Biegł gdzieś, sama nie wiedziałam gdzie. Pobiegłam za nim.
Niespodziewanie wypadłam na polanę i ujrzałam… walczących ludzi.
Natychmiast stałam się człowiekiem i dobyłam miecza. Dopiero po chwili
moją uwagę przyciągnął pewien szczegół… każdy wilk walczył ze swoim
lustrzanym odbiciem. Ledwo mogłam odróżnić naszych od wrogów. „Ale czy
to na pewno byli wrogowie?” zawahałam się. Spojrzałam na twarze
ludzkie-nieludzkie.
„Na co czekasz, Argono?” spytał Draken
Nie odpowiedziałam. Wśród walczących nie było mojego klona. Dołączając
do walki zachwiałabym równowagę. Usiadłam pod drzewem, na skraju polany.
„My nie będziemy walczyć”
„Czemu??”
„To nie nasza bitwa. Spójrz, oni walczą o istnienie”
„O co ci chodzi, Argono! Ej, Argono!”
Patrzyłam obojętnie na walczących. Moje oczy przybrały barwę nocy. Od tyłu podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
- Bitwa niedługo się skończy, pani – powiedział – Wkrótce niedoskonali zostaną unicestwieni.
- Dobrze. Ilu zakończyło swoje walki? – powiedziałam beznamiętnym głosem
- Na razie nikt, pani – odpowiedział mężczyzna – Ale wielu ledwo dyszy.
Jakaś wadera od siedmiu boleści przeszkodziła w pojedynku „twojej
Alphy”.
„Argono, kim jest ten… mężczyzna?”
- Kim jest ta wadera? – zapytałam ignorując kompletnie Drakena
- To Miko, wadera z watahy powietrza, pani – odparł mężczyzna – Jest ciężko ranna.
„Argono, to ta wadera! Ta która powitała nas w watasze!” cienki głos smoka zaczynał mnie irytować „Powinnaś jej pomóc!”
„Pomóc?” postanowiłam odpowiedzieć Drakenowi „Po co miałabym jej pomóc?”
„Argono… dlaczego?” jego głos był niepewny „Dlaczego mnie o to pytasz…?”
„To nie nasza walka” odparłam po prostu
„Jeśli ty nie chcesz walczyć to ja będę!” zbuntował się maluch i rzucił do przodu
- Abbadonie, wracaj do swoich zajęć. Nie interweniuj, niech wygrają silniejsi.
- Oczywiście, pani – Abbadon skłonił się i zniknął
Od razu przewołałam Drakena Rozkazem i smok powrócił.
„Powiedziałam, że to nie nasza walka” warknęłam i sprowadziłam
spojrzeniem falę bólu. Powoli zmieniłam ją w usypianie. Draken
zesztywniał.
„Jeden problem z głowy” pomyślałam zadowolona, że nikt nie próbuje czytać mi w myślach.
Zaczęłam obserwować bitwę. W tłumie walczących i rozbłyskach
różnobarwnego światła raz po raz widziałam znajome sylwetki, Nemezis i
Miko, ale nie potrafiłam powiedzieć, która z nich jest tutejszą, a która
przybyszem. W pewnym momencie na moją twarz chlapnęła czyjaś krew.
Otarłam ją wierzchem dłoni i wylizałam. Zmarszczyłam brwi. Krew syna
Hadesa. Uśmiechnęłam się. „Zaczyna robić się ciekawie”. Odszukałam
wzrokiem walczącego młodzieńca o blond włosach. „To zapewne on”. Walczył
z identycznym człowiekiem, bardzo szybko i zwinnie, jak przystało na
synów podziemi. Sytuacja zaczęła mnie bawić. Zlane potem twarze,
przesiąknięte krwią, porozdzierane ubrania. Skupienie, szaleństwo,
rozpacz, szyderstwo, strach i ból. Twarze wykrzywiały się we wszystkie
te emocje. Jedni padali na ziemię, by znów powstać. Inni wyskakiwali w
powietrze, by znów spaść. Jaki to miało sens? Oni wszyscy i tak kiedyś
umrą. Umrą i odejdą wolni z tego świata, a ja dalej będę tu tkwić
zniewolona przez okrutne życie.
A walka toczyła się dalej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz