Wyszedłem zza krzaków. Na polanie stała piękna wilczyca. Bił od niej ledwie widoczny blask. Skąpana w słonecznym blasku wyglądała jak bogini.
Odezwała się swoim niebiańskim głosem:
-Witaj, szukasz czegoś?
Byłem trochę zmieszany, lecz szybko wpadłem na pomysł:
-Tak- rzuciłem jej oszałamiający uśmiech.- Jestem Oliver, szukam terenów dla mojej nowej watahy. - rzekłem.
- Jeżeli udasz się na południowy wschód, znajdziesz tam niezamieszkałe tereny adekwatne dla ognia. - Wilczyca odwzajemniła mój uśmiech.
- Dziękuję. - Odwróciłem się w stronę, którą wskazała wadera. Zawahałem się i rzuciłem przez ramię. - Może zechcesz mi towarzyszyć? - Rzuciłem łobuzerski uśmiech.
Widać było, że się waha. Jednak po chwili jej ciało się rozluźniło, a sama rzekła:
- Pewnie.
Uśmiech, który zagościł na jej twarzy, zdawał się odpowiedni tylko jej.
Zaprowadziła mnie do Jaskini, nazwałem ją Jaskinią Gorzejących Marzeń.
Odprowadziwszy mnie, pożegnała się i stanęła w otworze jaskini, by wyjść.
Biegłem za nią, bo ona pierwsza zrobiła na mnie takie wrażenie. To była także pierwsza wadera, dla której byłem miły.
Wilczyca stąpała powoli, nagle przeobraziła się w cudowną dziewczynę.
Jej oczy były pudrowe, włosy skąpane w jasnym blądzie. Idealna, biała suknia podkreślała jej figurę. Wokół niej wznosiły się płatki róż, które po chwili opadły.
- Stój! - krzyknąłem. I zamieniłem się w człowieka.
Patrzyła na mnie oszołomiona, nie wiedziała o co chodzi.
Podszedłem do niej zdystansowanym krokiem i ucałowałem jej gładką dłoń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz