sobota, 14 grudnia 2013

(Wataha Powierza) Od Miko

Obudziłam się w jaskini…  Naszej, ale nie wiedziałam co się stało. Wstałam, ale się trochę zachwiałam, nikogo nie było, wiec postanowiłam zwiać. Gdzie? To chyba oczywiście, że do Grega, pośpiewać, bo tylko to dawało mi odskocznie od świata. Po jakimś czasie siedziałam na drzewie ze zdziwieniem słuchając piosenki świątecznej. To był jego kolega? Przyjaciel? Nie ważne, nie chciałam przeszkadzać. On ma swoje życie. Potem zjawiła się pewna dziewczyna, którą już kojarzyłam, oświadczyła dwom wilkom o Atenie. Gregowi uśmiech zszedł z twarzy. Ja zaś zeskoczyłam z drzewa nieopodal i powolnie ze spokojem ruszyłam w ich stronę. Byłam w ludzkiej formie, bo w wilczej łatwiej mnie zauważyć.  Podeszłam w końcu, a  Gregory spojrzał na mnie trochę smutnym wzrokiem.
- Wiesz już o tym? – Zapytał widząc mój spokój.
- Oczywiście. – Spojrzałyśmy równocześnie na siebie.
- Ty jesteś… Mi… Mika? – Zapytała.
- Nie wiem skąd mnie kojarzysz tak dobrze, ale Miko. – Odparłam.
- Yhym, nie będę już przeszkadzać. – Odeszła.
- Ill… - Odwróciłam się z promiennym uśmiechem – Chciałabym zaśpiewać. – Powiedziałam nie zwracając uwagi na jego kolegę.
Spojrzeli po sobie, ten wilk był nieco zaciekawiony. Chyba rozmawiali w myślach.
- Miko, miło poznać. – Nikt nawet się nie zorientował kiedy kucnęłam dosłownie przed niebiesko – czarnym wilkiem.
- Tonny. – Odezwał się nieco zdziwiony.
- Greg? – Spojrzałam na niego wielkimi błagalnymi oczami.
Odwrócił wzrok, to mu buchnęłam ze złością powietrzem po oczach.
- Dobrze, dobrze. – Odparł.
Zmieniliśmy się w ludzi, chłopacy usiedli obok siebie, a ja stanęłam na brzegu jeziora. Ręce spoczęły mi na klatce piersiowej i zaczął się mój mały koncert.
-W me ciało wstrzyknięto lekarstwo.
Jestem utrzymywany przy życiu przez maszyny.
Nie czuję już bólu,
Choć powinienem potwornie cierpieć.
"Dzięki temu będzie szczęśliwy."-
Zabrzmiały głosy ludzi w białych kitlach.
To wcale nie tak,
Powinniście rozumieć przynajmniej to.

W tamtej chwili, tamtego dnia
Przestałem być "sobą".
Kim jest stojąca tu teraz osoba?
Skoczyłem, próbując cię uratować.
Rezultat był dość dołujący mimo, że
Wcale tego nie chciałem.

Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Samą wolą nie poruszę
Dłońmi, którymi pragnę cię objąć.
Me życzenie już się nie spełni...

To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce jest już martwe.
Maszyno, która utrzymujesz mnie przy życiu,
Maszyno, przez którą umieram,
Błagam cię, przynieś mi ukojenie.

"Cudem powróciłeś do życia."
Nazywacie to życiem?
"Już nie odzyskasz świadomości."
Skoro tak, to dlaczego mnie przywróciliście?

Oto granica pomiędzy argumentami poczucia moralności i życzliwości.
W kółko powtarzacie te puste teorie, a ja wciąż leżę na łóżku.

Płakałaś, płakałaś przeze mnie,
Jednak stojąca tu osoba nie jest mną.
Gdybym tylko mógł, chciałbym spróbować jeszcze raz.
Błagam, "Boże".
Jak wiele razy już się modliłem?

Ach, gdybym tylko mógł wreszcie zniknąć.
Mam już dość tego świata.
Nie zrobiłem przecież nic złego.
Mówisz, że co zrobiłem?

Rozpływam się w samotności.
Dźwigam na swych barkach cały ten ból.
Żyję dzięki maszynom.
Moja postać jest tak komiczna.
Coś takiego jest zupełnie bezużyteczne.

Gdyby tylko wszyscy zniknęli.
Nie czuję już bólu.
Pragnę zakończyć to wszystko za pomocą swych własnych dłoni.
Nie dbam już o to, co się zdarzy.

Tak naprawdę jestem przerażony.
Oddalam się od samego siebie.
Ten świat mnie porzucił.
Pragnę żyć jeszcze raz.

To nie boli, a jednak cierpię.
Moje serce wciąż żyje.
Żyję dzięki maszynom.
Me życzenie już się nie spełni.

Jestem zmęczony, dobranoc.

Żegnam. – Jak zwykle zaśpiewałam z głębi serca, a mój przyjaciel zagrał idealnie.
Potem… Padłam lekko na kolana. Skuliłam się z bólu… Mój brat był wściekły, bardzo wściekły. Rozdzierający ból narastał w mojej głowie i nie chciał przestać. To było okropne. Nagle ustało. Wstałam i spojrzałam na dwie postacie gawędzące beztrosko pod drzewem, nie zauważyli tego co się stało, a  to lepiej.
- Wybaczcie, że wam przeszkodziła, to było z lekka egoistyczne. – Gregory spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Coś się stało? – Zapytał.
-Nie. – Odparłam.
Nagle nad naszymi głowami pojawiły się czarne chmury… Szybko wdrapałam się na drzewo i sanęłam wyprostowana.
- Mnie tu nie było. – Powiedziałam dominując.
- Co się dzieje? – Zapytał kolega mego przyjaciela.
- To mój brat. – Odparłam.
- Znowuś coś przeskrobała co nie? – Greg spojrzał nieco zły.
- No… - Zawahałam się – Wybaczcie muszę iść.
- Miko! – Greg wrzasnął, ale ja bez najmniejszego zainteresowania zaczęłam skakać do Watahy Mroku.
Uciekłam przed bratem, a może braćmi i pobiegłam do Nemezis. Na szczęście była w jaskini.
- Nem! – Krzyknęłam radośnie.
- Illuminated Cię chyba szuka. – Spojrzała wściekła.
- Mówił Ci? – Spuściłam wzrok.
- Jakby inaczej. Po takim wysiłku jeszcze uciekasz?! – Warknęła.
- Dziwisz mi się?! – Odkrzyknęłam.
- Jak ktoś lata bezsensownie po lesie to tak dziwię się. – Odparła.
- Uuu, więc nie raczył Ci opowiedzieć czemu „biegałam” po lesie? – Walnęłam pięścią w skałę i zrobiła się duża dziura.
- Co? Nie niszcz mi jaskini.
- Wybacz… Wszyscy zachowywali się jak gówniarze i jak zwykle nie myśleli logicznie, to co mi się dziwisz… - W oczach pojawiły się łzy.
- Jak to? O co chodzi? – Podeszła bliżej.
- Patrz! – Przekazałam jej moje wspomnienia.
Alfa Mroku się wściekła.
- Fajnie, więc to łatwiej mnie po prostu oszukać, by Ciebie znaleźć. – Zazgrzytała zębami i do jaskini wszedł jej partner.
- Miałaś mnie zawiadomić jak przyjdzie. – Spojrzał na mnie wściekły.
Nagle dostał w zęby od wściekłej Nemezis.
- Nie ma to jak opowiadać część historii no nie? – Była wściekła tak, że jej ciało pokryły fioletowe płomienie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz