piątek, 30 sierpnia 2013

(Wataha Mroku) od Margo

-Margo...- Usłyszałam głuchy szept. - Wstawaj, Margo, wstawaj...-tym razem słowa mojego partnera w pełni do mnie dotarły. Zrezygnowana, mruknęłam i chwiejnie stanęłam na łapach. Podeszłam do strumyka przedzierającego się przez podłogę naszej jaskini. Wyciągnęłam język i zrobiłam kilka łyków wody. Przybierając ludzką postać przemyłam twarz. Wanney zrobił prawie krok w krok to samo.
-jak się spało?- zagadał w końcu przy wyjściu z jaskini.
-jak zwykle- uśmiechnęłam się niemrawo, zaglądając mu głęboko w oczy -kolejny dzień żmudnych ćwiczeń...- pomyślałam głośno zgarniając zmierzwiną grzyekę do tyłu.
Na miejscu była już alfa, Kondrakar i Vanessa. Vanessa wyraźnie czuła się lepiej.
-Margo!- krzyknęła, jak zorientowała się o moim przybyciu.
-Hej-odpowiedziałam uśmiechem.
-Chciałam ci podziękować....-przerwałam jej ruchem ręki.
-Nie ma sprawy. - Skinęłam głową. Właśnie miałam zacząć się koncentrować, na kumulacji wszystkich moich mocy umysu, gdy przerwał mi donośny głos naszej alfy.
-Nareszcie!- Nemezis przewróciła oczami widząc jak cała reszta pojawia się na polanie. -Zaczynamy!- oznajmiła twardym tonem. Wszyscy bez słowa zaczęli ćwiczenia. Po kilku godzinach wszyscy zmnaszej watahy rozeszli się wmswoje strony. W drodze do lasu, gdzie miałam zamiar coś przekąsić, wzięlo mnie na potworną migrene. Zacisnęłam pięści i zmieniłam się w wilka, od razu ruszyłam w pościg za niewielkim stadem saren. Złapałam pierwszą lepszą z brzegu, i wzięłam się za upragnioną kolacje. Po skonsumowaniu całej zdobyczy, znów w ludzkiej postaci, wybrałam się do świątyni. Gdy przekroczyłam granicę lasu, ból głowy zaczął się nasilać. Nie słyszałam nic z zewnątrz. W głowie słyszałam bardzo wyraźne szepty: ~~ nie masz siły... jesteś za słaba... nie uda ci się... nigdy ci się nie uda.... ~~ wszystkie te słowa były wypowiadane drwiącym, przerażającym głosem. Towarzyszył im nieopanowany, jazgotliwy śmiech. Tak zaczął się mój koszmar...
 Chwyciłam się za głowę, robiąc krok w tył. Zatoczyłam się, cała drżałam. Czułam strach, ból. Moje nogi, jak cała reszta mojego ciała, stały się ciężkie. Jakby... jakby ktoś zrzucił na mnie kilku tonowy głaz. Przede mną widniały już potężne kolumny świątyni, oplecione kolczastymi cierniami. ~~ojej...nie mam siły?~~wtrącił ponownie owy bardzo wkurzający głos w mojej głowie. Śmiech w tle zdawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej nieopanowany.
-zamknij się!!! Słyszysz?! Siedź cicho!- wrzasnęłam wściekła i skora rozerwać i tą durną hienę i psychopatę uprzykrzającego mi życie. W tym momencie nawet psychodeliczny koleś, bądź kobieta... wybuchną śmiechem. Nie widziałam ich jednak czułam, że są... gdzieś we mnie...
Nadal dłońmi ściskałam skronie, łudząc się, że uśmierze ból. Teraz drżały tylko nogi. Nie umiałam nad niczym zapanować. ~~ złościmy się? ~~ PO RAZ KOLEJNY NIEPOTRZEBNIE wtrącił wyszydzający głos.
-wiesz co? Nie mam pojęcia kim jesteś, ale jak zaraz nie zamkniesz tej swojej... mordy, nie będziesz już miał czego szukać na tym świecie.... - warczałam przez zęby. Chciałam zmienić się w wilka i rzucić się do gardła temu... psyhopacie, ale coś mnie powstrzymywało.
~~kto powiedział, że jestem z tego świata?~~ teraz już obaj wpadli w nieopanowany... nie można tego nazwać śmiechem... jazgot. Wykorzystałam to i rzuciłam zaklęcie, które miało wykurzyć ich z mojej podświadomości. Głosy ucichły, jednak w pobliżu nie było nikogo. ~~jeszcze tu wróce...~~oznajmił poważnie i zamilknął. Czekając chwile bez ruchu upewniłam się o odejściu intruzów. Zawróciłam i pobiegłam w stronę jaskiń.
-Wanney!-krzyknęłam chcąc zatrzymać samca. Stwierdziłam, że Nemezis ma w tym momęcie za dużo na głowie.... Ten zatrzymał się i spojrzał w moją stronę, nie kryjąc uśmiechu. - właśnie miałam do czynienia ze szpiegiem naszych wrogów. To wyraźnie zaniepokoiło mojego partnera.
-jak to? Bezpośredni kontakt? -zrobił wielkie oczy.
-zapewniam, że jakbym miała z nim do czynienia, byłby już martwy.
-Margo, wytłumaczysz mi w końcu co jest grane? - troche się zirytował. Uwielbiam grać mu na nerwach ...
 - ech.. złapał mnie przy świątyni. Telepatycznie... jest dobry... musiał pokonać wiele blokad aby dostać się aż tak głęboko..
- jak głęboko?!? - zaniepokojenie nie znikało z jego twarzy.
-mógł najwyżej zobaczyć moje słabości... i właściwie to tyle. Jest barszo pewny siebie. I chyba jest ich dwóch. I....-zawiesiłam głos niepewna jego reakcji...
-I...??
-Możliwe, że zobaczył, cząstkę planu terenu watahy mroku... a to może być wielka strata... - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego szklanym wzrokiem. -co ja zrobiłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz