam jej organizm. Rozłączyłam się, dziwiło mnie to, ze korzystałam w tej postaci z pomocy, ale najwidoczniej ta postać też ma swój rozum. Spojrzałam swoimi pomarańczowymi oczami w jej po czym powolnie zaczęłam przedziurawiać jej ciało swoimi dłońmi, wchodziłam powolutku, tak by cierpiała bardziej. Oczyściłam dłonie wycierając je w trawę, po czym uklękłam przed torturowaną. Krwawiła ze wszą i drżała. Przymknęłam oczy.
- Jesteś jak kolejna ofiara, nie myśl, że robię to dlatego, ze jesteś mną. – Wstałam.
- I… Idit… ka… Jesteś… my tak… samo brutalne…. – Przerywała kaszląc krwią.
- Bajkopisarka? Żałosna jesteś. – Kopnęłam ją w krocze, a ta aż zapiszczała.
Przebiłam jej czaszkę. To był koniec, a ona w ostatnich chwilach myślała, ze jesteśmy równie sadystyczne, nie znała jednak prawdy o mnie. Usłyszałam szelest, zza krzaków wyszła Di, strasznie była poraniona, a do tego jej alter tak samo, były równe. Ruszyłam z miejsca i w mgnieniu oka zabiłam to cholerne alter, odwróciłam się do dziewczyny.
- Kim ty jest…. – Chyba przypomniała mnie sobie.
Bez wahania moje ciało ruszyło na nią. W tej formie zabijam wszystko i wszystkich, bez wyjątków. Dostała szybkie ciosy, po czym zakaszlała i podniosła głowę, dostała kopniaka.
- Zaraz to ja Cię osobiście zabiję! – Wydarła się, chyba myślała, że to zabawa.
Z obojętnością na twarzy przebiłam jej brzuch na wylot, zahaczyłam o kręgosłup. Poczułam ból, w dodatku tylko ja, na moją postać to nie działa. Pokiereszowała jej twarz, a Di spojrzała nieprzytomnie na mnie.
- To niemożliwe…. – Powiedziała pod nosem.
Przed nią ukazały się istoty cienia. Bez przeszkód przeszłam obok nich. Jak? Przecież jestem wilkiem powietrza, więcej nie trzeba tłumaczyć. Prawy sierpowy, kopniak w kark, kolejny w kręgosłup, przebicie na wylot. Miała już dwie krwawiące dziury. Nagle zza krzaków wyskoczyła zmęczona Nemezis i moi bracia oraz Greg i Rosa’s.
- Miko! Ogarnij się!- Krzyknął Illuś.
Spojrzałam na niego morderczo, po czym ścisnęłam skronie Dainy.
- M..Miko, wiem, że dużo nie pamiętasz, ale ty nie lubisz zabijać! Nie jesteś taka! Zapanuj nad tym? – Wydarł się Unmei.
Z szeregu wyszedł blondyn i kierował się w moją stronę.
- Stój! – Krzyknął Gregory.
Padł na ziemię, ciągnąc za sobą dziewczynę zadałam cios chłopakowi. Moje ręce opatuliło tnące powietrze.
- Miko do cholery, ty nie umiesz ranić innych! – Alfa Mroku próbowała swoich sił.
Nie zwróciłam uwagi, nachylałam się powoli nad chłopakiem któremu leciała smużka krwi z ust.
- Przecież to ty sama mówiłaś, że jesteśmy ważni, ze nas nie skrzywdzisz, robiłaś wszystko żeby nas chronić, wiec przestań! – Nem przebiła mi płuco.
Złapałam za ostrze wystające ze mnie i pociągnęłam, przez co przeciągnęłam miecz przez całe ciało. Wyciągnęłam z drugiej strony i przyłożyłam ostrze do szyi Roxas’a. Nie byłam zbyt przychylna, wiec oznaczało to tylko jedno. Illuminated dobył miecza, tylko jego spojrzenie wydawało się smutne. Mag Mroku użył magii i opatuliła Niasie ręce, jej mimika twarzy nic nie mówiła, ale oczy wręcz krzyczały ze smutku. Gregowi zatrzęsły się ręce, dobył jednak broni. Zaatakowali równocześnie, jednak odepchnęłam ich, odbili się od ziemi i ruszyli dalej, zostawiłam mojego nowego przyjaciela, a Di rzuciłam byle gdzie. Unmei patrzył ze zdziwieniem na to co się dzieje, po chwili dołączył. Za każdym razem przegrywali, a ja jak stałam tak stałam. Nagle chciał przebić czyjeś serce, a na drodze snął mi nie kto inny tylko wilk Mroku, który mnie chwycił w ramiona i mocno przycisnął do siebie.
- Ty nie potrzebujesz słów, tylko miłości. – Szepnął mi do ucha.
Odepchnęłam go i poczułam rozbieżne uczucia, chyba… chyba mnie zawstydził. Moje oczy wypatrzyły jego nadgarstek, rozejrzałam się wokół, po czym padłam bezwładnie na ziemię, wracając do normalnej formy. Usłyszałam tylko szybki tupot nóg, po otwarciu oczu wszyscy patrzyli na mnie ze szczęściem. Trzymał mnie, nie kto inny jak Alfa mojej watahy.

*To jest opisane podczas gdy zadawałam „Miko” szybkie ciosy gdy leciała w dół, a następnie wykonałam „przytulasa” ^^.

wtorek, 24 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Czekałam na jej odpowiedź i usłyszałam:
 - No pewnie, że z tobą idę. - Odparła z uśmiechem.
- A jak pofruniesz? - Zauważyłam jej brak skrzydeł.
- Dam radę sama zobaczysz. - Powiedziała, wciąż nie tracąc uśmiechu, najwidoczniej pewna tego, że jej się uda.
Ja nic nie odpowiedziałam tylko się wzbiła, a gdy się obejrzałam za siebie zauważyłam jej skrzydła, a więc delikatnie przyspieszyłam, wiedząc, że nie muszę czekać na Kasumi, a ona mnie dogoniła i leciała tuż koło mnie.
- Już się zbliżamy... - Wyrwałam ją z zamyślenia, bo sprawiała wrażenie, jakby odleciała już z tej planety.
Dotarłyśmy na pole bitwy, a wadera od razu rzuciła się w bój. Ja nie miałam na tyle odwagi, by to zrobić, więc stałam i przyglądałam się całej tej scenie walki z boku.
Jednak, kiedy zaatakowała mnie jakaś wilczyca, chyba alter Ayer nie mogłam się już tylko przyglądać. Bariera Egidy sama się aktywowała, zanim o tym pomyślałam i zablokowała jej atak, a ja ciskałam w nią kilkoma piorunami, co prawda słabymi, ale i tak musiałam już tylko wykończyć ją, bo odniosła wiele ran w boju.
Nie zabiłam jej, lecz pozostawiłam ciężko ranną, jeśli będzie miała wystarczająco dużo rozumu, to wróci do alter-IV, ale ja nikogo zabijać nie zamierzam. Nawet, jeśli bym chciała, to nie potrafię odnaleźć się w roli krwawego oprawcy, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Ale to nie znaczy, że nie mogę pomagać innym. Może by mi się udało osłaniać ich z odległości, o ile w ogóle uda mi się to zrobić. W końcu ledwie panuję nad  Egidą w obronie własnej, jednak spróbować nie zaszkodzi.

(Wataha Światła) od Kasumi

- Idziesz ze mną, czy zamierzasz tu zostać? - spytała Arisa.
- No pewnie, że z tobą idę. - powiedziałam z uśmiechem.
- A jak pofruniesz? - spytała.
- Dam radę sama zobaczysz. -powiedziałam z uśmiechem.
Arisa bez słowa wzbiła się w powietrze, a ja za nią. Gdy tylko wzbiłam się w przestrzeń powietrzną to zauważyłam, że moje skrzydła z nów są widoczne. Arisa oglądnęła się w moją stronę po czym uśmiechnęła się i przyspieszyła. Ja po chwili ją dogoniłam i leciałyśmy już obok siebie. Ja napawałam się tym wspaniałym uczuciem lotu. Wiatr pieścił moją twarz, a ja machając skrzydłami leciałam, no właśnie leciałam. Może nie wszyscy wiedzą, ale ja nigdy wcześniej nie latałam. Miałam kiedyś podobne doświadczenie tylko z jeżdżeniem na jednorożcu... no właśnie... co z nimi: Candy i Melancholią? Na pewno sobie poradzą, z ich wybuchową mieszanką.
Jednak wracając do tematu to jest coś więcej... uczycie unoszenia się w powietrzu, robienie czegoś czego nigdy się nie robiło, ale w głębi duszy się o tym marzyło... ale nie tylko.
Z zamyślenia wyrwały mnie słowa Arisy:
- Już się zbliżamy...
Po kilku minutach znów byłyśmy na polu bitwy. Spojrzałam na dziewczynę a potem poszłam walczyć.
Z kim? Z kim się wylosowało. A z kim się wylosowało? Z Zefirem? Nie, nie z Zefirem. Z alter-Mitsi. Tak dokładniej to stwierdziłam, że pomogę jej bo kulawo jej to szło, bo widać było, że jest już ranna, a jej alter ledwie była ledwie co draśnięta. Nie, że nie umie walczyć, ale to szamanka, a szamanki nie mają chyba z byt dużo czasu na naukę walki...
- Kim jesteś? - spytała prawdziwa Mitsi.
- Członkinią watahy Światła. - powiedziałam z uśmiechem. - Podobnie jak ty Mitsi. - dodałam, gdy na jej twarzy zobaczyłam nieufność.
- Z kąt... - chciała dokończyć, ale ja jej przerwałam.
- Może zamiast ucinać sobie pogaduszki to zawalczymy?
Nie czekałam na to co powie tylko ruszyłam do boju. Wypuściłam w stronę przeciwniczki kulę światła, a ta się cofnęła, po czym zrobiła zaciętą minę. Po chwili bez słowa ruszyła w moją stronę z wyciągniętym mieczem ku mnie. Ja stałam bez ruchu, czekając. Kiedy przeciwniczka skoczyła na mnie aby zadać ostateczny cios to ja w ostatniej chwili przeteleportowałam się za nią. Zanim się obejrzała kopnęłam ją w plecy, a ta się przewróciła. W tedy wycągnęłam swój miecz i zadałam jej szybko cios prosto w serce. Opadła całkiem bezwładnie na ziemię, wyciągnęłam ostrze miecza i go z powrotem schowałam. Z miejsca w którym zadałam śmiertelną ranę wypływała krew. Spojrzałam na Mistic i ponownie posłałam jej uśmiech, a potem odeszłam bez słowa.
Na reszcie się rozgrzałam, przypomniałam swoje moce i cześć umiejętności, a co najważniejsze czuję się już pewniej w ciele człowieka.

Alice- Wataha Mroku

                                                https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVW8dEpUpE8ccW6gqMc-slZhX3A3SaxPmiic1owONzwCHSxNQeys7SaigooWXeqjFsNb-Tv4W_nTXuMSvZHiv_TmMVDvzViB935H5RJ-Vy8QhjlIvnN-06f1Tvi_x-yW96KB4SBPpy25Fb/s320/nopwyczlonejlohdsik.jpg       
                                                   http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120609161133/pandorahearts/pl/images/e/e6/Pandora_hearts01.jpg   
Imię: Alice (czyt. Alis)
Płeć: samica
Wiek: dużo
Stanowisko: wojowniczka
Żywioł: mrok
Moce: zmienia się w wielkiego czarnego królika ,niewidzialność, mroczne kule, atak kosą śmierci, unieruchamianie ofiary za pomocą łańcuchów, teleportacja I wiele innych mocy jeszcze nie odkrytych...
Charakter: inteligentna, świetnie jej idzie sarkazm, uwielbia jeść( zupełnie jak by była wiecznie głodna) wredna, słodka, kłótliwa, z silną wolą, przebiegła, pewna siebie, kocha walkę, podstępna, jednak dla przyjaciół miła, pomocna, w głębi szuka miłości
Rodzina: Pamięta tylko ,że miała siostrę.
 Partner : szuka ,ale czy ktoś ją zechce? >.<
Właściciel: ksw (Howrse)

(Wataha Światła) od Kuruko, ale od teraz ( Wataha Mroku) od Alice

Martwiła mnie wojna… nie widziałam co mam robić, no i te sobowtóry…
Nigdzie nie można się ruszyć z pola walki, a ciągle dostajesz mocniejsze ciosy.
Mój sobowtór był dziwny… ta druga Kuroko była wiecznie sarkastycznie uśmiechnięta i atakowała mnie z taką gracją, że ledwo się broniłam.
Chciałam uciec, ale nic z tego, to tylko pogarszało sytuację.
Było okropnie ciężko, każdy mój atak doskonale znała ,a ja jej ani jednego!
Gdy próbowałam ją zaskoczyć , pojawiała się za mną po teleportacji i nici z ataku.
Zaczynało to wkurzać! Chciałam zniknąć gdzieś daleko i z tym skończyć.
Pobiegłam kawałek od pola walki
- Boisz się przegranej? – usłyszałam głos sobowtóra
- Ja zawsze wygrywam! Wcale się ciebie nie boję!
- To się jeszcze okaże…- podeszła blisko mnie bez broni, zaczęła się na mnie dziwnie patrzeć i mnie okrążać w ludzkiej postaci.
- Jesteśmy dosłownie identyczne, ale różni nas siła… oczywiście moja jest większa.- wychwalała się
- Po moim trupie!- krzyknęłam
- Hm… to się da załatwić.- popatrzyła w górę, po czym zaatakowała mnie dziwnym mieczem z prędkością światła. Nim zdążyłam się wybronić, miałam wielką ranę od miecza.
Przechodziła na ukos od szyi przez klatkę piersiową, chwyciłam rękoma ranę, bo strasznie bolała, gdy zabrałam ręce, były całe we krwi, mojej krwi…
Upadłam na kolana, sobowtór patrzył na mnie zadowolony i powiedział ocierając miecz od mojej krwi:
- Nadszedł twój kres, zginiesz tu i teraz. Teraz zastąpię cię i po kolei wybiję twoich braci i siostry z watahy, a potem resztę…- powiedziała mi na ucho
Nagle na jej ciele pojawiła się identyczna blizna, usiadła obok mnie kładąc miecz na bok i podniosła mi głowę do góry.
Przypomniałam sobie o moich małych sztyletach, powoli wyjęłam je z kieszeni, i błyskawicznie wbiłam w jej serce.
- Nigdy… Nie pozwolę na to by moje śmierć poszła na marne! Zginiesz razem ze mną czy ci się to podoba czy nie, odrodzę się i uratuję wszystkich!- krzyczałam, plując krwią, ona także pluła, padła kompletnie i wyparowała w inny wymiar, ja sama, upuściłam sztylety na ziemię i umarłam…
Moja dusza nagle pojawiła się obok bogini Ateny.
- Witaj, spodziewałam się twojej wizyty, zapewne oczekujesz nowej postaci Kuroko?- zapytała
- Tak, chcę walczyć u boku moich przyjaciół, nie przegapię takiej okazji by skopać tyłki wrogom!
- Dobrze, dam ci nowe ciało ,ale nikomu nie powiesz kim jesteś i przyjmiesz nowe ciało wraz z nowym imieniem. Od teraz jesteś Alicja i będziesz mieszkać w watasze mroku. Mam nadzieję ,że będziesz ostrożniejsza w kolejnym życiu. A teraz pora się zbudzić… Alice.- powiedziała i gwałtownie otworzyłam oczy.
Miałam wielką kosę za broń i piękną postać człowieczą.
Brązowo włosa dziewczyna z fioletowymi, błyszczącymi oczami i czerwono niebieską sukienką.
Walka się kończyła, większość wrogów przegrała, ale nasi odnieśli spore rany… a oni dalej atakowali.
Wstałam i zaczęłam atakować wrogów kosą, mojego sobowtóra nie było, pomagałam innym , którzy już byli w ostatku sił.
Nagle zobaczyłam Misakę walczącą z nową alfą światła! Niemożliwe, przecież ona zniknęła i…
Powinna być po naszej stronie, coś tu jest nie tak.
Walka się skończyła po wielu krwawych starciach wilków z swymi sobowtórami, mieliśmy duże straty, w tym wiele mocno rannych wilków. Pobiegłam w stronę watahy mroku.
Zmieniłam się w wilka, miałam czarno czerwone futro i skrzydła, zawsze chciałam tak wyglądać!
Wlazłam na drzewo i rozmyślałam, po chwili zmęczona położyłam się na gałęzi i zasnęłam.
Zbudziłam się od krzyku Nemezis:
- Hej ty tam na drzewie! Kim jesteś i co robisz na moich terenach?!- była wściekła, zeszłam z drzewa i przedstawiłam się jako nowa.
- Jestem Alicja, poszukuję dla siebie watahy, mogę dołączyć?- i czekałam co odpowie…

sobota, 21 września 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Spoważniałam do kwadratu. Okazało się, że ona umie panować nad drugą formą.
- Dobra ty badziewia podróbo, teraz walczymy na powagę!- Wrzasnęła, a w moja stronę popędził wielki strumień tnącego powietrza.
Wyjęłam moją pustkę i szybko zablokowałam powietrze, ona zaś w tym momencie rzuciła się wprost na mnie. W jej dłoniach pojawiła się jakaś broń. Prawie mnie tym mieczykiem przebiła, ale rozpłynęłam się w tamtym miejscu, dziwnym trafem nauczyłam się nagle znikać punktowo. Nie zamierzając rozmyślać jak to się stało wyjęłam Schuriken i przewróciłam ją, usiadłam na niej, a ostry przedmiot spoczywał na jej szyi.
- Słuchaj, dobrze wiem jak ciąć. Teraz ja jestem twoją śmiercią, mogę wybrać jak umrzesz i uwierz mi nie zamierzam być zbyt łagodna. Chciałaś wykończyć mnie i moją rodzinę? Nie ma takiej opcji. – Mówiłam powoli, tak by ją rozzłościć.
Udało mi się. Jednocześnie podcięłam jej gardło, a ona zmiażdżyła mi serce. Byłam jednak mądrzejsza i przed oryginalnym sercem umieściłam podróbkę. Krew zaczęła się toczyć z jej szyi, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Znowu zaatakowała, to było coś ala tarcza połączona z kopułą. Wyleciałam w powietrze, a ona chciała zadać jak zwykle ja serię ciosów. Przewidziałam wszystkie, mam to szczęście, że ja w drugiej postaci nie znam swoich zamiarów i nie zadaję tych samych ciosów, a ona jest przewidywalna. Gdy stanęłyśmy na ziemi rozejrzałam się za kimś kto dał by mi cząstkę siebie…. Wypatrzyłam kogoś. To chyba osóbka z ognia. Podbiegłam do niej, ta druga chciała ja zaatakować, ale ja nie miałam czasu na zabawy, podczas skoku tamtej dostała silny cios w twarz i poleciała kawałek dalej zostawiając za sobą krew i trochę skóry.
- Nie kojarzę Cię, ale trudno. Jestem Miko, ta dobra. Skoro mamy za sobą przedstawienie się to teraz możesz użyczyć mi twojej „duszy”? – Zapytałam rozglądając się niespokojnie.
- Em, Trisia. Jak to mojej duszy? – Zdziwiła się.
- Obiecuję, że w nie zginie. – Powiedziałam, a tamta druga wleciała na mnie z pięściami.
Gwiazda się znalazła…. Chwyciłam ją za gardło i uniosłam w górę.
- JEST ZAJĘTA. ZNAJDŹ SOBIE TYMCZASOWO INNEGO PRZECIWNIKA. – Powiedziałam stanowczo zaciskając dłoń.
Ta próbowała coś zrobić, ale jej nie wyszło, rzuciłam nią kawałek dalej i wróciłam do rozmowy z tą prawdziwą.
- To jak? – Zapytałam.
- Niech będzie… - Powiedziała niepewnie.
- Trochę zaboli. – Włożyłam w jej klatkę piersiową rękę i wyjęłam Voida.

Tris lekko się zachwiała i złapała za głowę, ja jednak nie miałam czasu na takie głupoty i pobiegłam skończyć tą okropną walkę. Ostrze owinął płomień, a ja ruszyłam bez namysłu na walczącą z kimś Miko.  Zdarzyła zahamować atak, ale spłonęły jej dłonie. W jej oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam, że czas na ostateczny finał, bo inaczej tego nie zakończę. Chwyciłam w obie ręce Pustkę i zmieniłam w działo. Uwięziłam ją pod kopułą, a ta nie mogła się przedrzeć, w żaden sposób.



Ogromna ognista kula trafiła w nią i zaczęła płonąć żywcem. Ten strzał kosztował mnie mnóstwo energii. Odesłałam broń do właścicielki i padłam na ziemię. Nagle usłyszałam zipienie i poczułam swąd spalenizny. Spojrzałam w górę, ona przeżyła. Dostałam prawy sierpowy. Nie wiedziałam już jak mogę ja jeszcze pokonać. Inna pustka nie dawała rezultatów, magia też nic, pięści też nic. Została tylko jedna opcja, ale nie mogłam się poddać. Wstałam i wydobyłam z siebie broń. Zaczęłam atak, ani razu nie trafiłam. Nie miałam siły na nic. Nagle usłyszałam wrzask. Obróciłam zakrwawioną i posiniaczoną głowę. Moi bracia, walczyli zawzięcie, nikt się nie poddawał. Próbowałam wstać, ale to nic nie dało. Leżałam sfrustrowana na ziemi i nagle sobie przypomniałam o tym, że to oni pognali by zabić tamtą Watahę, a nie ja… Ja uciekłam. Wstałam ociężale ledwo trzymając się na nogach, wstąpiła we mnie wściekłość i mimowolnie zmieniłam się w tą drugą. Ruszyłam na nią i bez problemu ją zabiłam, użyłam miażdżenia serca. 

piątek, 20 września 2013

(Wataha Wody) od Grega

Och... i znów to samo. Ten koszmarny sen... trochę zmienił się ale tylko szczegóły...
Ciągle rozmyślam kiedy ta wojna się rozpocznie. Już od bardzo dawna słyszę coś w stylu: "idzie wojna!". Zanim ta wojna dojdzie to ja zdążę umrzeć ze sromotnej starości.
Ostatnio przyznam że nikomu nie zatruwam życia. W ogóle nie biorę czynnego udziału w życiu immortal. Nawet nie wiem za bardzo co tam u... n.p Miko... taki przykład pierwszy z brzegu. Tak, wiem jestem żałosny. -.-`
Siedziałem pod drzewem z gitarą w ręku. Jadnak nie grałem. Jedyne co robiłem to myślałem, a i rozmyślałem za swoim dawnym domem. Może przydały by się jakieś odwiedziny?
Siedziałem tak dłuuugo, aż w końcu zacząłem przysypiać. Byłem strasznie senny. A tu nagle, jak grom z jasnego nieba usłyszałem głos Il`a w mojej głowie: 
~ WSZYSTKIE WILKI NATYCHMIAST NA ŁĄKĘ WSPÓLNYCH SNÓW!
Nie wiem dlaczego się tak darł ale momentalnie się zerwałem na równe nogi aż głową uderzyłem w gałąź i znów siedziałem tyle że z bolącą głową. Jednakże szybko się zebrałem do kupy i pognałem na łąkę wspólnych snów.
Wciąż zastanawiałem się dlaczego był taki... ech... wkurzony. W tedy przyszło mi do głowy że to co mówiłem o tej wojnie że przyjdzie za kawał czasu mogło się w tej właśnie chwili okazać tylko bez użyteczną myślą i do tego bezsensownym marudzeniem. Żołądek podskoczył mi do gardła. Uświadomiłem sobie że jeśli to początek tej wojny z (jak dla mnie) nie wymawialną nazwą wrogów to wtedy wszystko się zmieni na dobre i już nigdy nie będzie tak samo jak kiedyś...
Właśnie wkroczyłem na łąkę. Ujrzałem Miko. Bez namyślenia podbiegłem do niej. W tej też chwili przypomniałem sobie obietnice którą kiedyś złożyłem.
- Miko, pamiętam co mówiłem i nie zawiodę w razie czego. – Powiedziałem zdyszany.
- Greg…. – Zachlipała i wpadła mi w ramiona jednocześnie puszczając chłopaka stojącego obok niej.
Zadrżałem, przyznam że nie spodziewałem się tego. Miko zaś zaczęła płakać. Po chwili wydobyła twarz spod mojego ubrania i spojrzała na blondyna.
- Roxas… Ja… Jeśli się zmienię to mnie nie ratuj. – Zaszlochała do chłopaka który okazał się być Roxas`em
Potem zaczęła się wojna. Rozglądałem się za swoim przeciwnikiem. Przecież jeszcze sekundę temu tu stał? Po chwili to już nie miało znaczenia. Zaatakował mnie mój "klon". Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Sam sobie rzucam się do gardła... coś jak samobójstwo tylko że ma się tą zdrową psychikę i wie się że trzeba to "coś" zabić bo to zabije nas.
Mój sobowtór zaatakował mnie niesamowicie szybko ale zdołałem odparować jego cios.
- A może by tak trochę grzeczniej? - powiedział zaczepnie
- Mógłbym powiedzieć to samo! - od powiedziałem - I ty śmiesz być mną?
- Jestem twoją ulepszoną wersją... - posłał mi szyderczy uśmiech
- Ja tak się nie uśmiecham.
Po tych słowach zaczął we mnie celować kulami wody. Ja je przechwyty wałem i odsyłałem je w jego stronę. On zaś sprawiał że po prostu wyparowywały! Tak po prostu. To ja tak potrafię? Warto spróbować... taki jakby samouczek. Szybko okazało się że nie potrafię równie szybko i sprawnie zrobić tego tak jak on. Traciłem tylko energie. Bardziej opłacało mi się po prostu odsyłać te kule z nadzieją że w końcu się zmęczy. Moje nadziej były jednak znikome. Bo on nagle zniknął a ja wiedziałem już że się przeteleportował i nie trzeba być jasnowidzem że za mnie. Szybko się odwróciłem i gdy tylko ledwie się pojawił i nawet nie zdążył nic zrobić to ja wylałem na jego twarz wrzątek tak że  miał oparzenia 3 stopnia. Ma się ten refleks. Zapomniałem tylko o tym że to jestem ja w "lepszej" wersji. "Gregory" nie biadolił tylko szybko się uzdrowił. Wyciągnął sztylet i chciał mnie dźgnął. Niewiele myśląc zmieniłem się wilka i przeteleportowałem się na jego plecy tym samym go okrutnie gryząc. Chciał mnie dosięgnąć ale ja ponownie sie przeteleportowałem tym razem na nogę i znów wbiłem swoje kły. I znów tyle że w rękę, potem w bok, następnie w szyje i wreszcie w dłoń w której trzymał sztylet. Szybko jego dłoń upuściła sztylet i teraz znów się preteleportowałem na plecy napastnika i W KOŃCU się przewrócił.
Jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy w końcu go zabiję...



czwartek, 19 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Siedziałam na drzewie ostatecznie i tam nie wróciłam na pole bitwy. Wpatrywałam się w dal, nie wiedząc co mam zrobić. Do tej pory żyłam sobie szczęśliwie, a teraz? Teraz otaczała mnie śmierć... Najpierw zginęła tamta dziewczyna, której poznałam potem imię- Atena, teraz trwa jakaś wojna. Nie doświadczyłabym tego, gdybym pozostała w tamtej watasze, a nie zniknęła bez słowa.
 - Witaj - usłyszałam za sobą.
Wpatrywałam się jeszcze chwilę w nieistniejący punkt, wśród przestrzeni, jakbym spodziewała się ujrzeć dusze zmarłych, wokół mnie.
Odwróciłam się, to była jakaś dziewczyna.
Milczałam chwilę, zbyt pochłonięta własnymi zmartwieniami, by odpowiedzieć, po czym w końcu ocknęłam się z zamyślenie i zapytałam:
 - Jesteś z Watahy Światła?
 - Skąd to wiesz? - Zdziwiła się.
 - Po prostu wiem - wzruszyłam ramionami obojętnie. - Wiem, że jesteś ze światła, widać to w tobie. W twojej aurze, ale skoro jesteś ze światła to mam dla ciebie wiadomość.
 - Jaką? - Zainteresowała się. - Jaką wiadomość?
 - Proszę cię też o przekazanie jej reszcie - dodałam. - Nie mam ochoty wszystkim tego mówić sama.
 - Ale co to za wiadomość? - Zapytała się o to raz jeszcze.
 - Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze tego samego dnia kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w mojej obronie, powiedziała, bym was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i że bym ją zastąpiła.
 - Atena zginęła? - Była zszokowana. - Przecież ona jest niezwykle potężna, jak Nemezis, jeśli nam jej teraz zabraknie, a ten wróg co ją zabił powróci to... Może zrobić się nieciekawie.
 - Nie wróci - zapewniłam ją.
 - Nie żyje? - Upewnił się.
 - Żyje - odparłam. - Ale jeśli przyjdzie to wiem, czego szuka i nie pozwolę nikomu zginąć z tego powodu.
 - Powodu?
Milczałam, a ona dodała:
 - Chyba mam prawo wiedzieć, skoro może być zagrożona cała wataha.
 - Chyba mam prawo zachować tajemnice, jeśli dotyczy ona tylko mnie? - Odparłam.
 -- Wybacz, rzeczywiście masz prawo zachować tajemnicę dla siebie. - Powiedziała ostrożnie.
Znowu zapatrzyłam się w dal, a po kilku minutach ciszy powróciłam do rzeczywistości i wstałam.
 - Mam propozycję - powiedziałam. - Nie poradzę sobie sama na stanowisku Alfy. Właśnie awansowałaś moja nowa Beto. I jeszcze jedno...
Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się czy nie pospieszyłam się z mianowaniem jej na Betę, ale potem dałam sobie z tym spokój. Czas pokaże, a ja mogę jedynie czekać, by dowiedzieć się czy to była dobra decyzja czy... Wprost przeciwnie.
 - Coś się stało? - Spytała. - Smutna jesteś, ale nie wiem dlaczego, dziwnie się z tobą rozmawia. I co jeszcze miałaś mi powiedzieć.
 - Chciałabym się dowiedzieć jak masz na imię? - Już niemalże zaczęłam schodzić z drzewa.
 - Kasumi - odparła. - A ty?
 - Arisa - rzuciłam się w dół z tego wysokiego drzewa.
 - Czekaj! - Krzyknęła i skoczyła za mną.
Zgrabnie wylądowała na ziemi przy tym skoku, doskonale go amortyzując. Musiała być naprawdę sprawna fizycznie.
Odwróciłam się.
 - Coś się stało? - Zapytała.
 - Nie idziesz im pomóc na froncie? - Udałam zdziwienie. - Wolisz leniuchować?
 - I kto to mówi? - Odparła. - Osoba, która zażywa spacerku i drzemki na drzewie, podczas, gdy inni walczą.
 - Masz rację - uśmiechnęłam się, ale oczy pozostały smutne, jak zawsze. - Mój błąd. Chyba powinnam go naprawić, ale nie za bardzo wiem, jak mogłabym im pomóc. Chyba będę tylko przeszkadzać, ale pójdę...
Lub raczej polecę.
Rozwinęłam skrzydła, ale się zawahałam. O sekundę za długo najwyraźniej, bo Kasumi otworzyła już usta.
 - Idziesz ze mną czy zamierzasz tu zostać? - Spytałam.