- Cieszę się ,że już jesteś. Trisio co się działo przez ten cały dzień? Pamiętam ,że jak wysłałaś mi wiadomość, że masz kłopoty Dastan walczył z Vanessą i pytał o ciebie ,wtedy ty się zjawiłaś... a potem zniknęliście wszyscy. Nie rozumiem, proszę powiedz mi. Martwię się o ciebie... - skąd on wiedział że on ma na imię Dastan!?
- Kondro to długa historia...- odpowiedziałam.
- Chętnie jej wysłuchamy.- do jaskini weszła Rapix
- Rapix co ty tu robisz?- spytałam. No bo skąd niby wie o tej jaskini?!
- Kondro pytał mnie o Dastana, powiedział mi co widział i wiem ,że Dastan mnie okłamał. Muszę go znaleźć zanim zrobi głupstwo... powiedz co się stało po kolei.- powiedziała Rapix.
- Ech...Zacznę od początku. - powiedziałam i przełknęłam ciężko ślinę. - Kiedyś należałam do innej watahy. Tam była moja rodzina i inny moi bliscy. Pewnego dnia miałam śpiewać na koncercie z znajomymi. Wszystko pięknie poszło. Po koncercie gdy zeszłam ze sceny zaczepił mnie Dastan. Myślałam że to normalna rozmowa, ale on w pewnym momencie skasował mi niektóre i najważniejsze fragmenty pamięci. Zapomniałam o wszystkim. Dlatego zaczęłam wyprawę. W końcu dołączyłam do tutejszej watahy ognia. Po miesiącu może więcej spotkałam Dastana. Mówił mi że wędruję. Tego samego dnia wieczorem przeniosłam się przez przypadek do innego wymiaru. Tam poznałam Mirandę. Na koncercie grała na gitarze elektrycznej. Dzięki niej odzyskałam część wspomnień...
- Mów dalej. - powiedziała Rapix, a Kondro słuchał zza ciekawieniem tego co mówię.
- Powiedziała mi że Dastan jest na tamtym wymiarze poszukiwany za kradzież Księgi Nieczystości. No i przy okazji zdradził Fulka.
- Kogo? - spytał Kondro.
- Władce tamtego wymiaru. - powiedziałam. - Minęło kilka tygodni i wtedy zaatakował Vanesse. Chyba dalej wiecie co się stało? - spytałam ale brzmiało to jakbym stwierdziła. - Mogę być pewna, że on nie należy do twojej watahy. Może być podobny do Dastana z twojej watahy, ale wątpię żeby był to on.
- Rozumiem. - powiedział Rapix - Dasz radę skontaktować się z Mirandą?
- Spróbuje. Jakbym coś jeszcze wiedziała to ci powiem.
- Dobra. To ja idę. - powiedziała i wyszła z jaskini.
Gdy zniknęła z pola widzenia spojrzałam na Kondra, który opierał się o ścianę jaskini.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? - spytał, ale było słychać że traci kontrole nad głosem.
- Nie wiem. Jakoś tak wyszło...
- Jakoś tak wyszło!? Ja tu się bałem o ciebie. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego?! - wrzasną.
- To nie ma sensu. Przeprasza... - wydusiłam. Łzy mi napłynęły do oczy.
Wyszłam szybkim krokiem z jaskini i gdy tylko wyszłam zaczęłam biec przed siebie. Po długim biegu nogi odmawiały mi posłuszeństwa. W dodatku zaczęło padać. Weszłam na pierwsze lepsze drzewo i usiadłam na gałęzi. Zaczęłam płakać. Łzy mieszały się z kroplami deszczu które spływały po liściach. Usłyszałam kroki i wtedy zobaczyłam...
sobota, 31 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) od Nemezis
Deszcz przestał padać a moje łzy prawie wyschły, tylko czasami pojedyncze, zbłąkane spadały na policzki spływając na szyję lub ziemię.
Nagle obok mnie znalazła się Miko. Nawet nie zarejestrowałam jej przybycia. Przyjaciółka mnie przytuliła.
Nagle obok mnie znalazła się Miko. Nawet nie zarejestrowałam jej przybycia. Przyjaciółka mnie przytuliła.
- Jak nie chcesz nie musisz mówić, ale lepiej jak powiesz od
razu. – Powiedziała cicho.
- Chodzi o twojego brata. Trochę mnie zaniedbał. Ja wiem, ze
ćwiczył i bla bla bla, ale nie jestem pustą skorupą. Zerwałam z nim…. –
Powiedziałam ocierając ostatnią łzę.
- Rozumiem. Mogłaś po prostu zrobić sobie przerwę od niego….
Nic teraz nie poradzimy, ale on na pewno się będzie o Ciebie starał, wiec nie
smuć się. W razie co wzywaj mnie, ja teraz idę go szukać, by nie narozrabiał. –
Powiedziała wypuszczając mnie z objęć. Ja przytaknęła a ta odeszła na swoje tereny.
Teraz kiedy zostałam sama czułam się taka pusta w środku.
Pierwszy raz tak bardzo przeżywałam rozstanie. Miałam wielu facetów przed Illuminated'em ale z nim związałam się bardzo poważnie. Bardzo.
Dźwignęłam się na nogi z trudem. Miałam drętwe nogi, i czułam jakby mrówki chodziły mi po łydkach. To wszystko przez to siedzenie.
Powoli zaczęłam iść do mojej jaskini. Weszłam do groty. Wilki spojrzały się na mnie ale nic nie powiedziały wyczuwając mój nastrój.
Skierowałam się do oddzielnej małej jaskini by uciec od natarczywych. Zrobiłam blokadę by nikt nie mógł do mnie przyjść i usunęłam się na zimną ziemię pogrążając się w płaczu i rozpaczy.
( Wataha Powietrza) od Unmei'a
Całe życie w watasze było usiane nuda, nuda i jeszcze raz nudą.
Tylko czasami mój żywot tutaj był czasami przeplatany sensacjami i śmiechami z wydarzeń pewnych wilków.
Na przykład taka moja siostra. Zmieniła się, ale Nemezis, partnerka mojego brata, usunęła jej wspomnienia i stała się normalną Miko.
To było ciekawe posunięcie ale chyba nie na dłuższa metę, zresztą okaże się co będzie.
No i te treningi.
Walczyliśmy na drzewach. Było to takie nuuuudne.
Nagle przybył Illuminated. Był zły. Nemezis z nim zerwała. To było oczywiste że kiedyś to się stanie. Przecież on był zadufanym w sobie basiorem, nie dorósł by mieć dzieci i taką wspaniałą partnerkę którą teraz nie ma.
- Dobra. Starczy tego dobrego. - Odezwał się. - Każdy ma dziś zawalczyć ze mną. Nauczę was najlepszych technik obrony.
Patrzyłem na niego spokojnie. Jakoś jego małe płomienie mnie nie zachwyciły. Chociaż Miko i on mieli tą ciemną stronę mieli to tylko znaczy że są na tyle słabi aby mieć "pomoc". W tym przypadku zmienienia formy na złą.
- Kto pierwszy.? - Zapytał Alfa i podniósł swój miecz. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ja. - Odezwałem się pewnie podchodząc do brata. Uśmiechnąłem się bezczelnie.
- To jak zaczynamy? - Syknąłem. Ten spojrzał na mnie zaskoczony, cóż nie zachowywałem się tak, ale trudno.
-Dobra. Zaczynajmy.
Tylko czasami mój żywot tutaj był czasami przeplatany sensacjami i śmiechami z wydarzeń pewnych wilków.
Na przykład taka moja siostra. Zmieniła się, ale Nemezis, partnerka mojego brata, usunęła jej wspomnienia i stała się normalną Miko.
To było ciekawe posunięcie ale chyba nie na dłuższa metę, zresztą okaże się co będzie.
No i te treningi.
Walczyliśmy na drzewach. Było to takie nuuuudne.
Nagle przybył Illuminated. Był zły. Nemezis z nim zerwała. To było oczywiste że kiedyś to się stanie. Przecież on był zadufanym w sobie basiorem, nie dorósł by mieć dzieci i taką wspaniałą partnerkę którą teraz nie ma.
- Dobra. Starczy tego dobrego. - Odezwał się. - Każdy ma dziś zawalczyć ze mną. Nauczę was najlepszych technik obrony.
Patrzyłem na niego spokojnie. Jakoś jego małe płomienie mnie nie zachwyciły. Chociaż Miko i on mieli tą ciemną stronę mieli to tylko znaczy że są na tyle słabi aby mieć "pomoc". W tym przypadku zmienienia formy na złą.
- Kto pierwszy.? - Zapytał Alfa i podniósł swój miecz. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ja. - Odezwałem się pewnie podchodząc do brata. Uśmiechnąłem się bezczelnie.
- To jak zaczynamy? - Syknąłem. Ten spojrzał na mnie zaskoczony, cóż nie zachowywałem się tak, ale trudno.
-Dobra. Zaczynajmy.
(Wataha Powietrza.) Od Illuminated'a.
Skoczyłem za Miko.
Mam tego serdecznie dość. Nawet własna siostra jest przeciwko mnie.!
Podczas skoku zamieniłem się w wilka i rozpostarłem łapy. Uderzyły w ziemię w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu stała Miko. Uderzył kolejny piorun.
Dziewczyna cofnęła się jeszcze kiedy na nią ruszyłem.
- Uspokój się. - Powiedziała.
Jej słowa ledwo do mnie docierały. Czułem stopniowy przypływ mocy.
Zerknąłem na swoje łapy. Okalały je błękitne płomienie. Niedobrze.
Zaszarżowałem kolejny raz i tym razem powaliłem Miko na ziemię.
- Zawalczmy. - Odezwała się. - Jako ludzie. Jeśli wygrasz, przestanę Cię nazywać Illuś. A jeśli przegrasz pozwolisz sobie pomóc.
- Nie potrzebuję Waszej pomocy. - Brzmiało to bardziej jak warkot niż słowa. - Ale umowa stoi.
Siostra wywinęła się spode mnie i wstała.
Potrzebowałem dużo wysiłku żeby zmienić formę. Oczy Miko rozszerzyły się.
- O co Ci chodzi.? - Syknąłem.
- Nadal jesteś w niebieskich płomieniach. To nigdy nie działało na człowieku.
- To pasz pecha. - Prychnąłem i przekręciłem sygnet na palcu.
W mojej dłoni urósł miecz, który także otulały niebieskie płomienie.
Dziewczyna także dobyła broni.
Zaatakowałem pierwszy. Odparowała mój cios i sama pchnęła.
Zablokowałem jej miecza później przekręciłem nadgarstek tak, aby mój miecz wsunął się pod broń siostry. Szarpnąłem do góry a miecz Miko upadł z łoskotem.
- Wygrałem. - Powiedziałem złowieszczo po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę jaskiń.
Byli tam wszyscy oprócz Miko. Każdy ćwiczył z drzewem.
- Dobra. Starczy tego dobrego. - Odezwałem się. - Każdy ma dziś zawalczyć ze mną. Nauczę was najlepszych technik obrony.
Wszyscy wybałuszyli oczy na widok moich płomieni.
- Kto pierwszy.? - Zapytałem podnosząc miecz do góry.
- Ja. - Odezwał się pewnie Unmei.
Mam tego serdecznie dość. Nawet własna siostra jest przeciwko mnie.!
Podczas skoku zamieniłem się w wilka i rozpostarłem łapy. Uderzyły w ziemię w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu stała Miko. Uderzył kolejny piorun.
Dziewczyna cofnęła się jeszcze kiedy na nią ruszyłem.
- Uspokój się. - Powiedziała.
Jej słowa ledwo do mnie docierały. Czułem stopniowy przypływ mocy.
Zerknąłem na swoje łapy. Okalały je błękitne płomienie. Niedobrze.
Zaszarżowałem kolejny raz i tym razem powaliłem Miko na ziemię.
- Zawalczmy. - Odezwała się. - Jako ludzie. Jeśli wygrasz, przestanę Cię nazywać Illuś. A jeśli przegrasz pozwolisz sobie pomóc.
- Nie potrzebuję Waszej pomocy. - Brzmiało to bardziej jak warkot niż słowa. - Ale umowa stoi.
Siostra wywinęła się spode mnie i wstała.
Potrzebowałem dużo wysiłku żeby zmienić formę. Oczy Miko rozszerzyły się.
- O co Ci chodzi.? - Syknąłem.
- Nadal jesteś w niebieskich płomieniach. To nigdy nie działało na człowieku.
- To pasz pecha. - Prychnąłem i przekręciłem sygnet na palcu.
W mojej dłoni urósł miecz, który także otulały niebieskie płomienie.
Dziewczyna także dobyła broni.
Zaatakowałem pierwszy. Odparowała mój cios i sama pchnęła.
Zablokowałem jej miecza później przekręciłem nadgarstek tak, aby mój miecz wsunął się pod broń siostry. Szarpnąłem do góry a miecz Miko upadł z łoskotem.
- Wygrałem. - Powiedziałem złowieszczo po czym odwróciłem się i ruszyłem w stronę jaskiń.
Byli tam wszyscy oprócz Miko. Każdy ćwiczył z drzewem.
- Dobra. Starczy tego dobrego. - Odezwałem się. - Każdy ma dziś zawalczyć ze mną. Nauczę was najlepszych technik obrony.
Wszyscy wybałuszyli oczy na widok moich płomieni.
- Kto pierwszy.? - Zapytałem podnosząc miecz do góry.
- Ja. - Odezwał się pewnie Unmei.
(Wataha Mroku) od Margo
Przy tych słowach przybrałam wyraz twarzy, jakiego ja sama nigdy nie
znałam. Teraz musiałam skoncentrować się na odbudowaniu blokad
umysłowych.
- idę... pomedytować...-oznajmiłam zamyślona i odeszłam. igdy nie czułam się tak beznadziejnie. Oddałam wrogowi właściwie wszystkie nasze plany. I to bez walki. Zawiodłam, więc teraz muszę wszystko odkręcić...
Powoli weszłam na teren watahy wody. Jej ieszkańcy nie muszą o niczym wiedzieć. Przemknęłam skrajem lasu i znalazłam się na terenach watahy ognia, gdzie był mój cel. Myślałam, że marnie zgine w tym upale... prawie 60° to lekka przesada... nieważne. Moim celem był płonący portal, gdzie miałam skontaktować się z moją przyjaciółką- Nenekke. Portale w naszej watasze są zbyt... odsłonięte. Stanęłam przed kręgiem ognia i wypowiedziałam zaklęcie. Jeden z płomieni niemal pozbawił mnie twarzy... Gdy otwarłam oczy przedemną stała już moja przyjaciółka. Kąciki jej ust drgnęły a w jej fiołkowych oczach zabłysną uśmiech.
-Neko! - wrzasnęłam rzucając się jej na szyję. Byłam w mojej ojczystej krainie- ziemi skutej lodem i spowitej mrokiem- Seltii.
-Margo.. tak tęskniłam...- nie kryła szczęścia. Nie widziałyś my się prawie 200 lat...
-uwierz mi, że ja też... -na samą myśl o celu mojej podróży, aż mnie mdliło...-mam problem... - zaczęłam niepewnie, ale byłam pewna, że u nij znajde pomoc.
- żadna nowość.- przeróciła oczami a gdy znowu skupiła na mnie wzrok, obie się zaśmiałyśmy.
-oj ciiicho... chodzi o to... że u nas, jest wojna.
-hah, okej, czaję.
-i o to, że pewien psyhol wykradł mi plany. Z podświadomości. - skrzywiłam się na samą myśl.
-trzeba na prawdę mieć twój talent. - jej chyba nigdy nie można popsuć humoru. Nie kapuje jej podejścia. "Będzie lepiej, nie przejmuj się..." kontra moje podejście do sprawy : " do dupy, wszystko nie tak, czy ja zawsze wszystko muszę zepsuć?"
-rozumiem, że mam ci pomóc je odzyskać... - kolejny przykład jej charakteru: nawet w skrajnych sytuacjach zachowuje uśmiech. Moje całkowite przeciwieństwo. Ale to moja przyjaciółka i nawet śmierć jednej z nas nie zdoła tego zmienić.
- kto jak kto, ale ty jesteś specem od spraw telepatcznych. I nawet nie próbuj zaprzeczać. Bo wiem, że gdybyś nim nie była, niebyło by mnie tutaj. - słowa wypowiedziane wytłumaczalnym tonem zakończone uśmiechem, który ewidentnie jest używany do spraw typu: daj cukierka, albo zginiesz. Klasyk.
- okej, zaczynamy jutro rano, dzisiaj mam ochotę już tylko na spanko.
- zostaje na noc.- oświadczyłam rozkładając się na posłaniu Neko.
-co na to twój partner?- uniosła jedną brew, co w jej słowniku znaczy: jesteś pewna?
- chwila. - postanowiłam posłać mu wiadomość . ~Jestem u Nenekke w Seltii. Jutro koło jaskiń o zmierzchu. ~
~nie ma to jak proste wytłumaczenie. Dobranoc. ~ Najwyraźniej był trochę zawiedziony. Przeżyyje...
~ Dobranoc. ~
- To jak? Impreza?
- idę... pomedytować...-oznajmiłam zamyślona i odeszłam. igdy nie czułam się tak beznadziejnie. Oddałam wrogowi właściwie wszystkie nasze plany. I to bez walki. Zawiodłam, więc teraz muszę wszystko odkręcić...
Powoli weszłam na teren watahy wody. Jej ieszkańcy nie muszą o niczym wiedzieć. Przemknęłam skrajem lasu i znalazłam się na terenach watahy ognia, gdzie był mój cel. Myślałam, że marnie zgine w tym upale... prawie 60° to lekka przesada... nieważne. Moim celem był płonący portal, gdzie miałam skontaktować się z moją przyjaciółką- Nenekke. Portale w naszej watasze są zbyt... odsłonięte. Stanęłam przed kręgiem ognia i wypowiedziałam zaklęcie. Jeden z płomieni niemal pozbawił mnie twarzy... Gdy otwarłam oczy przedemną stała już moja przyjaciółka. Kąciki jej ust drgnęły a w jej fiołkowych oczach zabłysną uśmiech.
-Neko! - wrzasnęłam rzucając się jej na szyję. Byłam w mojej ojczystej krainie- ziemi skutej lodem i spowitej mrokiem- Seltii.
-Margo.. tak tęskniłam...- nie kryła szczęścia. Nie widziałyś my się prawie 200 lat...
-uwierz mi, że ja też... -na samą myśl o celu mojej podróży, aż mnie mdliło...-mam problem... - zaczęłam niepewnie, ale byłam pewna, że u nij znajde pomoc.
- żadna nowość.- przeróciła oczami a gdy znowu skupiła na mnie wzrok, obie się zaśmiałyśmy.
-oj ciiicho... chodzi o to... że u nas, jest wojna.
-hah, okej, czaję.
-i o to, że pewien psyhol wykradł mi plany. Z podświadomości. - skrzywiłam się na samą myśl.
-trzeba na prawdę mieć twój talent. - jej chyba nigdy nie można popsuć humoru. Nie kapuje jej podejścia. "Będzie lepiej, nie przejmuj się..." kontra moje podejście do sprawy : " do dupy, wszystko nie tak, czy ja zawsze wszystko muszę zepsuć?"
-rozumiem, że mam ci pomóc je odzyskać... - kolejny przykład jej charakteru: nawet w skrajnych sytuacjach zachowuje uśmiech. Moje całkowite przeciwieństwo. Ale to moja przyjaciółka i nawet śmierć jednej z nas nie zdoła tego zmienić.
- kto jak kto, ale ty jesteś specem od spraw telepatcznych. I nawet nie próbuj zaprzeczać. Bo wiem, że gdybyś nim nie była, niebyło by mnie tutaj. - słowa wypowiedziane wytłumaczalnym tonem zakończone uśmiechem, który ewidentnie jest używany do spraw typu: daj cukierka, albo zginiesz. Klasyk.
- okej, zaczynamy jutro rano, dzisiaj mam ochotę już tylko na spanko.
- zostaje na noc.- oświadczyłam rozkładając się na posłaniu Neko.
-co na to twój partner?- uniosła jedną brew, co w jej słowniku znaczy: jesteś pewna?
- chwila. - postanowiłam posłać mu wiadomość . ~Jestem u Nenekke w Seltii. Jutro koło jaskiń o zmierzchu. ~
~nie ma to jak proste wytłumaczenie. Dobranoc. ~ Najwyraźniej był trochę zawiedziony. Przeżyyje...
~ Dobranoc. ~
- To jak? Impreza?
(Wataha Powietrza) Od Miko
Po tym jak brat sobie poszedł wstałam, a kotka zeszła ze
mnie. Wyszłam przed jaskinię, stali tam wszyscy nawet mój drugi brat, nie wliczajmy
Illusia. Każdemu kazałam ćwiczyć oddzielnie. Mieli trenować na drzewach, albo w
powietrzu między stworzonymi powietrza „wrogami” przez nich samych. Sama
zaczęłam ćwiczyć na drzewie, aż wyczułam negatywne emocje brata. Dawno już mi
nie udostępniał tego co czuje, wiec pewnie zapomniał o tym. Po chwili nad
naszymi głowami zaczęły dziać się jakieś cuda, co oznaczało, że Illuminated
musiał się z kimś pokłócić i był wściekły. Od razu pomyślałam o Nem, bo
przecież ona dawno się z nim nie widziała, no ale to mógł być każdy…. W każdym
bądź razie musiałam pogadać najpierw z Nemezis. Znalazłam ja szybko, była
smutna i łzy leciały jej z oczu, pojedyncze i z rzadka, ale leciały. Bez
namysłu uścisnęłam ją i powiedziałam:
- Jak nie chcesz nie musisz mówić, ale lepiej jak powiesz od
razu. – Powiedziałam cicho.
- Chodzi o twojego brata. Trochę mnie zaniedbał. Ja wiem, ze
ćwiczył i bla bla bla, ale nie jestem pustą skorupą. Zerwałam z nim…. –
Powiedziała ocierając ostatnie łzy.
- Rozumiem. Mogłaś po prostu zrobić sobie przerwę od niego….
Nic teraz nie poradzimy, ale on na pewno się będzie o Ciebie starał, wiec nie
smuć się. W razie co wzywaj mnie, ja teraz idę go szukać, by nie narozrabiał. –
Powiedziałam wypuszczając przyjaciółkę.
Pokiwała głową, a ja poszłam w kierunku naszych terenów. Największe
chmury były nad naszymi nowymi terenami. Lało jak scebra, znowu miałam sine
nogi i byłam cała mokra, ale kogo to obchodzi? Mój brat ma problemy, więc muszę
go wspierać. Mój brat siedział pod jakimś dachem ze swoim krukiem. Był wściekły
i smutny jednocześnie. Stanęłam przed nim i czekałam aż mnie zauważy, gdyż
patrzył w ziemię. Po chwili spojrzał na mnie, a jak mnie rozpoznał to od razu
mnie chwycił i wleciał pod ten daszek.
- Zgłupiałaś do reszty!? – Zagrzmiał piorun.
- Nie chce Ci przeszkadzać. – Znowu dostawałam burę.
- Masz całe fioletowe nogi, do tego cała przemoczona !
Niedługo zachorujesz, a co najgorsze stracisz czucie w nogach i nie będzie tak
wesoło! – Nadal był zły.
- Przepraszam. – Szepnęłam z pochyloną głową.
- Dobra, już przestań. – Przytulił mnie.
- Jesteś bardzo zły? – Zapytałam.
- Już nie jestem. – Zaśmiał się.
- Chodzi o Nemezis. – Powiedziałam smutno, a brat po prostu zesztywniał.
- Poradzę sobie, nie musisz się martwić. – Powiedział i
przestał mnie tulić.
- Nie udawaj, dobrze wiem, że sobie poradzisz, ale nie
chowaj swoich emocji. Nie przede mną ! – Krzyknęłam.
- Słuchaj to są moje sprawy do których nie chce Cię mieszać.
Zostaw to tak jak jest. – Powiedział.
- Illuś nie udawaj, że jest okej. - Powiedziałam przemądrzale.
- Chyba kazałem Ci tak do mnie nie mówić. – Spojrzał na mnie
morderczym wzrokiem.
- Illuś, Illuś, Illuś! – Zaczęłam krzyczeć z uśmiechem.
Deszcz, a raczej burza się skończyła, więc zaczęłam przed
nim uciekać. Złapał mnie po chwili i przygwoździł do drzewa.
- Jeszcze raz, a… - Nie zdążył skończyć.
- ILLUŚ. – Powiedziałam z naciskiem.
- Ty mała żmijo! – Zepchnął mnie z drzewa, ale z łatwością wylądowałam
na nogach.
On zeskoczył za mną.
piątek, 30 sierpnia 2013
( Wataha Powietrza. ) Od Illuminated'a.
Znalazłem Nem nad Urwiskiem. Stała odwrócona więc nie widziała jak podchodzę.
Położyłem jej rękę na ramieniu.
- Oooo, kto tutaj do mnie przybył.? - Powiedziała powściągliwie.
- O co Ci chodzi.? - Zapytałem trochę zdziwiony.?
Strzepnęła moją dłoń ze swojego ramienia.
- No co takiego że jaśnie wielmożny Illuminated zjawił się tutaj, na moich terenach. - Jej głos ociekał jadem.
- Ale Nemezis... - Zrobiłem krok w jej kierunku a ta się tylko cofnęła. Poczułem ucisk w piersi. - Przecież nic się nie dzieje...
- No właśnie Nic się nie dzieje.! - Krzyknęła przerywając mi. - Kiedy się spotkaliśmy sam na sam? Kiedy mnie chociaż przytuliłeś?
- Wiesz, że teraz jestem zajęty opanowywaniem swojej ciemnej strony. - Skrzywiłem się.
- No dobra, ale chyba powinieneś mieć czas na mnie.
Jej wzrok był zimny jak lód.
- Illuminated'zie. - Westchnęła. - Ja potrzebuję mężczyznę, który będzie miał na mnie czas i będzie mnie bezwarunkowo kochał a nie chłopca który tylko zajmuje się swoimi sprawami. - Zamrugała szybko powiekami. Zauważyłem, że powstrzymuje łzy.
- Ale... Ty chyba nie...
- Illuminated'zie. Alfo Watahy Powietrza. Zrywam z Tobą. Od dzisiaj nie jesteś mym parterem. - Spojrzała mi w oczy ze smutkiem. - Żegnaj.
Zrobiła krok w tył i runęła w przepaść.
- Nem.! - Krzyknąłem.
Po chwili wadera odlatywała w swojej wilczej postaci.
Zakląłem.
- Co ja do cholery zrobiłem.? - Powiedziałem sam do siebie.
Obok mnie wylądował mój sokół. Pogłaskałem go po łbie i zamieniłem się w kruka. Moje czerwone ślepia musiały błyskać furią bo Sokół odsunął się ode mnie.
Moja nienawiść do samego siebie nigdy nie była tak wielka.
Sądząc po wyglądzie nieba nad moim terytorium nie było tam zbyt ciekawie. Zapewne wielka wichura i okropna burza...
Położyłem jej rękę na ramieniu.
- Oooo, kto tutaj do mnie przybył.? - Powiedziała powściągliwie.
- O co Ci chodzi.? - Zapytałem trochę zdziwiony.?
Strzepnęła moją dłoń ze swojego ramienia.
- No co takiego że jaśnie wielmożny Illuminated zjawił się tutaj, na moich terenach. - Jej głos ociekał jadem.
- Ale Nemezis... - Zrobiłem krok w jej kierunku a ta się tylko cofnęła. Poczułem ucisk w piersi. - Przecież nic się nie dzieje...
- No właśnie Nic się nie dzieje.! - Krzyknęła przerywając mi. - Kiedy się spotkaliśmy sam na sam? Kiedy mnie chociaż przytuliłeś?
- Wiesz, że teraz jestem zajęty opanowywaniem swojej ciemnej strony. - Skrzywiłem się.
- No dobra, ale chyba powinieneś mieć czas na mnie.
Jej wzrok był zimny jak lód.
- Illuminated'zie. - Westchnęła. - Ja potrzebuję mężczyznę, który będzie miał na mnie czas i będzie mnie bezwarunkowo kochał a nie chłopca który tylko zajmuje się swoimi sprawami. - Zamrugała szybko powiekami. Zauważyłem, że powstrzymuje łzy.
- Ale... Ty chyba nie...
- Illuminated'zie. Alfo Watahy Powietrza. Zrywam z Tobą. Od dzisiaj nie jesteś mym parterem. - Spojrzała mi w oczy ze smutkiem. - Żegnaj.
Zrobiła krok w tył i runęła w przepaść.
- Nem.! - Krzyknąłem.
Po chwili wadera odlatywała w swojej wilczej postaci.
Zakląłem.
- Co ja do cholery zrobiłem.? - Powiedziałem sam do siebie.
Obok mnie wylądował mój sokół. Pogłaskałem go po łbie i zamieniłem się w kruka. Moje czerwone ślepia musiały błyskać furią bo Sokół odsunął się ode mnie.
Moja nienawiść do samego siebie nigdy nie była tak wielka.
Sądząc po wyglądzie nieba nad moim terytorium nie było tam zbyt ciekawie. Zapewne wielka wichura i okropna burza...
(Wataha Mroku) od Nemezis
Po zebraniu poszłam leniwym krokiem na Urwisko Bolesnej Śmierci, nie wiedziałam co robić.
Usiadłam na skraju patrząc w przepaść. A gdyby tak rzucić się a potem przy ziemi rozwinąć skrzydła i wzlecieć na górę? Była by jakaś adrenalina.
Spojrzałam w górę. Niebo było ładnie błękitne chociaż gdzieniegdzie zbierały się burzowe chmury.
Nagle moje myśli zeszły na inny tor. Na Illuminated'a. Nie widziałam go hmm bardzo długo. I tylko na jedną chwilę. Co to za związek jak się dwoje "zakochanych" nie spotyka?
No przepraszam bardzo ale chyba marny...
Ktoś położył mi na ramię dłoń.
Spojrzałam kto jest jej właścicielem. O wilku mowa, to Illuminated. Spojrzałam na niego pogardliwie.
- Oooo kto tutaj do mnie przybył. - Odparłam powściągliwie.
- O co Ci chodzi? - Zapytał lekko zdziwiony.
Wstałam i strzepnęłam dłoń z ramienia. Chłopak zrobił wielkie oczy.
- No co takiego że jaśnie wielmożny Illuminated zjawił się tutaj, na moich terenach. - Powiedziałam a w moich słowach czuć jad.
- Ale Nemezis... - Zrobił krok do mnie, a ja zrobił krok w tył na tyle ile pozwalała mi przepaść z tyłu. - Przecież, nic się nie dzieje...
nie dałam mu dokonczyć i wyparowałam.
- No właśnie NIC się nie dzieje. Kiedy się spotkaliśmy sam na sam? Kiedy mnie chociaż przytuliłeś?
- Wiesz, że teraz jestem zajęty opanowywaniem swojej ciemnej strony. - jego czoło się zmarszczyło.
- No dobra, ale chyba powinieneś mieć czas na mnie.
Basior milczał.
-Illuminated'zie- Westchnęłam. - Ja potrzebuję mężczyznę który będzie miał na mnie czas i będzie mnie bezwarunkowo kochał a nie chłopca który tylko zajmuje się swoimi sprawami. - Poczułam pod powiekami piekące łzy. Zamrugałam by je powstrzymać.
- Ale.. Ty chyba nie... - Zaczął się jąkać.
- Illuminated'zie. Alfo Watahy Powietrza. Zrywam z Tobą. Od dzisiaj nie jesteś mym parterem. - Przerwałam i spojrzałam w jego oczy. - Żegnaj. - Zrobił w krok w tył i runęłam w przepaść. Usłyszałam głośne wołanie basiora. Ja natomiast zmieniłam się w wilka i rozwinęłam skrzydła by nie spaść na ziemię po czym wyfrunęłam z otchłani i poleciałam do Gród Mrocznych Pragnień.
Usiadłam przed jaskinią, zmieniłam się w człowieka i padłam na ziemię na klęczkach.
Zaczęłam płakać a niebo które było całkowicie czarne wydało na świat rzęsisty deszcz.
Usiadłam na skraju patrząc w przepaść. A gdyby tak rzucić się a potem przy ziemi rozwinąć skrzydła i wzlecieć na górę? Była by jakaś adrenalina.
Spojrzałam w górę. Niebo było ładnie błękitne chociaż gdzieniegdzie zbierały się burzowe chmury.
Nagle moje myśli zeszły na inny tor. Na Illuminated'a. Nie widziałam go hmm bardzo długo. I tylko na jedną chwilę. Co to za związek jak się dwoje "zakochanych" nie spotyka?
No przepraszam bardzo ale chyba marny...
Ktoś położył mi na ramię dłoń.
Spojrzałam kto jest jej właścicielem. O wilku mowa, to Illuminated. Spojrzałam na niego pogardliwie.
- Oooo kto tutaj do mnie przybył. - Odparłam powściągliwie.
- O co Ci chodzi? - Zapytał lekko zdziwiony.
Wstałam i strzepnęłam dłoń z ramienia. Chłopak zrobił wielkie oczy.
- No co takiego że jaśnie wielmożny Illuminated zjawił się tutaj, na moich terenach. - Powiedziałam a w moich słowach czuć jad.
- Ale Nemezis... - Zrobił krok do mnie, a ja zrobił krok w tył na tyle ile pozwalała mi przepaść z tyłu. - Przecież, nic się nie dzieje...
nie dałam mu dokonczyć i wyparowałam.
- No właśnie NIC się nie dzieje. Kiedy się spotkaliśmy sam na sam? Kiedy mnie chociaż przytuliłeś?
- Wiesz, że teraz jestem zajęty opanowywaniem swojej ciemnej strony. - jego czoło się zmarszczyło.
- No dobra, ale chyba powinieneś mieć czas na mnie.
Basior milczał.
-Illuminated'zie- Westchnęłam. - Ja potrzebuję mężczyznę który będzie miał na mnie czas i będzie mnie bezwarunkowo kochał a nie chłopca który tylko zajmuje się swoimi sprawami. - Poczułam pod powiekami piekące łzy. Zamrugałam by je powstrzymać.
- Ale.. Ty chyba nie... - Zaczął się jąkać.
- Illuminated'zie. Alfo Watahy Powietrza. Zrywam z Tobą. Od dzisiaj nie jesteś mym parterem. - Przerwałam i spojrzałam w jego oczy. - Żegnaj. - Zrobił w krok w tył i runęłam w przepaść. Usłyszałam głośne wołanie basiora. Ja natomiast zmieniłam się w wilka i rozwinęłam skrzydła by nie spaść na ziemię po czym wyfrunęłam z otchłani i poleciałam do Gród Mrocznych Pragnień.
Usiadłam przed jaskinią, zmieniłam się w człowieka i padłam na ziemię na klęczkach.
Zaczęłam płakać a niebo które było całkowicie czarne wydało na świat rzęsisty deszcz.
( Wataha Powietrza.) Od Illuminatd'a.
Zmieszany podszedłem do Miko.
- Miko. Mam do Ciebie prośbę. Wiem, że świetnie walczysz, więc chcę, żebyś trenowała naszą watahę.
Zmrużyła oczy.
- Niech będzie.
- Wiem, że ostatnimi czasy daję wam nieźle w kość. Przepraszam za to.
- Niech Ci będzie braciszku. - Posłała mi blady uśmiech.
Widać że jest już tym wszystkim zmęczona.
Westchnąłem.
- Mam kilka spraw do załatwienia. Spotkamy się potem.
Zmieniłem się w kruka i odleciałem czując na sobie ponure spojrzenie siostry.
Coś kazało mi polecieć do świątyni. Przed wejściem przybrałem ludzką postać.
Wkroczyłem sztywnym krokiem do środka wyczuwając silną moc.
W środku zastałem nikogo innego jak Boga.
- Hefajstosie. - Odezwałem się.
- Witaj. Mam mało czasu. A więc przejdźmy od razu do rzeczy. Oddaj mi proszę swoje miecze.
- Ale... - Zacząłem protestować ale mi przerwał.
- Zaufaj mi.
Z niechęcią podałem mu moje oba miecze. Wziął je do ręki. Po chwili znikły w rozbłysku światła.
- Czym mam niby teraz walczyć.? - Zapytałem chłodno.
- O to się nie martw. - Wyciągnął do mnie rękę z jakimś sygnetem. - Weź go.
Założyłem pierścień na palec.
- Obróć go dookoła własnej osi. - Powiedział Bóg.
Zrobiłem tak a sygnet zamienił się w długi na prawie metr miecz.
- Zamieni się w sygnet kiedy będziesz tego potrzebował. - Stwierdził z błyskiem w oku Hefajstos. - Został wykuty w moich kuźniach z Niebiańskiego Spiżu.
Mówił to z dumą.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Niech służy Ci dobrze. - I po prostu się rozpłynął.
Spojrzałem na miecz w mojej dłoni. Był idealnie wyważony.
Rozkazałem mu w myślach się zmienić. I tak oto na moim palcu na powrót był sygnet.
Sprytne.
Teraz muszę wyprostować sprawę z Nemezis. Zmieniłem się na powrót w kruka i poleciałem na terytorium Mroku.
- Miko. Mam do Ciebie prośbę. Wiem, że świetnie walczysz, więc chcę, żebyś trenowała naszą watahę.
Zmrużyła oczy.
- Niech będzie.
- Wiem, że ostatnimi czasy daję wam nieźle w kość. Przepraszam za to.
- Niech Ci będzie braciszku. - Posłała mi blady uśmiech.
Widać że jest już tym wszystkim zmęczona.
Westchnąłem.
- Mam kilka spraw do załatwienia. Spotkamy się potem.
Zmieniłem się w kruka i odleciałem czując na sobie ponure spojrzenie siostry.
Coś kazało mi polecieć do świątyni. Przed wejściem przybrałem ludzką postać.
Wkroczyłem sztywnym krokiem do środka wyczuwając silną moc.
W środku zastałem nikogo innego jak Boga.
- Hefajstosie. - Odezwałem się.
- Witaj. Mam mało czasu. A więc przejdźmy od razu do rzeczy. Oddaj mi proszę swoje miecze.
- Ale... - Zacząłem protestować ale mi przerwał.
- Zaufaj mi.
Z niechęcią podałem mu moje oba miecze. Wziął je do ręki. Po chwili znikły w rozbłysku światła.
- Czym mam niby teraz walczyć.? - Zapytałem chłodno.
- O to się nie martw. - Wyciągnął do mnie rękę z jakimś sygnetem. - Weź go.
Założyłem pierścień na palec.
- Obróć go dookoła własnej osi. - Powiedział Bóg.
Zrobiłem tak a sygnet zamienił się w długi na prawie metr miecz.
- Zamieni się w sygnet kiedy będziesz tego potrzebował. - Stwierdził z błyskiem w oku Hefajstos. - Został wykuty w moich kuźniach z Niebiańskiego Spiżu.
Mówił to z dumą.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Niech służy Ci dobrze. - I po prostu się rozpłynął.
Spojrzałem na miecz w mojej dłoni. Był idealnie wyważony.
Rozkazałem mu w myślach się zmienić. I tak oto na moim palcu na powrót był sygnet.
Sprytne.
Teraz muszę wyprostować sprawę z Nemezis. Zmieniłem się na powrót w kruka i poleciałem na terytorium Mroku.
(Wataha Mroku) od Margo
-Margo...- Usłyszałam głuchy szept. - Wstawaj, Margo, wstawaj...-tym
razem słowa mojego partnera w pełni do mnie dotarły. Zrezygnowana,
mruknęłam i chwiejnie stanęłam na łapach. Podeszłam do strumyka
przedzierającego się przez podłogę naszej jaskini. Wyciągnęłam język i
zrobiłam kilka łyków wody. Przybierając ludzką postać przemyłam twarz.
Wanney zrobił prawie krok w krok to samo.
-jak się spało?- zagadał w końcu przy wyjściu z jaskini.
-jak zwykle- uśmiechnęłam się niemrawo, zaglądając mu głęboko w oczy -kolejny dzień żmudnych ćwiczeń...- pomyślałam głośno zgarniając zmierzwiną grzyekę do tyłu.
Na miejscu była już alfa, Kondrakar i Vanessa. Vanessa wyraźnie czuła się lepiej.
-Margo!- krzyknęła, jak zorientowała się o moim przybyciu.
-Hej-odpowiedziałam uśmiechem.
-Chciałam ci podziękować....-przerwałam jej ruchem ręki.
-Nie ma sprawy. - Skinęłam głową. Właśnie miałam zacząć się koncentrować, na kumulacji wszystkich moich mocy umysu, gdy przerwał mi donośny głos naszej alfy.
-Nareszcie!- Nemezis przewróciła oczami widząc jak cała reszta pojawia się na polanie. -Zaczynamy!- oznajmiła twardym tonem. Wszyscy bez słowa zaczęli ćwiczenia. Po kilku godzinach wszyscy zmnaszej watahy rozeszli się wmswoje strony. W drodze do lasu, gdzie miałam zamiar coś przekąsić, wzięlo mnie na potworną migrene. Zacisnęłam pięści i zmieniłam się w wilka, od razu ruszyłam w pościg za niewielkim stadem saren. Złapałam pierwszą lepszą z brzegu, i wzięłam się za upragnioną kolacje. Po skonsumowaniu całej zdobyczy, znów w ludzkiej postaci, wybrałam się do świątyni. Gdy przekroczyłam granicę lasu, ból głowy zaczął się nasilać. Nie słyszałam nic z zewnątrz. W głowie słyszałam bardzo wyraźne szepty: ~~ nie masz siły... jesteś za słaba... nie uda ci się... nigdy ci się nie uda.... ~~ wszystkie te słowa były wypowiadane drwiącym, przerażającym głosem. Towarzyszył im nieopanowany, jazgotliwy śmiech. Tak zaczął się mój koszmar...
Chwyciłam się za głowę, robiąc krok w tył. Zatoczyłam się, cała drżałam. Czułam strach, ból. Moje nogi, jak cała reszta mojego ciała, stały się ciężkie. Jakby... jakby ktoś zrzucił na mnie kilku tonowy głaz. Przede mną widniały już potężne kolumny świątyni, oplecione kolczastymi cierniami. ~~ojej...nie mam siły?~~wtrącił ponownie owy bardzo wkurzający głos w mojej głowie. Śmiech w tle zdawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej nieopanowany.
-zamknij się!!! Słyszysz?! Siedź cicho!- wrzasnęłam wściekła i skora rozerwać i tą durną hienę i psychopatę uprzykrzającego mi życie. W tym momencie nawet psychodeliczny koleś, bądź kobieta... wybuchną śmiechem. Nie widziałam ich jednak czułam, że są... gdzieś we mnie...
Nadal dłońmi ściskałam skronie, łudząc się, że uśmierze ból. Teraz drżały tylko nogi. Nie umiałam nad niczym zapanować. ~~ złościmy się? ~~ PO RAZ KOLEJNY NIEPOTRZEBNIE wtrącił wyszydzający głos.
-wiesz co? Nie mam pojęcia kim jesteś, ale jak zaraz nie zamkniesz tej swojej... mordy, nie będziesz już miał czego szukać na tym świecie.... - warczałam przez zęby. Chciałam zmienić się w wilka i rzucić się do gardła temu... psyhopacie, ale coś mnie powstrzymywało.
~~kto powiedział, że jestem z tego świata?~~ teraz już obaj wpadli w nieopanowany... nie można tego nazwać śmiechem... jazgot. Wykorzystałam to i rzuciłam zaklęcie, które miało wykurzyć ich z mojej podświadomości. Głosy ucichły, jednak w pobliżu nie było nikogo. ~~jeszcze tu wróce...~~oznajmił poważnie i zamilknął. Czekając chwile bez ruchu upewniłam się o odejściu intruzów. Zawróciłam i pobiegłam w stronę jaskiń.
-Wanney!-krzyknęłam chcąc zatrzymać samca. Stwierdziłam, że Nemezis ma w tym momęcie za dużo na głowie.... Ten zatrzymał się i spojrzał w moją stronę, nie kryjąc uśmiechu. - właśnie miałam do czynienia ze szpiegiem naszych wrogów. To wyraźnie zaniepokoiło mojego partnera.
-jak to? Bezpośredni kontakt? -zrobił wielkie oczy.
-zapewniam, że jakbym miała z nim do czynienia, byłby już martwy.
-Margo, wytłumaczysz mi w końcu co jest grane? - troche się zirytował. Uwielbiam grać mu na nerwach ...
- ech.. złapał mnie przy świątyni. Telepatycznie... jest dobry... musiał pokonać wiele blokad aby dostać się aż tak głęboko..
- jak głęboko?!? - zaniepokojenie nie znikało z jego twarzy.
-mógł najwyżej zobaczyć moje słabości... i właściwie to tyle. Jest barszo pewny siebie. I chyba jest ich dwóch. I....-zawiesiłam głos niepewna jego reakcji...
-I...??
-Możliwe, że zobaczył, cząstkę planu terenu watahy mroku... a to może być wielka strata... - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego szklanym wzrokiem. -co ja zrobiłam...
-jak się spało?- zagadał w końcu przy wyjściu z jaskini.
-jak zwykle- uśmiechnęłam się niemrawo, zaglądając mu głęboko w oczy -kolejny dzień żmudnych ćwiczeń...- pomyślałam głośno zgarniając zmierzwiną grzyekę do tyłu.
Na miejscu była już alfa, Kondrakar i Vanessa. Vanessa wyraźnie czuła się lepiej.
-Margo!- krzyknęła, jak zorientowała się o moim przybyciu.
-Hej-odpowiedziałam uśmiechem.
-Chciałam ci podziękować....-przerwałam jej ruchem ręki.
-Nie ma sprawy. - Skinęłam głową. Właśnie miałam zacząć się koncentrować, na kumulacji wszystkich moich mocy umysu, gdy przerwał mi donośny głos naszej alfy.
-Nareszcie!- Nemezis przewróciła oczami widząc jak cała reszta pojawia się na polanie. -Zaczynamy!- oznajmiła twardym tonem. Wszyscy bez słowa zaczęli ćwiczenia. Po kilku godzinach wszyscy zmnaszej watahy rozeszli się wmswoje strony. W drodze do lasu, gdzie miałam zamiar coś przekąsić, wzięlo mnie na potworną migrene. Zacisnęłam pięści i zmieniłam się w wilka, od razu ruszyłam w pościg za niewielkim stadem saren. Złapałam pierwszą lepszą z brzegu, i wzięłam się za upragnioną kolacje. Po skonsumowaniu całej zdobyczy, znów w ludzkiej postaci, wybrałam się do świątyni. Gdy przekroczyłam granicę lasu, ból głowy zaczął się nasilać. Nie słyszałam nic z zewnątrz. W głowie słyszałam bardzo wyraźne szepty: ~~ nie masz siły... jesteś za słaba... nie uda ci się... nigdy ci się nie uda.... ~~ wszystkie te słowa były wypowiadane drwiącym, przerażającym głosem. Towarzyszył im nieopanowany, jazgotliwy śmiech. Tak zaczął się mój koszmar...
Chwyciłam się za głowę, robiąc krok w tył. Zatoczyłam się, cała drżałam. Czułam strach, ból. Moje nogi, jak cała reszta mojego ciała, stały się ciężkie. Jakby... jakby ktoś zrzucił na mnie kilku tonowy głaz. Przede mną widniały już potężne kolumny świątyni, oplecione kolczastymi cierniami. ~~ojej...nie mam siły?~~wtrącił ponownie owy bardzo wkurzający głos w mojej głowie. Śmiech w tle zdawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej nieopanowany.
-zamknij się!!! Słyszysz?! Siedź cicho!- wrzasnęłam wściekła i skora rozerwać i tą durną hienę i psychopatę uprzykrzającego mi życie. W tym momencie nawet psychodeliczny koleś, bądź kobieta... wybuchną śmiechem. Nie widziałam ich jednak czułam, że są... gdzieś we mnie...
Nadal dłońmi ściskałam skronie, łudząc się, że uśmierze ból. Teraz drżały tylko nogi. Nie umiałam nad niczym zapanować. ~~ złościmy się? ~~ PO RAZ KOLEJNY NIEPOTRZEBNIE wtrącił wyszydzający głos.
-wiesz co? Nie mam pojęcia kim jesteś, ale jak zaraz nie zamkniesz tej swojej... mordy, nie będziesz już miał czego szukać na tym świecie.... - warczałam przez zęby. Chciałam zmienić się w wilka i rzucić się do gardła temu... psyhopacie, ale coś mnie powstrzymywało.
~~kto powiedział, że jestem z tego świata?~~ teraz już obaj wpadli w nieopanowany... nie można tego nazwać śmiechem... jazgot. Wykorzystałam to i rzuciłam zaklęcie, które miało wykurzyć ich z mojej podświadomości. Głosy ucichły, jednak w pobliżu nie było nikogo. ~~jeszcze tu wróce...~~oznajmił poważnie i zamilknął. Czekając chwile bez ruchu upewniłam się o odejściu intruzów. Zawróciłam i pobiegłam w stronę jaskiń.
-Wanney!-krzyknęłam chcąc zatrzymać samca. Stwierdziłam, że Nemezis ma w tym momęcie za dużo na głowie.... Ten zatrzymał się i spojrzał w moją stronę, nie kryjąc uśmiechu. - właśnie miałam do czynienia ze szpiegiem naszych wrogów. To wyraźnie zaniepokoiło mojego partnera.
-jak to? Bezpośredni kontakt? -zrobił wielkie oczy.
-zapewniam, że jakbym miała z nim do czynienia, byłby już martwy.
-Margo, wytłumaczysz mi w końcu co jest grane? - troche się zirytował. Uwielbiam grać mu na nerwach ...
- ech.. złapał mnie przy świątyni. Telepatycznie... jest dobry... musiał pokonać wiele blokad aby dostać się aż tak głęboko..
- jak głęboko?!? - zaniepokojenie nie znikało z jego twarzy.
-mógł najwyżej zobaczyć moje słabości... i właściwie to tyle. Jest barszo pewny siebie. I chyba jest ich dwóch. I....-zawiesiłam głos niepewna jego reakcji...
-I...??
-Możliwe, że zobaczył, cząstkę planu terenu watahy mroku... a to może być wielka strata... - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego szklanym wzrokiem. -co ja zrobiłam...
(Wataha Mroku) od Konrakara
Cieszyło mnie ,że jestem z Trisią.
Ona jest taką wspaniałą partnerką ,ale często pakuje się w kłopoty co mnie bardzo martwi…
Zbudziłem się wcześnie i tak mi się nie chciało wstawać… udałem ,że śpię.
Na policzku poczułem delikatne usta Trisi, uśmiechnąłem się i po chwili już jej nie było…
W końcu musiałem wstać… zacząłem się rozciągać kiedy usłyszałem odgłosy kłótni.
Pobiegłem za odgłosami i zza krzaków zauważyłem Vanesse ,którą przygwoździł do ziemi jakiś basior! Był dość wysoki, używał mocy wody, posiadał skrzydła
i miał czarno białą sierść. Nie znałem gościa ,ale słyszałem ich rozmówkę z czego wynika ,że on szuka Trisi... co ten dureń od niej chce?!
Chciałem ruszyć w ich stronę, ale nagle dostałem wiadomość telepatyczną od Trisi:
~Mam problemy. Nie będzie mnie przez parę dni w Immortal,
Dla mojego i Vanessy bezpieczeństwa nie szukaj nas.~
Nagle zza drzew wybiegła Tris ,odepchnęła basiora od Vanessy i zaczęli rozmowę.
Nie słyszałem co mówili, ale po chwili zniknęli w dziwnym świetle...!
* -Kana, pora na małą przejażdżkę do watahy wody!*- zawołałem pegaza w myśli
,a gdy przyleciała w ciągu chwili odpowiedziała wesoło:
~Z przyjemnością!~
Wlazłem na pegaza i ruszyliśmy do watahy wody.
Szukałem Rapix, ale nigdzie jej nie było... nie było jej w lesie, ani w jaskini , na górce też nie, pod drzewami jej także nie widziałem.....
Gdy doszło późne popołudnie zastałem ją przy rzece.
- Rapix! Nie widziałaś może wilka z twojej watahy takiego wysokiego ze skrzydłami i czarno białą sierścią?- zagadałem do alfy wody
- Chodzi ci o Dastana?- zdziwiła się
- Taa... chyba o niego... bo rano rzucił się na Vanessę na terenach łąki i chciał od niej wymusić gdzie Trisia, a jak ona się zjawiła po chwili zniknęli...
- Zaraz , zaraz... powiedziałeś ,że Dastan rzucił się na Vanessę na terenach łąki?!
- Wiem co widziałem. To nie wiesz gdzie on jest?
- Nie ma go od rana w watace, mówił mi ,że idzie na kilkodniową wyprawę... okłamał mnie!
- Skoro go nie widziałaś, to nie przeszkadzam.- musiałem wracać do jaskini ,bo robiło się późno, a Tris wpadła w kłopoty!
- Hej czekaj Kondro! Muszę znaleźć Dastana zanim coś nabroi. W końcu nie wiadomo co w niego wstąpiło ,że zaatakował Vanessę...
- Mówiłem ,że chciał od niej wymusić gdzie jest Trisia.
- A po co jej szukał?
- Tego nie wiem... ale mam nadzieję ,że nic jej nie jest.- powiedziałem i na chwilę zapadła cisza.
Wtedy wysłałem Tris wiadomość telepatyczną:
~Tris gdzie jesteś?~
~ Spotkajmy się w jaskini. Wiesz o którą mi chodzi?~ dostałem szybką odpowiedź
~ Tak. Do zobaczenia.
~ Do zobaczenia.
- Rapix, Tris wróciła. Ona będzie wiedziała gdzie jest Dastan.- powiedziałem i przywołałem Kanę, a Rapix swego pegaza i ruszyliśmy do tej jaskini.
Gdy stanąłem przed wejściem do jaskini Tris ze szczęścia rzuciła mi się na szyję i pocałowała mnie.
- Cieszę się ,że już jesteś. Trisio co się działo przez ten cały dzień? Pamiętam ,że jak wysłałaś mi wiadomość ,że masz kłopoty Dastan walczył z Vanessą i pytał o ciebie ,wtedy ty się zjawiłaś... a potem zniknęliście wszyscy. Nie rozumiem, proszę powiedz mi. Martwię się o ciebie...
- Kondro to długa historia...- odpowiedziała Tris
- Chętnie jej wysłuchamy.- do jaskini weszła Rapix
- Rapix co ty tu robisz?- zdziwiła się Trisia
- Kondro pytał mnie o Dastana, powiedział mi co widział i wiem ,że Dastan mnie okłamał. Muszę go znaleźć zanim zrobi głupstwo... powiedz com się stało po kolei.- powiedziała Rapix i Trisia zaczęła mówić..
Ona jest taką wspaniałą partnerką ,ale często pakuje się w kłopoty co mnie bardzo martwi…
Zbudziłem się wcześnie i tak mi się nie chciało wstawać… udałem ,że śpię.
Na policzku poczułem delikatne usta Trisi, uśmiechnąłem się i po chwili już jej nie było…
W końcu musiałem wstać… zacząłem się rozciągać kiedy usłyszałem odgłosy kłótni.
Pobiegłem za odgłosami i zza krzaków zauważyłem Vanesse ,którą przygwoździł do ziemi jakiś basior! Był dość wysoki, używał mocy wody, posiadał skrzydła
i miał czarno białą sierść. Nie znałem gościa ,ale słyszałem ich rozmówkę z czego wynika ,że on szuka Trisi... co ten dureń od niej chce?!
Chciałem ruszyć w ich stronę, ale nagle dostałem wiadomość telepatyczną od Trisi:
~Mam problemy. Nie będzie mnie przez parę dni w Immortal,
Dla mojego i Vanessy bezpieczeństwa nie szukaj nas.~
Nagle zza drzew wybiegła Tris ,odepchnęła basiora od Vanessy i zaczęli rozmowę.
Nie słyszałem co mówili, ale po chwili zniknęli w dziwnym świetle...!
* -Kana, pora na małą przejażdżkę do watahy wody!*- zawołałem pegaza w myśli
,a gdy przyleciała w ciągu chwili odpowiedziała wesoło:
~Z przyjemnością!~
Wlazłem na pegaza i ruszyliśmy do watahy wody.
Szukałem Rapix, ale nigdzie jej nie było... nie było jej w lesie, ani w jaskini , na górce też nie, pod drzewami jej także nie widziałem.....
Gdy doszło późne popołudnie zastałem ją przy rzece.
- Rapix! Nie widziałaś może wilka z twojej watahy takiego wysokiego ze skrzydłami i czarno białą sierścią?- zagadałem do alfy wody
- Chodzi ci o Dastana?- zdziwiła się
- Taa... chyba o niego... bo rano rzucił się na Vanessę na terenach łąki i chciał od niej wymusić gdzie Trisia, a jak ona się zjawiła po chwili zniknęli...
- Zaraz , zaraz... powiedziałeś ,że Dastan rzucił się na Vanessę na terenach łąki?!
- Wiem co widziałem. To nie wiesz gdzie on jest?
- Nie ma go od rana w watace, mówił mi ,że idzie na kilkodniową wyprawę... okłamał mnie!
- Skoro go nie widziałaś, to nie przeszkadzam.- musiałem wracać do jaskini ,bo robiło się późno, a Tris wpadła w kłopoty!
- Hej czekaj Kondro! Muszę znaleźć Dastana zanim coś nabroi. W końcu nie wiadomo co w niego wstąpiło ,że zaatakował Vanessę...
- Mówiłem ,że chciał od niej wymusić gdzie jest Trisia.
- A po co jej szukał?
- Tego nie wiem... ale mam nadzieję ,że nic jej nie jest.- powiedziałem i na chwilę zapadła cisza.
Wtedy wysłałem Tris wiadomość telepatyczną:
~Tris gdzie jesteś?~
~ Spotkajmy się w jaskini. Wiesz o którą mi chodzi?~ dostałem szybką odpowiedź
~ Tak. Do zobaczenia.
~ Do zobaczenia.
- Rapix, Tris wróciła. Ona będzie wiedziała gdzie jest Dastan.- powiedziałem i przywołałem Kanę, a Rapix swego pegaza i ruszyliśmy do tej jaskini.
Gdy stanąłem przed wejściem do jaskini Tris ze szczęścia rzuciła mi się na szyję i pocałowała mnie.
- Cieszę się ,że już jesteś. Trisio co się działo przez ten cały dzień? Pamiętam ,że jak wysłałaś mi wiadomość ,że masz kłopoty Dastan walczył z Vanessą i pytał o ciebie ,wtedy ty się zjawiłaś... a potem zniknęliście wszyscy. Nie rozumiem, proszę powiedz mi. Martwię się o ciebie...
- Kondro to długa historia...- odpowiedziała Tris
- Chętnie jej wysłuchamy.- do jaskini weszła Rapix
- Rapix co ty tu robisz?- zdziwiła się Trisia
- Kondro pytał mnie o Dastana, powiedział mi co widział i wiem ,że Dastan mnie okłamał. Muszę go znaleźć zanim zrobi głupstwo... powiedz com się stało po kolei.- powiedziała Rapix i Trisia zaczęła mówić..
środa, 28 sierpnia 2013
...
Przepraszam wszystkich za moje nagłe 'zniknięcie.' Od najbliższych dni postaram się znów zacząć działać na blogu.
Illuminated.
Illuminated.
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Zawieszenie działalności - Atena i Yami
Atena, podobnie jak Yami (Beta Watahy Ziemi) zawiesza swoją działalność na czas nieokreślony z powodu braku chęci, weny, siły i czasu. Może potrwać to dosyć długo, także się nie martwcie, jeśli szybko nie wrócą. Wiecie: niedługo szkoła, nauka itd.
Mam nadzieję, że nie będziecie na ich powrót czekać (pewnie odetchnięcie z ulgą od tych kiepskich opowiadań), bo się rozczarujecie pewnie.
nikusia199914 - adminka
niedziela, 25 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) od Vanessy
- Nic ci nie jest? - spytałam.
- Wszystko w porządku. Musimy się stąd wydostać bo najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej.
- Racja.
Usłyszałam kroki. Przed celą stanęła jakaś dziewczyna. Otworzyła drzwi celi i powiedziała:
- Wychudźcie, musimy się pośpieszyć.
- Surii! -krzyknęłam Tris
- Kto? - spytała zdziwiona.
- Surii. Moja koleżanka. Była ze mną w zespole muzycznym. - zespół muzyczny??
- Aha...
- Dobra chodźcie. - powiedziała Surii.
Wyszłyśmy z celi i szłyśmy za Surii. Całą drogę nikt nic nie powiedział... Korytarz był ciemny a w ścianach były cele. W każdej był ktoś o dziwnym wyglądzie... Po długim marszu doszłyśmy do wyjścia. Gdy wyszłyśmy na świeże powietrze Surii nas przeteleportowała na tereny watahy mroku.
- No to idźcie.
- Dobra. Pa! - Surii w mgnieniu oka zniknęła.
Kurde. Już nic nie rozumiem... Dastan. Zespół muzyczny. Jakaś tam Surii. Heh...
- Zaraz przyleci mój pegaz. Chcesz gdzieś polecieć?
- A byś mogła zabrać mnie na tereny wody? - spytałam, myśląc o pewnej osobie...
- Jasne tylko niech przyleci Ekwador.
Chwile później przyleciał jej pegaz, a nasz transport. Trisia pomogła mi wejść na pegaza, po czym i ona wsiadła na jego grzbiet.Polecieliśmy na tereny wody, tak jak prosiłam. Zostawili mnie nad Rzeką Rozpaczy. Gdy oni odlecieli usiadłam na brzegu rzeki. Włożyłam dłoń do rzeki by sprawdzić jaka jest woda. Zimna. Nie, l o d o w a t a. Usłyszałam szelest i zza drzew wyszedł...
- Wszystko w porządku. Musimy się stąd wydostać bo najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej.
- Racja.
Usłyszałam kroki. Przed celą stanęła jakaś dziewczyna. Otworzyła drzwi celi i powiedziała:
- Wychudźcie, musimy się pośpieszyć.
- Surii! -krzyknęłam Tris
- Kto? - spytała zdziwiona.
- Surii. Moja koleżanka. Była ze mną w zespole muzycznym. - zespół muzyczny??
- Aha...
- Dobra chodźcie. - powiedziała Surii.
Wyszłyśmy z celi i szłyśmy za Surii. Całą drogę nikt nic nie powiedział... Korytarz był ciemny a w ścianach były cele. W każdej był ktoś o dziwnym wyglądzie... Po długim marszu doszłyśmy do wyjścia. Gdy wyszłyśmy na świeże powietrze Surii nas przeteleportowała na tereny watahy mroku.
- No to idźcie.
- Dobra. Pa! - Surii w mgnieniu oka zniknęła.
Kurde. Już nic nie rozumiem... Dastan. Zespół muzyczny. Jakaś tam Surii. Heh...
- Zaraz przyleci mój pegaz. Chcesz gdzieś polecieć?
- A byś mogła zabrać mnie na tereny wody? - spytałam, myśląc o pewnej osobie...
- Jasne tylko niech przyleci Ekwador.
Chwile później przyleciał jej pegaz, a nasz transport. Trisia pomogła mi wejść na pegaza, po czym i ona wsiadła na jego grzbiet.Polecieliśmy na tereny wody, tak jak prosiłam. Zostawili mnie nad Rzeką Rozpaczy. Gdy oni odlecieli usiadłam na brzegu rzeki. Włożyłam dłoń do rzeki by sprawdzić jaka jest woda. Zimna. Nie, l o d o w a t a. Usłyszałam szelest i zza drzew wyszedł...
sobota, 24 sierpnia 2013
(Wataha Powietrza) Od Miko
Wróciłam do siebie, no i okazało się, że akurat wszyscy byli
w jaskini i Illumianted tłumaczył, że czas wziąć się za ćwiczenia
wytrzymałościowe.
- Od jutra zaczynamy trening. – Powiedział na końcu.
Wylukałam mojego drugiego brata i szybko do niego
podbiegłam.
- Będziesz trenował? – Zapytałam cicho.
- Jak wszyscy to wszyscy. – Odparł.
Złapałam go za nadgarstek i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Nie daj się zabić. – Powiedziałam twardo.
- Nie mam zamiaru. – Wyrwał swoja dłoń.
*Są tak samo oschli* Uśmiechnęłam się pod nosem. Odwróciłam
się i zauważyłam moją kotkę.
~Co tam?~ Usiadłam obok niej.
~W razie czego pierwszą twoją przemianą będzie połączenie
się ze mną. Pamiętaj.~ Powiedziała ozięble.
~Dobrze.~ Uśmiechnęłam się.
~Jednak jesteś naiwna. Jutro trening więc się nie przemęczaj,
bo dostaniesz zakwasów.~ Prychnęła.
~Nie martw się o mnie. Jak tam Fujumi?~ zmieniłam temat.
~Ćwiczy szybkie latanie i rozwija swoje umiejętności, by Ci
pomóc.~ Odparła.
~Jesteście pomocne. Dziękuję, mam nadzieję, że nie
zawiedziecie się na mnie.~ Usadziłam Neko na kolanach.
~Na pewno sobie poradzisz, a teraz możesz mnie pogłaskać.~
Jej oczy aż błyszczały przy ostatnich słowach.
Zaczęłam ją głaskać i śpiewałam :
- Ukazałeś mi swą bladą twarz
I wyszeptałeś: "Gdzie jestem?"
Sylwetka zagubionego dziecka, dźwięk bicia dzwonów, falujące płomienie,
Wyryte ślady stóp będące niczym wydeptane przez cienie.
Płynę, płynę przez ten las.
Ukrywając się, jedynie naliczasz swe grzechy.
"Proszę, przebaczcie mi, która się tu urodziłam."
Me drżące ciało odda to życie, odda wszystko.
Jeśli nawet oddam wszystkie te wyryte słowa,
To uzyskanie wiecznego przebaczenia...
Wiedząc, że to nie zniknie, wciąż ofiaruję swe modlitwy.
Słońce wciąż śni,
A roześmiany księżyc w pełni mamrocze kłamstwa.
"Hej, jeśli cię zabiję, będę mogła zasnąć."
Zabrzmiał głośny krzyk barwiący wszystko czernią.
Płynę, płynę w tej mgle.
Pragnienie jest grzechem.
"Proszę, pokochaj mnie, która się tu urodziłam."
Samotność wewnątrz mego serca zniszczy wszystko.
Jeśli nawet będę liczyć wszystkie uderzenia w tej piersi,
To bycie kochaną przez wieczność...
Wiedząc, że tego nie ujrzę, wciąż szukam, lamentując.
W upadłych liściach gromadzi się coś kłamliwego.
Ta kołysanka będzie rozbrzmiewać dopóki nie zasnę.
Głosy wewnątrz mnie znikają jeden po drugim.
Na co tak patrzysz, wyciągając swą białą dłoń?
"Proszę, przebaczcie mi, która się tu urodziłam."
Naliczając swe grzechy, zabijam je.
"Jeśli jesteś w stanie mi wybaczyć... proszę, chroń mnie z całych sił, z całych sił."
Wtedy przypomniałam to sobie i również zgrzeszyłam.
"Proszę, pokochaj mnie, która się tu urodziłam, z całych sił, z całych sił."
Wiedząc, że te powtarzające się myśli nie znikną, wciąż ofiaruję swe modlitwy. – Śpiewałam tak cicho by tylko ona to słyszała, a potem zasnęła, a ja wraz z nią.
I wyszeptałeś: "Gdzie jestem?"
Sylwetka zagubionego dziecka, dźwięk bicia dzwonów, falujące płomienie,
Wyryte ślady stóp będące niczym wydeptane przez cienie.
Płynę, płynę przez ten las.
Ukrywając się, jedynie naliczasz swe grzechy.
"Proszę, przebaczcie mi, która się tu urodziłam."
Me drżące ciało odda to życie, odda wszystko.
Jeśli nawet oddam wszystkie te wyryte słowa,
To uzyskanie wiecznego przebaczenia...
Wiedząc, że to nie zniknie, wciąż ofiaruję swe modlitwy.
Słońce wciąż śni,
A roześmiany księżyc w pełni mamrocze kłamstwa.
"Hej, jeśli cię zabiję, będę mogła zasnąć."
Zabrzmiał głośny krzyk barwiący wszystko czernią.
Płynę, płynę w tej mgle.
Pragnienie jest grzechem.
"Proszę, pokochaj mnie, która się tu urodziłam."
Samotność wewnątrz mego serca zniszczy wszystko.
Jeśli nawet będę liczyć wszystkie uderzenia w tej piersi,
To bycie kochaną przez wieczność...
Wiedząc, że tego nie ujrzę, wciąż szukam, lamentując.
W upadłych liściach gromadzi się coś kłamliwego.
Ta kołysanka będzie rozbrzmiewać dopóki nie zasnę.
Głosy wewnątrz mnie znikają jeden po drugim.
Na co tak patrzysz, wyciągając swą białą dłoń?
"Proszę, przebaczcie mi, która się tu urodziłam."
Naliczając swe grzechy, zabijam je.
"Jeśli jesteś w stanie mi wybaczyć... proszę, chroń mnie z całych sił, z całych sił."
Wtedy przypomniałam to sobie i również zgrzeszyłam.
"Proszę, pokochaj mnie, która się tu urodziłam, z całych sił, z całych sił."
Wiedząc, że te powtarzające się myśli nie znikną, wciąż ofiaruję swe modlitwy. – Śpiewałam tak cicho by tylko ona to słyszała, a potem zasnęła, a ja wraz z nią.
piątek, 23 sierpnia 2013
(Wataha Ognia) od Trisi
Następnego dnia obudziłam się późnym rankiem. Kondrakar jeszcze spał.
Pocałowałam go w policzek i poszłam się przejść. Gdy byłam nie daleko
polany usłyszałam głos Vanessy. Pobiegłam w tamtą stronę. Zatrzymałam
się chowając się za drzewem. Wtedy zobaczyłam leżącą na ziemi Vanesse a
nad nią stojącego... Dastana?!
- Mów gdzie Trisia! - po co mu wiedzieć gdzie ja jestem i dlaczego miesza w to Vanesse?!
- Niby skąd mam to wiedzieć...
- Kolegujesz się z nią i gadasz to chyba wiesz.
- I tak nie wiem gdzie jest!
- Na pewno? Chyba nie chcesz zna moich metod tortur żeby się dowiedzieć parę rzeczy?
- Odczep się od niej! Przecież tobie na mnie zależy nie na niej.- powiedziałam wychodząc zza drzewa.
- No,no. Jednak księżniczka chce oddać swoją ofiarę zamiast koleżanki. - ofiarę?
Podszedł do mnie. Spróbował mnie pocałować ale ja się odsunęłam. Zauważyłam kątem oka że Vanessa wstała i zamierzała uciekać ale Dastan rzucił na nią jakieś zaklęcie.
- O nie. Dwie zdobycze są lepsze od jednej.
Niewiem jakim cudem ale wyczułam obecność Kondra nie daleko stąd. Wysłałam mu wiadomość telepatyczną:
~ Mam problemy. Nie będzie mnie przez parę dni w Immortal. Dla mojego i Vanessy bezpieczeństwa nie szukaj nas.
Gdy wysłałam mu wiadomość telepatyczną Dastsan nas przeteleportował do jakiejś celi.
- Kto to do licha!?
- Ten chłopak to Dastan. Był synem alfy watahy do której wcześniej należałam. On...wykasował mi pamieć.- powiedziałam. Zobaczyłam krzesło stojące pod ścianą więc na nim siadłam.
- Dobra. - powiedziała. - Czego on chce od ciebie?
- Nie wiem...Przepraszam, że ciebie w to wpakowałam.
- Teraz to siedzimy razem w tym bałaganie.
Do celi wszedł Dastan. Podszedł do mnie i złapał za łokieć. Spróbowałam się wyrwać ale nic z tego nie wyszło. No tylko teraz Dastan wzmocnił ucisk. Wyprowadził mnie z celi.
- Czego ty chcesz ode mnie?
- Zabawimy się.- powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Że co?!
- Będziesz gladiatorem.
- Nie zgadzam się! - stanęłam.
Odwrócił się w moją stronę, złapał za moje ramiona i coś powiedział pod nosem. Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się ciepło. W tym momencie moje ciało zesztywniało. Dastan przerzucił mnie przez ramię.
- Masz szczęście bo efekt jest tymczasowy.
Szedł dalej dopóki nie dotarł do drzwi. Otworzył je i wszedł do środka. Podszedł do stołu i położył mnie na nim. Znowu coś wymamrotał pod nosem. Poczułam że wszystko wraca do normy. O co tu chodzi? Usiadłam.
- Co ty ode mnie chcesz?!
- Za dużo niżbym mógł.
Podszedł do mnie. Odgarną mi włosy za ucho i przejechał ręką po moim policzku. Odepchnęłam jego rękę. Miałam tego dosyć! On myśli że jak będzie mnie teraz podrywać to mu ulegnę? O nie. Ja się tak nie dam. Zresztą jestem z Kondrakarem, a Dastan...szkoda słów. W ogóle on mi się już nie podoba.
- Zostaw mnie!
- Co już ci się nie podobam? Myślałem że te wspomnienia co ci zostawiłem uświadomią ci kim naprawdę jesteś.
- Źle myślałeś.
- No to się zabawimy. - pstrykną palcami i w tym momencie przeniosłam się na arenę. Koło mnie leżały dwa miecze. Wzięłam je. Wtedy wypuścili lwy. Chodziły po całej arenie, no ale w końcu jeden z nich postanowił zaatakować. Gdy tylko się na mnie rzucił odcięłam mu głowę jednym z mieczy. Zaraz po nim zaatakowały pozostałe ale i one zostały zgładzone, tylko że na różne sposoby. Teraz wpuścili niedźwiedzie i tygrysy. Z niedźwiedziami było gorzej ale i z nimi dałam rade jak z tygrysami ale te omal mnie nie zabiły. Nagle wszystko znikło. Spojrzałam na siebie miałam drobne rany, siniaki i sukienkę trochę poszarpaną przez tygrysy.
- Fajne przedstawienie ale myślałem że wyjdziesz z tego gorzej.
- Kiedy w końcu nas wypuścisz?!
- Niedługo. A teraz wrócisz do swojej koleżanki.
Złapał za łokieć i ciągną za sobą. Gdy doszliśmy do celi niemal mnie do niej wrzucił.
- Nic ci nie jest? - spytała Vanessa.
- Wszystko w porządku. Musimy się stąd wydostać bo najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej.
- Racja.
Usłyszałam kroki. Przed celą stanęła jakaś dziewczyna. Otworzyła drzwi celi i powiedziała:
- Wychudźcie, musimy się pośpieszyć.
- Surii!
- Kto? - spytała zdziwiona Vanessa.
- Surii. Moja koleżanka. Była ze mną w zespole muzycznym.
- Aha...- powiedziała.
- Dobra chodźcie. - powiedziała Surii pośpieszając mnie i Vanesse.
Wyszłyśmy z celi i szłyśmy za Surii. Całą drogę nikt nic nie powiedział... Po długim marszu doszłyśmy do wyjścia. Nawet nikogo nie spotkałyśmy - na szczęście. Gdy wyszłyśmy na świeże powietrze Surii nas przeteleportowała na tereny watahy mroku.
- No to idźcie.
- Dobra. Pa! - pomachałam Surii a ta zniknęła.
~ Ekwador jesteś w pobliżu terenów mroku?
~ Właśnie nad nimi przelatuje. Poczekaj zaraz przylecę.
~ Dobra
- Zaraz przyleci mój pegaz. Chcesz gdzieś polecieć?
- A byś mogła zabrać mnie na tereny wody?
- Jasne tylko niech przyleci Ekwador.
Chwile później przyleciał Ekwador. Pomogłam Vanessie wsiąść na niego, po czym i ja wsiadłam.
~ Zawieziemy Vanesse na tereny wody. Zgoda?
~ Jasne.
Polecieliśmy ba tereny wody. Vanesse podwieźliśmy nad jakąś rzekę.Jak ja nienawidzę wody, pomyślałam.
~ To gdzie teraz?~ spytał Ekwador. Chyba gdzieś mu się śpieszy...
~Na tereny mroku.
Gdy mnie podwiózł poszłam na polane .... i weszłam na najbliższe drzewo. Wyjęłam MP3 i zaczęłam słuchać piosenek. Minęła może godzinka może półtorej gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem.
~Tris gdzie jesteś? ~ Dostałam wiadomość telepatyczną od Kondrakara.
~ Spotkajmy się w jaskini. Wiesz o którą mi chodzi?
~ Tak. Do zobaczenia.
~ Do zobaczenia.
Może się przeteleportuje?Pomyślałam. Dawno, ale to dawno tego nie robiłam... Raz kozia śmierć. Pomyślałam o tej jaskini i wyobraziłam ją sobie. Czułam jakby moje ciało rozpadło się na kawałki i zaraz powrotem te cząsteczki się złończyły. Otworzyłam oczy i zobaczyłam że znajduję się tam gdzie chciałam. Udało się! Zaraz po tym przed wejściem stanęła sylwetka Kondra. Z szczęścia rzuciłam się na niego i pocałowałam.
- Mów gdzie Trisia! - po co mu wiedzieć gdzie ja jestem i dlaczego miesza w to Vanesse?!
- Niby skąd mam to wiedzieć...
- Kolegujesz się z nią i gadasz to chyba wiesz.
- I tak nie wiem gdzie jest!
- Na pewno? Chyba nie chcesz zna moich metod tortur żeby się dowiedzieć parę rzeczy?
- Odczep się od niej! Przecież tobie na mnie zależy nie na niej.- powiedziałam wychodząc zza drzewa.
- No,no. Jednak księżniczka chce oddać swoją ofiarę zamiast koleżanki. - ofiarę?
Podszedł do mnie. Spróbował mnie pocałować ale ja się odsunęłam. Zauważyłam kątem oka że Vanessa wstała i zamierzała uciekać ale Dastan rzucił na nią jakieś zaklęcie.
- O nie. Dwie zdobycze są lepsze od jednej.
Niewiem jakim cudem ale wyczułam obecność Kondra nie daleko stąd. Wysłałam mu wiadomość telepatyczną:
~ Mam problemy. Nie będzie mnie przez parę dni w Immortal. Dla mojego i Vanessy bezpieczeństwa nie szukaj nas.
Gdy wysłałam mu wiadomość telepatyczną Dastsan nas przeteleportował do jakiejś celi.
- Kto to do licha!?
- Ten chłopak to Dastan. Był synem alfy watahy do której wcześniej należałam. On...wykasował mi pamieć.- powiedziałam. Zobaczyłam krzesło stojące pod ścianą więc na nim siadłam.
- Dobra. - powiedziała. - Czego on chce od ciebie?
- Nie wiem...Przepraszam, że ciebie w to wpakowałam.
- Teraz to siedzimy razem w tym bałaganie.
Do celi wszedł Dastan. Podszedł do mnie i złapał za łokieć. Spróbowałam się wyrwać ale nic z tego nie wyszło. No tylko teraz Dastan wzmocnił ucisk. Wyprowadził mnie z celi.
- Czego ty chcesz ode mnie?
- Zabawimy się.- powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Że co?!
- Będziesz gladiatorem.
- Nie zgadzam się! - stanęłam.
Odwrócił się w moją stronę, złapał za moje ramiona i coś powiedział pod nosem. Poczułam jak po moim ciele rozchodzi się ciepło. W tym momencie moje ciało zesztywniało. Dastan przerzucił mnie przez ramię.
- Masz szczęście bo efekt jest tymczasowy.
Szedł dalej dopóki nie dotarł do drzwi. Otworzył je i wszedł do środka. Podszedł do stołu i położył mnie na nim. Znowu coś wymamrotał pod nosem. Poczułam że wszystko wraca do normy. O co tu chodzi? Usiadłam.
- Co ty ode mnie chcesz?!
- Za dużo niżbym mógł.
Podszedł do mnie. Odgarną mi włosy za ucho i przejechał ręką po moim policzku. Odepchnęłam jego rękę. Miałam tego dosyć! On myśli że jak będzie mnie teraz podrywać to mu ulegnę? O nie. Ja się tak nie dam. Zresztą jestem z Kondrakarem, a Dastan...szkoda słów. W ogóle on mi się już nie podoba.
- Zostaw mnie!
- Co już ci się nie podobam? Myślałem że te wspomnienia co ci zostawiłem uświadomią ci kim naprawdę jesteś.
- Źle myślałeś.
- No to się zabawimy. - pstrykną palcami i w tym momencie przeniosłam się na arenę. Koło mnie leżały dwa miecze. Wzięłam je. Wtedy wypuścili lwy. Chodziły po całej arenie, no ale w końcu jeden z nich postanowił zaatakować. Gdy tylko się na mnie rzucił odcięłam mu głowę jednym z mieczy. Zaraz po nim zaatakowały pozostałe ale i one zostały zgładzone, tylko że na różne sposoby. Teraz wpuścili niedźwiedzie i tygrysy. Z niedźwiedziami było gorzej ale i z nimi dałam rade jak z tygrysami ale te omal mnie nie zabiły. Nagle wszystko znikło. Spojrzałam na siebie miałam drobne rany, siniaki i sukienkę trochę poszarpaną przez tygrysy.
- Fajne przedstawienie ale myślałem że wyjdziesz z tego gorzej.
- Kiedy w końcu nas wypuścisz?!
- Niedługo. A teraz wrócisz do swojej koleżanki.
Złapał za łokieć i ciągną za sobą. Gdy doszliśmy do celi niemal mnie do niej wrzucił.
- Nic ci nie jest? - spytała Vanessa.
- Wszystko w porządku. Musimy się stąd wydostać bo najprawdopodobniej będzie jeszcze gorzej.
- Racja.
Usłyszałam kroki. Przed celą stanęła jakaś dziewczyna. Otworzyła drzwi celi i powiedziała:
- Wychudźcie, musimy się pośpieszyć.
- Surii!
- Kto? - spytała zdziwiona Vanessa.
- Surii. Moja koleżanka. Była ze mną w zespole muzycznym.
- Aha...- powiedziała.
- Dobra chodźcie. - powiedziała Surii pośpieszając mnie i Vanesse.
Wyszłyśmy z celi i szłyśmy za Surii. Całą drogę nikt nic nie powiedział... Po długim marszu doszłyśmy do wyjścia. Nawet nikogo nie spotkałyśmy - na szczęście. Gdy wyszłyśmy na świeże powietrze Surii nas przeteleportowała na tereny watahy mroku.
- No to idźcie.
- Dobra. Pa! - pomachałam Surii a ta zniknęła.
~ Ekwador jesteś w pobliżu terenów mroku?
~ Właśnie nad nimi przelatuje. Poczekaj zaraz przylecę.
~ Dobra
- Zaraz przyleci mój pegaz. Chcesz gdzieś polecieć?
- A byś mogła zabrać mnie na tereny wody?
- Jasne tylko niech przyleci Ekwador.
Chwile później przyleciał Ekwador. Pomogłam Vanessie wsiąść na niego, po czym i ja wsiadłam.
~ Zawieziemy Vanesse na tereny wody. Zgoda?
~ Jasne.
Polecieliśmy ba tereny wody. Vanesse podwieźliśmy nad jakąś rzekę.Jak ja nienawidzę wody, pomyślałam.
~ To gdzie teraz?~ spytał Ekwador. Chyba gdzieś mu się śpieszy...
~Na tereny mroku.
Gdy mnie podwiózł poszłam na polane .... i weszłam na najbliższe drzewo. Wyjęłam MP3 i zaczęłam słuchać piosenek. Minęła może godzinka może półtorej gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem.
~Tris gdzie jesteś? ~ Dostałam wiadomość telepatyczną od Kondrakara.
~ Spotkajmy się w jaskini. Wiesz o którą mi chodzi?
~ Tak. Do zobaczenia.
~ Do zobaczenia.
Może się przeteleportuje?Pomyślałam. Dawno, ale to dawno tego nie robiłam... Raz kozia śmierć. Pomyślałam o tej jaskini i wyobraziłam ją sobie. Czułam jakby moje ciało rozpadło się na kawałki i zaraz powrotem te cząsteczki się złończyły. Otworzyłam oczy i zobaczyłam że znajduję się tam gdzie chciałam. Udało się! Zaraz po tym przed wejściem stanęła sylwetka Kondra. Z szczęścia rzuciłam się na niego i pocałowałam.
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) od Vanessy
Diana sobie poszła, ale za to przybiegł Wanney.
- Margo!
Podbiegł do dziewczyny całej w krwi.
- Prędko, musimy jej pomóc! Ona może umrzeć!
Ailsinn przewróciła oczami. Wziął Margo na ręce i ruszył za medyczką przez las. Ja zostałam sama w jaskini. Nawet Greg sobie poszedł. Spojrzałam na dłonie. Ran już nie było, jedynie zostały po nich ledwie co widoczne blizny. Najwidoczniej Margo mnie uleczyła. Gdy dojdzie do siebie muszę jej podziękować, bo gdyby nie ona mogłabym umrzeć... No ale dobra. Wstałam i poszłam się przejść. Gdy tak szłam zobaczyłam Trisie z jakimś chłopakiem. Ech....Wszyscy mają dookoła partnera a ja jedyna nie. Pech mnie prześladuje czy co?! A nie sory, przecież taka dziewczyna jak ja nikomu się nie spodobam, to wiadome, pomyślałam. Nagle poczułam straszliwy ból w głowię. Ktoś mnie walną kamieniem. Zemdlałam.
Gdy odzyskałam przytomność stał nade mną jakiś chłopak. Nie znałam go.
- Mów gdzie Trisia! - najwyraźniej chciał od razu przejść do rzeczy. Ale Tris? Po co mu ona?!
- Niby skąd mam to wiedzieć...
- Kolegujesz się z nią i gadasz to chyba wiesz.
- I tak nie wiem gdzie jest!
- Na pewno? Chyba nie chcesz zna moich metod tortur żeby się dowiedzieć parę rzeczy?
- Odczep się od niej! Przecież tobie na mnie zależy nie na niej.- powiedziała Trisia wychodząc zza drzewa.
- No,no. Jednak księżniczka chce oddać swoją ofiarę zamiast koleżanki.
Podszedł do niej. Ja w tym czasie w stałam i miałam już uciekać gdy poczułam przeszywający moje ciało ból. Krzyknęłam z bólu. Pewnie cały Immortal słyszał mój krzyk.
- O nie. Dwie zdobycze są lepsze od jednej. - Gdy to powiedział miałam wrażenie że ktoś to wydarzenie właśnie ogląda....
Momentalnie nas przeteleportował do jakiejś celi. Jego nie było tylko ja i Tris.
- Kto to do licha!?
- Ten chłopak to Dastan. Był synem alfy watahy do której wcześniej należałam. On...wykasował mi pamieć.- powiedziała. Usłyszałam że trząsł się jej głos.
- Dobra. - powiedziałam bardziej spokojnym głosem. - Czego on chce od ciebie?
- Nie wiem...Przepraszam, że ciebie w to wpakowałam.
- Teraz to siedzimy razem w tym bałaganie. - stwierdziłam.
W tym momencie do celi wszedł Dastan. Bez słowa wyprowadził Trisie. Choć próbowała się wyrwać nic z tego nie wyszło. Teraz siedziałam sama w ciemnej celi. No ale przynajmniej było łóżko więc się na nim położyłam. Nawet nie wiem kiedy ale zasnęłam. Sen mnie przeraził. Nie rozumiałam go w ogóle. Nie występowałam w nim no i nikt z tych osób które znam. Obudziłam się w tym samym momencie kiedy Trisia wróciła. Była cala poobijana a ubranie miała trochę poszarpane. O co tu chodzi? Jaką Trisia ma przeszłość i ten Dastan!?
- Margo!
Podbiegł do dziewczyny całej w krwi.
- Prędko, musimy jej pomóc! Ona może umrzeć!
Ailsinn przewróciła oczami. Wziął Margo na ręce i ruszył za medyczką przez las. Ja zostałam sama w jaskini. Nawet Greg sobie poszedł. Spojrzałam na dłonie. Ran już nie było, jedynie zostały po nich ledwie co widoczne blizny. Najwidoczniej Margo mnie uleczyła. Gdy dojdzie do siebie muszę jej podziękować, bo gdyby nie ona mogłabym umrzeć... No ale dobra. Wstałam i poszłam się przejść. Gdy tak szłam zobaczyłam Trisie z jakimś chłopakiem. Ech....Wszyscy mają dookoła partnera a ja jedyna nie. Pech mnie prześladuje czy co?! A nie sory, przecież taka dziewczyna jak ja nikomu się nie spodobam, to wiadome, pomyślałam. Nagle poczułam straszliwy ból w głowię. Ktoś mnie walną kamieniem. Zemdlałam.
Gdy odzyskałam przytomność stał nade mną jakiś chłopak. Nie znałam go.
- Mów gdzie Trisia! - najwyraźniej chciał od razu przejść do rzeczy. Ale Tris? Po co mu ona?!
- Niby skąd mam to wiedzieć...
- Kolegujesz się z nią i gadasz to chyba wiesz.
- I tak nie wiem gdzie jest!
- Na pewno? Chyba nie chcesz zna moich metod tortur żeby się dowiedzieć parę rzeczy?
- Odczep się od niej! Przecież tobie na mnie zależy nie na niej.- powiedziała Trisia wychodząc zza drzewa.
- No,no. Jednak księżniczka chce oddać swoją ofiarę zamiast koleżanki.
Podszedł do niej. Ja w tym czasie w stałam i miałam już uciekać gdy poczułam przeszywający moje ciało ból. Krzyknęłam z bólu. Pewnie cały Immortal słyszał mój krzyk.
- O nie. Dwie zdobycze są lepsze od jednej. - Gdy to powiedział miałam wrażenie że ktoś to wydarzenie właśnie ogląda....
Momentalnie nas przeteleportował do jakiejś celi. Jego nie było tylko ja i Tris.
- Kto to do licha!?
- Ten chłopak to Dastan. Był synem alfy watahy do której wcześniej należałam. On...wykasował mi pamieć.- powiedziała. Usłyszałam że trząsł się jej głos.
- Dobra. - powiedziałam bardziej spokojnym głosem. - Czego on chce od ciebie?
- Nie wiem...Przepraszam, że ciebie w to wpakowałam.
- Teraz to siedzimy razem w tym bałaganie. - stwierdziłam.
W tym momencie do celi wszedł Dastan. Bez słowa wyprowadził Trisie. Choć próbowała się wyrwać nic z tego nie wyszło. Teraz siedziałam sama w ciemnej celi. No ale przynajmniej było łóżko więc się na nim położyłam. Nawet nie wiem kiedy ale zasnęłam. Sen mnie przeraził. Nie rozumiałam go w ogóle. Nie występowałam w nim no i nikt z tych osób które znam. Obudziłam się w tym samym momencie kiedy Trisia wróciła. Była cala poobijana a ubranie miała trochę poszarpane. O co tu chodzi? Jaką Trisia ma przeszłość i ten Dastan!?
niedziela, 18 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) od Nemezis
Powiadomiłam wszystkich o tym co zrobiłam Miko.
teraz miałam spokój.
Na jakiś czas.
Wróciłam do jaskini. I usiadłam odpocząć patrząc jak moje dzieci się bawią.
Nagle przybył do mnie Illuś i Miko.
- Nem, mamy wiadomość. – Powiedział Illuś grobowym głosem.
Miko wyrecytowała tą wiadomość, a ja patrzyłam bez żadnych emocji na nich.
- Trzeba przekazać to reszcie. Illuminated ty idź do Watahy Ognia, ja pójdę do Ateny, a Greg do Rapix, Miko biegnij do Belli. –powiedziałam po chwili. Wszyscy się rozeszliśmy. Pobiegłam na tereny siostry, ale nie mogłam jej znaleźć. Uh, pewnie się gdzieś szlaja albo te swoje ważne misje do wykonania.
Atenie zostawiłam wiadomość w jaskini i wróciłam do siebie.
W grocie zrobiłam zebranie kiedy przyszła do nas Miko wraz z jakąś waderą.
teraz miałam spokój.
Na jakiś czas.
Wróciłam do jaskini. I usiadłam odpocząć patrząc jak moje dzieci się bawią.
Nagle przybył do mnie Illuś i Miko.
- Nem, mamy wiadomość. – Powiedział Illuś grobowym głosem.
Miko wyrecytowała tą wiadomość, a ja patrzyłam bez żadnych emocji na nich.
- Trzeba przekazać to reszcie. Illuminated ty idź do Watahy Ognia, ja pójdę do Ateny, a Greg do Rapix, Miko biegnij do Belli. –powiedziałam po chwili. Wszyscy się rozeszliśmy. Pobiegłam na tereny siostry, ale nie mogłam jej znaleźć. Uh, pewnie się gdzieś szlaja albo te swoje ważne misje do wykonania.
Atenie zostawiłam wiadomość w jaskini i wróciłam do siebie.
W grocie zrobiłam zebranie kiedy przyszła do nas Miko wraz z jakąś waderą.
- Nem – Chan! – Krzyknęła przyjaciółka. Lekko się zdziwiłam tym przywitaniem, ale dobra. Zmieniłyśmy się w ludzi.
- Znalazłam dziewczynę, która chce dołączyć. – Pokazała dokładnie jej towarzyszkę.
- Dzięki Miko. Jak Ci na imię? – Zapytałam.
- Aragona. Mogła bym dołączyć? – Powiedziała a w jej oczach coś zabłysnęło. Będę musiała mieć na nią oko.
- Jasne. Mamy zebranie, więc później Cię wprowadzę. – Odparłam.
- Ok.
- To ja spadam do siebie. – Powiedziała Miko i pobiegła do siebie.
A ja zaczęłam kontynuować zebranie.
Tematem spotkania była wojna.
Trzeba się przygotować na nią więc postanowiłam ze codziennie będą treningi. Mocy i siły.
( Wataha Światła ) Od Mitsi
Kolejny eliksir. Nie miałam już siły. Na dziś wystarczy. Wzięłam łyk eliksiru niższej temperatury i od razu zrobiło mi się chłodniej. Miałam już dość tych upałów, zdecydowanie wolę jesień. Ale już prawie... Musiałam się teraz zajmować tworzeniem eliksirów dla watahy. Mojej nowej watahy. Zmieniłam się w wilka. Nagle ktoś się teleportował do mojej nory. Odwróciłam się.
- I co zrobiłaś już te eliksiry ? - zapytała Atena
- Ach tak. Tu 5 usypiających. Ten młodziak Rambo dalej ma problemy z zaśnięciem ? - spytałam
- No tak. Kazałam mu by sam przyszedł ale chyba zapomniał. Zresztą wiesz , troszkę się obawiam o twoją norę. Tu jest tyle kruchych butelek. A jak on tu wpadnie ...
Usłyszałyśmy tupot łap. Po zapachu poznałam młodego wilczka.
- Hej młody ostrożnie zaraz wpadniesz na jakiś regał z eliksirami. Nie radzę łączyć efektu kilku jednocześnie. - powiedziałam
- Spokojnie ! Nic się nie stanie - zawołał machając ogonem.
Brzdęk. Rambo strącił ogonem eliksir ze stolika.
- Ach przepraszam ! Ten chyba nie był jeszcze gotowy prawda ? - powiedział uśmiechając się przepraszająco.
- Właśnie był ale nie o eliksir rozpuszczający muszę się martwić tylko o twój ogon.
Rambo gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał na ogon , który skrócił się o 1/4.
- Och nie - jęknął.
- Poczekaj zaraz posmaruję jakiś antidotum. Szybciej odrośnie. - pocieszyłam go
Kiedy smarowałam ogon maścią Atena zapytała : - Dlaczego nie odebrałeś eliksirów ?
- Zapomniałem no i byłem zajęty polowaniem na myszy - powiedział Rambo.
- No tak fascynujące zajęcie - mruknęłam uśmiechając się.
(Wataha Powietrza) Od Miko
Przekazałam wiadomość przyjaciółce. Jej mina nie zdradzała
żadnych uczuć, najwidoczniej nie była tak przejęta jak my.
- Trzeba przekazać to reszcie. Illuminated ty idź do Watahy
Ognia, ja pójdę do Ateny, a Greg do Rapix, Miko biegnij do Belli. – Powiedziała
po chwili.
Kiwnęłam głową i zaczęłam kierować się do Watahy Ziemi. Gdy
tak biegłam, zobaczyłam kogoś naprzeciwko. To była jakaś wilczyca. Wyglądała na
Mrok, myśląc o niej zaczęłam zwalniać, co mi się przydało, bo ona ledwo wyhamowała.
- Nowa? – Zapytałam.
- Co? – Zdziwiła się.
Cóż mój umysł sam jakoś narzucił mi to słowo na myśl….
- Dobrze, zacznijmy od początku. Kim jesteś i co tu robisz? –
Zapytałam.
- Aragona. Uciekałam. – Mruknęła niechętnie i zaczęła mi się
przypatrywać podejrzliwie.
- Miko. Może chcesz dołączyć do Watahy Mroku? – Kontynuowałam
pytania.
- A należysz do niej? – Chyba nie wyglądałam zbyt mrocznie
;P.
- Nie, ale Alfa tutejszej Watahy przyjaźni się ze mną. –
Odparłam.
- Rozumiem. Najpierw z nią pogadam. – Nadal nie miała do
mnie zaufania.
- Teraz choć, muszę coś załatwić na terenach Ziemi. –
Oznajmiłam i ruszyłam, a ona za mną.
- Jesteś Alfą jakiegoś żywiołu? – Teraz ona zaczęła pytać.
- Nie, mój brat jest. – Oznajmiłam.
- A ty do jakiej watahy należysz? – W jej oczach pojawiła
się dziwna iskra, chyba myślała, że skoro mój brat rządzi w jakiejś Watasze to
uważam się za lepszą.
- Mojego brata, a tak dokładniej to Powietrza. –
Powiedziałam gdy przekroczyłyśmy granicę terenów.
Ujrzałam Alfę i bez namysłu zmieniłam postać jednocześnie
zwalniając. Samica biegnąca tuż za mną zrobiła to samo, co oczywiście mi zaimponowało,
bo nie wiele wilków jest w stanie tak szybko zareagować.
- Bella. – Uśmiechnęłam się stając tuż przed nią.
- Oh, hej. Coś się stało? – Zdziwił się lekko.
- Niestety tak, dostaliśmy wiadomość i…. – Postanowiłam szybko
powiedzieć jej to w „głowie”, gdyz nie chciałam od razu rozpowiadać co się u
nas dzieje.
~ Nasze alter szczeniaki przesłały nam wieści, że za kilka
pełni mamy walkę i my wybieramy w którym miejscu.~ Przekazałam jej.
- Dobra, dzięki za informacje. – Uśmiechnęła się lekko.
- A jak tam twoje dzieciaczki? – Zapytałam słodko.
- Świetnie, na razie nie mam z nimi problemów. –
Zachichotała.
- To się cieszę. Teraz muszę lecieć z naszym nowym nabytkiem-
W tym momencie spojrzałam na dziewczynę za mną- do Nem. Ahhh, później jeszcze
do Ciebie wpadnę, bo musimy obgadać kilka kwestii, ale to też z Nem. Oh, ale ja
głupia. – Walnęłam się w czoło pięścią delikatnie. – To jest Aragona.
- Dobrze. Miło mi Bella. – Podała jej rękę.
- Miło poznać. – Ścisnęła jej rękę, ale widać było, że jest podejrzliwa.
- Dobra lecimy. Bye bye! – Pomachałam ręką, a drugą łapiąc
dziewczynę i zaczęłam biec.
Po chwili puściłam jej rękę i zmieniłam się w wilczyce.
Czasem jestem zbyt otwarta ^^. Pobiegłyśmy na tereny Mroku. Nemezis długo nie
trzeba było szukać, bo była w jaskini, najwidoczniej robiła zebranie.
- Nem – Chan! – Nie wiem czemu tak krzyknęłam, chyba po
zobaczeniu Belli mam lepszy humor.
Odwróciła się, a ja stanęłam. Zmieniłyśmy się w ludzi, bo
tak zazwyczaj to chodzę w ludzkiej postaci i nie raz wolę być w niej.
- Znalazłam dziewczynę, która chce dołączyć. – Odsłoniłam czarnowłosą
dziewczynę.
- Dzięki Miko. Jak Ci na imię? – Zapytała.
- Aragona. Mogła bym dołączyć? – Jak zwykle miała te błyski
w oczach i mojej przyjaciółce to nie uciekło.
- Jasne. Mamy zebranie, więc później Cię wprowadzę. – Odparła.
- Ok.
- To ja spadam do siebie. – Powiedziałam i popędziłam do
jaskini.
✩ Sorka za powtarzanie niektórych imion, jak tak dalej pójdzie to zacznę wam dawać ksywki i skróty, żeby było łatwiej ;*
(Wataha Mroku) od Argony
Biegłam przez las. "Już dość!" krzyczał każdy fragment mojego ciała. Jednak nie mogłam przestać uciekać. Wróg był zbyt potężny.
Nie zatrzymały mnie nawet obce zapach terytorium jakiejś watahy. Biegłam dalej i dpiwero po chwili zauważyłam, że nikt mnie nie goni. Odetchnęłam z ulgą i zwolniłam prawie wpadłam na jakąś waderę, ale udało mi się w porę wyhamować…
(Dokończy jakaś wadera?)
Nie zatrzymały mnie nawet obce zapach terytorium jakiejś watahy. Biegłam dalej i dpiwero po chwili zauważyłam, że nikt mnie nie goni. Odetchnęłam z ulgą i zwolniłam prawie wpadłam na jakąś waderę, ale udało mi się w porę wyhamować…
(Dokończy jakaś wadera?)
piątek, 16 sierpnia 2013
Rambo - Wataha Światła
Wcielenie wilka:
Wcielenie człowieka:
nieznane
Imię: Rambo
Płeć: Samiec
Wiek: 6 miesięcy
Stanowisko: Szczeniak
Żywioł: Światło
Moce: Niewidzialność (dla członków stada jednak jest widoczny), Teleportacja, Szybkość, Widzenie w ciemności
Charakter: Roztargniony, psotnik, wielka wyobraźnia (czasami za wielka), uwielbia ruch i każdą okazję wykorzystuje
na psocenie lub bieganie, lecz gdy biega to zawsze coś popsuje lub komuś podpadnie, więc i tak na jedno wychodzi ;).
Ponadto uwielbia polować na mniejsze stworzenia, jak myszy czy szczury. W przyszłości planuje zostać wojownikiem lub Łowcą
Rodzina: Nigdy nie poznała, jednak po charakterze widać, że rodzice byli łowcami lub wojownikami
Partnerka: Brak, ale w przyszłości kto wie...
Właścicielka: patisia09 (Howrse)
Wcielenie człowieka:
nieznane
Imię: Rambo
Płeć: Samiec
Wiek: 6 miesięcy
Stanowisko: Szczeniak
Żywioł: Światło
Moce: Niewidzialność (dla członków stada jednak jest widoczny), Teleportacja, Szybkość, Widzenie w ciemności
Charakter: Roztargniony, psotnik, wielka wyobraźnia (czasami za wielka), uwielbia ruch i każdą okazję wykorzystuje
na psocenie lub bieganie, lecz gdy biega to zawsze coś popsuje lub komuś podpadnie, więc i tak na jedno wychodzi ;).
Ponadto uwielbia polować na mniejsze stworzenia, jak myszy czy szczury. W przyszłości planuje zostać wojownikiem lub Łowcą
Rodzina: Nigdy nie poznała, jednak po charakterze widać, że rodzice byli łowcami lub wojownikami
Partnerka: Brak, ale w przyszłości kto wie...
Właścicielka: patisia09 (Howrse)
wtorek, 13 sierpnia 2013
(Wataha Światła) od Ateny
Byłam wściekła na tego małego szczyla imieniem Artemis, pakowała się w niebezpieczne misje i udawała silniejszą niż była.
- I nie boję się was. Trzeba było bardziej się postarać ukryć, że coś kombinujecie. Za bardzo chciałyście się mnie pozbyć wtedy na terenie watahy ognia i dałyście się podejść jak dzieci- jej szyderczy śmiech, sprawiał, że miałam ochotę jej przyłożyć, ale się powstrzymałam BO TO JEST PRZECIEŻ JESZCZE DZIECKO, jakoś nie umniejszało to mojej złości.
- Wracaj do watahy, ale już!- Wycedziłam. - Później się z tobą policzę
- A niby co ty mi możesz zrobić?- Zachowywała się, jakby mi wyzwanie rzucała. - Nawet nie wyczułaś, że was obserwuję.
Spojrzałam na Kuroko, a ona rozumiejąc moje spojrzenie dopadła małej i spróbowała ją teleportować. Na nic.
- Takie numery to nie ze mną. To się nazywa pole siłowe. Zostaję z wami i nic mnie nie powstrzyma.- Mówiła dumnie.
- Nie ma mowy. To nie jest miejsce dla ciebie.- Wysyczała Kuroko, która była równie wściekła jak ja.
Wybuchł gejzer tuż obok, a ja wykorzystałam zamieszanie i jej szepnęłam:
- Zaraz się jej pozbędziemy, panuj nad sobą to tylko dziecko.
- To jakie jest drugie zadanie? - Mówiła zadowolona z siebie. - Już raz was przechytrzyłam, mogę to zrobić drugi raz- powiedziałam, choć było to trochę blef, bo nie miałam żadnego pomysłu
- Chyba jednak nas nie przechytrzyłaś, bo inaczej nadal byłybyśmy przekonane, że cię tu nie ma - zauważyłam.
- Masz trochę racji, ale gdyby mi się nie udało nie byłoby mnie tutaj- odparła - ale nie zamierzam się stąd ruszyć.
- Nie pójdziesz z nami to zbyt niebezpieczne i jesteś za mała - zaprotestowała Kuroko.
- Ohh, umiem się bronić, a mówiąc słowo niebezpieczne jeszcze bardziej mnie nakręciłaś.
Spojrzałyśmy na siebie pytająco, a ja powiedziałam jej w myślach:
~ Mam pomysł, na razie udawaj, że jej uległaś. ~
Kiwnęła głową, że zrozumiała.
- Ja zawsze dostaję to czego chcę- powiedziała Artemis. - To co teraz robimy?
- Weźmiemy się za drugie zadanie - próbowałam nie brzmieć morderczo, ale niezbyt mi to szło. - Kuroko... Teleportuje nas obydwie.
Szczeniak spojrzał na nas nieufnie, ale w końcu zrozumiała, że musi zaryzykować.
~ Do Immortal Volves ~ poinformowałam Kuroko.
- Tylko jeszcze musimy zniszczyć ten wulkan - nagle sobie uświadomiła. - Zapomniałyśmy o nim przez nią.
- Aaa... Racja - obejrzałam się za siebie. - To mógłby być problem, gdyby został przez przypadek aktywny, ma w sile rażenia IV.
- To co teraz? - Zapytała się mnie Kuroko.
- Po prostu zrównamy go z ziemią - powiedziałam. - A ja moim portalem zabiorę... Gdzieś magmę.
Na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. Właśnie zamierzałam zdemolować jaskinię wilkom mroku za pomocą tej cudownej lawy, ale po chwili uśmiech mi zrzedł. Nie potrzebowałam kolejnej wojny w kolejce.
Za pomocą zaklęcia utworzyłam świetlny portal, który pochłonął całą lawę.
- Walcie w to wszystkim co macie. Musimy zrównać to miejsce z ziemią, zanim napłynie więcej lawy. Zatkamy tą dziurę w płycie tektonicznej!!!
Ja zrobiłam to samo. Każda z nas wykonała szereg skomplikowanych czynności i zniszczyłyśmy calutką górę przy okazji tworząc pół kilometrową depresję z 3 kilometrowej góry.
- Zadanie wykonane - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Kuroko.
Teleportowała nas do Immortal Volves.
- Już - powiedziałam. - A teraz wracamy do zadania drugiego.
Kuroko chciała nas teleportować, gdy Artemis zagrodziła jej drogę z minką słodkiego szczeniaczka i tymi oczkami.
- Kuroko, nie daj się zwieść! - Krzyknęłam, ale było już za późno.
- Bo ja chciałam tylko spędzić z wami więcej czasu - chlipała na pokaz, ale ja czułam jak podskórnie się uśmiecha. - Czułam się taka samotna nie mając co tutaj robić...
Rozbroiła Kuroko.
- No dobrze, dobrze - powiedziała.
Artemis odwróciła się do mnie i posłała mi szatański uśmiech.
- Nie zwiodłaś mnie - powiedziałam, a potem mruknęłam pod nosem. - Dorosła Alfa sterroryzowana przez szczeniora.
Westchnęłam i powiedziałam:
- Gdyby nie to, że zabrałaś mój teleport, to bym nigdy ci na to nie pozwoliła, ale się lepiej pilnuj, bo ja w przeciwieństwie do niej nie zawaham się ciebie odstawić do watahy przy pierwszej okazji.
- I nie boję się was. Trzeba było bardziej się postarać ukryć, że coś kombinujecie. Za bardzo chciałyście się mnie pozbyć wtedy na terenie watahy ognia i dałyście się podejść jak dzieci- jej szyderczy śmiech, sprawiał, że miałam ochotę jej przyłożyć, ale się powstrzymałam BO TO JEST PRZECIEŻ JESZCZE DZIECKO, jakoś nie umniejszało to mojej złości.
- Wracaj do watahy, ale już!- Wycedziłam. - Później się z tobą policzę
- A niby co ty mi możesz zrobić?- Zachowywała się, jakby mi wyzwanie rzucała. - Nawet nie wyczułaś, że was obserwuję.
Spojrzałam na Kuroko, a ona rozumiejąc moje spojrzenie dopadła małej i spróbowała ją teleportować. Na nic.
- Takie numery to nie ze mną. To się nazywa pole siłowe. Zostaję z wami i nic mnie nie powstrzyma.- Mówiła dumnie.
- Nie ma mowy. To nie jest miejsce dla ciebie.- Wysyczała Kuroko, która była równie wściekła jak ja.
Wybuchł gejzer tuż obok, a ja wykorzystałam zamieszanie i jej szepnęłam:
- Zaraz się jej pozbędziemy, panuj nad sobą to tylko dziecko.
- To jakie jest drugie zadanie? - Mówiła zadowolona z siebie. - Już raz was przechytrzyłam, mogę to zrobić drugi raz- powiedziałam, choć było to trochę blef, bo nie miałam żadnego pomysłu
- Chyba jednak nas nie przechytrzyłaś, bo inaczej nadal byłybyśmy przekonane, że cię tu nie ma - zauważyłam.
- Masz trochę racji, ale gdyby mi się nie udało nie byłoby mnie tutaj- odparła - ale nie zamierzam się stąd ruszyć.
- Nie pójdziesz z nami to zbyt niebezpieczne i jesteś za mała - zaprotestowała Kuroko.
- Ohh, umiem się bronić, a mówiąc słowo niebezpieczne jeszcze bardziej mnie nakręciłaś.
Spojrzałyśmy na siebie pytająco, a ja powiedziałam jej w myślach:
~ Mam pomysł, na razie udawaj, że jej uległaś. ~
Kiwnęła głową, że zrozumiała.
- Ja zawsze dostaję to czego chcę- powiedziała Artemis. - To co teraz robimy?
- Weźmiemy się za drugie zadanie - próbowałam nie brzmieć morderczo, ale niezbyt mi to szło. - Kuroko... Teleportuje nas obydwie.
Szczeniak spojrzał na nas nieufnie, ale w końcu zrozumiała, że musi zaryzykować.
~ Do Immortal Volves ~ poinformowałam Kuroko.
- Tylko jeszcze musimy zniszczyć ten wulkan - nagle sobie uświadomiła. - Zapomniałyśmy o nim przez nią.
- Aaa... Racja - obejrzałam się za siebie. - To mógłby być problem, gdyby został przez przypadek aktywny, ma w sile rażenia IV.
- To co teraz? - Zapytała się mnie Kuroko.
- Po prostu zrównamy go z ziemią - powiedziałam. - A ja moim portalem zabiorę... Gdzieś magmę.
Na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. Właśnie zamierzałam zdemolować jaskinię wilkom mroku za pomocą tej cudownej lawy, ale po chwili uśmiech mi zrzedł. Nie potrzebowałam kolejnej wojny w kolejce.
Za pomocą zaklęcia utworzyłam świetlny portal, który pochłonął całą lawę.
- Walcie w to wszystkim co macie. Musimy zrównać to miejsce z ziemią, zanim napłynie więcej lawy. Zatkamy tą dziurę w płycie tektonicznej!!!
Ja zrobiłam to samo. Każda z nas wykonała szereg skomplikowanych czynności i zniszczyłyśmy calutką górę przy okazji tworząc pół kilometrową depresję z 3 kilometrowej góry.
- Zadanie wykonane - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. - Kuroko.
Teleportowała nas do Immortal Volves.
- Już - powiedziałam. - A teraz wracamy do zadania drugiego.
Kuroko chciała nas teleportować, gdy Artemis zagrodziła jej drogę z minką słodkiego szczeniaczka i tymi oczkami.
- Kuroko, nie daj się zwieść! - Krzyknęłam, ale było już za późno.
- Bo ja chciałam tylko spędzić z wami więcej czasu - chlipała na pokaz, ale ja czułam jak podskórnie się uśmiecha. - Czułam się taka samotna nie mając co tutaj robić...
Rozbroiła Kuroko.
- No dobrze, dobrze - powiedziała.
Artemis odwróciła się do mnie i posłała mi szatański uśmiech.
- Nie zwiodłaś mnie - powiedziałam, a potem mruknęłam pod nosem. - Dorosła Alfa sterroryzowana przez szczeniora.
Westchnęłam i powiedziałam:
- Gdyby nie to, że zabrałaś mój teleport, to bym nigdy ci na to nie pozwoliła, ale się lepiej pilnuj, bo ja w przeciwieństwie do niej nie zawaham się ciebie odstawić do watahy przy pierwszej okazji.
(Wataha Światła) od Artemis
- I nie boję się was. Trzeba było bardziej się postarać ukryć, że coś kombinujecie. Za bardzo chciałyście się mnie pozbyć wtedy na terenie watahy ognia i dałyście się podejść jak dzieci- zaśmiałam się szyderczo, a Atena i Kuroko popatrzyły na mnie groźnie.
- Wracaj do watahy, ale już!- powiedziała starannie cedząc słowa, żeby zabrzmiały groźniej- Później się z tobą policzę
- A niby co ty mi możesz zrobić?- powiedziałam wyzywająco- nawet nie wyczułaś, że was obserwuję.- byłam pewna siebie. Atena spojrzała znacząco na drugą waderę i dała jej chyba jakiś znak, a chwile później wadera próbowała mnie teleportować do watahy. Zaśmiałam się otwierając jednocześnie moją osłonę
- Takie numery to nie ze mną. To się nazywa pole siłowe. Zostaję z wami i nic mnie nie powstrzyma.- wadery patrzyły na mnie groźnie, a jedna z nich wysyczała
- Nie ma mowy. To nie jest miejsce dla ciebie.- Miałam ochotę jej coś powiedzieć, ale nagle wulkan znowu eksplodował i musiałam się osłonić, a potem po prostu postanowiłam puścić jej uwagę mimo uszu i zapytałam:
- To jakie jest drugie zadanie?- ale nikt mi nie odpowiedział, chyba nie pójdzie mi tak łatwo, kolejne oszustwo nie miało sensu, bo chyba nie dałyby się zwieść.- Już raz was przechytrzyłam, mogę to zrobić drugi raz- powiedziałam, choć było to trochę blef, bo nie miałam żadnego pomysłu
- Chyba jednak nas nie przechytrzyłaś, bo inaczej nadal byłybyśmy przekonane, że cię tu nie ma.
- Masz trochę racji, ale gdyby mi się nie udało nie byłoby mnie tutaj- powiedziałam- ale nie zamierzam się stąd ruszyć.
- Nie pójdziesz z nami to zbyt niebezpieczne i jesteś za mała
- Ohh, umiem się bronić, a mówiąc słowo niebezpieczne jeszcze bardziej mnie nakręciłaś.- Wadery popatrzyły po sobie pytająco i wyglądały jakby nie wiedziały co mają zrobić.
- Ja zawsze dostaję to czego chcę- powiedziałam czekając na jakąś reakcje z ich strony- To co teraz robimy?
- Wracaj do watahy, ale już!- powiedziała starannie cedząc słowa, żeby zabrzmiały groźniej- Później się z tobą policzę
- A niby co ty mi możesz zrobić?- powiedziałam wyzywająco- nawet nie wyczułaś, że was obserwuję.- byłam pewna siebie. Atena spojrzała znacząco na drugą waderę i dała jej chyba jakiś znak, a chwile później wadera próbowała mnie teleportować do watahy. Zaśmiałam się otwierając jednocześnie moją osłonę
- Takie numery to nie ze mną. To się nazywa pole siłowe. Zostaję z wami i nic mnie nie powstrzyma.- wadery patrzyły na mnie groźnie, a jedna z nich wysyczała
- Nie ma mowy. To nie jest miejsce dla ciebie.- Miałam ochotę jej coś powiedzieć, ale nagle wulkan znowu eksplodował i musiałam się osłonić, a potem po prostu postanowiłam puścić jej uwagę mimo uszu i zapytałam:
- To jakie jest drugie zadanie?- ale nikt mi nie odpowiedział, chyba nie pójdzie mi tak łatwo, kolejne oszustwo nie miało sensu, bo chyba nie dałyby się zwieść.- Już raz was przechytrzyłam, mogę to zrobić drugi raz- powiedziałam, choć było to trochę blef, bo nie miałam żadnego pomysłu
- Chyba jednak nas nie przechytrzyłaś, bo inaczej nadal byłybyśmy przekonane, że cię tu nie ma.
- Masz trochę racji, ale gdyby mi się nie udało nie byłoby mnie tutaj- powiedziałam- ale nie zamierzam się stąd ruszyć.
- Nie pójdziesz z nami to zbyt niebezpieczne i jesteś za mała
- Ohh, umiem się bronić, a mówiąc słowo niebezpieczne jeszcze bardziej mnie nakręciłaś.- Wadery popatrzyły po sobie pytająco i wyglądały jakby nie wiedziały co mają zrobić.
- Ja zawsze dostaję to czego chcę- powiedziałam czekając na jakąś reakcje z ich strony- To co teraz robimy?
(Wataha Światła) od Ateny
Artemis miała rację, za krzakami była Alfa Ognia Symphony Of My Heart. Tylko skąd ta mała wiedziała, gdzie ona jest... Będę musiała z nią przeprowadzić poważną rozmowę.
- SOMF potrzebna mi twoja pomoc - zwróciłam się do niej. - Mam zadanie do wykonania. Im mniej poznasz szczegółów tym lepiej, nie chcę, aby Nemezis mnie opierdoliła przypadkiem, że się wygłupiam w czasie nadchodzącej wojny.
- No... Dobrze - powiedziała po chwili wahania. - A o co chodzi?
- Musisz przebudzić wulkan - Kuroko zaczęła paplać jak najęta. - Jest on Boga Ognia Hefajstosa, to jest pierwsze zad... Auuuuu!
Syknęła w momencie, gdy nadepnęłam jej na stopę i zasłoniłam usta.
- Już starczy - powiedziałam. - Z tego co wiem wulkan znajduje się poza IV, gdzieś we wschodnich górach, Kuroko wiesz może gdzie dokładnie?
- Yhym - pokiwała głową.
Po czym zaczęła robić małe skoki teleportacji, ponieważ góry o których wspomniałam były niedaleko. W końcu znaleźliśmy się u podnóża łańcucha górskiego.
- Która góra? - Spytała Kuroko.
- Największa - odparłam bez wahania. - Bogowie lubią innym pokazywać jak są mali w stosunku do innych.
Kuroko nas teleportowała.
- No, a teraz mogłabyś jakoś przebudzić ten wulkan? - Zwróciłam się w stronę SOMF.
Kiwnęła głową, po czym skupiła się na swojej robocie. Dla mnie wyglądało to niczym czarna magia, ale wulkan faktycznie zaczął wybuchać.
- Dzięki - powiedziałam. - Kuroko!
Wadera ze światła wiedziała co robić, szybko odesłała Symphony Of My Heart, która otwierała usta, aby zadać kolejne pytanie.
- Będę się długo tłumaczyć przed nią - westchnęłam.
Nagle wielki gejzer wybuchł, a ja zobaczyłam obok mnie dziwne światełka.
- Nie masz wrażenia jakby ktoś cię obserwował? - Zapytała nagle Kuroko.
- Wiesz co - powiedziałam z pozoru beztrosko. - Ale mam. Może byś mi podała jakiś kamyczek?
Kuroko z chęcią wykonała moje polecenie, a ja rzuciłam w miejsce, gdzie zobaczyłam tajemnicze światełka.
- Auuu - wyrwało się ukrytej postacie.
- Artemis... - Powiedziałam wesoło, ale wewnątrz mnie gotowało się bardziej niż w tym wulkanie.
- Co ty tutaj robisz... - Dokończyła Kuroko.
Wadera się ujawniła z buntowniczym wyrazem pyszczka.
Podeszłam do niej z przerażającym uśmiechem.
- Wiedziałam, że coś knujecie - powiedziała oskarżycielsko.
- Ale to nie był powód, abyś nas śledziła - zauważyłam i miałam wrażenie, że moją twarz spowił cień grozy i grymasu.
- Tutaj jest niebezpiecznie - dodała Kuroko.
Jak na zawołanie wybuchł gejzer obok nas.
- Zmykaj do watahy - rozkazałam.
- Nie - odparła.
- Że co powiedziałaś? - Uśmiechnęłam się miną aniołka, rozcierając pięść. - Nie zamierzasz się mnie słuchać. Jestem siostrą Nemezis, jej rodziną.
- A nie daleko pada jabłko od jabłoni - podpowiedziała usłużnie Kuroko. - One mają więcej ze sobą wspólnego niż myślisz.
- Phi - prychnęła. - Ja się nie poddam. Nie moja wina, że nie było was ciągle w watasze.
- SOMF potrzebna mi twoja pomoc - zwróciłam się do niej. - Mam zadanie do wykonania. Im mniej poznasz szczegółów tym lepiej, nie chcę, aby Nemezis mnie opierdoliła przypadkiem, że się wygłupiam w czasie nadchodzącej wojny.
- No... Dobrze - powiedziała po chwili wahania. - A o co chodzi?
- Musisz przebudzić wulkan - Kuroko zaczęła paplać jak najęta. - Jest on Boga Ognia Hefajstosa, to jest pierwsze zad... Auuuuu!
Syknęła w momencie, gdy nadepnęłam jej na stopę i zasłoniłam usta.
- Już starczy - powiedziałam. - Z tego co wiem wulkan znajduje się poza IV, gdzieś we wschodnich górach, Kuroko wiesz może gdzie dokładnie?
- Yhym - pokiwała głową.
Po czym zaczęła robić małe skoki teleportacji, ponieważ góry o których wspomniałam były niedaleko. W końcu znaleźliśmy się u podnóża łańcucha górskiego.
- Która góra? - Spytała Kuroko.
- Największa - odparłam bez wahania. - Bogowie lubią innym pokazywać jak są mali w stosunku do innych.
Kuroko nas teleportowała.
- No, a teraz mogłabyś jakoś przebudzić ten wulkan? - Zwróciłam się w stronę SOMF.
Kiwnęła głową, po czym skupiła się na swojej robocie. Dla mnie wyglądało to niczym czarna magia, ale wulkan faktycznie zaczął wybuchać.
- Dzięki - powiedziałam. - Kuroko!
Wadera ze światła wiedziała co robić, szybko odesłała Symphony Of My Heart, która otwierała usta, aby zadać kolejne pytanie.
- Będę się długo tłumaczyć przed nią - westchnęłam.
Nagle wielki gejzer wybuchł, a ja zobaczyłam obok mnie dziwne światełka.
- Nie masz wrażenia jakby ktoś cię obserwował? - Zapytała nagle Kuroko.
- Wiesz co - powiedziałam z pozoru beztrosko. - Ale mam. Może byś mi podała jakiś kamyczek?
Kuroko z chęcią wykonała moje polecenie, a ja rzuciłam w miejsce, gdzie zobaczyłam tajemnicze światełka.
- Auuu - wyrwało się ukrytej postacie.
- Artemis... - Powiedziałam wesoło, ale wewnątrz mnie gotowało się bardziej niż w tym wulkanie.
- Co ty tutaj robisz... - Dokończyła Kuroko.
Wadera się ujawniła z buntowniczym wyrazem pyszczka.
Podeszłam do niej z przerażającym uśmiechem.
- Wiedziałam, że coś knujecie - powiedziała oskarżycielsko.
- Ale to nie był powód, abyś nas śledziła - zauważyłam i miałam wrażenie, że moją twarz spowił cień grozy i grymasu.
- Tutaj jest niebezpiecznie - dodała Kuroko.
Jak na zawołanie wybuchł gejzer obok nas.
- Zmykaj do watahy - rozkazałam.
- Nie - odparła.
- Że co powiedziałaś? - Uśmiechnęłam się miną aniołka, rozcierając pięść. - Nie zamierzasz się mnie słuchać. Jestem siostrą Nemezis, jej rodziną.
- A nie daleko pada jabłko od jabłoni - podpowiedziała usłużnie Kuroko. - One mają więcej ze sobą wspólnego niż myślisz.
- Phi - prychnęła. - Ja się nie poddam. Nie moja wina, że nie było was ciągle w watasze.
(Wataha Światła) od Artemis
Od jakiegoś czasu zauważyłam, że nie było Ateny na terenach watahy światła, ani w ogóle nigdzie. Brakowało też jeszcze jednej wilczycy, której nie znałam zbyt dobrze. "Ciekawe gdzie one są. Na pewno robią coś fajnego". W mojej głowie pojawił się nowy pomysł i postanowiłam jej znaleźć. Ale to nie było takie proste, bo nikt nie wiedział gdzie są, a nawet jeśli ktoś wiedział to nikt nic nie chciał powiedzieć. Rozglądałam się po terenach innych watah, ale nigdzie nie było śladu Ateny. Powoli traciłam nadzieję, gdy nagle na terenie watahy ognia wyczułam ślady teleportacji, co prawda w watasze ognia był wilk mający tę zdolność, ale jakoś nie wydawało mi się, żeby to mógł być on. I nie pomyliłam się trochę dalej stała Atena i ta druga wilczyca. Podeszłam do nich bliżej. Chyba musiały usłyszeć, że ktoś się zbliża bo odwróciły głowy.
- Co tu robisz?- zapytałam Atenę
- Nieważne, wracaj do watahy- nakazała mi
- Ani mi się śni- powiedziałam opryskliwie- Wy dwie coś kombinujecie.- wilczyce wpatrywały się we mnie ze zdumieniem i przez chwilę nie wiedziały co odpowiedzieć
- Nawet jeśli to nie jest twoja sprawa. Zmykaj stąd- odpowiedziała ta druga wilczyca. Teraz już wiedziałam, że one coś kombinują, a ja nie spocznę póki się nie dowiem o co tu chodzi, ale tak się nie dowiem.
- Dobrze- powiedziałam potulnie - A i widziałam Trisie. O tam, za tymi krzakami- wskazałam ręką odpowiednie miejsce. Podziałało obie wadery momentalnie odwróciły wzrok, a ja zdołałam się od nich trochę oddalić i ukryć korzystając ze swojego daru. Kiedy odwróciły głowy mnie już tam nie było i żadna z nich nie podejrzewała podstępu, ale widziałam, że Atena bacznie przeczesuje wzrokiem teren, żeby się upewnić że wróciłam do watahy. Miałam ochotę się roześmiać, ale wtedy wpadałabym momentalnie. Widziałam, że Atena odwraca się w stronę drugiej wadery i coś do niej mówi, ale byłam zbyt daleko by ją usłyszeć, a potem obie ruszyły we wskazanym przeze mnie kierunku. Zaczęłam się obawiać, bo oczywiście Trisi nie było tam, znaczy chyba nie i mogłyby zacząć coś podejrzewać. Chciałam ruszyć za nimi, ale to nie był dobry pomysł więc poczekałam aż odejdą dość daleko i orbitowałam się za nimi. Musiałam tylko pilnować, aby zawsze lądować za ich plecami, żeby nie zauważyły błyszczących światełek wokół mnie podczas lądowania. No i miałam szczęście, bo we wskazanym przeze mnie kierunku był jakiś wilk z ognia. Teraz raczej nie powinny niczego podejrzewać, bo przecież nie pamiętałam jeszcze wilków z watahy światła mogłam się pomylić, prawda? Ale znowu byłam zbyt daleko, żeby móc słyszeć o czym rozmawiają, a potem Atena i dwie pozostałe wilczyce teleportowały się. Zezłościłam się, ale ruszyłam momentalnie za nimi i bardzo się starałam nie zgubić ich śladu. Teraz wiedziałam, że korzystały z teleportacji bardzo często w ostatnim czasie. "Co one kombinują?"
- Co tu robisz?- zapytałam Atenę
- Nieważne, wracaj do watahy- nakazała mi
- Ani mi się śni- powiedziałam opryskliwie- Wy dwie coś kombinujecie.- wilczyce wpatrywały się we mnie ze zdumieniem i przez chwilę nie wiedziały co odpowiedzieć
- Nawet jeśli to nie jest twoja sprawa. Zmykaj stąd- odpowiedziała ta druga wilczyca. Teraz już wiedziałam, że one coś kombinują, a ja nie spocznę póki się nie dowiem o co tu chodzi, ale tak się nie dowiem.
- Dobrze- powiedziałam potulnie - A i widziałam Trisie. O tam, za tymi krzakami- wskazałam ręką odpowiednie miejsce. Podziałało obie wadery momentalnie odwróciły wzrok, a ja zdołałam się od nich trochę oddalić i ukryć korzystając ze swojego daru. Kiedy odwróciły głowy mnie już tam nie było i żadna z nich nie podejrzewała podstępu, ale widziałam, że Atena bacznie przeczesuje wzrokiem teren, żeby się upewnić że wróciłam do watahy. Miałam ochotę się roześmiać, ale wtedy wpadałabym momentalnie. Widziałam, że Atena odwraca się w stronę drugiej wadery i coś do niej mówi, ale byłam zbyt daleko by ją usłyszeć, a potem obie ruszyły we wskazanym przeze mnie kierunku. Zaczęłam się obawiać, bo oczywiście Trisi nie było tam, znaczy chyba nie i mogłyby zacząć coś podejrzewać. Chciałam ruszyć za nimi, ale to nie był dobry pomysł więc poczekałam aż odejdą dość daleko i orbitowałam się za nimi. Musiałam tylko pilnować, aby zawsze lądować za ich plecami, żeby nie zauważyły błyszczących światełek wokół mnie podczas lądowania. No i miałam szczęście, bo we wskazanym przeze mnie kierunku był jakiś wilk z ognia. Teraz raczej nie powinny niczego podejrzewać, bo przecież nie pamiętałam jeszcze wilków z watahy światła mogłam się pomylić, prawda? Ale znowu byłam zbyt daleko, żeby móc słyszeć o czym rozmawiają, a potem Atena i dwie pozostałe wilczyce teleportowały się. Zezłościłam się, ale ruszyłam momentalnie za nimi i bardzo się starałam nie zgubić ich śladu. Teraz wiedziałam, że korzystały z teleportacji bardzo często w ostatnim czasie. "Co one kombinują?"
(Wataha Powietrza)Od Miko
Cała mokra usiadłam pod drzewem w słońcu. Nagle obok mnie
usiadł Greg.
- Przepraszam za tamto. – Powiedział patrząc w dal.
- Nic nie szkodzi… ale nadal nie rozumiem czemu mówiłeś
takie rzeczy…. – Powiedziałam nieco przygaszona.
- Możemy o tym zapomnieć? – Zapytał szybko.
- Niech będzie. – Powiedziałam niechętnie.
- Chciałaś śpiewać, prawda? – Zmienił temat.
- Tak. – Odparłam.
Chłopak wyjął gitarę i wreszcie na mnie spojrzał.
- Czemu jesteś mokra? – Mierzył mnie wzrokiem.
- Długa historia. – Zaśmiałam się nerwowo.
- Jasne. – Zaśmiał się.
- Przykro mi, lecz "normalność" mnie nie
satysfakcjonuje.
Pragnę czegoś ekscytującego. Wciąż jest mi mało.
Moje serce wali.
Mimo, że minęło już tyle czasu,
To jeszcze nie koniec.
Przekroczyłam granicę pomiędzy snem a rzeczywistością.
Zmierzam w stronę idealnej przyszłości.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę przybliżyć się do swojej wizji.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ujrzeć ten nigdy niewidziany świat.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ukształtować wylewające się ze mnie emocje.
Jeśli spróbuję, to z pewnością zbliżę się do swego celu.
Wierzę w swoje możliwości.
Przykro mi, lecz "robienie rzeczy na pół gwizdka" do mnie nie przemawia.
Nie poddam się. Wciąż mam jeszcze wiele przed sobą.
Moje serce trzepocze.
Jeszcze nie osiągnęłam swego celu,
Lecz droga do niego jest wyboista.
Przekroczyłam linię graniczną pomiędzy snem a rzeczywistością.
Zmierzam w stronę lśniącej przyszłości.
Jestem Twórczynią Snów. Podniosę się nawet, jeśli poczuję zniechęcenie.
Jestem Twórczynią Snów. To dlatego, że stanę się silniejsza jedynie, jeśli to przetrwam.
Jestem Twórczynią Snów. Nic mnie nie złamie na drodze do osiągnięcia mych zamiarów.
Jeśli spróbuję, to z pewnością zbliżę się do swego celu.
Wierzę w swoje przeznaczenie.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę przybliżyć się do swojej wizji.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ujrzeć ten nigdy niewidziany świat.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ukształtować wylewające się ze mnie emocje.
Jeśli spróbuję, to z pewnością zbliżę się do swego celu.
Wierzę w swoje możliwości. – Zaśpiewałam, a Il zagrał idealną melodię.
Pragnę czegoś ekscytującego. Wciąż jest mi mało.
Moje serce wali.
Mimo, że minęło już tyle czasu,
To jeszcze nie koniec.
Przekroczyłam granicę pomiędzy snem a rzeczywistością.
Zmierzam w stronę idealnej przyszłości.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę przybliżyć się do swojej wizji.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ujrzeć ten nigdy niewidziany świat.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ukształtować wylewające się ze mnie emocje.
Jeśli spróbuję, to z pewnością zbliżę się do swego celu.
Wierzę w swoje możliwości.
Przykro mi, lecz "robienie rzeczy na pół gwizdka" do mnie nie przemawia.
Nie poddam się. Wciąż mam jeszcze wiele przed sobą.
Moje serce trzepocze.
Jeszcze nie osiągnęłam swego celu,
Lecz droga do niego jest wyboista.
Przekroczyłam linię graniczną pomiędzy snem a rzeczywistością.
Zmierzam w stronę lśniącej przyszłości.
Jestem Twórczynią Snów. Podniosę się nawet, jeśli poczuję zniechęcenie.
Jestem Twórczynią Snów. To dlatego, że stanę się silniejsza jedynie, jeśli to przetrwam.
Jestem Twórczynią Snów. Nic mnie nie złamie na drodze do osiągnięcia mych zamiarów.
Jeśli spróbuję, to z pewnością zbliżę się do swego celu.
Wierzę w swoje przeznaczenie.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę przybliżyć się do swojej wizji.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ujrzeć ten nigdy niewidziany świat.
Jestem Twórczynią Snów. Pragnę ukształtować wylewające się ze mnie emocje.
Jeśli spróbuję, to z pewnością zbliżę się do swego celu.
Wierzę w swoje możliwości. – Zaśpiewałam, a Il zagrał idealną melodię.
- Nie złą piosenkę zaśpiewałaś. – Pochwalił mnie.
- Fajnie, że Ci się podobała. – Uśmiechnęłam się, a Gregory
zrobił lekko zdziwioną minę, jak by już od lat nie widział mojego uśmiechu.
- Coś nie tak? – Zapytałam po chwili.
- Nie wszystko dobrze…. – Odpowiedział.
- Słuchaj, bo niedługo będzie wojna i… jak myślisz, jak to
będzie wyglądać? – Zapytałam.
- Wiesz, tak szczerze to myślę, że będziemy walczyć ze
swoimi alter, ale oni będą totalnie inni niż my. Wydaje mi się, że są okrutni. –
Powiedział, jak by coś o nich wiedział.
- Nie chce siebie zabić…. – Powiedziałam zasmucona.
- To ona zabije Ciebie. – Powiedział.
- Wiem. Muszę się postarać by z nią wygrać, ale nie wiem,
czy nie jestem zbyt wrażliwa…. Ciekawe czy każdy będzie na swoim terenie, czy
może na polanie…. – Zanurzyłam się trochę w wyimaginowanym świecie.
- Pewnie na polanie, no bo działanie w grupie jest prostsze.
– Odparł.
- Ciekawe, czy oni też nie znali swojej rodziny itp. – Nadal
fantazjowałam.
- Wiesz to, że wyglądają tak samo to nie znaczy, iż mają
taką samą przeszłość. - Odparł.
- Masz rację. – Uśmiechnęłam się.
- Masz jeszcze na coś ochotę? – Zapytał.
- Szczerze to chcę zobaczyć księżyc w pełni, ale to dopiero
za trzy dni…. – Trochę mnie irytuje, że pełnia jest co jakiś czas, a nie zawsze.
- To nic, gdyby była zawsze to byś jej niedoceniała. –
Poklepał mnie po ramieniu.
- W sumie to ma jakiś sens. – Odparłam.
Nagle zobaczyłam coś dziwnego, jak gdyby ktoś przebeigł
przez jezioro. Szturchnęłam lekko Grega i spojrzałam na jezioro, a on za mną.
Nagle z wiatru wyłoniła się niewyraźna postać, która z ogromną prędkością
pędziła prosto na nas. Wysiliłam wzrok i zobaczyłam, że ten ktoś ma szyderczy
uśmiech. To była dziewczyna w czarnych opinających się ciuchach. Zatrzymała się
jakieś trzy metry przed nami. To byłam ja…. Trzymała jakiś papier w ręku po czym
go puściła. Następnie rozpłynęła się w powietrzu. Szybko wstałam i pobiegłam po
kartkę. Il chciał mnie zatrzymać, ale mu nie wyszło bo zmieniłam pozycję przy
wstawaniu. Podniosłam wiadomość i przeczytałam. Wzdrygnęłam się jak bym ducha
pierwszy raz zobaczyła na oczy.
- Greg biegniemy do Alf! – Krzyknęłam do chłopaka, po czym
zmieniliśmy się w wilki i ruszyliśmy do mojego brata, bo był najbliżej.
Szybko go zobaczyłam ze świeczką.
- Illuminated! Wiadomość! – Krzyknęłam.
- Co? – Odwrócił się zły.
- „ Do
Nemezis, Ateny, Illuminated’a, Rapix, Belli, oraz Symphony Of My Heart. Walka
odbędzie się o piątej pełni księżyca. Miejsce nas nie interesuje, możecie sami
se je wybrać.
Atena i Nemezis.” – Przeczytałam na głos.
- Biegniemy do Nemezis. – Powiedział brat wstając z pełną
powagą. Gdy dotarliśmy Nem siedziała na jaskini, jako wilk.
- Nem, mamy widomość. – Powiedział Illuś grobowym głosem.
Argona- Wataha Mroku
Wcielenie wilcze:
Wcielenie ludzkie:
Wcielenie ludzkie:
Imię: Argona Płeć: wadera Wiek: 153 lata (nieśmiertelna) Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Mrok
Moce: Przemiana w demona lub ognistego wilka (w brew pozorom jest różnica), niewidzialność, bezszelestne poruszanie się, obrona przed atakami parapsychicznymi i kopiowaniem, sprawianie bólu spojrzeniem bądź usypianie, tworzenie drugiego "ja". Charakter: ponura, skryta, tajemnicza, odważna, sarkastyczna, nieugięta, waleczna i agresywna, gdy ktoś ją zdenerwuje. Jestem bezlitosna dla wrogów, ale wierna przyjaciołom. Rodzina: nie żyje Partner: nie szuka Właściciel: ketsurui |
|
(Wataha Mroku) od Nemezis
Cała sprawa z Miko nabierała pikanterii. Teraz muszę ciągle być na warcie by nikt Miko nie powiedział żadnego głupstwa.
Kurcze, stale muszę jej umysł śledzić a to już robi się nudne.
Ułożyłam się wygodnie na posłaniu upewniając się czy moja przyjaciółka mocno śpi. Przydałoby się abym sama także poszła spać.
Zamknęłam ślepia i zasnęłam.
,,- Będziesz ukarana za swe czyny! - Głos odbijał się echem po komnacie.
- Nie boję się Was! - Krzyknęłam w pustkę.
-To zobaczymy wkrótce. -Odpowiedział głos a pomieszczenie przepełniło złowrogie chichotanie. "
Obudziłam się nad ranem obudzona przez ten dziwny sen, otrząsnęłam się szybko i sprawdziłam umysł Miko. Ta kierowała się na teren wody czyli pewnie do Greg'a. Właśnie!
Wybiegłam z groty, rozłożyłam skrzydła i poleciałam do nich.
Zmieniłam się w człowieka i z ostatniej chwili wyszłam zza krzaków.
-Zgłupiałeś?! - Krzyknęłam. -Teraz, Miko jest taka jak dawniej więc się tak zachowuj jakby nic między Wami się nie stało. Jest jak wcześniej.
-Ale...
-Żadnych pytań, żadnych "ale". Teraz idź do niej i zachowuj się normalnie.
Basior pokiwał głową i podążył do koleżanki.
Westchnęłam. Przydałoby jeszcze innych powiadomić aby nie robili głupot...
Kurcze, stale muszę jej umysł śledzić a to już robi się nudne.
Ułożyłam się wygodnie na posłaniu upewniając się czy moja przyjaciółka mocno śpi. Przydałoby się abym sama także poszła spać.
Zamknęłam ślepia i zasnęłam.
,,- Będziesz ukarana za swe czyny! - Głos odbijał się echem po komnacie.
- Nie boję się Was! - Krzyknęłam w pustkę.
-To zobaczymy wkrótce. -Odpowiedział głos a pomieszczenie przepełniło złowrogie chichotanie. "
Obudziłam się nad ranem obudzona przez ten dziwny sen, otrząsnęłam się szybko i sprawdziłam umysł Miko. Ta kierowała się na teren wody czyli pewnie do Greg'a. Właśnie!
Wybiegłam z groty, rozłożyłam skrzydła i poleciałam do nich.
Zmieniłam się w człowieka i z ostatniej chwili wyszłam zza krzaków.
- O znalazłaś Grega. – Uśmiechnęłam się nerwowo.
- Co już pogo… - Zaczął basior ale przywaliłam mu w usta jednocześnie je zakrywając. Idiota prawie mnie zdemaskował.
- Chyba coś Ci się popieprzyło. – Powiedziałam wbijając w niego wzrok.
- O co chodzi? – Zapytałam Miko.
- Oh, to tylko nasze sprzeczki. – Pomachałam ręką jakbym odganiała się od muchy.
- Rozumiem. – Powiedziała Miko.
- Słuchaj, pogadam z nim, a ty idź nad jezioro, później twój
przyjaciel dołączy. – Uśmiechnęłam się wesolutko.
Wadera pokiwała głową i zniknęła ja natomiast odwróciłam się do Greg'a.-Zgłupiałeś?! - Krzyknęłam. -Teraz, Miko jest taka jak dawniej więc się tak zachowuj jakby nic między Wami się nie stało. Jest jak wcześniej.
-Ale...
-Żadnych pytań, żadnych "ale". Teraz idź do niej i zachowuj się normalnie.
Basior pokiwał głową i podążył do koleżanki.
Westchnęłam. Przydałoby jeszcze innych powiadomić aby nie robili głupot...
niedziela, 11 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) Od Fushigiego
Fus cały czas mi plotła o tym bym się dobrze bawił i dał
ponieść emocjom, no i to zrobiłem… Przesadziłem…. Mogłem ją teraz łatwiej zranić,
bo ją pocałowałem, a co najgorsze chyba coś zaiskrzyło. Wiem, że moja była
partnerka pewnie chciała by żebym znów się szczęśliwie zakochał, ale to było
skomplikowane, bo w końcu zawsze mogą mnie wywalić, do tego dołącza się to iż
jestem obojnakiem, a miłość to owoc rosnący nad ogromną przepaścią. Nie wiem
czy znowu sobie poradzę jeśli ona umrze, to może być o wiele gorsze do
zniesienia, niż za pierwszym razem…. Przydało by się z kimś porozmawiać, no ale
nie z Fus, bo jak ona zacznie mi radzić o skończy się na dziwnych relacjach
pomiędzy mną, a Werą. Gorzej, że nie mam…. No tak mój kumpel, ale rozmowa przez
gwiazdy może być z lekka dziwaczna, więc może pogadamy tradycyjnie,
telepatycznie.
~Mam problema.~ Wziąłem głęboki wdech.
~No to się wysil i mi wszystko prześlij, bo chyba nie
będziesz opowiadać.~ Z lekka mnie ochrzanił.
Wysłałem wszystko i czekałem na radę.
~No więc rusz dupę do niej i z nią bądź, bo Cię kocha, do
tego ty ją też! Jak nie weźmiesz tego na poważnie to sam się pofatyguję i to
załatwię! Do tego zaliczenie panienki może Ci wreszcie ulżyć.~ Na ostatnie
zdanie myślałem, że zaraz osobiście to ja ruszę do niego i mu gardło przegryzę.
~Dobra, spróbuję, ale jak coś to ty zbierasz mnie do kupy.
Jak Cię spotkam to za ostatnie zdanie dostanie Ci się.~ Uznałem, że spróbować
warto, choć ma więcej przeciw niż za.
Po dyskusji poszedłem spać, a jak rano wstałem to przed
posłaniem wadery, która mnie kocha napisałem :„ Będę czekać na Wyspie Mroku.”
Pobiegłem szybko i zacząłem przygotowywać coś nadzwyczajnego! Jak zwykle…. Z
kamieni zrobiłem wielgachny podest i osobiście zbudowałem stół i krzesła,
następnie złapałem dwa króliki i upiekłem. Z kory zrobiłem coś jakby talerze i
ułożyłem, potem wystrugałem jeszcze „szklanki” i nalałem wody. Skąd się
nauczyłem takich rzeczy? Ano jak się przechodziło ze stada do stada to się wiele
nauczyłem. Teraz tylko starałem się ułożyć jakieś logiczne zdanie, by
wytłumaczyć Weronice te starania i moje uczucie, no i… Muszę powiedzieć jej o
tym, że chce z nią spróbować.
(Wataha Powietrza) Od Miko
Wróciłam do jaskini, lekko dygocząc z zimna, chciałam by
Illuś lub Greg usiedli przy mnie i się uśmiechnęli, to było by cudowne.
Ostatnio coś się zmieniło, bo mój braciszek nie odzywał się zbyt często do mnie,
a Grega nigdzie nie było. Łza spłynęła mi po policzku, tak bardzo chciałam
usłyszeć gitarę przyjaciela. Ułożyłam się na legowisku i zasnęłam, a śniło mi
się jak Greg gra jakąś szybką piosenkę, a ja do niej podśpiewuję, śmialiśmy się
i tak milutko przespałam całą noc. Nazajutrz uznałam, że muszę znaleźć Il’a.
Wstałam dość wcześnie i popędziłam na tereny Watahy Wody z nadzieją, że on
gdzieś tam będzie. Znalazłam go siedzącego pod drzewem. Cichaczem podeszłam do
niego i szybko usiadłam przed nim i delikatnie przejechałam po policzku.
Otworzył oczy i uśmiechnął się z pogardą.
- Nie ćwiczysz? – Odepchnął moją rękę.
- Ćwi – Czysz? – Przechyliłam głowę ze zdziwieniem.
- Nie udawaj głupiej, podobno przeszkadzam Ci tylko. –
Warknął wstając.
- Ja nic takiego nie mówiłam! – Oburzyłam się i również
wstałam.
- Skleroza podobno nie boli. – Zapukał mi delikatnie w
głowę.
Nagle ni z tąd ni z owąd pojawiła się Nem.
- O znalazłaś Grega. – Uśmiechnęła się nerwowo.
- Co już pogo… - Nemezis przywaliła mu ręką w usta,
jednocześnie je zakrywając.
- Chyba coś Ci się popieprzyło. – Wbiła w niego wzrok.
- O co chodzi? – Zapytałam nie świadoma sytuacji.
- Oh, to tylko nasze sprzeczki. – Pomachała ręką.
- Rozumiem. – Trochę mnie to przybiło.
- Słuchaj, pogadam z nim, a ty idź nad jezioro, później twój
przyjaciel dołączy. – Uśmiechnęła się wesolutko.
Pokiwałam głową i wskoczyłam na drzewo po czym kierowałam
się po drzewach do celu. Gdy dotarłam to zeskoczyłam i rozejrzałam się jeszcze
raz za kwiatami, które tak kochałam.
! WRÓCIŁAM ;D!
czwartek, 8 sierpnia 2013
(Wataha Wody) Od Rapix
Miałam ciężki dzień , najpierw nieprzespana noc , mała kłótnia w watasze , i choroba pegaza.
Idealna mieszanka wydarzeń. Zmęczona postanowiłam przywołać w jeziorze Krakusia.
Miewał się dobrze. Stwierdziłam , że z nim popływam. W skoczyłam do wody i ruszyliśmy w głębiny jeziora. Przepływające ryby witały się ze mną , płynęłam przez groty by schować się Krakenowi. Cóż na tym polega zabawa w chowanego.Usłyszałam jakby swój głos wołający Krakena do ostro zakończonych skał.
Ja jednak go nie wołałam. Zdziwiona tym zdarzeniem postanowiłam podpłynąć bliżej nie wychylając się zbytnio. Oniemiałam , zobaczyłam siebie wołającą Krakena. Ale jak ? Przecież jestem tutaj.
Kraken ufnie podpłyną do tej drugiej mnie , a ona to wykorzystała. Zwabiła ogromnego stwora w swoje sidła. Ostro zakończone skały zaczęły się kruszyć i z prędkością torped niczym szpikulce zaczęły wbijać się w ciało olbrzyma. Próbowałam zareagować jednak ona zatrzymała mnie w miejscu , stworzyła barierę , której nie mogłam przekroczyć. Z jego paszczy wydobył się ostatni dźwięk , przeraźliwy pisk , który mógłby skruszyć lód. Ta druga ja z uśmiechem na ustach patrzyła jak ginie mój duży pupil.Po wszystkim gdy ciało Krakena opadło na dno , druga Rapix popłynęła ku powierzchni , chciałam za nią ruszyć lecz pojawiła się Aisha.
-Nie warto-chwyciła mnie za ramię- Jeszcze będziesz miała okazję.-dodała.
Przytuliłam mackę zmarłego przyjaciela i oddałam jego ciało głębinie.
Wynurzyłam się , Aisha stała nade mną zapatrzona.
-Powiedz mi jak to możliwe ?! -wrzasnęłam zaciskając pieści.
-To byłaś alternatywna ty , macie takie same moce.-odrzekła.
-Nie daruję ! -zadeklarowałam.
-Spokojnie , przyjdzie czas teraz idź do Laguny potrzebuje Cię.-odrzekła i zniknęła.
Jak najszybciej mogłam udałam się do Laguny mojej pegazicy. Ostatnimi czasy pióra wypadają jej ze skrzydeł i biedaczyna nie może latać. Postanowiłam , że będę nad nią czuwać. Przyklęknęłam przy niej i pogłaskałam po pysku.
~Rapix ja...~wyszeptała cichutko i zemdlała. Była rozpalona , chciałam jej ulżyć więc zmniejszyłam temperaturę jej ciała. Czuwałam dalej , i czekałam aż się wybudzi.
Idealna mieszanka wydarzeń. Zmęczona postanowiłam przywołać w jeziorze Krakusia.
Miewał się dobrze. Stwierdziłam , że z nim popływam. W skoczyłam do wody i ruszyliśmy w głębiny jeziora. Przepływające ryby witały się ze mną , płynęłam przez groty by schować się Krakenowi. Cóż na tym polega zabawa w chowanego.Usłyszałam jakby swój głos wołający Krakena do ostro zakończonych skał.
Ja jednak go nie wołałam. Zdziwiona tym zdarzeniem postanowiłam podpłynąć bliżej nie wychylając się zbytnio. Oniemiałam , zobaczyłam siebie wołającą Krakena. Ale jak ? Przecież jestem tutaj.
Kraken ufnie podpłyną do tej drugiej mnie , a ona to wykorzystała. Zwabiła ogromnego stwora w swoje sidła. Ostro zakończone skały zaczęły się kruszyć i z prędkością torped niczym szpikulce zaczęły wbijać się w ciało olbrzyma. Próbowałam zareagować jednak ona zatrzymała mnie w miejscu , stworzyła barierę , której nie mogłam przekroczyć. Z jego paszczy wydobył się ostatni dźwięk , przeraźliwy pisk , który mógłby skruszyć lód. Ta druga ja z uśmiechem na ustach patrzyła jak ginie mój duży pupil.Po wszystkim gdy ciało Krakena opadło na dno , druga Rapix popłynęła ku powierzchni , chciałam za nią ruszyć lecz pojawiła się Aisha.
-Nie warto-chwyciła mnie za ramię- Jeszcze będziesz miała okazję.-dodała.
Przytuliłam mackę zmarłego przyjaciela i oddałam jego ciało głębinie.
Wynurzyłam się , Aisha stała nade mną zapatrzona.
-Powiedz mi jak to możliwe ?! -wrzasnęłam zaciskając pieści.
-To byłaś alternatywna ty , macie takie same moce.-odrzekła.
-Nie daruję ! -zadeklarowałam.
-Spokojnie , przyjdzie czas teraz idź do Laguny potrzebuje Cię.-odrzekła i zniknęła.
Jak najszybciej mogłam udałam się do Laguny mojej pegazicy. Ostatnimi czasy pióra wypadają jej ze skrzydeł i biedaczyna nie może latać. Postanowiłam , że będę nad nią czuwać. Przyklęknęłam przy niej i pogłaskałam po pysku.
~Rapix ja...~wyszeptała cichutko i zemdlała. Była rozpalona , chciałam jej ulżyć więc zmniejszyłam temperaturę jej ciała. Czuwałam dalej , i czekałam aż się wybudzi.
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) od Wery
Byłam przejęta historią Fushigiego, musiał naprawdę ciężko żyć z
świadomością ,że jego ukochana umarła i jeszcze to zarzucanie mu jej
śmierci przez to ,że dzieli ciało z Fus... potwornie mu współczuję, sama
się tak czułam... widziałam jak moja siostra ginie nie mogąc jej pomóc i
zarzucali mi potem jej śmierć.
Ciągle nie umiem przestać myśleć o tym co się stało... od kiedy zaczęłam oddalać się od Kondra wszystko złe się zaczęło ,bo opanował mnie Demon.
Boję się ,że przeze mnie Fushigi znów będzie chciał odejść......gdzieś daleko.
Chyba potrzebuję rady od kogoś mądrego.
Może Nem...? Hm, raczej nie jest to dobry moment na taką rozmowę...
Albo z moim pegazem! Ech... nie, to zły pomysł.
Bella??? Nie!
Już wiem! Powiem to co się stało Westowi i to on da mi najlepszą radę! Na pewno najlepiej to zrozumie... w końcu jego poznałam jako pierwszego na tych terenach i on najlepiej mnie zna... orócz Kondra, ale z nim nie mam zamiaru mówić.
Pobiegłam szukać Westa w jaskini, ale nie było go tam.
W watasze ziemi też go nie było... gdzie jest West???
Pobiegłam nad rzekę by napić się wody i na szczęście właśnie tam on stał razem z Niną.
- Witaj Nina, hej West! West muszę się komuś zwierzyć z problemów, a wiem ,że ty dasz mi dobrą radę... masz chwilę???- podeszłam mówiąc do Westa rozmawiającego z Niną.
- Siostra wracaj do jaskini, muszę porozmawiać z Werą.- powiedział West co mnie mocno zaskoczyło...
Nina poszła w stronę jaskini, a my zostaliśmy sami.
- Przesłyszałam się czy powiedziałeś do Niny siostra?- zapytałam Westa
- Tak, powiedziałem siostra.
- Nie wiedziałam ,że masz rodzeństwo...
- Sam o tym nie wiedziałem do niedawna, ona mnie znalazła nie ja ją.
- Fajnie ,że masz siostrę, moja już dawno odeszła...- westchnęłam
- Nie martw się, ona zawsze jest w tobie. A tak to co cię dręczy, że szukasz dobrej rady?
-Siadaj, wszystko ci opowiem po kolei, to długa historia...- zaczęłam mu opowiadać to co się ostatnio działo: moja chęć życia samotnie, życie w lesie, demon co mnie opanował i przez niego rzucenie Kondra, złamanie mu nogi i rozwalenie środku lasu, Kondra zdrada z Trisią, walka z Tris ,
walka z Nemezis i Di, poznanie Fushigiego i moje zakochanie się w nim, wyciąganie ze mnie Demona, złapanie Kondra na gorącym uczynku jak całuje Tris, walka Tris , Fushigiego i Kondra , którą przerwałam mówiąc Fushigiemu ,że go kocham, jego odrzucenie mojej miłości i poznanie jego historii jednak nie powiedziałam Westowi jakiej , bo przysięgłam ,że nikomu nie powiem i to ,że Kondro jest teraz z Tris.
West zrozumiał moją skomplikowaną historię, zamilkł na chwilę po czym poradził:
- Wero nie martw się tym co się stało. Wszystko przez tego Demona, nie twoja wina. Prawdopodobnie miało to zapoczątkować wojnę... Jeżeli Kondro jest teraz szczęśliwy nie rozdzielaj go z Trisią, on jest bardzo wrażliwy na tym punkcie co zauważyłem jak nie było cię tygodniami w jaskini, Nie możesz mi wyjawić historii Fushigiego z tego co mówiłaś, więc cię nie zmuszam, ale jeśli była ciężka postaraj się go pocieszyć,
jeżeli Fushigi cię pokocha ciesz się życiem z nim, a jak znów cię odrzuci nie przejmuj się, bo jeszcze nieraz pewnie znajdziesz miłość. I uważaj na siebie Wero ,bo Nemezis martwi się o ciebie gdy tak szalejesz z życiem. Postaraj się odpocząć od wszystkiego, cieszyć chwilami i przygotowywać się do nadchodzącej wojny. Ja tak zrobiłem i naprawdę mi to pomogło.- poradził mi West
- Dziękuję ci za radę. West co ja bym bez ciebie zrobiła?- uśmiechnęłam się
- Od tego masz przyjaciół by cię wspierali. Kiedyś musisz to zrozumieć ,że nie można wiecznie być dzieckiem...
- Oh West ja naprawdę nie umiem tego zrozumieć...!- rozpłakałam się tuląc do niego
- Nie płacz, wkrótce zrozumiesz... Po prostu dorastasz, każdy to przeżywa, nawet ja...- pocieszył mnie głaskając troskliwie po głowie.
Łzy dalej mi leciały z oczy, nie rozumiałam...
- Nie płacz Weroniko. Idź już i porozmawiaj z swoim ukochanym, to cię odpręży. Zapomnij o złym, to minęło. Dbaj o lepszą przyszłość... rozwijaj się jak kwiat.- West otarł mi łzy i uśmiechnął się.
- Dziękuję...- szepnęłam wstając i pobiegłam szukać Fushigiego.
Przecież nie muszę z nim gadać, to chyba go nie odpręża... mogę z nim zaszaleć na mój sposób.... o tak... wreszcie przypomnę sobie dzieciństwo.
Zmieniłam się w człowieka i dobiegłam do Fushigiego słuchającego muzyki jako człowiek.
- Hej Fushigi co tam?- wyskoczyłam przed niego wesoło jak małe dziecko.
- Ym... nic, po prostu spaceruję...- zdziwił się
- A mogę z tobą?
- No okej ,ale...- zaczął ,ale przerwałam
- Jea! Zaszalejmy!- złapałam go za rękę i nie wiem jakim cudem ,ale przeteleportowałam się do wesołego miasteczka.... chyba mam znów nową moc...
- Co tu się do licha dzieje???!!! Wera?!
- Wyluzuj i świetnie się baw!- zabrałam go do kolejki.
Wsiedliśmy razem do wagonu i kolejka ruszyła z ogromną prędkością!
- O co ci chodzi z tym szaleństwem...?- słyszałam jak mówił pod nosem Fushigi po czym rozejrzał się naokoło siebie i powoli się uśmiechnął, chyba trafiłam w czuły punkt serca, udało mi się go ucieszyć, bo w połowie jazdy kolejką zaczął krzyczeć z rękami w górze, ja poszłam za jego przykładem.
Gdy zeszliśmy z kolejki złapał mnie za rękę i powiedział:
- Mówiłaś o szaleństwie?
- Tak ,a co?
- Zabawmy się!!!- krzyknął i wziął mnie do strzelnicy.
Trafił doskonale w sam środek tarczy i wygrał dla mnie misia i żetony na inne atrakcje.
Przytuliłam pluszaka i poszliśmy kupić watę cukrową za żetony.
Zjedliśmy ją tak ,że mieliśmy wąsy i brodę, bo przykleiła się do naszych twarzy.
Oboje się śmialiśmy z siebie po czym równocześnie się oblizaliśmy.
Następnie weszliśmy do domu strachów... coś mnie złapało za plecy
i podskoczyłam.
Fushigi się zaśmiał ,więc to pewnie był on, bo staliśmy dopiero przy wejściu...
Miałam dreszcze od widoku kościotrupów, zombie i dyń. Nie cierpię ich!
Fushigi wydawał się niczego nie bać ,ale przy wyjściu wystraszył go krzyk dziewczyny.
- A jednak coś cię przestraszyło.- uśmiechnęłam się
-Ha, ha...- odpowiedział po ogarnięciu
Za ostatnie żetony weszliśmy na karuzelę, myślałam ,że zwymiotuję od obrotów...
Ale jakoś poszło, bo byłam obok niego.
- Już nie mamy żetonów, musimy wracać.- powiedziałam wyciągając rękę z kieszeni.
- Ale ja mam jeszcze dwa... myślisz ,że starczy na rejs tym statkiem?- uśmiechnął się wskazując tunel dla zakochanych!
Takiej propozycji się nie spodziewałam. Mówił przecież ,że nie chce ze mną być.
- Tunel zakochanych. No ,ale mówiłeś ,że...- zaczęłam lecz przerwał
- Wiem co mówiłem ,ale wiem też ,że ty bardzo tego chcesz... i Fus... znasz ją.- powiedział Fushigi
-Więc chodźmy!- złapałam jego dłoń i poszliśmy na rejs do tunelu zakochanych...
Płynęliśmy tak w statku po wodzie w tym tunelu i nagle zaczęły lecieć z góry płatki róż, zagrała muzyka i zgasły światła jednak świece rozświetlały drogę.
- Fushigi?
- Tak?
- Mogę cię pocałować?- zamilkł i patrzył w moje szkliste oczy.
Po chwili sam mnie pocałował.
Gdy pocałunek się skończył przytuliłam się do niego.
Byłam szczęśliwa.
- Jeżeli to zasługa Fus to dziękuję jej.- odezwałam się cicho
- To nie jej zasługa... no może trochę ,ale przypomniałaś mi co to znaczy cieszyć się z życia i sam o tym zadecydowałem. Wiem ,że jesteś we mnie naprawdę zakochana ,więc zrobiłem dla ciebie ten jeden raz wyjątek...- odpowiedział Fushigi
- Czyli jak wrócimy do Immortal Volfes to znów będziemy tylko znajomymi?
- Możliwe, ale na razie o tym nie myśl i ciesz się chwilą.- gdy to powiedział przypomniałam sobie radę Westa i tak też zrobiłam... cieszyłam się z chwili
i znów go pocałowałam.
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Pragnęłam jeszcze z nim tu pobyć to usiedliśmy jeszcze na ławce, ale kiedyś musieliśmy wrócić do jaskini w IV.
Więc z żalem ,ale przytulona do niego przeteleportowałam się do jaskini.
Wszyscy szykowali się do snu, więc my też musieliśmy.
Położyłam się obok Westa , bo miałam obok niego posłanie i po uśmiechu do niego zasnęłam.
Ciągle nie umiem przestać myśleć o tym co się stało... od kiedy zaczęłam oddalać się od Kondra wszystko złe się zaczęło ,bo opanował mnie Demon.
Boję się ,że przeze mnie Fushigi znów będzie chciał odejść......gdzieś daleko.
Chyba potrzebuję rady od kogoś mądrego.
Może Nem...? Hm, raczej nie jest to dobry moment na taką rozmowę...
Albo z moim pegazem! Ech... nie, to zły pomysł.
Bella??? Nie!
Już wiem! Powiem to co się stało Westowi i to on da mi najlepszą radę! Na pewno najlepiej to zrozumie... w końcu jego poznałam jako pierwszego na tych terenach i on najlepiej mnie zna... orócz Kondra, ale z nim nie mam zamiaru mówić.
Pobiegłam szukać Westa w jaskini, ale nie było go tam.
W watasze ziemi też go nie było... gdzie jest West???
Pobiegłam nad rzekę by napić się wody i na szczęście właśnie tam on stał razem z Niną.
- Witaj Nina, hej West! West muszę się komuś zwierzyć z problemów, a wiem ,że ty dasz mi dobrą radę... masz chwilę???- podeszłam mówiąc do Westa rozmawiającego z Niną.
- Siostra wracaj do jaskini, muszę porozmawiać z Werą.- powiedział West co mnie mocno zaskoczyło...
Nina poszła w stronę jaskini, a my zostaliśmy sami.
- Przesłyszałam się czy powiedziałeś do Niny siostra?- zapytałam Westa
- Tak, powiedziałem siostra.
- Nie wiedziałam ,że masz rodzeństwo...
- Sam o tym nie wiedziałem do niedawna, ona mnie znalazła nie ja ją.
- Fajnie ,że masz siostrę, moja już dawno odeszła...- westchnęłam
- Nie martw się, ona zawsze jest w tobie. A tak to co cię dręczy, że szukasz dobrej rady?
-Siadaj, wszystko ci opowiem po kolei, to długa historia...- zaczęłam mu opowiadać to co się ostatnio działo: moja chęć życia samotnie, życie w lesie, demon co mnie opanował i przez niego rzucenie Kondra, złamanie mu nogi i rozwalenie środku lasu, Kondra zdrada z Trisią, walka z Tris ,
walka z Nemezis i Di, poznanie Fushigiego i moje zakochanie się w nim, wyciąganie ze mnie Demona, złapanie Kondra na gorącym uczynku jak całuje Tris, walka Tris , Fushigiego i Kondra , którą przerwałam mówiąc Fushigiemu ,że go kocham, jego odrzucenie mojej miłości i poznanie jego historii jednak nie powiedziałam Westowi jakiej , bo przysięgłam ,że nikomu nie powiem i to ,że Kondro jest teraz z Tris.
West zrozumiał moją skomplikowaną historię, zamilkł na chwilę po czym poradził:
- Wero nie martw się tym co się stało. Wszystko przez tego Demona, nie twoja wina. Prawdopodobnie miało to zapoczątkować wojnę... Jeżeli Kondro jest teraz szczęśliwy nie rozdzielaj go z Trisią, on jest bardzo wrażliwy na tym punkcie co zauważyłem jak nie było cię tygodniami w jaskini, Nie możesz mi wyjawić historii Fushigiego z tego co mówiłaś, więc cię nie zmuszam, ale jeśli była ciężka postaraj się go pocieszyć,
jeżeli Fushigi cię pokocha ciesz się życiem z nim, a jak znów cię odrzuci nie przejmuj się, bo jeszcze nieraz pewnie znajdziesz miłość. I uważaj na siebie Wero ,bo Nemezis martwi się o ciebie gdy tak szalejesz z życiem. Postaraj się odpocząć od wszystkiego, cieszyć chwilami i przygotowywać się do nadchodzącej wojny. Ja tak zrobiłem i naprawdę mi to pomogło.- poradził mi West
- Dziękuję ci za radę. West co ja bym bez ciebie zrobiła?- uśmiechnęłam się
- Od tego masz przyjaciół by cię wspierali. Kiedyś musisz to zrozumieć ,że nie można wiecznie być dzieckiem...
- Oh West ja naprawdę nie umiem tego zrozumieć...!- rozpłakałam się tuląc do niego
- Nie płacz, wkrótce zrozumiesz... Po prostu dorastasz, każdy to przeżywa, nawet ja...- pocieszył mnie głaskając troskliwie po głowie.
Łzy dalej mi leciały z oczy, nie rozumiałam...
- Nie płacz Weroniko. Idź już i porozmawiaj z swoim ukochanym, to cię odpręży. Zapomnij o złym, to minęło. Dbaj o lepszą przyszłość... rozwijaj się jak kwiat.- West otarł mi łzy i uśmiechnął się.
- Dziękuję...- szepnęłam wstając i pobiegłam szukać Fushigiego.
Przecież nie muszę z nim gadać, to chyba go nie odpręża... mogę z nim zaszaleć na mój sposób.... o tak... wreszcie przypomnę sobie dzieciństwo.
Zmieniłam się w człowieka i dobiegłam do Fushigiego słuchającego muzyki jako człowiek.
- Hej Fushigi co tam?- wyskoczyłam przed niego wesoło jak małe dziecko.
- Ym... nic, po prostu spaceruję...- zdziwił się
- A mogę z tobą?
- No okej ,ale...- zaczął ,ale przerwałam
- Jea! Zaszalejmy!- złapałam go za rękę i nie wiem jakim cudem ,ale przeteleportowałam się do wesołego miasteczka.... chyba mam znów nową moc...
- Co tu się do licha dzieje???!!! Wera?!
- Wyluzuj i świetnie się baw!- zabrałam go do kolejki.
Wsiedliśmy razem do wagonu i kolejka ruszyła z ogromną prędkością!
- O co ci chodzi z tym szaleństwem...?- słyszałam jak mówił pod nosem Fushigi po czym rozejrzał się naokoło siebie i powoli się uśmiechnął, chyba trafiłam w czuły punkt serca, udało mi się go ucieszyć, bo w połowie jazdy kolejką zaczął krzyczeć z rękami w górze, ja poszłam za jego przykładem.
Gdy zeszliśmy z kolejki złapał mnie za rękę i powiedział:
- Mówiłaś o szaleństwie?
- Tak ,a co?
- Zabawmy się!!!- krzyknął i wziął mnie do strzelnicy.
Trafił doskonale w sam środek tarczy i wygrał dla mnie misia i żetony na inne atrakcje.
Przytuliłam pluszaka i poszliśmy kupić watę cukrową za żetony.
Zjedliśmy ją tak ,że mieliśmy wąsy i brodę, bo przykleiła się do naszych twarzy.
Oboje się śmialiśmy z siebie po czym równocześnie się oblizaliśmy.
Następnie weszliśmy do domu strachów... coś mnie złapało za plecy
i podskoczyłam.
Fushigi się zaśmiał ,więc to pewnie był on, bo staliśmy dopiero przy wejściu...
Miałam dreszcze od widoku kościotrupów, zombie i dyń. Nie cierpię ich!
Fushigi wydawał się niczego nie bać ,ale przy wyjściu wystraszył go krzyk dziewczyny.
- A jednak coś cię przestraszyło.- uśmiechnęłam się
-Ha, ha...- odpowiedział po ogarnięciu
Za ostatnie żetony weszliśmy na karuzelę, myślałam ,że zwymiotuję od obrotów...
Ale jakoś poszło, bo byłam obok niego.
- Już nie mamy żetonów, musimy wracać.- powiedziałam wyciągając rękę z kieszeni.
- Ale ja mam jeszcze dwa... myślisz ,że starczy na rejs tym statkiem?- uśmiechnął się wskazując tunel dla zakochanych!
Takiej propozycji się nie spodziewałam. Mówił przecież ,że nie chce ze mną być.
- Tunel zakochanych. No ,ale mówiłeś ,że...- zaczęłam lecz przerwał
- Wiem co mówiłem ,ale wiem też ,że ty bardzo tego chcesz... i Fus... znasz ją.- powiedział Fushigi
-Więc chodźmy!- złapałam jego dłoń i poszliśmy na rejs do tunelu zakochanych...
Płynęliśmy tak w statku po wodzie w tym tunelu i nagle zaczęły lecieć z góry płatki róż, zagrała muzyka i zgasły światła jednak świece rozświetlały drogę.
- Fushigi?
- Tak?
- Mogę cię pocałować?- zamilkł i patrzył w moje szkliste oczy.
Po chwili sam mnie pocałował.
Gdy pocałunek się skończył przytuliłam się do niego.
Byłam szczęśliwa.
- Jeżeli to zasługa Fus to dziękuję jej.- odezwałam się cicho
- To nie jej zasługa... no może trochę ,ale przypomniałaś mi co to znaczy cieszyć się z życia i sam o tym zadecydowałem. Wiem ,że jesteś we mnie naprawdę zakochana ,więc zrobiłem dla ciebie ten jeden raz wyjątek...- odpowiedział Fushigi
- Czyli jak wrócimy do Immortal Volfes to znów będziemy tylko znajomymi?
- Możliwe, ale na razie o tym nie myśl i ciesz się chwilą.- gdy to powiedział przypomniałam sobie radę Westa i tak też zrobiłam... cieszyłam się z chwili
i znów go pocałowałam.
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Pragnęłam jeszcze z nim tu pobyć to usiedliśmy jeszcze na ławce, ale kiedyś musieliśmy wrócić do jaskini w IV.
Więc z żalem ,ale przytulona do niego przeteleportowałam się do jaskini.
Wszyscy szykowali się do snu, więc my też musieliśmy.
Położyłam się obok Westa , bo miałam obok niego posłanie i po uśmiechu do niego zasnęłam.
sobota, 3 sierpnia 2013
(Wataha Mroku) od Nemezis
Miałam nadzieję ze nie będę miała kłopotów z związku z tym co zrobiłam ale nieee...
Podchodząc do Miko która płakała nad jeziorem musiałam zachować czujność.
- Miko? Co jest? – Zapytałam spokojnym głosem.
Podchodząc do Miko która płakała nad jeziorem musiałam zachować czujność.
- Miko? Co jest? – Zapytałam spokojnym głosem.
- Ktoś zabrał moje kwiaty. – Łkała.
- Jak to? – Zdziwiłam się.
- Zawsze tu były, a nagle zniknęły. – Spojrzała na wodę.
- Przecież…. –Zatkałam sobie usta bo prawie już bym się wygadała...
- Co? – Spojrzała na mnie zaciekawiona
- Może zwiędły? – Zapytałam aby się wywinąć..
- Zostało by coś po nich. Szukałam wszędzie, ale ich nie ma.
– Znowu zaczęła płakać.
- Zrobiłaś je z powietrza ? – Przerwałam jej..
- Tak. – Otarła oczy.
- Ostatnio trochę wiło, może po prostu zabrał je wiatr. –
Uśmiechnęłam się.
- Myślisz?
Pokiwałam głową i wyszła z wody.
- No to super jesteś cała mokra. – powiedziałam.
- Zaraz wysch…. – Spojrzała na swe dłonie które były zabandażowane.
No super....
- Co jest? Nie pamiętasz jak ostatnio coś sobie zrobiłaś?
Nikomu nie chciałaś powiedzieć co. Widocznie się wstydziłaś. – Złapałam ją szybko za ręce. Trzeba to odkręcić aby czegoś nie pomyślała
- Możliwe, ale nie pamiętam.
-Oj pewnie musiałaś walnąć się w głowę i nie pamiętasz... - Westchnęłam widząc jej niepewne spojrzenie.-Kochana, boli Cię coś?
-No nie. -Spojrzała na swoje dłonie.
-To wszystko jest dobrze. - próbowałam jak najszybciej skończyć temat. - Teraz idź do jaskini, odpocznij. -Posłałam jej ciepły uśmiech.
- Dobrze. -Dziewczyna zrobiła sobie pod nogami wiatr is ie uniosła. - Do zobaczenia! -Krzyknęłam i odleciała.
Westchnęłam. Nie wiedziałam że to będzie trudne. Naprawdę.
Wróciłam do swojej groty przemyśleć ostatnie wydarzenia.
piątek, 2 sierpnia 2013
Wyjazd
Chciała bym skromnie was poinformować, że wyjeżdżam, więc niestety na jakiś czas moje postacie tkwią w miejscu (około dwa tygodnie). Nie przypominam, które postaci są moje, bo to chyba wiadome ;P. Bye bye ;*
czwartek, 1 sierpnia 2013
(Wataha Powietrza) Od Miko
Ktoś nagle wszedł do mojej głowy, bez wstydnie zaczął w niej
grzebać. Nagle pojawił się okropny ból. To było coś strasznego, zaczęłam się
łapać za głowę, po czym opadłam z sił… Wstałam nagle i nie wiedziałam co się stało.
Zobaczyłam, że jestem na polanie, więc pewnie musiałam zasnąć. Wstałam i się uśmiechnęłam.
Było pięknie, aż chciałam śpiewać. Zaczęłam wiec pewną piosenkę.
- Zabawne chwile miną w mgnieniu oka.
Zapomnij o upływie czas i daj się wprowadzć w trans.
Odrzuć to uczucie beznadziejności.
Dalej, ciesz się razem z nami! Zbierzmy tu swoje uśmiechy.
Chodź do nas i śpiewaj.
Jeśli będziesz nucić z nami,
to mimo że jesteś po drugiej stronie ekranu,
ty też będziesz mógł być na tej samej scenie,
co my!
Powiedz cześć! Brykajmy!
Powiedz cześć! Kiedy nasze głosy się nałożą,
to może tak spróbujemy uśmiechnąć się najjaśniejsz, jak się tylko da?
Skaczmy! Skaczmy! Róbmy hałas!
Skaczmy! Skaczmy! Dzięki temu, że jesteśmy tu wszyscy razem,
możemy cieszyć się tym wspaniałym dniem.
Uśmiech na pewno wywoła kolejny uśmiech.
Słowa są niepotrzebne, a odległość nieważna!
Abyśmy mogły z dnia dzisiejszego zrobić dzień lepszy od wczoraj,
a jutro lepszego od dnia dzisiejszego,
postarajmy się myśleć pozytywnie.
Dalej, zrób krok naprzód! Zostaw tu wszystkie swoje niepewności!
Śpiewaj jak najgłośniej, nieważne, jak daleko jesteś.
Kiedy podłapiesz nasz zapał,
zobacz, znajdziesz się wśród nas i też będziesz tworzyć tę muzykę!
Powiedz cześć! Brykajmy!
Powiedz cześć! Kiedy nasze głosy się nałożą,
to może tak spróbujemy uśmiechnąć się najjaśniejsz, jak się tylko da?
Skaczmy! Skaczmy! Róbmy hałas!
Skaczmy! Skaczmy! Dzięki temu, że jesteśmy tu wszyscy razem,
możemy cieszyć się tym wspaniałym dniem.
Uśmiech na pewno wywoła kolejny uśmiech.
Słowa są niepotrzebne, a odległość nieważna!
Aby tym razem uśmiechać się jeszcze bardziej szczerze,
to żyjmy ciesząc się tą codziennością!
Zdobycie sławy to nie coś, co dzieje się tak od razu.
To coś, do czego dążymy własnymi siłami!
Klaszcz! Klaszcz! Klaszczmy w dłonie!
Niech wydobywające się z naszych ust dźwięki staną się jednym
i sprawią, że ta chwila będzie cudowna.
Dalej! Dalej! Klaszczmy w dłonie!
Bawmy się póki starczy nam sił!
To miejsce istnieje właśnie, aby się w nim bawić, racja?
Powiedz cześć! Brykajmy!
Powiedz cześć! Kiedy nasze głosy się nałożą,
to może tak spróbujemy uśmiechnąć się najaśniejsz, jak się tylko da?
Skaczmy! Skaczmy! Róbmy hałas!
Skaczmy! Skaczmy! Dzięki temu, że jesteśmy tu wszyscy razem,
możemy cieszyć się tym wspaniałym dniem.
Uśmiech na pewno wywoła kolejny uśmiech.
Słowa są niepotrzebne, a odległość nieważna!
Zobacz, słowa płyną i wytwarzają światło niczym gwiazdy.
Teraz pruj naprzód z całej siły!
Uśmiechajmy się!
Zapomnij o upływie czas i daj się wprowadzć w trans.
Odrzuć to uczucie beznadziejności.
Dalej, ciesz się razem z nami! Zbierzmy tu swoje uśmiechy.
Chodź do nas i śpiewaj.
Jeśli będziesz nucić z nami,
to mimo że jesteś po drugiej stronie ekranu,
ty też będziesz mógł być na tej samej scenie,
co my!
Powiedz cześć! Brykajmy!
Powiedz cześć! Kiedy nasze głosy się nałożą,
to może tak spróbujemy uśmiechnąć się najjaśniejsz, jak się tylko da?
Skaczmy! Skaczmy! Róbmy hałas!
Skaczmy! Skaczmy! Dzięki temu, że jesteśmy tu wszyscy razem,
możemy cieszyć się tym wspaniałym dniem.
Uśmiech na pewno wywoła kolejny uśmiech.
Słowa są niepotrzebne, a odległość nieważna!
Abyśmy mogły z dnia dzisiejszego zrobić dzień lepszy od wczoraj,
a jutro lepszego od dnia dzisiejszego,
postarajmy się myśleć pozytywnie.
Dalej, zrób krok naprzód! Zostaw tu wszystkie swoje niepewności!
Śpiewaj jak najgłośniej, nieważne, jak daleko jesteś.
Kiedy podłapiesz nasz zapał,
zobacz, znajdziesz się wśród nas i też będziesz tworzyć tę muzykę!
Powiedz cześć! Brykajmy!
Powiedz cześć! Kiedy nasze głosy się nałożą,
to może tak spróbujemy uśmiechnąć się najjaśniejsz, jak się tylko da?
Skaczmy! Skaczmy! Róbmy hałas!
Skaczmy! Skaczmy! Dzięki temu, że jesteśmy tu wszyscy razem,
możemy cieszyć się tym wspaniałym dniem.
Uśmiech na pewno wywoła kolejny uśmiech.
Słowa są niepotrzebne, a odległość nieważna!
Aby tym razem uśmiechać się jeszcze bardziej szczerze,
to żyjmy ciesząc się tą codziennością!
Zdobycie sławy to nie coś, co dzieje się tak od razu.
To coś, do czego dążymy własnymi siłami!
Klaszcz! Klaszcz! Klaszczmy w dłonie!
Niech wydobywające się z naszych ust dźwięki staną się jednym
i sprawią, że ta chwila będzie cudowna.
Dalej! Dalej! Klaszczmy w dłonie!
Bawmy się póki starczy nam sił!
To miejsce istnieje właśnie, aby się w nim bawić, racja?
Powiedz cześć! Brykajmy!
Powiedz cześć! Kiedy nasze głosy się nałożą,
to może tak spróbujemy uśmiechnąć się najaśniejsz, jak się tylko da?
Skaczmy! Skaczmy! Róbmy hałas!
Skaczmy! Skaczmy! Dzięki temu, że jesteśmy tu wszyscy razem,
możemy cieszyć się tym wspaniałym dniem.
Uśmiech na pewno wywoła kolejny uśmiech.
Słowa są niepotrzebne, a odległość nieważna!
Zobacz, słowa płyną i wytwarzają światło niczym gwiazdy.
Teraz pruj naprzód z całej siły!
Uśmiechajmy się!
Miałam dobry humor, ale czułam się nieco dziwacznie, jak bym
zapomniała o czymś ważnym… Ruszyłam szukać Grega, bo chciałam z nim iść nad
jezioro. Na jego terenach go nie było, więc nie wiedziałam gdzie może być.
Wzruszyłam ramionami i poszłam spać do siebie. Spałam dobrze, ale wcześnie się obudziłam
i poszłam obejrzeć księżyc. Może nie było pełni, ale i tak był cudowny. Potem
poszłam nad jeziorko. Spojrzałam od razu tam gdzie kiedyś tworzyłam kwiaty, ale
ich tam nie było…. Weszłam do wody i zaczęłam ich szukać. Chlustałam wodą na
wszystkie strony jak opętana, nie mogąc ich znaleźć. W końcu usiadłam i się rozbeczałam.
- Miko? Co jest? – Usłyszałam
głos Nemezis.
- Ktoś zabrał moje kwiaty. – Łkałam.
- Jak to? – Zdziwiła się.
- Zawsze tu były, a nagle zniknęły. – Spojrzałam na wodę.
- Przecież…. – Zatkała sobie usta.
- Co? – Spojrzałam na nią zaciekawiona.
- Może zwiędły? – Zapytała.
- Zostało by coś po nich. Szukałam wszędzie, ale ich nie ma.
– Znowu zaczęłam płakać.
- Zrobiłaś je z powietrza ? – Przerwała moją rozpacz.
- Tak. – Otarłam oczy.
- Ostatnio trochę wiło, może po prostu zabrał je wiatr. –
Uśmiechnęła się.
- Myślisz? – Spojrzałam na nią.
Pokiwała głową, a ja wyszłam z wody.
- No to super jesteś cała mokra. – Spojrzała na mnie.
- Zaraz wysch…. – Spojrzałam na dłonie, które były zabandażowane
i we krwi.
Zamurowało mnie, a oczy wychodziły mi z orbit. Nie
wiedziałam co się stało.
- Co jest? Nie pamiętasz jak ostatnio coś sobie zrobiłaś?
Nikomu nie chciałaś powiedzieć co. Widocznie się wstydziłaś. – Złapała mnie za
ręce.
- Możliwe, ale nie pamiętam. – Byłam z deczka
zdezorientowana.
Subskrybuj:
Posty (Atom)