poniedziałek, 28 października 2013

(Wataha Ognia) od Trisii

Zobaczyłam Ekwadora. Podbiegłam do niego i przytuliłam się do jego szyi.
~ Dastan zaatakował Kondrakara~ powiedział.
- Co?!?! Zabierz mnie tam.
 Pegaz zaczął cwałowac. Najwidoczniej byli gdzieś blisko. Wtedy zobaczyłam Kondra i Dastana.
- Zostaw go Demonie!- krzyknęłam akurat wtedy gdy piorun strzelił z nieba. Kana podleciała do Kondra.
- Trisia! Kana dziękuję ci...- powiedział wchodząc na pegaza.
- Proszę , proszę... w samą porę moja śliczna.- podszedł do mnie i przejechał ręką po moim policzku.
- Odczep się! Nie weźmiesz mnie na postać Dastana!- krzyknęłam i momentalnie odpychnęłam jego rękę.
- Hm... owszem już nie potrzebuję jego ciała, skoro mam twoje!- demon wylazł z Dastana, wilk leżał bezwładny... wtedy przybiegła Nemezis i Accelerator. Najwidoczniej przyprowadziła ich Rapix.
 Kondro pobiegł do mnie i zamiast we mnie Demon wstąpił w Kondra...Nie!
- Kondro nie!- krzyknęła Nem.
Zaczął płonąć niebieskimi płomieniami
- A niech cię zjawo!- krzyknęła wściekła Nemezis płonąc na niebiesko i fioletowo.
- Kondro wiem ,że mnie słyszysz! Nie możesz pozwolić byś ty odczuwał ból! Skoncentruj się i myśl o Demonie! Musisz się w niego wczuć to go pokonamy!- krzyczała Nemezis
Nagle z Kondrakara zaczęły wychodzić cienie, które zaczęły nas atakować. Acceletor użył swojej mocy
- Atakujcie mnie! Zniszczymy go...Aaaa!-  krzyknął Kondro
 Nagle domon wyszedł z ciała Kondra, więc zaczęliśmy do atakować. Pokonaliśmy go. Uklękłam koło Kondra, który leżał na ziemi nie przytomny. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Będzie z nim dobrze. - powiedziała Nemezis .
- Jak się obudzi powiedz mu że będę na łące.
- Dobra.
 Wsadzili Kondra na grzbiet Keny i poszli. A ja poszłam na łąkę. Czekałam kilka godzin. No dobra. Nudziło mi się. Z nudów zaczęłam chodzić w tą i we wtą. Usłyszałam kroki i wtedy zobaczyłam Kondra
-Trisia!
- Kondro!- rzuciłam się w jego objęcia.
- Poświęciłeś dla mnie swoje ciało. Gdyby nie ty Demon wykorzystałby moją ciemną moc... dziękuję Kondro.- pocałowałam go.
-Kocham cię nad życie i gdy będzie trzeba poświęcę je dla ciebie.
 Położyliśmy się na łące i obserwowaliśmy chmury o dziwnych kształtach.
Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie ale wtedy usłyszałam głos Alfy powietrza:  * WSZYSTKIE WILKI NATYCHMIAST NA ŁĄKĘ WSPÓLNYCH SNÓW.!*
- Kondro, też dostałeś wiadomość?
- Tak. - powiedział - Chodź pójdziemy zobaczyć o co chodzi.
- Dobrze.
 Wstaliśmy i zaczęliśmy biec. Wyglądało to pewnie jakby małe dzieci się ganiały... Gdy do biegliśmy, zamurowało mnie. Każdy walczył z swoim alter. Już? Wojna? Chciałam coś powiedzieć Kodrokarowi ale wtedy dostałam kulą. Kondro waczył z swoim alter a ja ze swoim. Druga 'ja' miała kruczo czarne włosy, a oczy płonęły. Pomyślałam jakich mocy ostatnio się nauczyłam. Wiem..!
Gdy walczyłyśmy ona ciągle atakowała kulami ognia lub mroku. A ja postanowiłam ją zaskoczyć moją nową mocą. Wypowiedziałam cicho zaklęcie i trafił w nią ognisty piorun. Upadła. Nie dość że się paliła to przez jakiś czas nie oddychała.Nagle płomienie z jej ciała znikły i wstała.
- Nie pokonasz mnie kochanieńka.
 Chciała się na mnie rzucić ale wtedy dostała w twarz od jakiejś dziewczyny, która do mnie podeszła.
- Nie kojarzę Cię, ale trudno. Jestem Miko, ta dobra. Skoro mamy za sobą przedstawienie się to teraz możesz użyczyć mi twojej „duszy”? – zapytała rozglądając się niespokojnie.
- Em, Trisia. Jak to mojej duszy? – zdziwiłam się.
- Obiecuję, że w nie zginie. – powiedziała, wtedy zaatakowała ją moja alter a ona złapała ją za gardło i uniosła w góre.
- JEST ZAJĘTA. ZNAJDŹ SOBIE TYMCZASOWO INNEGO PRZECIWNIKA. – powiedziała i rzuciła ją kawałek stąd.
- To jak?
- Niech będzie… - powiedziałam niepewnie.
- Trochę zaboli. – włożyła mi rękę w klatke piersiowoł  a gdy wyciągała coś wyjęła.
 Zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale zaraz już normalnie widziałam. Tylko ten ból głowy...
Zobaczyłam że Miko poszła na swojego altera. A mój rzucił sie na mnie a ja wtedy utworzyłam miecz z płomieniami i wbiłam w jej klatkę. Upadła na ziemie.
- To j-jeszcze n-nie koniec. - powiedziała dławiąc się krwią. 
 Na pożegnanie rzuciłam w nią kulą całej mojej mocy którą skumulowałam. Jeszce przez chwile się dławiła po czym umarła. 
Poczułam że to co ze mnie wyciągnęła Miko, wróciło. Rozejrzałam się dookoła nie którzy jeszcze walczyli, ale większość zakończyła już walkę z swoim alter.
 Ci co wygrali poszli odpocząć. Ale gdzie Kondro? Mam nadzieje że nic mu się nie stało. Poszłam usiąść pod drzewem i przyglądałam się pozostałym walczącym.

niedziela, 13 października 2013

(Wataha Wody) od Greg'a



- Ehhh, nie możesz choć raz pomyśleć o tym, że jesteś naprawdę na skraju i powinnaś się choćby zdrzemnąć? – Przymknąłem oczy i położyłem rękę na głowie.
- Wybacz, ale nie. – Zaśmiała się Miko
Pocałowała mnie w policzek i poszła do blondyna.
Byłem tak zmęczony że nawet długo nie rozmyślałem nad tym co zrobiła. Byłem straaasznie senny. Pobrałem trochę energii z drzewa o które się opierałem a następnie prze teleportowałem się do jaskini, wgramoliłem się na łóżko i zasnąłem. Chyba spałem potwornie długo bo gdy się obudziłem to słońce było już wysoko na niebie.
Pomału otworzyłem zlepione oczy i się rozciągnąłem. A przy okazji zsunąłem się z łózka i wylądowałem na ziemi. Oj... Przypomniałem sobie że zazwyczaj właśnie w tym miejscu kładę sobie właśnie gitarę. Ale o dziwo jej tam nie było. Rozejrzałem się dookoła. Przyznam że już pomału wracam do sił. Nigdzie jej (gitary) nie było. Usiadłem na skraju łóżka i podrapałem się po głowie. No cóż... trudno, sprawię sobie nową.
Po chwili jednak okazało się że będzie to nie potrzebne gdyż usłyszałem dźwięk mojej gitary. Ktoś na niej grał nie daleko stąd. Ale kto? Szybko wyszedłem z jaskini i popędziłem w stronę źródła dźwięku. Gdy tam dotarłem moim oczom ukazała się znajoma twarz - Cameron a obok niej leżał kot-morderca.
                        http://images6.fanpop.com/image/photos/32700000/Anime-guitar-girl-msyugioh123-32779625-1600-1163.jpg


- Witam... - powitałem się
- O, cześć Greg. - odpowiedziała i przestała grać.
- Po co ci moja gitara? - zapytałem.
- Już spełniła swe zadanie. - odpowiedziała zagadkowo (ona większość rzeczy tak mówi)
- Jakie zadanie? - zapytałem zaciekawiony.
- Miała cię tu zwabić. - uśmiechnęła się.
- Aha...
- Chcę pogadać.
- Dobra... a dlaczego kot-morderca nie jest czarny i nie ma swojej obroży? - zapytałem.
- Oj... długa historia. - stwierdziła.
- A ja mam dużo czasu. - stwierdziłem.
- Ale ja niestety nie. - odpowiedziała.
- A wracając do tematu: Po co tu przyszłaś?
- Powiedzieć ci o 3 rzeczach:
1. Miej się na baczności nie tylko mi się zebrało na odwiedziny.
2. Uważaj na siebie.
3. To twoje.
Myślałem że poda mi gitarę ale nagle sięgnęła po coś i żuciła mi do rąk nie co innego jak moją laskę (tak laska do podpierania się).
- Ooo nie. - zaniepokoiłem się i na mojej twarzy pojawił się piekielny uśmiech
- Ooo tak. - stwierdziła Cameron.
- Zgaduję że mi się to przyda. Zgadłem?
- Bingo!!! - powiedziała Cameron z udawaną euforią.
- Na odwiedziny zgaduję że przyjdzie James.
- Który? - zapytała jakby było ich więcej.
- Ty wiesz o spotkaniu z tym ten tegest? - zapytałem.
Kiwnęła głową na potwierdzenie.
- Zero prywatności... - wzdychałem.
Nagle się zerwała na równe nogi.
- Muszę już iść. - oznajmiła.
Spojrzałem na nią pytająco.
- A no fakt. Zapomniałabym. - po tych słowach chwyciła moją gitarę i mi ją podała. Następnie, zastanowiła się "uderzyła" mnie w głowę.
- Co to było? - zapytałem
- Podpowiedź co cię czeka. - odpowiedziała tajemniczo
- Coś jeszcze chcesz mi podpowiedzieć Milady? - zapytałem zaczepnie
Cameron nie zwracając uwagi na moje wygłupy odpowiedziała:
- Nie. Ale mam coś dla ciebie. - mówiąc to wyciągnęła ręce po kota-morderce chwyciła go i wyciągnęła do mnie.
- Po co mi ten kot? Nie jestem weterynarzem. - oznajmiłem
- Tak, wiem o tym ale teraz kolej zaopiekować się nim. - stwierdziła
- Że co? - zdziwiłem się
- Ustaliliśmy kolejkę teraz ty się nim opiekujesz.
- A jak długo? - zapytałem z rezygnacją chwytając kota
- Miesiąc. - odpowiedziała bez grudek
- Ej! To jestem od knucia zemsty itp.! Ma już nawet plan zemsty dla naszego "pechowca".
- A to fajnie ale niestety czas goni żegnaj! - odwróciła się ale po chwili z powrotem zwróciła na mnie wzrok. - Zapomniałabym: Znajdź Admirała!
- Że co? - byłem coraz bardziej zdziwiony
Cameron wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się zagadkowo
- Ty! Zagadkowo pani! Nie zadawaj tyle zagadkowo zagadkowych zagadek! To nie ludzkie! - drażniłem się z nią
- Przecież to właśnie lubisz.
- Ej! Specjalnie odszedłem po to aby jakoś normalnie a raczej trochę bardziej normalnie funkcjonować a ty nagle mi coś tu klecisz w stylu: "Greg przykro mi musisz z powrotem być taki jaki byłeś kiedyś!"
- Przecież wciąż taki jesteś tylko nie chcesz tego pokazać. - zauwarzyła
Ja już nie odezwałem się słowem.
- Cześć! - żuciła na pożegnanie
- Ceść.
Cameron zniknęła a ja wróciłem do jaskini. A myślałem że odpocznę a tu masz! Dała mi kota. Nie wiem czy to będzie męczarnia dla mnie czy dla kota-mordercy.

(Wataha Mroku) od Nemezis

Rozejrzałam się dookoła. Każdy był zajęty ale nie widziałam mojej alter- Nemezis. Westchnęłam. Pewnie coś knuła.
Kątem oka zobaczyłam ze ktoś jest na drzewie które należało do moich terenów podbiegłam tam i zobaczyłam dziewczynę która spała na gałęzi.
- Hej ty tam na drzewie! Kim jesteś i co robisz na moich terenach?!- Zawołałam wściekła. Nie zamierzałam w tej chwili tolerować obcych.
- Jestem Alicja, poszukuję dla siebie watahy, mogę dołączyć?
Westchnęłam przeciągle.
- Dobrze, możesz dołączyć. -  Zmierzyłam ją wzrokiem a ta zeskoczyła z badyla - Teraz chodź pomóc w walce. - Powiedziałam i nie czekając na jej reakcje pobiegłam znowu w sam środek Polany Wspólnych Snów by walczyć.
Zobaczyłam Kondrakara który leżał u stóp alter który mierzył go mieczem. Sapnęłam i krzyknęłam aby zwrócił na mnie uwagę. Basior spojrzał na mnie i szykował kulę mroku a mój członek watahy odpełzł od niego i wstał. Skinął głową nieznacznie a ja obroniłam atak alternatywnego który potem został przebity mieczem samca.
Odwróciłam się i spostrzegłam tą Arisę która stała z boku i patrzyła na całą walkę. Omijając wszystkich walczących podbiegłam do niej. Stanęłam naprzeciw i spojrzałam na nią z góry bo była niższa.
- Co Ty robisz?! Walcz! - Krzyknęłam.
- Ale ja nie chcę. - Odpowiedziała smutnym głosem.
Sapnęłam zdenerwowana.
- I tak nie ma z Ciebie pożytku! - Opuściłam ją.
Chciałam dobiec do Rapix kiedy dostałam porządnie w brzuch kulą energii i odrzuciło mnie parę metrów spadając na plecy. Auu.
Spróbowałam się podnieść i zobaczyć co to ale uniemożliwiła mi noga która naciskała mi na klatkę piersiową. Nie widziałam twarzy w słońcu które właśnie zachodziło. Fuck.
- No no Nemezis. Czujesz się mała? - Syknęła kobieta pchnąć nogę we mnie jeszcze bardziej.
-Przy Tobie? - Syknęłam. - Śnisz.
Zmieniłam moje paznokcie w pazury i wbiłam w jej nogę. Ta krzyknęła i zrobiła parę kroków w tył. Zerwałam się na nogi dobywając miecza ale tej już nie było. Sapnęłam ze wściekłości.
Koło mnie Illuminated powiedział;
- Cholera! Musimy powstrzymać Miko.
 Rzuciliśmy się razem biegiem w jej stronę. Byłam cholernie wyczerpana całą walką. Prawie przewróciłam się o Unmei'a i Greg'a i gdyby nie brat mojego partnera serdecznie zaryłabym twarzą o ziemię.
- Miko.! Ogarnij się.! - Krzyknął Illuminated kiedy dobiegliśmy.
- M..Miko, wiem że dużo nie pamiętasz, ale ty nie lubisz zabijać.! Nie jesteś taka.! Zapanuj nad tym.! – Wydarł się Unmei po czym w strone wadery ruszył Roxas.
- Stój.! - Krzyknął Greg.
- Miko do cholery, ty nie umiesz ranić innych.! – Krzyknęłam zmęczona, wyjęłam nóż i rzuciłam w dziewczynę która pochylała się nad Roxas'em.  Ostrze weszło w nią aż po rękojeść ale ta nic z tego nie zrobiła i wyszarpnęła go z ciała. Przyłożyła go do gardła blondyna.
Poczułam niezbyt przyjemne myśli Alfy Powietrza po czym wydobył swój miecz. Ja natomiast zaczęłam używać czarnej magii aby powstrzymać ją przed okaleczeniem basiora. Już nic nie widziałam na oczu. Byłam zmęczona. Nie wiedziałam co się dzieje tylko automatycznie mówiłam pod nosem jakieś zaklęcia i rzucałam w stronę Miko. Co sie tam działo? Nie wiem.
Nagle coś się zmieniło. "Walka" się uspokoiła i przejrzałam na oczy. Miko "wróciła". Wbiłam czubek miecza w ziemie i się oparłam o niego.
- Dziękuję. – Wstała chwiejnie Miko
- Na pewno? – Zapytałam podejrzliwie.
- Tak, a teraz zakończmy to przedstawienie. – Wyjęła "coś"
Wyjęłam miecz z ziemi i go otarłam o ziemię. Czas skończyć tą wojnę. Za długo już trwa.
Stanęłam naprzeciw Nemezis z Alternatywnego Immortal Volves.
- Kochaniutka poddaj się. Zostałaś tylko Ty. - Powiedziałam zmęczona.
- Nigdy. - Syknęła. Zaczęła się walka ona miała więcej siły bo nie musiała nikogo ratować a ja? Martwiłam się nad wszystkimi. 
Bojowy taniec trwał. Na szczęście ater-Nemezis spuściła wzrok ze mnie kiedy robiła piruet więc szybkim ruchem przeszyłam ją na wylot.
- To koniec.
Skończyło się to wszystko.  Zaczęliśmy sprzątać jako tako zwłoki kiedy podeszła do mnie Miko.
- Ano… -Zaczęła
- Słucham? – Zapytałam a ja poczułam lekka złość sama do siebie.
- Nadal nie rozumiem czemu zabrałaś mi wspomnienia. –
- Bo… -
- Bądź szczera. – powiedziała
- Byłaś nie do zniesienia, liczyło się dla Ciebie zupełnie co innego niż dotychczas, zmieniłaś się i to było dla każdego okropne…. Nie mogłam dalej na to patrzeć! Wykańczałaś się psychicznie i fizycznie!-Wydarłam się.
- Nem… Naraziłaś nas wszystkich na niebezpieczeństwo, to nie ty powinnaś się o mnie martwić, dała bym sobie radę. Bez tych myśli zniknęła bym właśnie wtedy gdy w ostatniej chwili wspomnienia do mnie wróciły.
- Wiem, jednak jesteś moja przyjaciółką! Zawsze się idiotko narażałaś dla mnie, a teraz mi mówisz, że ja nie powinnam tego robić? Nie chrzań! – Syknęłam.
- Nie boję się śmierci, żyję tu tylko bo powinnam. Nic więcej, dlatego ty nie powinnaś nigdy więcej odbierać mi cząstki życia. – Powiedziała oschle.
- Ale nikt nie chce takiej Ciebie, wszyscy Cię kochają w tamtej postaci, w tej drobnej, bezmyślnej dziewczynce było cos innego, wszystkim na tobie zależy zrozum wreszcie, ze to twoje błędy zmuszają mnie do tego.
Nagle mnie przytuliła. Ja stałam sztywna i wściekła
- Dziękuję. – Szepnęła.
- Wrócisz? – Zapytałam wdychając po czym oddałam przytula.
- Nic nie obiecuję. – Powiedziała ściskając mnie mocniej
- Zrób to dla nas. – Wyszeptałam a ta uśmiechnęłam się i odeszła.
Westchnęłam i usiadłam. Nagle podeszła do mnie jakaś wadera. Ech wstałam.
- Nemezis. - zaczęła. - Mam dla ciebie wiadomość od Arisy.
- A kim ty jesteś?
- Jestem Kasumi członkini Watahy Światła. 
 - Mów.
- Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze dziś, kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie. Komu jeszcze to powiedzieć? 
Stałam i się nie ruszałam. Znowu taka cała historia. Atena umarła. Ale tym razem na zawsze. Czułam to już wcześniej że jakby cząstka mnie "puff" wyleciała. Otrząsnęłam się. 
Inni umierają by drudzy przeżyli.
- Powiedz wszystkim. -Powiedziałam cicho ale poważnie. Odwróciłam się i zmęczonym krokiem przemierzyłam Polane Wspólnych Snów.
Byłam wycieńczona.
Nagle zrobiło mi sie czarno przed oczami i upadłam. Usłyszałam tylko cichy śmiech zanim świat spowiła ciemność.

(Wataha Mroku) Od Argony

Biegł gdzieś, sama nie wiedziałam gdzie. Pobiegłam za nim. Niespodziewanie wypadłam na polanę i ujrzałam… walczących ludzi. Natychmiast stałam się człowiekiem i dobyłam miecza. Dopiero po chwili moją uwagę przyciągnął pewien szczegół… każdy wilk walczył ze swoim lustrzanym odbiciem. Ledwo mogłam odróżnić naszych od wrogów. „Ale czy to na pewno byli wrogowie?” zawahałam się. Spojrzałam na twarze ludzkie-nieludzkie.
„Na co czekasz, Argono?” spytał Draken
Nie odpowiedziałam. Wśród walczących nie było mojego klona. Dołączając do walki zachwiałabym równowagę. Usiadłam pod drzewem, na skraju polany.
„My nie będziemy walczyć”
„Czemu??”
„To nie nasza bitwa. Spójrz, oni walczą o istnienie”
„O co ci chodzi, Argono! Ej, Argono!”
Patrzyłam obojętnie na walczących. Moje oczy przybrały barwę nocy. Od tyłu podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Bitwa niedługo się skończy, pani – powiedział – Wkrótce niedoskonali zostaną unicestwieni.
- Dobrze. Ilu zakończyło swoje walki? – powiedziałam beznamiętnym głosem
- Na razie nikt, pani – odpowiedział mężczyzna – Ale wielu ledwo dyszy. Jakaś wadera od siedmiu boleści przeszkodziła w pojedynku „twojej Alphy”.
„Argono, kim jest ten… mężczyzna?”
- Kim jest ta wadera? – zapytałam ignorując kompletnie Drakena
- To Miko, wadera z watahy powietrza, pani – odparł mężczyzna – Jest ciężko ranna.
„Argono, to ta wadera! Ta która powitała nas w watasze!” cienki głos smoka zaczynał mnie irytować „Powinnaś jej pomóc!”
„Pomóc?” postanowiłam odpowiedzieć Drakenowi „Po co miałabym jej pomóc?”
„Argono… dlaczego?” jego głos był niepewny „Dlaczego mnie o to pytasz…?”
„To nie nasza walka” odparłam po prostu
„Jeśli ty nie chcesz walczyć to ja będę!” zbuntował się maluch i rzucił do przodu
- Abbadonie, wracaj do swoich zajęć. Nie interweniuj, niech wygrają silniejsi.
- Oczywiście, pani – Abbadon skłonił się i zniknął
Od razu przewołałam Drakena Rozkazem i smok powrócił.
„Powiedziałam, że to nie nasza walka” warknęłam i sprowadziłam spojrzeniem falę bólu. Powoli zmieniłam ją w usypianie. Draken zesztywniał.
„Jeden problem z głowy” pomyślałam zadowolona, że nikt nie próbuje czytać mi w myślach.
Zaczęłam obserwować bitwę. W tłumie walczących i rozbłyskach różnobarwnego światła raz po raz widziałam znajome sylwetki, Nemezis i Miko, ale nie potrafiłam powiedzieć, która z nich jest tutejszą, a która przybyszem. W pewnym momencie na moją twarz chlapnęła czyjaś krew. Otarłam ją wierzchem dłoni i wylizałam. Zmarszczyłam brwi. Krew syna Hadesa. Uśmiechnęłam się. „Zaczyna robić się ciekawie”. Odszukałam wzrokiem walczącego młodzieńca o blond włosach. „To zapewne on”. Walczył z identycznym człowiekiem, bardzo szybko i zwinnie, jak przystało na synów podziemi. Sytuacja zaczęła mnie bawić. Zlane potem twarze, przesiąknięte krwią, porozdzierane ubrania. Skupienie, szaleństwo, rozpacz, szyderstwo, strach i ból. Twarze wykrzywiały się we wszystkie te emocje. Jedni padali na ziemię, by znów powstać. Inni wyskakiwali w powietrze, by znów spaść. Jaki to miało sens? Oni wszyscy i tak kiedyś umrą. Umrą i odejdą wolni z tego świata, a ja dalej będę tu tkwić zniewolona przez okrutne życie.
A walka toczyła się dalej...

sobota, 12 października 2013

(Wataha Światła) od Kasumi

Pomogłam jeszcze torchę w walce a potem był już koniec. Za dużo to nie powalczyłam... ale zawsze to coś.
Poszłam nad wodospad Osobliwości i tam usiadłam. Jednak szybko sobie przypomniałam co miałam zrobić. Chodzi o to co obiecałam Arisie.
Jak to sobie przypomniałam? Wspominałam rozmowę z Arisą:
- "Po prostu wiem. Wiem, że jesteś ze światła, widać to w tobie. W twojej aurze, ale skoro jesteś ze światła to mam dla ciebie wiadomość. - powiedziała Arisa
 - Jaką? Jaką wiadomość?
 - Proszę cię też o przekazanie jej reszcie. Nie mam ochoty wszystkim tego mówić sama. - stwierdziła.
 - Ale co to za wiadomość?
 - Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze tego samego dnia kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w mojej obronie, powiedziała, bym was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i że bym ją zastąpiła."
Wstaąłm i poszłam szukać w pierw Nemezis, siostrę Ateny. Była na Polanie Wspólnych Snów. Podeszłam do niej.
- Nemezis. - zaczęłam. - Mam dla ciebie wiadomość od Arisy.
- A kim ty jesteś?
- Jestem Kasumi członkini Watahy Światła. - przedstawiłam się, ale nie powiedziałam nic o tym, że kiedyś byłam Zefirem... nie uwierzyła by mi...
- Mów.
- Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze dziś, kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w obronie Arisy. Atena jej powiedziała, by was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i żeby właśnie Arisa ma ją zastąpić. To mi kazała przekazać Arisa reszcie. Komu jeszcze to powiedzieć? - zakończyłam pytaniem, bo nie byłam pewna komu powiedzieć... wszystkim?

sobota, 5 października 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

- Dziękuję. – Wstałam chwiejnie.
- Na pewno? – Zapytała podejrzliwie Nemezis.
- Tak, a teraz zakończmy to przedstawienie. – Wyjęłam pustkę.
Szczerze nie miałam sił, wszystko mnie bolało, myśli się plątały, ale nie czas na takie głupoty. Wszyscy kiwnęli głowami. Ja pomogłam wykończyć kilka wilków, poszło nam szybko… Na polanie znikały ostatnie zwłoki. Wszędzie było pełno krwi, większość była otępiała i przestraszona. Schowałam Voida i ruszyłam bez namysłu do Nem.
- Ano… - Zaczęłam lekko smutna.
- Słucham? – Nemezis nagle się zdenerwowała, choć starała się to ukryć.
- Nadal nie rozumiem czemu zabrałaś mi wspomnienia. – Spojrzałam na nią przeszywająco.
- Bo… - Zawahała się.
- Bądź szczera. – Wtrąciłam w jej wypowiedź.
- Byłaś nie do zniesienia, liczyło się dla Ciebie zupełnie co innego niż dotychczas, zmieniłaś się i to było dla każdego okropne…. Nie mogłam dalej na to patrzeć! Wykańczałaś się psychicznie i fizycznie!- W jej oczach pojawił się smutek.
- Nem… Naraziłaś nas wszystkich na niebezpieczeństwo, to nie ty powinnaś się o mnie martwić, dała bym sobie radę. Bez tych myśli zniknęła bym właśnie wtedy gdy w ostatniej chwili wspomnienia do mnie wróciły. – Powiedziałam poważnie.
- Wiem, jednak jesteś moja przyjaciółką! Zawsze się idiotko narażałaś dla mnie, a teraz mi mówisz, że ja nie powinnam tego robić? Nie chrzań! – Syknęła.
- Nie boję się śmierci, żyję tu tylko bo powinnam. Nic więcej, dlatego ty nie powinnaś nigdy więcej odbierać mi cząstki życia. – Powiedziałam oschle.
- Ale nikt nie chce takiej Ciebie, wszyscy Cię kochają w tamtej postaci, w tej drobnej, bezmyślnej dziewczynce było cos innego, wszystkim na tobie zależy zrozum wreszcie, ze to twoje błędy zmuszają mnie do tego.- Zaczęła się trząść, ze wściekłości.
Nagle coś mnie opętało zrobiłam trzy szybkie kroki i przytuliłam przyjaciółkę.
- Dziękuję. – Szepnęłam.
- Wrócisz? – Zapytała odwzajemniając przytulasa.
- Nic nie obiecuję. – Powiedziałam ściskając ja jeszcze bardziej.
- Zrób to dla nas. – Wyszeptała dziewczyna z drżącym głosem.
Puściłam ja i uśmiechnęłam się tak jak kiedyś, po czym odeszłam, powlokłam się do brata, który siedział pod drzewem i obserwował wszystkich. Usiadłam obok niego.
- Wszystko ok.? – Zapytałam.
- Taaa, a u Ciebie? – Spojrzał na mnie katem oka.
- Nic mi nie jest.- Odparłam choć rzeczywistość była inna.
Dosiadł się do nas brat.
- Ciekawi mnie to czemu się odmieniłaś…. – Mruknął Unmei.
- Cóż… Sama nie wiem. – Odparłam z uśmiechem.
- To powiedz, co on Ci wtedy powiedział.- Illuminated spojrzał na mnie chłodno.
- Hę? Nic nie pamiętam. – Odparłam.
Bracia spojrzeli na mnie jak by wiedzieli, że kłamię.
- Chcesz żebym sobie pogrzebał w twoim umyśle? – Warknął czarnowłosy.
- Nie… Wy zawsze musicie wiedzieć wszystko. – Nadęłam policzki.
- Żebyś wiedziała. – Uśmiechnęli się do siebie.
Chyba właśnie zżyliśmy się z sobą.
- Nie przejdzie mi to przez gardło, wiec musisz sam sprawdzić… - Powiedziałam zawstydzona.
Poczułam, ze wszedł, a potem odwrócił głowę i szybko znalazł oczami Roxas’a.
- Niech tylko się zbliży do Ciebie, a osobiście…. – Mówił ze zgrozą.
- Przestań. Cos ty taki cięty na niego? – Zapytałam.
- Szczerze ja tez nie zamierzam go akceptować.- Wtrącił brunet.
- Nie podoba mi się i tyle. – Odparł drugi.
Wstałam i stanęłam przed braćmi, uklękłam i przytuliłam ich.
- Cieszę się, ze się o mnie martwice. – Powiedziałam.
- Tak, tak… - Powiedzieli udając, że im wcale tak nie zależy.
Wstałam i poszłam szukać Grega. Zauważyłam jak zasnął pod drzewem, był wykończony. Nachyliłam się nad nim i pocałowałam w czoło, a on otworzył oczy.
- Miko? – Zapytał zaspany.
- Nie powinieneś tu spać głuptasie. – Zaśmiałam się.
- Nie chciało mi się wracać do groty. – Przetarł oczy.
- Chciałam podziękować Ci za pomoc. – Uśmiechnąłem się promiennie.
- A ty nie jesteś zmęczona? – zapytał zdziwiony.
- To nie jest ważne, muszę jeszcze pozałatwiać trochę rzeczy…. – Zaczęłam się migać od odpowiedzi.
- Powinnaś odpocząć. – Przerwał mi.
- Nie. Muszę pomóc innym, niektórzy są w złym stanie…. – Odparłam smutno.
- Ehhh, nie możesz choć raz pomyśleć o tym, że jesteś naprawdę na skraju i powinnaś się choćby zdrzemnąć? – Przymknął oczy i położył rękę na głowie.
- Wybacz, ale nie. – Zaśmiałam się.
Pocałowałam go w policzek i poszłam do blondyna.
- Hej. Dziękuję… - zaczęłam gdy podeszłam do chłopaka, jednak on od razu chwycił mnie w ramiona.
- Nigdy go nie całuj. Nigdy. – Szepnął.
- Em, nie rozumiem. – Zadziwiłam się jego odruchem.






piątek, 4 października 2013

(Wataha Wody) od Grega

Gdy już powaliłem swojego wroga na łopatki to ponownie wyciągnął sztylet (kolejny) i zaczął mi zadawać nim rany. Szybko zamieniłem się w postać ludzką, wytrąciłem mu sztylet.
- I kto teraz jest górą? - zapytałem retorycznie
Właśnie miałem to zakończyć i poderżnąć mu gardło ale wtem inny wrogo nastawiony wilk rzucił się na mnie i przeturlał się ze mną, a zanim skończył to ja skończyłem z nim. Wstałem i następny się na mnie rzucił tym razem mój prawdziwy wróg. Powalił mnie na plecy i zaczął mnie dusić. Chciałem go dźgnąć ale on jeszcze bardziej mnie dusił. Po chwili mimowolnie puściłem sztylet. Zmobilizowałem się ale to nic nie dało. I nagle jakąś brązowa plama wgryzła mu się w plecy. Momentalnie się wyprostował i mnie pościł. Szybko chwyciłem pierwszy lepszy "bezpański" miecz i przebiłem nim go na wylot. On wydał ostatni oddech i padł martwy. Wstałem i wyciągnąłem miecz. Spojrzałem w stronę wilka który mi pomógł. To był Jack. Ten Jack bez ludzkiego wcielenia.
- "Poradziłbym sobie!" - wysłałem mu mentalną wiadomość.
- "Każdy tak mówi." - rzucił krótko i znikł.
Zauważyłem jakiś ruch po za terenem walki. Poszedłem w tą stronę. I wtedy niespodzianka. Kolejna moja kopia. A mówią że każdy jest wyjątkowy... Podszedłem do niego. Zacząłem mu czytać w myślach. Miał dobre zamiary a co dziwniejsze to nie wiedział jak tu się dostał. Ale błazen.
Żeby go nie spłoszyć zamieniłem się w wilka i wykonywałem te same ruch co on. To była takie dziwne że nie mogłem się powstrzymać od komentarza.
- Jesteś wkurzający.
Zrobił dziwną minę.
- Na pewno nie jesteś mną. Jeśli mnie udajesz to kiepsko ci to wychodzi! - Zaśmiał się
- Taaa... Ja żyję ale jeśli nie dojdziemy do wniosku o co tu chodzi to ja zaliczę deda* i już nie będzie tak fajnie. - trochę go postraszyłem i wywołałem zamieszanie
- Dojdziemy? My? To czego mamy dojść? I dlaczego jesteśmy tu razem? - zapytał.
- Czy ty tylko potrafisz zdawać pytania? Weź się do czegoś przydaj! Statystycznie rzecz biorąc ja ja jestem u siebie w domu a ty się urwałeś z choinki. Z kąt ty jesteś? - zacząłem mu tłumaczyć jak psychicznie choremu
- Jestem z Watahy Życia# mojej siostry. A jak tu się dostałem to ja sam nie wiem. Wypiłem tylko wodę z Źródła Życia potem się dziwnie poczułem i bęc. Jestem tu.
No i urwał się z choinki...
- Ok... I wychodzi na to że musimy się poznać z przyczyn niewiadomych. Więc pozwól że to ja zacznę... - w tej chwili mi przerwał
- Jesteśmy identyczni.. ale tylko z wyglądu. Może o to chodzi?
WOW! Eeee... to ma pewien sens
- No jasne! - krzyknąłem - Opisz w skrócie swoje moce.
- Jestem szybki na krótkich jak i na długich dystansach. Jestem w 100% wilkiem wody.
- A ja jestem baaardzo szybki ale tylko na krótkich dystansach. Jestem wilkiem wody ale mam coś z telepatii i teleportacji. - powiedziałem szybko i zrozumiale - Masz siostrę?
- Mam, Kasumi. - odpowiedział
- Kasumi? - zdziwiłem się. Czyżby chodziło o watahę światła?
- Tak. A po co nam to? - zapytał
- Nie wiem... ale po coś tu musimy być. - powiedziałem trochę tajemniczym głosem
Tym razem trafiło go coś w rodzaju "pioruna".
- Razem tworzylibyśmy idealnego wilka... z dużym potencjałem. Rozumiesz?
- No oczywiście! Czemu to ja na to nie wpadłem? - zapytałem retorycznie
- Ale po co ci to? - zapytał James
- Jestem na wojnie ty ciołku. Stąd te nieprzyjemne dźwięki w tle.
Chciał coś powiedzieć ale ja mu przerwałem i to specjalnie
- Jestem Gregory. Mieszkam w krainie Immortal Volves w watasze Wody. - powiedziałem
Po chwili zaczął mówić
- Ja jestem James...
- Do zobaczenie wkrótce! - rzuciłem na pożegnanie. - Zapomniałbym. Przyjdź tu z siostrą za dwa dni.
- Po co?
- Nie pytaj się mnie! - uśmiechnąłem się
- A jak mam wrócić do domu?^ - zapytał ale po chwili już go nie było. Dziwny gość.
Wróciłem na pole bitwy.
Wszyscy już wiedzą co było potem (Miko). Więc przejdę już do momentu w którym to Miko zaczęła otwierać oczy.

* - to zdrobnienie od śmierci po angielsku(death xD).
# - to link do tej watahy: http://wataha-wz.blogspot.com/
^ - oto link do opowiadania z punktu widzenia Jamesa z watahy Życia:
http://wataha-wz.blogspot.com/2013/10/od-jamesa-dziwne-spotkanie.html

czwartek, 3 października 2013

(Wataha Powietrza.) Od Illumianted'a.

 Wyczułem, że Miko zaczęła się zmieniać.
- Cholera.! - Krzyknąłem.
Koło mnie stała Nem, Greg, Unmei i Roxas.
- Musimy powstrzymać Miko. - Powiedziałem zachowując śmiertelną powagę.
Rzuciliśmy się razem biegiem w jej stronę. Wszyscy byliśmy już wyczerpani walką.
- Miko.! Ogarnij się.! - Krzyknąłem.
Ta spojrzała na mnie przelotnie i ścisnęła skronie Di.
- M..Miko, wiem że dużo nie pamiętasz, ale ty nie lubisz zabijać.! Nie jesteś taka.! Zapanuj nad tym.! – Wydarł się Unmei.
W stronę mojej siostry ruszył Roxas. Idiota. Pisze się na śmierć.
- Stój.! - Krzyknął Greg.
- Miko do cholery, ty nie umiesz ranić innych.! – Alfa Mroku próbowała swoich sił.
Roxas leżał pod rozwścieczoną Miko. Już po nim. Pomyślałem smętnie.
Dziewczyna nie zwróciła uwagi na nasze wołania. Pochyliła się nad chłopakiem.
Powiedział do niej coś czego nikt z nas nie usłyszał.
Nemezis rzuciła w Miko nożem. Ta znowu nic sobie z tego nie zrobiła tylko chwyciła rękojeść i wyszarpnęła ze swojej piersi. Przyłożyła zakrwawione ostrze do szyi blondyna. Tego już za wiele. Jest moją siostrą i odpowiadam za nią. Z ponurymi myślami dobyłem miecza. Nem zaczęła używać swojej czarnej magii a Greg z trzęsącymi się rękoma także dobył miecza. Uderzyliśmy równocześnie, lecz na początek słabo. Miko odparła nasz atak. Unmei w pierwszych chwilach patrzył na całą scenę ze zdziwieniem, lecz później także wspomógł nasze ataki. Wszystkie zostały udaremnione. Zmarszczyłem brwi. Ja teraz nie mogę się zmienić bo jestem wyczerpany. Wiem, że skończyłbym tak samo jak moja siostra. Kiedy dziewczyna wyciągnęła rękę do ataku na zdezorientowanego Grega, Roxas znikąd pojawił się przed nią. Miał obojętną minę lecz przygarnął Miko do siebie i przytrzymał mocno.
Szepnął coś do niej a ta odepchnęła go. Błądziła po jego sylwetce rozbieganym wzrokiem po czym zemdlała w ramiona chłopaka. Wszyscy pochowali broń i podbiegli z niepokojem do nieprzytomnej dziewczyny. Uklęknąłem obok Roxasa i wziąłem siostrę na ręce. Kiedy otworzyła oczy każdy uśmiechnął się z ulgą.