-Margo...- Usłyszałam głuchy szept. - Wstawaj, Margo, wstawaj...-tym
razem słowa mojego partnera w pełni do mnie dotarły. Zrezygnowana,
mruknęłam i chwiejnie stanęłam na łapach. Podeszłam do strumyka
przedzierającego się przez podłogę naszej jaskini. Wyciągnęłam język i
zrobiłam kilka łyków wody. Przybierając ludzką postać przemyłam twarz.
Wanney zrobił prawie krok w krok to samo.
-jak się spało?- zagadał w końcu przy wyjściu z jaskini.
-jak zwykle- uśmiechnęłam się niemrawo, zaglądając mu głęboko w oczy
-kolejny dzień żmudnych ćwiczeń...- pomyślałam głośno zgarniając
zmierzwiną grzyekę do tyłu.
Na miejscu była już alfa, Kondrakar i Vanessa. Vanessa wyraźnie czuła się lepiej.
-Margo!- krzyknęła, jak zorientowała się o moim przybyciu.
-Hej-odpowiedziałam uśmiechem.
-Chciałam ci podziękować....-przerwałam jej ruchem ręki.
-Nie ma sprawy. - Skinęłam głową. Właśnie miałam zacząć się
koncentrować, na kumulacji wszystkich moich mocy umysu, gdy przerwał mi
donośny głos naszej alfy.
-Nareszcie!- Nemezis przewróciła oczami widząc jak cała reszta pojawia
się na polanie. -Zaczynamy!- oznajmiła twardym tonem. Wszyscy bez słowa
zaczęli ćwiczenia. Po kilku godzinach wszyscy zmnaszej watahy rozeszli
się wmswoje strony. W drodze do lasu, gdzie miałam zamiar coś przekąsić,
wzięlo mnie na potworną migrene. Zacisnęłam pięści i zmieniłam się w
wilka, od razu ruszyłam w pościg za niewielkim stadem saren. Złapałam
pierwszą lepszą z brzegu, i wzięłam się za upragnioną kolacje. Po
skonsumowaniu całej zdobyczy, znów w ludzkiej postaci, wybrałam się do
świątyni. Gdy przekroczyłam granicę lasu, ból głowy zaczął się nasilać.
Nie słyszałam nic z zewnątrz. W głowie słyszałam bardzo wyraźne szepty:
~~ nie masz siły... jesteś za słaba... nie uda ci się... nigdy ci się nie
uda.... ~~ wszystkie te słowa były wypowiadane drwiącym, przerażającym
głosem. Towarzyszył im nieopanowany, jazgotliwy śmiech. Tak zaczął się
mój koszmar...
Chwyciłam się za głowę, robiąc krok w tył. Zatoczyłam się, cała drżałam.
Czułam strach, ból. Moje nogi, jak cała reszta mojego ciała, stały się
ciężkie. Jakby... jakby ktoś zrzucił na mnie kilku tonowy głaz.
Przede mną widniały już potężne kolumny świątyni, oplecione kolczastymi
cierniami. ~~ojej...nie mam siły?~~wtrącił ponownie owy bardzo
wkurzający głos w mojej głowie. Śmiech w tle zdawał się coraz
głośniejszy i coraz bardziej nieopanowany.
-zamknij się!!! Słyszysz?! Siedź cicho!- wrzasnęłam wściekła i skora
rozerwać i tą durną hienę i psychopatę uprzykrzającego mi życie. W tym
momencie nawet psychodeliczny koleś, bądź kobieta... wybuchną śmiechem.
Nie widziałam ich jednak czułam, że są... gdzieś we mnie...
Nadal dłońmi ściskałam skronie, łudząc się, że uśmierze ból. Teraz
drżały tylko nogi. Nie umiałam nad niczym zapanować. ~~ złościmy się? ~~
PO RAZ KOLEJNY NIEPOTRZEBNIE wtrącił wyszydzający głos.
-wiesz co? Nie mam pojęcia kim jesteś, ale jak zaraz nie zamkniesz tej
swojej... mordy, nie będziesz już miał czego szukać na tym świecie.... -
warczałam przez zęby. Chciałam zmienić się w wilka i rzucić się do
gardła temu... psyhopacie, ale coś mnie powstrzymywało.
~~kto powiedział, że jestem z tego świata?~~ teraz już obaj wpadli w
nieopanowany... nie można tego nazwać śmiechem... jazgot. Wykorzystałam
to i rzuciłam zaklęcie, które miało wykurzyć ich z mojej podświadomości.
Głosy ucichły, jednak w pobliżu nie było nikogo. ~~jeszcze tu
wróce...~~oznajmił poważnie i zamilknął. Czekając chwile bez ruchu
upewniłam się o odejściu intruzów. Zawróciłam i pobiegłam w stronę
jaskiń.
-Wanney!-krzyknęłam chcąc zatrzymać samca. Stwierdziłam, że Nemezis ma w
tym momęcie za dużo na głowie.... Ten zatrzymał się i spojrzał w moją
stronę, nie kryjąc uśmiechu. - właśnie miałam do czynienia ze szpiegiem
naszych wrogów. To wyraźnie zaniepokoiło mojego partnera.
-jak to? Bezpośredni kontakt? -zrobił wielkie oczy.
-zapewniam, że jakbym miała z nim do czynienia, byłby już martwy.
-Margo, wytłumaczysz mi w końcu co jest grane? - troche się zirytował. Uwielbiam grać mu na nerwach ...
- ech.. złapał mnie przy świątyni. Telepatycznie... jest dobry... musiał pokonać wiele blokad aby dostać się aż tak głęboko..
- jak głęboko?!? - zaniepokojenie nie znikało z jego twarzy.
-mógł najwyżej zobaczyć moje słabości... i właściwie to tyle. Jest
barszo pewny siebie. I chyba jest ich dwóch. I....-zawiesiłam głos
niepewna jego reakcji...
-I...??
-Możliwe, że zobaczył, cząstkę planu terenu watahy mroku... a to może
być wielka strata... - otworzyłam oczy i spojrzałam na niego szklanym
wzrokiem. -co ja zrobiłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz