środa, 25 września 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Mój triumf od razu przestał być triumfem kiedy spojrzałam na swój mostek, ona też zastosowała ten cios. Osunęłyśmy się na ziemię, wydawało się, ze to koniec, ale nie. Dziewczyna wstała wyjmując moją i jej rękę. Spojrzała na mnie z góry.
- Może ty jednak nie jesteś za mądra. – Powiedziała.
Nagle od tyłu poczułam palące ciepło. Odwróciłam się powolnie, Nem nauczyła się nowego czaru, mianowicie leczenia nawet takich zabójczych ran, moje serce się odrodziło.
- Widzę, że ta twoja też to umie, trudno. – W jej ręku pojawił się sztylet.
Zaatakowała…
- Ostatni cios nie należy do Ciebie. – Syknęłam blokując jej mieczyk.
Sprawnie podcięłam ja, ta upadła na ziemię, usiadłam na niej i zacisnęłam obie dłonie na jej szyi. Oczy zaszły jej łzami.
- Jestem nie do przewidzenia. – Mruknęłam.
Następnie moja postać wykorzystała powietrze które było w jej ciele* i zaczęła z niego tworzyć ostre powietrze. Jej organy były pokiereszowane i odlatywała w inny świat. Straciła przytomność. Jak druga „ja” zawsze lubiłam śmierć w męczarniach, a że tak by nie umarła w męczarniach, to zaplanowałam jej już egzekucję. Przywiązałam ja powietrznymi linami do drzewa, po czym przywołałam Mayu, połączyłyśmy ssie, a w tym czasie obudziła się. Zadrapałam się, po czym ją i w ten sposób zatrułam jej organizm. Rozłączyłam się, dziwiło mnie to, ze korzystałam w tej postaci z pomocy, ale najwidoczniej ta postać też ma swój rozum. Spojrzałam swoimi pomarańczowymi oczami w jej po czym powolnie zaczęłam przedziurawiać jej ciało swoimi dłońmi, wchodziłam powolutku, tak by cierpiała bardziej. Oczyściłam dłonie wycierając je w trawę, po czym uklękłam przed torturowaną. Krwawiła ze wszą i drżała. Przymknęłam oczy.
- Jesteś jak kolejna ofiara, nie myśl, że robię to dlatego, ze jesteś mną. – Wstałam.
- I… Idit… ka… Jesteś… my tak… samo brutalne…. – Przerywała kaszląc krwią.
- Bajkopisarka? Żałosna jesteś. – Kopnęłam ją w krocze, a ta aż zapiszczała.
Przebiłam jej czaszkę. To był koniec, a ona w ostatnich chwilach myślała, ze jesteśmy równie sadystyczne, nie znała jednak prawdy o mnie. Usłyszałam szelest, zza krzaków wyszła Di, strasznie była poraniona, a do tego jej alter tak samo, były równe. Ruszyłam z miejsca i w mgnieniu oka zabiłam to cholerne alter, odwróciłam się do dziewczyny.
- Kim ty jest…. – Chyba przypomniała mnie sobie.
Bez wahania moje ciało ruszyło na nią. W tej formie zabijam wszystko i wszystkich, bez wyjątków. Dostała szybkie ciosy, po czym zakaszlała i podniosła głowę, dostała kopniaka.
- Zaraz to ja Cię osobiście zabiję! – Wydarła się, chyba myślała, że to zabawa.
Z obojętnością na twarzy przebiłam jej brzuch na wylot, zahaczyłam o kręgosłup. Poczułam ból, w dodatku tylko ja, na moją postać to nie działa. Pokiereszowała jej twarz, a Di spojrzała nieprzytomnie na mnie.
- To niemożliwe…. – Powiedziała pod nosem.
Przed nią ukazały się istoty cienia. Bez przeszkód przeszłam obok nich. Jak? Przecież jestem wilkiem powietrza, więcej nie trzeba tłumaczyć. Prawy sierpowy, kopniak w kark, kolejny w kręgosłup, przebicie na wylot. Miała już dwie krwawiące dziury. Nagle zza krzaków wyskoczyła zmęczona Nemezis i moi bracia oraz Greg i Rosa’s.
- Miko! Ogarnij się!- Krzyknął Illuś.
Spojrzałam na niego morderczo, po czym ścisnęłam skronie Dainy.
- M..Miko, wiem, że dużo nie pamiętasz, ale ty nie lubisz zabijać! Nie jesteś taka! Zapanuj nad tym? – Wydarł się Unmei.
Z szeregu wyszedł blondyn i kierował się w moją stronę.
- Stój! – Krzyknął Gregory.
Padł na ziemię, ciągnąc za sobą dziewczynę zadałam cios chłopakowi. Moje ręce opatuliło tnące powietrze.
- Miko do cholery, ty nie umiesz ranić innych! – Alfa Mroku próbowała swoich sił.
Nie zwróciłam uwagi, nachylałam się powoli nad chłopakiem któremu leciała smużka krwi z ust.
- Przecież to ty sama mówiłaś, że jesteśmy ważni, ze nas nie skrzywdzisz, robiłaś wszystko żeby nas chronić, wiec przestań! – Nem przebiła mi płuco.
Złapałam za ostrze wystające ze mnie i pociągnęłam, przez co przeciągnęłam miecz przez całe ciało. Wyciągnęłam z drugiej strony i przyłożyłam ostrze do szyi Roxas’a. Nie byłam zbyt przychylna, wiec oznaczało to tylko jedno. Illuminated dobył miecza, tylko jego spojrzenie wydawało się smutne. Mag Mroku użył magii i opatuliła Niasie ręce, jej mimika twarzy nic nie mówiła, ale oczy wręcz krzyczały ze smutku. Gregowi zatrzęsły się ręce, dobył jednak broni. Zaatakowali równocześnie, jednak odepchnęłam ich, odbili się od ziemi i ruszyli dalej, zostawiłam mojego nowego przyjaciela, a Di rzuciłam byle gdzie. Unmei patrzył ze zdziwieniem na to co się dzieje, po chwili dołączył. Za każdym razem przegrywali, a ja jak stałam tak stałam. Nagle chciał przebić czyjeś serce, a na drodze snął mi nie kto inny tylko wilk Mroku, który mnie chwycił w ramiona i mocno przycisnął do siebie.
- Ty nie potrzebujesz słów, tylko miłości. – Szepnął mi do ucha.
Odepchnęłam go i poczułam rozbieżne uczucia, chyba… chyba mnie zawstydził. Moje oczy wypatrzyły jego nadgarstek, rozejrzałam się wokół, po czym padłam bezwładnie na ziemię, wracając do normalnej formy. Usłyszałam tylko szybki tupot nóg, po otwarciu oczu wszyscy patrzyli na mnie ze szczęściem. Trzymał mnie, nie kto inny jak Alfa mojej watahy.

*To jest opisane podczas gdy zadawałam „Miko” szybkie ciosy gdy leciała w dół, a następnie wykonałam „przytulasa” ^^.

wtorek, 24 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Czekałam na jej odpowiedź i usłyszałam:
 - No pewnie, że z tobą idę. - Odparła z uśmiechem.
- A jak pofruniesz? - Zauważyłam jej brak skrzydeł.
- Dam radę sama zobaczysz. - Powiedziała, wciąż nie tracąc uśmiechu, najwidoczniej pewna tego, że jej się uda.
Ja nic nie odpowiedziałam tylko się wzbiła, a gdy się obejrzałam za siebie zauważyłam jej skrzydła, a więc delikatnie przyspieszyłam, wiedząc, że nie muszę czekać na Kasumi, a ona mnie dogoniła i leciała tuż koło mnie.
- Już się zbliżamy... - Wyrwałam ją z zamyślenia, bo sprawiała wrażenie, jakby odleciała już z tej planety.
Dotarłyśmy na pole bitwy, a wadera od razu rzuciła się w bój. Ja nie miałam na tyle odwagi, by to zrobić, więc stałam i przyglądałam się całej tej scenie walki z boku.
Jednak, kiedy zaatakowała mnie jakaś wilczyca, chyba alter Ayer nie mogłam się już tylko przyglądać. Bariera Egidy sama się aktywowała, zanim o tym pomyślałam i zablokowała jej atak, a ja ciskałam w nią kilkoma piorunami, co prawda słabymi, ale i tak musiałam już tylko wykończyć ją, bo odniosła wiele ran w boju.
Nie zabiłam jej, lecz pozostawiłam ciężko ranną, jeśli będzie miała wystarczająco dużo rozumu, to wróci do alter-IV, ale ja nikogo zabijać nie zamierzam. Nawet, jeśli bym chciała, to nie potrafię odnaleźć się w roli krwawego oprawcy, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Ale to nie znaczy, że nie mogę pomagać innym. Może by mi się udało osłaniać ich z odległości, o ile w ogóle uda mi się to zrobić. W końcu ledwie panuję nad  Egidą w obronie własnej, jednak spróbować nie zaszkodzi.

(Wataha Światła) od Kasumi

- Idziesz ze mną, czy zamierzasz tu zostać? - spytała Arisa.
- No pewnie, że z tobą idę. - powiedziałam z uśmiechem.
- A jak pofruniesz? - spytała.
- Dam radę sama zobaczysz. -powiedziałam z uśmiechem.
Arisa bez słowa wzbiła się w powietrze, a ja za nią. Gdy tylko wzbiłam się w przestrzeń powietrzną to zauważyłam, że moje skrzydła z nów są widoczne. Arisa oglądnęła się w moją stronę po czym uśmiechnęła się i przyspieszyła. Ja po chwili ją dogoniłam i leciałyśmy już obok siebie. Ja napawałam się tym wspaniałym uczuciem lotu. Wiatr pieścił moją twarz, a ja machając skrzydłami leciałam, no właśnie leciałam. Może nie wszyscy wiedzą, ale ja nigdy wcześniej nie latałam. Miałam kiedyś podobne doświadczenie tylko z jeżdżeniem na jednorożcu... no właśnie... co z nimi: Candy i Melancholią? Na pewno sobie poradzą, z ich wybuchową mieszanką.
Jednak wracając do tematu to jest coś więcej... uczycie unoszenia się w powietrzu, robienie czegoś czego nigdy się nie robiło, ale w głębi duszy się o tym marzyło... ale nie tylko.
Z zamyślenia wyrwały mnie słowa Arisy:
- Już się zbliżamy...
Po kilku minutach znów byłyśmy na polu bitwy. Spojrzałam na dziewczynę a potem poszłam walczyć.
Z kim? Z kim się wylosowało. A z kim się wylosowało? Z Zefirem? Nie, nie z Zefirem. Z alter-Mitsi. Tak dokładniej to stwierdziłam, że pomogę jej bo kulawo jej to szło, bo widać było, że jest już ranna, a jej alter ledwie była ledwie co draśnięta. Nie, że nie umie walczyć, ale to szamanka, a szamanki nie mają chyba z byt dużo czasu na naukę walki...
- Kim jesteś? - spytała prawdziwa Mitsi.
- Członkinią watahy Światła. - powiedziałam z uśmiechem. - Podobnie jak ty Mitsi. - dodałam, gdy na jej twarzy zobaczyłam nieufność.
- Z kąt... - chciała dokończyć, ale ja jej przerwałam.
- Może zamiast ucinać sobie pogaduszki to zawalczymy?
Nie czekałam na to co powie tylko ruszyłam do boju. Wypuściłam w stronę przeciwniczki kulę światła, a ta się cofnęła, po czym zrobiła zaciętą minę. Po chwili bez słowa ruszyła w moją stronę z wyciągniętym mieczem ku mnie. Ja stałam bez ruchu, czekając. Kiedy przeciwniczka skoczyła na mnie aby zadać ostateczny cios to ja w ostatniej chwili przeteleportowałam się za nią. Zanim się obejrzała kopnęłam ją w plecy, a ta się przewróciła. W tedy wycągnęłam swój miecz i zadałam jej szybko cios prosto w serce. Opadła całkiem bezwładnie na ziemię, wyciągnęłam ostrze miecza i go z powrotem schowałam. Z miejsca w którym zadałam śmiertelną ranę wypływała krew. Spojrzałam na Mistic i ponownie posłałam jej uśmiech, a potem odeszłam bez słowa.
Na reszcie się rozgrzałam, przypomniałam swoje moce i cześć umiejętności, a co najważniejsze czuję się już pewniej w ciele człowieka.

Alice- Wataha Mroku

                                                https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVW8dEpUpE8ccW6gqMc-slZhX3A3SaxPmiic1owONzwCHSxNQeys7SaigooWXeqjFsNb-Tv4W_nTXuMSvZHiv_TmMVDvzViB935H5RJ-Vy8QhjlIvnN-06f1Tvi_x-yW96KB4SBPpy25Fb/s320/nopwyczlonejlohdsik.jpg       
                                                   http://images2.wikia.nocookie.net/__cb20120609161133/pandorahearts/pl/images/e/e6/Pandora_hearts01.jpg   
Imię: Alice (czyt. Alis)
Płeć: samica
Wiek: dużo
Stanowisko: wojowniczka
Żywioł: mrok
Moce: zmienia się w wielkiego czarnego królika ,niewidzialność, mroczne kule, atak kosą śmierci, unieruchamianie ofiary za pomocą łańcuchów, teleportacja I wiele innych mocy jeszcze nie odkrytych...
Charakter: inteligentna, świetnie jej idzie sarkazm, uwielbia jeść( zupełnie jak by była wiecznie głodna) wredna, słodka, kłótliwa, z silną wolą, przebiegła, pewna siebie, kocha walkę, podstępna, jednak dla przyjaciół miła, pomocna, w głębi szuka miłości
Rodzina: Pamięta tylko ,że miała siostrę.
 Partner : szuka ,ale czy ktoś ją zechce? >.<
Właściciel: ksw (Howrse)

(Wataha Światła) od Kuruko, ale od teraz ( Wataha Mroku) od Alice

Martwiła mnie wojna… nie widziałam co mam robić, no i te sobowtóry…
Nigdzie nie można się ruszyć z pola walki, a ciągle dostajesz mocniejsze ciosy.
Mój sobowtór był dziwny… ta druga Kuroko była wiecznie sarkastycznie uśmiechnięta i atakowała mnie z taką gracją, że ledwo się broniłam.
Chciałam uciec, ale nic z tego, to tylko pogarszało sytuację.
Było okropnie ciężko, każdy mój atak doskonale znała ,a ja jej ani jednego!
Gdy próbowałam ją zaskoczyć , pojawiała się za mną po teleportacji i nici z ataku.
Zaczynało to wkurzać! Chciałam zniknąć gdzieś daleko i z tym skończyć.
Pobiegłam kawałek od pola walki
- Boisz się przegranej? – usłyszałam głos sobowtóra
- Ja zawsze wygrywam! Wcale się ciebie nie boję!
- To się jeszcze okaże…- podeszła blisko mnie bez broni, zaczęła się na mnie dziwnie patrzeć i mnie okrążać w ludzkiej postaci.
- Jesteśmy dosłownie identyczne, ale różni nas siła… oczywiście moja jest większa.- wychwalała się
- Po moim trupie!- krzyknęłam
- Hm… to się da załatwić.- popatrzyła w górę, po czym zaatakowała mnie dziwnym mieczem z prędkością światła. Nim zdążyłam się wybronić, miałam wielką ranę od miecza.
Przechodziła na ukos od szyi przez klatkę piersiową, chwyciłam rękoma ranę, bo strasznie bolała, gdy zabrałam ręce, były całe we krwi, mojej krwi…
Upadłam na kolana, sobowtór patrzył na mnie zadowolony i powiedział ocierając miecz od mojej krwi:
- Nadszedł twój kres, zginiesz tu i teraz. Teraz zastąpię cię i po kolei wybiję twoich braci i siostry z watahy, a potem resztę…- powiedziała mi na ucho
Nagle na jej ciele pojawiła się identyczna blizna, usiadła obok mnie kładąc miecz na bok i podniosła mi głowę do góry.
Przypomniałam sobie o moich małych sztyletach, powoli wyjęłam je z kieszeni, i błyskawicznie wbiłam w jej serce.
- Nigdy… Nie pozwolę na to by moje śmierć poszła na marne! Zginiesz razem ze mną czy ci się to podoba czy nie, odrodzę się i uratuję wszystkich!- krzyczałam, plując krwią, ona także pluła, padła kompletnie i wyparowała w inny wymiar, ja sama, upuściłam sztylety na ziemię i umarłam…
Moja dusza nagle pojawiła się obok bogini Ateny.
- Witaj, spodziewałam się twojej wizyty, zapewne oczekujesz nowej postaci Kuroko?- zapytała
- Tak, chcę walczyć u boku moich przyjaciół, nie przegapię takiej okazji by skopać tyłki wrogom!
- Dobrze, dam ci nowe ciało ,ale nikomu nie powiesz kim jesteś i przyjmiesz nowe ciało wraz z nowym imieniem. Od teraz jesteś Alicja i będziesz mieszkać w watasze mroku. Mam nadzieję ,że będziesz ostrożniejsza w kolejnym życiu. A teraz pora się zbudzić… Alice.- powiedziała i gwałtownie otworzyłam oczy.
Miałam wielką kosę za broń i piękną postać człowieczą.
Brązowo włosa dziewczyna z fioletowymi, błyszczącymi oczami i czerwono niebieską sukienką.
Walka się kończyła, większość wrogów przegrała, ale nasi odnieśli spore rany… a oni dalej atakowali.
Wstałam i zaczęłam atakować wrogów kosą, mojego sobowtóra nie było, pomagałam innym , którzy już byli w ostatku sił.
Nagle zobaczyłam Misakę walczącą z nową alfą światła! Niemożliwe, przecież ona zniknęła i…
Powinna być po naszej stronie, coś tu jest nie tak.
Walka się skończyła po wielu krwawych starciach wilków z swymi sobowtórami, mieliśmy duże straty, w tym wiele mocno rannych wilków. Pobiegłam w stronę watahy mroku.
Zmieniłam się w wilka, miałam czarno czerwone futro i skrzydła, zawsze chciałam tak wyglądać!
Wlazłam na drzewo i rozmyślałam, po chwili zmęczona położyłam się na gałęzi i zasnęłam.
Zbudziłam się od krzyku Nemezis:
- Hej ty tam na drzewie! Kim jesteś i co robisz na moich terenach?!- była wściekła, zeszłam z drzewa i przedstawiłam się jako nowa.
- Jestem Alicja, poszukuję dla siebie watahy, mogę dołączyć?- i czekałam co odpowie…

sobota, 21 września 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Spoważniałam do kwadratu. Okazało się, że ona umie panować nad drugą formą.
- Dobra ty badziewia podróbo, teraz walczymy na powagę!- Wrzasnęła, a w moja stronę popędził wielki strumień tnącego powietrza.
Wyjęłam moją pustkę i szybko zablokowałam powietrze, ona zaś w tym momencie rzuciła się wprost na mnie. W jej dłoniach pojawiła się jakaś broń. Prawie mnie tym mieczykiem przebiła, ale rozpłynęłam się w tamtym miejscu, dziwnym trafem nauczyłam się nagle znikać punktowo. Nie zamierzając rozmyślać jak to się stało wyjęłam Schuriken i przewróciłam ją, usiadłam na niej, a ostry przedmiot spoczywał na jej szyi.
- Słuchaj, dobrze wiem jak ciąć. Teraz ja jestem twoją śmiercią, mogę wybrać jak umrzesz i uwierz mi nie zamierzam być zbyt łagodna. Chciałaś wykończyć mnie i moją rodzinę? Nie ma takiej opcji. – Mówiłam powoli, tak by ją rozzłościć.
Udało mi się. Jednocześnie podcięłam jej gardło, a ona zmiażdżyła mi serce. Byłam jednak mądrzejsza i przed oryginalnym sercem umieściłam podróbkę. Krew zaczęła się toczyć z jej szyi, ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Znowu zaatakowała, to było coś ala tarcza połączona z kopułą. Wyleciałam w powietrze, a ona chciała zadać jak zwykle ja serię ciosów. Przewidziałam wszystkie, mam to szczęście, że ja w drugiej postaci nie znam swoich zamiarów i nie zadaję tych samych ciosów, a ona jest przewidywalna. Gdy stanęłyśmy na ziemi rozejrzałam się za kimś kto dał by mi cząstkę siebie…. Wypatrzyłam kogoś. To chyba osóbka z ognia. Podbiegłam do niej, ta druga chciała ja zaatakować, ale ja nie miałam czasu na zabawy, podczas skoku tamtej dostała silny cios w twarz i poleciała kawałek dalej zostawiając za sobą krew i trochę skóry.
- Nie kojarzę Cię, ale trudno. Jestem Miko, ta dobra. Skoro mamy za sobą przedstawienie się to teraz możesz użyczyć mi twojej „duszy”? – Zapytałam rozglądając się niespokojnie.
- Em, Trisia. Jak to mojej duszy? – Zdziwiła się.
- Obiecuję, że w nie zginie. – Powiedziałam, a tamta druga wleciała na mnie z pięściami.
Gwiazda się znalazła…. Chwyciłam ją za gardło i uniosłam w górę.
- JEST ZAJĘTA. ZNAJDŹ SOBIE TYMCZASOWO INNEGO PRZECIWNIKA. – Powiedziałam stanowczo zaciskając dłoń.
Ta próbowała coś zrobić, ale jej nie wyszło, rzuciłam nią kawałek dalej i wróciłam do rozmowy z tą prawdziwą.
- To jak? – Zapytałam.
- Niech będzie… - Powiedziała niepewnie.
- Trochę zaboli. – Włożyłam w jej klatkę piersiową rękę i wyjęłam Voida.

Tris lekko się zachwiała i złapała za głowę, ja jednak nie miałam czasu na takie głupoty i pobiegłam skończyć tą okropną walkę. Ostrze owinął płomień, a ja ruszyłam bez namysłu na walczącą z kimś Miko.  Zdarzyła zahamować atak, ale spłonęły jej dłonie. W jej oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam, że czas na ostateczny finał, bo inaczej tego nie zakończę. Chwyciłam w obie ręce Pustkę i zmieniłam w działo. Uwięziłam ją pod kopułą, a ta nie mogła się przedrzeć, w żaden sposób.



Ogromna ognista kula trafiła w nią i zaczęła płonąć żywcem. Ten strzał kosztował mnie mnóstwo energii. Odesłałam broń do właścicielki i padłam na ziemię. Nagle usłyszałam zipienie i poczułam swąd spalenizny. Spojrzałam w górę, ona przeżyła. Dostałam prawy sierpowy. Nie wiedziałam już jak mogę ja jeszcze pokonać. Inna pustka nie dawała rezultatów, magia też nic, pięści też nic. Została tylko jedna opcja, ale nie mogłam się poddać. Wstałam i wydobyłam z siebie broń. Zaczęłam atak, ani razu nie trafiłam. Nie miałam siły na nic. Nagle usłyszałam wrzask. Obróciłam zakrwawioną i posiniaczoną głowę. Moi bracia, walczyli zawzięcie, nikt się nie poddawał. Próbowałam wstać, ale to nic nie dało. Leżałam sfrustrowana na ziemi i nagle sobie przypomniałam o tym, że to oni pognali by zabić tamtą Watahę, a nie ja… Ja uciekłam. Wstałam ociężale ledwo trzymając się na nogach, wstąpiła we mnie wściekłość i mimowolnie zmieniłam się w tą drugą. Ruszyłam na nią i bez problemu ją zabiłam, użyłam miażdżenia serca. 

piątek, 20 września 2013

(Wataha Wody) od Grega

Och... i znów to samo. Ten koszmarny sen... trochę zmienił się ale tylko szczegóły...
Ciągle rozmyślam kiedy ta wojna się rozpocznie. Już od bardzo dawna słyszę coś w stylu: "idzie wojna!". Zanim ta wojna dojdzie to ja zdążę umrzeć ze sromotnej starości.
Ostatnio przyznam że nikomu nie zatruwam życia. W ogóle nie biorę czynnego udziału w życiu immortal. Nawet nie wiem za bardzo co tam u... n.p Miko... taki przykład pierwszy z brzegu. Tak, wiem jestem żałosny. -.-`
Siedziałem pod drzewem z gitarą w ręku. Jadnak nie grałem. Jedyne co robiłem to myślałem, a i rozmyślałem za swoim dawnym domem. Może przydały by się jakieś odwiedziny?
Siedziałem tak dłuuugo, aż w końcu zacząłem przysypiać. Byłem strasznie senny. A tu nagle, jak grom z jasnego nieba usłyszałem głos Il`a w mojej głowie: 
~ WSZYSTKIE WILKI NATYCHMIAST NA ŁĄKĘ WSPÓLNYCH SNÓW!
Nie wiem dlaczego się tak darł ale momentalnie się zerwałem na równe nogi aż głową uderzyłem w gałąź i znów siedziałem tyle że z bolącą głową. Jednakże szybko się zebrałem do kupy i pognałem na łąkę wspólnych snów.
Wciąż zastanawiałem się dlaczego był taki... ech... wkurzony. W tedy przyszło mi do głowy że to co mówiłem o tej wojnie że przyjdzie za kawał czasu mogło się w tej właśnie chwili okazać tylko bez użyteczną myślą i do tego bezsensownym marudzeniem. Żołądek podskoczył mi do gardła. Uświadomiłem sobie że jeśli to początek tej wojny z (jak dla mnie) nie wymawialną nazwą wrogów to wtedy wszystko się zmieni na dobre i już nigdy nie będzie tak samo jak kiedyś...
Właśnie wkroczyłem na łąkę. Ujrzałem Miko. Bez namyślenia podbiegłem do niej. W tej też chwili przypomniałem sobie obietnice którą kiedyś złożyłem.
- Miko, pamiętam co mówiłem i nie zawiodę w razie czego. – Powiedziałem zdyszany.
- Greg…. – Zachlipała i wpadła mi w ramiona jednocześnie puszczając chłopaka stojącego obok niej.
Zadrżałem, przyznam że nie spodziewałem się tego. Miko zaś zaczęła płakać. Po chwili wydobyła twarz spod mojego ubrania i spojrzała na blondyna.
- Roxas… Ja… Jeśli się zmienię to mnie nie ratuj. – Zaszlochała do chłopaka który okazał się być Roxas`em
Potem zaczęła się wojna. Rozglądałem się za swoim przeciwnikiem. Przecież jeszcze sekundę temu tu stał? Po chwili to już nie miało znaczenia. Zaatakował mnie mój "klon". Nigdy nie zapomnę tego uczucia. Sam sobie rzucam się do gardła... coś jak samobójstwo tylko że ma się tą zdrową psychikę i wie się że trzeba to "coś" zabić bo to zabije nas.
Mój sobowtór zaatakował mnie niesamowicie szybko ale zdołałem odparować jego cios.
- A może by tak trochę grzeczniej? - powiedział zaczepnie
- Mógłbym powiedzieć to samo! - od powiedziałem - I ty śmiesz być mną?
- Jestem twoją ulepszoną wersją... - posłał mi szyderczy uśmiech
- Ja tak się nie uśmiecham.
Po tych słowach zaczął we mnie celować kulami wody. Ja je przechwyty wałem i odsyłałem je w jego stronę. On zaś sprawiał że po prostu wyparowywały! Tak po prostu. To ja tak potrafię? Warto spróbować... taki jakby samouczek. Szybko okazało się że nie potrafię równie szybko i sprawnie zrobić tego tak jak on. Traciłem tylko energie. Bardziej opłacało mi się po prostu odsyłać te kule z nadzieją że w końcu się zmęczy. Moje nadziej były jednak znikome. Bo on nagle zniknął a ja wiedziałem już że się przeteleportował i nie trzeba być jasnowidzem że za mnie. Szybko się odwróciłem i gdy tylko ledwie się pojawił i nawet nie zdążył nic zrobić to ja wylałem na jego twarz wrzątek tak że  miał oparzenia 3 stopnia. Ma się ten refleks. Zapomniałem tylko o tym że to jestem ja w "lepszej" wersji. "Gregory" nie biadolił tylko szybko się uzdrowił. Wyciągnął sztylet i chciał mnie dźgnął. Niewiele myśląc zmieniłem się wilka i przeteleportowałem się na jego plecy tym samym go okrutnie gryząc. Chciał mnie dosięgnąć ale ja ponownie sie przeteleportowałem tym razem na nogę i znów wbiłem swoje kły. I znów tyle że w rękę, potem w bok, następnie w szyje i wreszcie w dłoń w której trzymał sztylet. Szybko jego dłoń upuściła sztylet i teraz znów się preteleportowałem na plecy napastnika i W KOŃCU się przewrócił.
Jak tak dalej pójdzie to nie wiem czy w końcu go zabiję...



czwartek, 19 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Siedziałam na drzewie ostatecznie i tam nie wróciłam na pole bitwy. Wpatrywałam się w dal, nie wiedząc co mam zrobić. Do tej pory żyłam sobie szczęśliwie, a teraz? Teraz otaczała mnie śmierć... Najpierw zginęła tamta dziewczyna, której poznałam potem imię- Atena, teraz trwa jakaś wojna. Nie doświadczyłabym tego, gdybym pozostała w tamtej watasze, a nie zniknęła bez słowa.
 - Witaj - usłyszałam za sobą.
Wpatrywałam się jeszcze chwilę w nieistniejący punkt, wśród przestrzeni, jakbym spodziewała się ujrzeć dusze zmarłych, wokół mnie.
Odwróciłam się, to była jakaś dziewczyna.
Milczałam chwilę, zbyt pochłonięta własnymi zmartwieniami, by odpowiedzieć, po czym w końcu ocknęłam się z zamyślenie i zapytałam:
 - Jesteś z Watahy Światła?
 - Skąd to wiesz? - Zdziwiła się.
 - Po prostu wiem - wzruszyłam ramionami obojętnie. - Wiem, że jesteś ze światła, widać to w tobie. W twojej aurze, ale skoro jesteś ze światła to mam dla ciebie wiadomość.
 - Jaką? - Zainteresowała się. - Jaką wiadomość?
 - Proszę cię też o przekazanie jej reszcie - dodałam. - Nie mam ochoty wszystkim tego mówić sama.
 - Ale co to za wiadomość? - Zapytała się o to raz jeszcze.
 - Alfa Atena nie żyje, zginęła jeszcze tego samego dnia kilka godzin przed rozpoczęciem wojny w mojej obronie, powiedziała, bym was przeprosiła za to, że odeszła bez pożegnania i że bym ją zastąpiła.
 - Atena zginęła? - Była zszokowana. - Przecież ona jest niezwykle potężna, jak Nemezis, jeśli nam jej teraz zabraknie, a ten wróg co ją zabił powróci to... Może zrobić się nieciekawie.
 - Nie wróci - zapewniłam ją.
 - Nie żyje? - Upewnił się.
 - Żyje - odparłam. - Ale jeśli przyjdzie to wiem, czego szuka i nie pozwolę nikomu zginąć z tego powodu.
 - Powodu?
Milczałam, a ona dodała:
 - Chyba mam prawo wiedzieć, skoro może być zagrożona cała wataha.
 - Chyba mam prawo zachować tajemnice, jeśli dotyczy ona tylko mnie? - Odparłam.
 -- Wybacz, rzeczywiście masz prawo zachować tajemnicę dla siebie. - Powiedziała ostrożnie.
Znowu zapatrzyłam się w dal, a po kilku minutach ciszy powróciłam do rzeczywistości i wstałam.
 - Mam propozycję - powiedziałam. - Nie poradzę sobie sama na stanowisku Alfy. Właśnie awansowałaś moja nowa Beto. I jeszcze jedno...
Zamilkłam na chwilę, zastanawiając się czy nie pospieszyłam się z mianowaniem jej na Betę, ale potem dałam sobie z tym spokój. Czas pokaże, a ja mogę jedynie czekać, by dowiedzieć się czy to była dobra decyzja czy... Wprost przeciwnie.
 - Coś się stało? - Spytała. - Smutna jesteś, ale nie wiem dlaczego, dziwnie się z tobą rozmawia. I co jeszcze miałaś mi powiedzieć.
 - Chciałabym się dowiedzieć jak masz na imię? - Już niemalże zaczęłam schodzić z drzewa.
 - Kasumi - odparła. - A ty?
 - Arisa - rzuciłam się w dół z tego wysokiego drzewa.
 - Czekaj! - Krzyknęła i skoczyła za mną.
Zgrabnie wylądowała na ziemi przy tym skoku, doskonale go amortyzując. Musiała być naprawdę sprawna fizycznie.
Odwróciłam się.
 - Coś się stało? - Zapytała.
 - Nie idziesz im pomóc na froncie? - Udałam zdziwienie. - Wolisz leniuchować?
 - I kto to mówi? - Odparła. - Osoba, która zażywa spacerku i drzemki na drzewie, podczas, gdy inni walczą.
 - Masz rację - uśmiechnęłam się, ale oczy pozostały smutne, jak zawsze. - Mój błąd. Chyba powinnam go naprawić, ale nie za bardzo wiem, jak mogłabym im pomóc. Chyba będę tylko przeszkadzać, ale pójdę...
Lub raczej polecę.
Rozwinęłam skrzydła, ale się zawahałam. O sekundę za długo najwyraźniej, bo Kasumi otworzyła już usta.
 - Idziesz ze mną czy zamierzasz tu zostać? - Spytałam.

(Wataha Światła) od Zefira, a raczej od Kasumi...

Obudziłem się w jakimś dziwnym miejscu... Wszędzie była woda... W niektórych miejscach widniały czerwone kolumny, a ja leżałem na zamarzniętym fragmencie wody. Podniosłem się na cztery łapy i zmieniłem w człowieka. Rozglądnąłem się jeszcze raz i zobaczyłem wyjście. Ściany tego pomieszczenia wyglądały na drewniane.
- Jak ja się tu dostałem... przecież przeszedłem tylko na drugą stronę wodospadu*... - mówiłem sam do siebie. - Muszę wrócić...
Po tych słowach z lodu uformowałem drogę do tajemniczych drzwi. Gdy postawiłem pierwszy krok droga przeze mnie stworzona zniknęła, jakby nigdy jej nie było, a ja się cofnąłem, aby uniknąć kąpieli w wodzie.
- O co chodzi do jasnej chole.... - przekląłem pod nosem.
Nagle z wody wyłoniła się postać kobiety grającej na flecie.
- Kim jesteś? - zadałem pytanie.
- Ja? - zaśmiała się w głos. - Ja nie jestem nikim ważnym, a ty?
- Jestem Zefir, członek I. V. - stwierdziłem pewnie.
- Już nie długo...
Nie powiedziała nic więcej tylko zaczęła ponownie grać na flecie. Ja obserwowałem ją w milczeniu czekając na rozwój wydarzeń. Po chwili zauważyłem, dziwne ruchy w wodzie, potem woda zaczęła się podnosić, aż w końcu obok tajemniczej postaci pojawił się smok z wody...


- Zamierzam dać ci drugą szansę... - zaczęła.
- Co? Jak to drugą szansę? - spytałem zdziwiony.
- Zaglądając za wodospad przeszedłeś do innego wymiaru. Nie pamiętasz, ale walczyłeś z kilkoma osobami. Między innymi ze swoim alter i zginąłeś.
- Że co niby? O co chodzi? Jacy alter?! - byłem naprawdę zdziwiony.
Ona jednak nie odpowiedziała tylko kontynuowała:
- W twoim świecie panuje wojna właśnie z alternatywnym I V. Masz dwa wyjścia. Pierwsze to to, aby tu zostać i stać się wiecznie młodym, zapomnieć o tamtym świecie, być wiecznie szczęśliwym... - powiedziała z dziwnym uśmiechem...
- A drugie wyjście? - spytałem. Nie pytałem od kąt trwa wojna itp. bo wiedziałem że mnie znów zignoruje.
- Wrócić do swojego świata na zawsze. Pamiętaj, że jeśli wybierzesz tą opcję to tam spotka cię zapewne ból, cierpienie, rozlew krwi... a co najgorsza możesz znów zginąć.
Nie wiedziałem co wybrać... ale jednak wolałbym cierpieć, niż im nie pomóc w wojnie tylko się tu obijać. Na pewno miała jakieś plany względem mnie, bo na pewno w przeciwnym wypadku by nie zaproponowała takiej oferty...
- Wybieram druga opcję. - stwierdziłem.
- Dobrze... ale nie możesz wrócić w obecnym wcieleniu, bo twoje ciało zostało zniszczone, ale dusza przetrwała. Wrócisz jako wadera...
- Co!? - krzyknąłem ze złością.
- Będziesz nosić imię Kasumi... zgadzasz się? Jeszcze możesz zmienić decyzję. - spytała z tym samym szyderczym uśmiechem co przedtem.
- Tak. Zgadzam się na warunki. - powiedziałem.
- Dobrze to więc drogi mój smoku zabierz naszego gościa wedle życzenia z powrotem do jego świata.
Smok posłusznie podleciał do mnie i zaczął wokół mnie się kręcić. Z każdą chwilą coraz szybciej. Ostatnie co usłyszałem od kobiety to.
- Jednak obdaruję cię nowymi mocami... z czasem ją odkryjesz. Żegnaj. - powiedziała. Jednak tym razem to był uśmiech serdeczny...
Obraz zaczął się zamazywać. Smok robił wokół mnie coraz mniejsze kręgi i był coraz szybszy. Potem nastała jasność...
Klękałem, a raczej klękałam. Zza moich pleców wydobywało się jakieś światło. Obejrzałam się. To były skrzydła. Usłyszałam miałknięcie. Popatrzałam w stronę z której dobiegało. To był biały kotek.

Uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Wstałam. Blask z skrzydeł był coraz słabszy, aż znikł razem ze skrzydłami. Jednak czułam, jakbym miała te skrzydła. Rozglądnęłam się. Poznałam to miejsce. To był wodospad osobliwości.
- Więc teraz pasowałoby odnaleźć Atenę i całą resztę.
Poszłam w kierunku łąki Wspólnych Snów. Z tamtej właśnie strony słyszałam głosy... zaczęłam biec. Gdy byłam na miejscu stanęłam. Toczyła się walka. Pewnie o to jej chodziło. O tą wojnę.
- Musze im pomóc... - powiedziałam sama do siebie.
Pobiegłam i jakoś odruchowo wyciągnęłam miecz.



Nie wiem z kat, ale wyciągnęłam...
Nie zastanawiałam się nad tym dłużej tylko ruszyłam walczyć ze swoim alter... czyli z Zefirem. Spotkałam go dość szybko i bez zastanowienia ruszyłam mu na przeciw Nasze bronie się skrzyżowały
- Cześć mała. - powiedział.
- Nie jestem taka mała.
- Więc ty to kto? - spytał. - Na pewno nie przeciwnik mnie równy, czyli Zefir.
Uśmiechnęłam się szyderczo. On nie wiedział, że on to ja.
- Mylisz się. To ja jestem Zefirem.
Nie czekałam na jego reakcje tylko wykorzystałam szybko jego nieuwagę i dźgnęłam go w bok. Cały ja. On z powrotem się skupił i zaczęła się walka. On mimo rany walczył dość sprawnie. Szanse były i tak wyrównane. Ja nie czułam się tak pewnie w nowym ciele jak zawsze, a on był ranny. Jednak byłam coraz słabsza. Nie chciałam zginąć już pierwszego dnia...
Zebrałam ostatek sił i dźgnęłam go w brzuch. On się przewrócił. Z ust po chwili zaczęła lać się mu krew. Jednak potem zaczął się śmiać.
- Z czego rżysz? - spytałam.
- To nie konie. Jeszcze się zobaczymy na polu walki Zefirze... - po tych słowach się rozpłynął.
Rozglądnęłam się. Zobaczyłam jakąś nieznaną mi postać dziewczyny, która uciekała z pola bitwy. Pobiegłam za nią. Jednak. Szybko zniknęła mi z oczu. Stwierdziłam, że warto ja poszukać. Dlaczego? Może ona coś więcej wie.
Poszłam do Lasu Elfów. Na jego skraju zobaczyłam tą samą dziewczynę siedzącą na przewalonym drzewie. Miała szarawe włosy, wspaniałe białe skrzydła. Podeszłam do niej.
- Witaj. - przywitałam się.
Dziewczyna spojrzała na mnie i po chwili powiedziała:

środa, 18 września 2013

(Wataha Mroku) od Nemezis

Powoli zaczęłam wczuwać się w walkę ale niestety nie mogłam skupić się sto procentowo na niej bo w głowie kłębiły się nieodpowiednie myśli na ten moment.
Atena nie żyję?
Ale tak definitywnie? Na zawsze? Chociaż zawsze mnie wkurzała to moja siostra. Teraz nie będzie wielkiej dwójcy który świat leży u stóp. Teraz będę grac solo.
...
A nie, przecież mam swoich przyjaciół tak? To oni razem ze mną byli ku szczycie nie wiedząc o tym. Uśmiechnęłam się na sama myśl i zamachnęłam się na alternatywnego Illuminated'a.Ten odparował cios i się na chwilę wycofał ja w tym czasie odwróciłam się i krzyknęłam;
- Walka zaraz się rozpoczyna! Nie ma zasad! Zabijacie się nawzajem! Używacie wszystkich mocy, nawet zakazanych
Teraz trzeba się postarać, moja podróba znam wszystkie moje zaklęcia oprócz tych co się nauczyłam tutaj teraz jest także możliwość że ona też się nauczyła nowych technik, ale co to za problem? Chyba żaden.
Podeszłam do Alf gdzie stały i Miko po czym odwróciłam się gwałtownie bo całe alternatywne IV ruszyło na nas.
"Moje" wilki także się ruszyły do walki ale ja dalej z niewzruszoną miną stałam i później zaczęłam biec.
Miałam plan ale nie byłam pewna czy się uda. Zaczęłam atakować pierwszego lepszego wilka na drodze- Wild z ognia. Kopnęłam ja w żołądek i zaczęłam ją atakować pięściami. Wadera padła na ziemie i spojrzała na mnie z błyszczącymi od złości oczami.
- nie pokonasz mnie. - Powiedziała cicho po czym cisnęła we mnie kulą ognia. I szybko wstała.
Jeśli zamierza grac magią to niech będzie. Moje pięści opatuliły się czarnym płomieniem który jest śmiercionośny dla wilków a dla mnie nie po czym zaczęłam ją uderzać. Dziewczynę walnęłam w twarz, a jej połowa zaczęła płonąć. Krzyknęła, ze zdziwieniem i bólem patrzyła na płomienie i ponownie padła na kolana. Próbowała ugasić promień a ja w tym czasie wydobyłam miecza i przebiłam jej serce.
Nie ma litości w tej walce. Nagle poczułam silne dmuchnięcie powietrza w plecy. Odwróciłam się i zobaczyłam Miko której wbił się miecz w ramie przez tą drugą "mnie". Usłyszałam tylko przekleństwa od niej. Sapnęłam zdenerwowana że Miko mnie uratowała
Już miałam coś do niej krzyknąć ale ta pobiegła. Uh mam nadzieje że nic jej się nie stanie.Zaczęłam się rozglądać. Drugiej Nemezis nigdzie nie widać a każdy był zajęty sobą. Nagle moja uwagę przykuła walka Arisy i Ateny. Moja alternatywna siostra padała właśnie na kolana z mieczem który wystawał z jej ciała.
~Czy ona właśnie pokonała Atenę? Nie wydawała się taka silna, jednak tamta chwila...~ Pomyślałam.
oszołomiona ~to nie możliwe aby umarła z jej rąk...
Nie miałam niestety czasu by o tym rozmyślać bo znienacka rzuciła się na mnie alter Rapix. Padłam razem z nią na ziemie i się przeturlałyśmy przy tym sapiąc. Dziewczyna miała przy sobie sztylet który próbowała mi wbić a ja rękoma łapałam za rękę aby być ja najdalej ostrza. ( Mój miecz gdzieś spadł kiedy się na mnie rzucała).
- Rapix uspokój się! - krzyknęłam kiedy drasnęła moją szyję. Oj będzie pewnie blizna. Poczułam jak z rany wydobyła się ciepła ciesz. Alfa wody się uśmiechnęła po czym nagle uśmiech zbladł a jej ust wydobyła się krew. Jej oczy zaszły mgłą i martwe ciało mnie przygniotło. Ktoś kogo jeszcze nie ujrzałam sapnął z pogardy i zdjął ze mnie ciało. Była to sama w sobie Rapix. Podała mi rękę.
- Dziękuję. - Powiedziałam z wdzięcznością.
- Poradzisz sobie? - Zapytałam. Uśmiechnęłam się mówiąc..
- Jasne a Ty? - Kiwnęła potwierdzająco i rzuciłam się w wir walki. Nie wiem ile zabiłam ale zarejestrowałam dwa fakty. Arisy nie było- pewnie uciekła, i to że Miko walczy ze swoją alternatywną.
"Miko" przebiła moją przyjaciółka. Podbiegłam do niej.
- Miko, wszystko będzie dobrze. – Zaczęłam.
- Idź, ja po prostu jestem słaba, w ogóle nie ćwiczyłam. – Uśmiechnęła się a mnie dopadły ponure myśli.
- To nie tak, wiesz… Zrobiłam coś złego. – Powiedziałam po czym otoczyłam nas czarną kopułą aby nikt nas nie zaatakował..
- Co? – Zapytała a w jej głosie słychać zmęczenie.
- Odebrałam Ci pamięć. – Powiedziałam smutno po czym zaczęłam "oddawać" jej wspomnienia. Widziałam ból w jej wyrazie twarzy kiedy je "dostawała". Wiem, ze to bolesny proces ale żeby przeżyła tą walkę muszę to zrobić. Kiedy skończyłam mrugnęła ze dwa razy po czym zaczęła bez słowa leczyć swoją ranę i zaczęła walczyć.
Mam nadzieję że mi wybaczy...

(Wataha Powietrza) Od Miko

W pewnym momencie ona złapała mnie za obydwie ręce. Podniosła się na nich i kopnęła mnie w brzuch. Z ust wyciekła mi krew, przymknęłam jedno oko. Szybko wyleczyłam ramię, ale Miko już zaczęła atak. Przywaliła mi z pięści w twarz, do tego dodając moc. Zaczęłam lecieć, a ona w między czasie zadawała kolejne ciosy. Upadłam w końcu, a ona zmieniła się w powietrze i stanęła po chwili na gałęzi. Podniosłam się szybko z ziemi, byłam słaba, ale jedno mnie zdziwiło… wytrzymałość, nie ćwiczyłam za dużo, wiec coś było nie tak. Uniosłam twarz i poleciałam w górę, za pomocą powietrza. Wyciągnęłam pięść, ona lekko przechyliła się w tył, by nie dostać w szczękę, ale nie wiedziała co zamierzam, gdy byłam z nią równo udałam zdziwienie, po czym uśmiechnęłam się wrednie i kopnęłam w żołądek, dziewczyna poleciała w tył, ja zaś przestałam używać mojej mocy i leciałam tuż nad nią w duł. Zmieniłam się w wiatr i przeniosłam pod nią, chwyciłam w pasie i zaczęłam wpuszczać powietrze w jej ciało. Nagle puściłam, obróciłam się i z dużym zamachem kopnęłam w żebra, które pękły. Stanęłam z lekkością na ziemi, a ta wstała jak by nigdy nic. Spojrzała na mnie z drwiną.
- Ten beznadziejny atak ma mnie pokonać? Nie rozśmieszaj mnie. – Zaczęła wstrzymywać śmiech.
Zdezorientowana patrzyłam na miejsca, w które trafiłam, były to perfekcyjne ciosy, a  ona powinna się kulić z bólu. Nagle zauważyłam, ze w moja stronę leci fala powietrzna. Nie ominęłam jej. Świszczało mi w uszach i nie mogłam oddychać, poleciałam w górę, ale szybko rozbiłam jej wiatr przy ustach i nosie. Upadłam z hukiem na glebę. Doznałam wielu obrażeń. Ona podeszła do mnie wolno i kopnęła w twarz, straciłam ząb i leżałam na ziemi. Położyła stopę na moich żebrach i je zmiażdżyła. Syknęłam z bólu, po czym z oczu wytoczyły się łzy. Nachyliła się nad moją twarzą i złapała za policzki, przy okazji otwierając mi buzię, następnie wsadziła tam rękę i zaczęło się.
- Nie wiem czy kojarzysz Kaita, ale on mnie tego nauczył. Wiesz był taki słodki, a jego mordeczka ładnie wygląda w naszej jaskini. – Mówiła beztrosko.
Nic nie mogłam zrobić, no prawie. Oparłam dwie ręce i podniosłam się zadając jej kop z użyciem mocy w brzuch. Upadła kawałek dalej. Dyszałam głośno, a ona wstała z lekkim zachwianiem.
- Po co to wszystko? Czemu chcecie nas pozabijać? Po tym wszystkim co tu przeżyliśmy chcecie nas pozabijać? Nie ma takiej opcji! – Wstałam i zagoiłam najpoważniejsze rany.
Wyjęłam shurikeny i zaczęłam naparzać w nią nimi. Wszystkie przebyły się przez jej barierę, jednak nie zaznała zbyt wielkiego uszczerbku na zdrowiu. Ze wściekłością zaczęłam zadawać jej iluzję bólu. Zaczęła się trząść, ale ruszyła na mnie. Wytworzyłam barierę tak jak wtedy przy Roxsa’się i Greg’u. Odbiła się, tym razem wytworzyłam coś niebezpiecznego. Dziewczyna, jednak zmieniła się w powietrze i kopnęła mnie w twarz. Nie miałam siły na Voida… Ona zaś go wyjęła i gdy chciała zaatakować i mnie zabić, nagle zablokowałam atak. Mayu połączyła się ze mną.
*Dzięki, ze czekałaś, teraz czas na popis!* - Usłyszałam.
Wstałam ociężale, Zadrapałam nogę, wyjęłam kulki i zaczęłam szybki atak. Miko nie wiedziała co się dzieje. Wcisnęłam jej wiele kulek, niektórych nawet jeszcze nie znałam, zaaplikowałam krew i odwróciłam się do niej tyłem. Padła i zaczęła wydzierać się z bólu. Odwróciłam się, ale on… Biegła na mnie z ogromna prędkością i Pustką w dłoniach. Przebiła mnie na wylot, Neko wyszła i stanęła za mną. Nagle obok mnie zjawiła się Nemezis.
- Miko, wszystko będzie dobrze. – Zaczęła mnie pocieszać.
- Idź, ja po prostu jestem słaba, wogule nie ćwiczyłam. – Uśmiechnęłam się.
- To nie tak, wiesz… Zrobiłam coś złego. – Powiedziała.
Otoczyła nas czarna kopuła.
- Co? – Zapytałam zmęczona.
- Odebrałam Ci pamięć. – Powiedziała smutno.
Nagle poczułam rozdzierający ból głowy, wszystko zaczęło wracać ból, cierpienie, smutek, wina. Gdy wszystko wróciło wstałam i wyjęłam z siebie Pustkę. Wyleczyłam ranę. Bez słowa poszłam atakować. Wyjęłam Voida i ze wściekłością zaczęłam działać, byłam silna i szybka. Po kilku minutach alter ja stała cała zakrwawiona i ledwo wytrzymywała.
- Nikt Cię nie potrzebuje. – Kopnęłam ją. – Jesteś nikim! – Znowu kopnęłam. – Nawet nie wiesz co przeżyłam, a ty mi się śmiejesz w twarz! – Podniosłam ją za ubranie.
- Gówno o mnie wiesz! Idealni rodzice, lepsi bracia! Nikt mną się nie interesował! Zabiłam więcej osób niż ty! – Wydarła się. – Jestem lepsza! – Z oczu popłynęły jej łzy.
- Nie mam rodziców, nie wiem jak zginęli, bo straciłam pamięć. Niedawno odnalazłam braci. Byłam katowana psychicznie i fizycznie. Nikogo nie miałam poza Sebastianem. – Powiedziałam niewzruszona.
- Już bym wolała takie życie! – Krzyknęła.
- Co ty wiesz? Jako małolat zabijałam Alfy innych Watah, bano się mnie na każdym kroku. – Odparłam.
- Szacunek, przynajmniej to miałaś. – Odparła.
- Szacunek? Od kogo? Wszyscy chcieli się mnie pozbyć, byłam utrapieniem, a jednocześnie zbawicielką. Tylko dlatego mnie oszczędzono. – Powiedziałam obojętnie.
- Więc sugerujesz, ze kto ma gorzej? – Zmarszczyła brwi.
- Nie interesuje mnie to. Po prostu zgiń. – Rzuciłam nią jak lalką.
Upadła zaczęła kaszleć. Uklękłam przy niej.
- Czas byś się pożegnała z tym światem. – Szepnęłam.
 Przebiłam ja ręką na wylot. Oczy zaszły jej łzami, w kącikach ust pojawiła się krew, zaś ona z trudnością chwytała powietrze.
- Chyba sobie jaja robisz. – Wykrztusiła zaczęła przeminę.
Wyjęłam rękę i oddaliłam się na bezpieczna odległość. Czerwono włosą owiało coś jakby tornado.


wtorek, 17 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Wycofałam się z pola walki, tuż po śmierci Ateny, której co dziwne, lub nie sama byłam przeciwna. Nie mogłam uwierzyć, że oni chcieli siebie nawzajem zamordować. Przecież to... Tak nie powinno być.
Nie powinno być zasad takich jak...
Zabijaj lub zostań zabitym...
Po prostu być nie powinno.
Postanowiłam jedno, ja na pewno nie pozwolę, by umarł ktoś jeszcze z mojej ręki.
Może i ucieknę, według nich niczym tchórz, ale według mnie większym tchórzostwem jest zabijać innych, aby samemu przeżyć.
Widząc krew przelewającą się na moich oczach, nie potrafiłam nie współczuć, nawet, jeśli byli oni moimi wrogami.
Odwróciłam się i uciekłam. Po prostu uciekłam.
Nie potrafię być taka jak oni...
Taka jak oni to określają "silna"...
Nie potrafię mordować.
To nie należy do rzeczy leżących w mojej naturze.
Zamknęłam oczy, ale nieważne co, nie potrafiłam się odciąć myślami od wrzasku rannych i żądzy mordu.
Jak oni w ogóle są w stanie...?
Biegłam jak najdalej przez las, aż w pewnym momencie zdziwiłam się, bo unosiłam się w powietrzu.
 - Tsubasa? - Powiedziałam po japońsku, bowiem tak się wychowałam, ale za chwilę się poprawiłam. - Skrzydła?
Nie musiałam obracać się za siebie, były ogromne, minimum 10 razy większe ode mnie.
Zamknęłam oczy.
Pierwszy raz leciałam o własnych siłach. Było to fantastyczne przeżycie, a jednak...
Mimo tych odczuć lotu, nie potrafiłam zapomnieć o tamtym jak patrzyłam na ich śmierć. Chciałam ich powstrzymać, ale nie wiedziałam jak, no bo w końcu co ja mogę zrobić? Wreszcie zrozumiałam Atenę. Przed oczami stanęła mi tamta scena, gdy po raz pierwszy i ostatni spotkałam Atenę z tego Immortal Volves.
Pamiętałam jak rzuciła się w mojej obronie. Rozumiem ją teraz. Nie mogła bezsilnie stać, kiedy umierał ktoś z jej ręki, bądź się temu przyglądała. Wyglądała, jakby zobaczyła zbyt wiele śmierci, by chciała żyć.
Dokładnie teraz ja się tak czułam. I jeszcze im na to pozwoliłam, odeszłam, dałam ciche przyzwolenie "róbcie co chcecie, ja z tym wspólnego nic mieć nie chcę", nawet jeśli tego tak nie interpretowałam.
Ale z drugiej strony...
Nic nie zmienię. Nie dam rady. Jestem za słaba na to i nigdy nie będę wystarczająco silna.
Wylądowałam na ziemi i powlekłam zaszyć się, gdzieś w głębi lasu, tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.

poniedziałek, 16 września 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Nagle w mojej głowie rozszedł się donośny krzyk mojego brata: * WSZYSTKIE WILKI NATYCHMIAST NA ŁĄKĘ WSPÓLNYCH SNÓW.!*. Ze zdziwienia stanęłam. Byłam totalnie w innej części niż bym chciała. Wiedziałam, ze coś się dzieje, ale dotarcie w szybkim czasie wymaga dużej siły, którą musiałam zostawić. Wskoczyłam na pierwsze lepsze drzewo i zaczęłam skakać po gałęziach w stronę polany. Gdy tam poskakałam to już były wilki Mroku. Szybko podbiegłam do brata i przyjęłam cios od drugiej Nemezis. Był dość słaby, wiec pewnie się nie rozgrzała. Nasza Nemezis zabrała mojego brata, a w tym czasie stanęliśmy wszyscy po dwóch stronach pola bitwy. Tamci wyglądali na groźniejszych, w dodatku mieli inne wyrazy twarzy. Druga ja stała wyprostowana i z uśmiechem, ale drwiącym. Wszyscy byliśmy w postaciach ludzkich. Obydwie Panie Mroku wyszły przed szeregi. Mówiły dosłownie między sobą. Czułam, że coś jest nie tak i  nagle przy moim gardle zalśnił sztylecik.
- Walcz na całego, bo Ci nie podaruję. – Syknęła mi Miko do ucha.
Zniknęła i znowu stała na swoim miejscu, była bardzo szybka. Nem odwróciła się w naszą stronę, ale jej wyraz twarzy nie był przyjemny.
- Walka zaraz się rozpoczyna! Nie ma zasad! Zabijacie się nawzajem! Używacie wszystkich mocy, nawet zakazanych! – Krzyczała tak by wszyscy ja słyszeli.
Podbiegłam do brata, który był kawałek dalej i wrócił do siebie.
- Illuminated, pamiętaj co mi obiecałeś. – Zadrżały mi ręce.
Bałam się okropnie, tu i teraz miała się odbyć rzeź, a co gorsza „NASZA”. Nagle obok mnie zjawił się Roxas, na jego twarzy była wypisana odwaga i obojętność. Złapałam go za rękę i ścisnęłam lekko. O”n spojrzał na mnie.
- Boję się. – Powiedziałam zduszonym głosem.
- Nie masz czego. – Jego kąciki ust lekko drgnęły.
Nagle podbiegł do nas Greg.
- Miko, pamiętam co mówiłem i nie zawiodę w razie czego. – Powiedział zdyszany.
- Greg…. – Zachlipałam i wpadłam mu w ramiona jednocześnie puszczając drugiego chłopaka.
Il zadrżał, nie spodziewał się tego, ja zaś zaczęłam płakać. Wydobyłam =twarz spod ubrania przyjaciela i spojrzałam na blondyna, który udawał, ze nic nie widzi.
- Roxas… Ja… Jeśli się zmienię to mnie nie ratuj. – Zaszlochałam.
Chłopka spojrzał na mnie zdziwiony, pierwszy raz zobaczyłam to tak długo na jego twarzy. Wzięłam głęboki oddech i puściłam maga wody. Otarłam łzy rękawem i zmieniłam wyraz twarzy na poważny. Czas na walkę. Alfa Watahy Mroku podeszła do mnie, gdzie stała większość Alf, po czym gwałtownie się odwróć momencie zobaczyłam tylko jak wszyscy ruszają na nas, a „Miko”… Ona ruszyła wprost na mnie. Wiedziałam, że albo ona, albo ja, więc nie czekałam i również wystrzeliłam jak torpeda, zaś za mną ocknęła się reszta. Jedyna Nem stała z niewzruszona miną i zaczęła biec później. Coś planowała. Gdy się spotkaliśmy pierwszym jej ciosem był kopniak, który szybko ominęłam, jednak jej cisy były bardziej precyzyjne, mogłam iść uczyć się do mojej przyjaciółki…. Wymijałam jej ciosy, w międzyczasie słysząc krzyki innych. To było straszne, ale ja skupiłam się na walce. Wszyscy zaczęli od walki wręcz, po czym przeszło do magii, co było bardziej niebezpieczne, gdyż wszyscy staliśmy dość blisko. Jasnowłosa „ja” omijała wszystkie kule bardzo szybko i zgrabnie, zaś ja ledwo co i niechlujnie. Zaczęłam atakować powietrzem, ale ona po prostu się rozpływała, nie mogłam jej trafić…. To było okropne. Wiedziałam, ze nie pociągnę długo. Obejrzał się za siebie i moja uwagę przykuła walka Nemezis. Nagle za jej plecami pojawił się… Miecz! Nie było czasu na tarczę, wiec dodałam sobie napęd w nogach i miecz wbił mi się w ramię, gdy tylko we mnie wszedł, to wyhamowałam go moja osłoną, którą wytworzyłam w czasie biegu. Było to lekkomyślne z mojej strony, ale nie miałam wyjścia. Nagle ktoś zadał mi ogłuszający cios, ale tylko zakręciło mi się w głowie. To była ta druga Nem. Spojrzała na mnie wściekle, po czym przeklęła siarczyście, a ja wstałam i zaczęłam biec szukając mojej przeciwniczki. Nagle wyczułam, ze nie mogę się ruszyć. Dziewczyna stanęła przede mną z wyraźnym zainteresowaniem.
- Bronisz jej? – Zapytała rozbawiona.
- A ty byś nie broniła!? – Krzyknęłam w złości.
- Ją? Nie żartuj, puściła się już chyba z każdym z naszego IV! Nie martw się, ja nie byłam gorsza. – Ostatnie zdanie powiedziała oblizując wargi.
- Ty…. – Teraz żarty się skończyły, jej magia była jeszcze słaba.

Przełamałam się i zaczęłam szybki atak, co było głupie… Zapomniałam o ranie, która obficie krwawiła.

(Wataha Światła) od Arisy

Twarz wadery wykrzywiła się w morderczym grymasie, a ja zaczynałam mieć złe przeczucie. Uniosłam lekko głowę, starając się przewdzieć jej następny atak, jeśli w czymś byłam dobra to jedynie w uciekaniu, ale i tak zawsze mam pecha.
Nagle usłyszałam krzyk od którego pękała głowa, zakryłam uszy, a oczy nabiegły mi krwią. Kolejna umiejętność obraca się przeciw mnie. Włamywanie do umysłu, to się u mnie odbywa nieświadomie, dlatego wszystko odbieram o wiele wyraźniej niż inni.
- Chodź. Powiesz mi wszystko później. - Powiedziała Nemezis beznamiętnie.
Siedziałam dalej nieruchomo przed oczami mając scenę walki... Nemezis nas teleportowała, wbrew mojej woli i ujrzałam to samo wydarzenie z innego punktu widzenia.
Jakiś basior walczył ze swoim klonem.
Wadera rzuciła się od razu mu na pomoc.
Ja tylko stałam jak zaklęta i patrzyłam na to. Coraz więcej wilków się pojawiało, a także ich drugich wersji, ale było coś co wstrząsnęło mną do głębi. Była wśród nich Atena...
Wszystko inne przestało się liczyć...
Musiałam się dowiedzieć, czego ode mnie chciała, skoro przybyła, aż tutaj.
 - Atena? - Zapytałam zdziwiona. - Przecież ty nie żyjesz?
 - Znamy się? - Najwyraźniej mnie nie kojarzyła.
 - Co się tutaj dzieje? - Spytałam.
 - Trwa wojna - wyjaśniła. - A ty najwyraźniej jesteś moim wrogiem, skoro pochodzisz z alternatywnego Immortal Volves.
 - Alter... Co? - Zdziwiłam się.
 - Dwa światy walczą - odparła. - Długa historia.
 - Ale zanim mnie zaatakujesz odpowiedz najpierw na moje pytania - poprosiłam. - Nie wiem co się tutaj dzieje. Wpakowałaś mnie w istne piekło, a ta twoja siostra Nemezis... Jest straszna.
 - Fakt, że potrafi innych odstraszyć, ale nie osądzaj jej pochopnie - odparła wadera.
 - Ale dlaczego się za mnie poświęciłaś? - Wypytywałam ją. - Dlaczego dałaś się zabić, podczas, gdy mogłam zginąć ja?
Wzruszyła ramionami i odparła:
 - Nie wiem. - Nie jestem nią, nawet, jeśli wyglądam tak jak ona i mam podobny charakter, to mimo tych podobieństw jesteśmy od siebie bardzo różne. Mamy inne życiowe doświadczenia, a to one nas przecież w dużej mierze kształtują. Może jak opowiesz mi historię waszego spotkania to coś ci wytłumaczę, ale nic nie obiecuję.
Tak więc opowiedziałam jej o wszystkim od momentu spotkania tamtej Ateny i pokazałam jej te dwa miecze.
 - Chyba ją rozumiem - odparła uśmiechając się. - Ciężko jest patrzeć na śmierć innych osób i najwyraźniej obie o tym wiedziałyśmy.
 - I co teraz? - Zapytałam.
 - Teraz...? - Zamilkła na chwilę. - Skoro ona zdecydowała się odejść to chyba i ja to mogę, jednak chce z tobą powalczyć. Musisz mnie zabić o własnych siłach, aby nie było, że masz najłatwiejsze zadanie.
 - Ale ja nie bardzo... Umiem walczyć - wyznałam.
 - No to pora się nauczyć - odparła. - Pamiętaj o tym, że musisz uniknąć wszystkich moich ataków, tak jak zrobiłaś to z ostatnim atakiem Nemezis.
 - Ale to nie byłam ja - upierałam się.
 - To samo było przy Belli - powiedziała. - I Nemezis to nie była.
 - Ale to nie ja - powtórzyłam raz jeszcze.
 - No to zginiesz - wyznała bez uczuć i zamachnęła się na mnie mieczem.
Miałam wrażenie, że śmierć zagląda mi w oczy, lecz, jednocześnie pojawiła się chęć, wola życia, tak jak wcześniej. Znowu czułam jak moje oczy stają się intensywnie niebieskie, a bransoleta tym samym, jednocześnie zmieniła swój kształt.
Miecz wadery odbił się z głuchym dźwiękiem, a ona wybuchnęła śmiechem
 - A więc to dzięki temu utrzymujesz się przy życiu - uśmiechnęła się.
 - O czym ty mówisz? - Spytałam.
 - Ale co to robi u zwykłego śmiertelnika...? - Zastanawiała się.
 - O co ci chodzi? - Zapytałam raz jeszcze.
 - Egida, skąd posiadasz Egidę? - Wyglądała na lekko rozmarzoną. - Jeśli ktoś wie jak się nią posługiwać to NIGDY nie zginie w boju, ale do tego potrzeba dużych umiejętności... Może ci się wymknąć spod kontroli, jeśli nie jesteś potężną posiadaczką.
 - Aha - westchnęłam. - Czyli to się stanie na 99%. Jestem chyba najmniej umiejętnym wilkiem w całym Immortal Volves.
 - Alfą - powiedziała. - Tamta Atena powiedziała, byś ją zastąpiła, a ja ją popieram, więc zostaniesz tutejszą Alfą Światła.
 - Nie proszę - niemal upadłam na kolana, ale ona znowu zaczęła nacierać na mnie mieczem, a wokół mnie pojawiła się bariera. - Na pewno coś zawalę.
 - Dziwna jesteś - stwierdziła. - Inni by ci zazdrościli.
Westchnęłam.
 - To dlatego, że mi nigdy nic nie wychodzi, a to jest zbyt poważne stanowisko dla mnie.
 - Od tego masz innych - powiedziała. - To jest coś o czym zapomniałam. Inni ci pomogą przy tym obowiązku.
 - No może ale... - Umilkłam, nie znajdując żadnych kontra-argumentów.
 - Może więc dokończymy walkę.
Nieważne czym zaatakowała, Egida mnie ratowała, ale wiedziałam, że jeden jej ruch by mnie zabił z łatwością, gdyby nie ona. Spróbowałam ją dopaść, ale nic z tego.
 - Może Egida ci pomoże - uśmiechnęła się. - Ale na pewno nie jesteś na tym poziomie jeszcze, chyba kierujesz nią swoimi uczuciami, a nie poleceniami. Musisz na nią uważać.
W końcu sama przebiła się mieczem.
 - To w ramach nagrody za dobrą obronę - wyjaśniła widząc mój zdruzgotany, a zarazem zadziwiony wyraz twarzy. - Mam nadzieję, że znajdzie się na miejsce Alfy świetle w mojej watasze jakiś zastępca. Do następnego.
Odwróciła się i po chwili zniknęła.
Napotkałam zdziwione spojrzenie Nemezis i usłyszałam jej myśl przypadkiem.
"Czy ona właśnie pokonała Atenę? Nie wydawała się taka silna, jednak tamta chwila..." zobaczyłam jej oczami moment w którym jej czarna magia się rozwiała, jak mnie zaatakowała tuż przed walką.
Szkoda, że nie wiedziała, że prawda była o wiele mniej uniosła, jeśli chodzi o mój udział. Atena sama się zabiła, a nie ja ją, gdybym ja to próbowała, ona mogłaby stać i odeprzeć wszystkie moje ataki, a mnie chroniła tarcza magiczna, a nie moje własne umiejętności.

(Wataha Mroku) od Nemezis

Skierowałam się do mojej groty biegiem. Stopy ledwo dotykały zielonej trawy a moje rozpuszczone włosy powiewały na wietrze. Moje myśli były ponure jak niebo nade mną.
Czułam w powietrzu zapach walki która odbędzie się niebawem, chociaż zapowiada się wojna z alternatywnym Immortal Volves to nadszedł czas na nią? Czy to dzisiaj lub w najbliższym czasie wilki zginą z rąk własnych?
Cóż, nigdy nie wiadomo.
Dobiegłam do mojej groty i spojrzałam na całokształt groty.
Sama w sobie była mroczna, gdzieniegdzie była pobrudzona zaschniętą krwią lub czymś czego nawet nie chce wiedzieć.
Wejście do jaskini emanowało zimnem i nieprzyjaznym nastawieniem do obcych. Ale przecież to mój dom, i bynajmniej dla mnie jest bardzo przytulny. Nagle usłyszałam świst gdzieś w górze. Spojrzałam w tamto miejsce, a mój wzrok napotkał dziewczynę która spadała. z zaciekawieniem patrzyłam jak ta z niewiarygodną szybkością mierzyła ku ziemi. W ostatnim momencie załagodziła lot na tyle by wylądować bez jakiekolwiek uszczerbku.
- Co ty wyprawiasz tutaj? - Zapytałam dość niechętnie. Jakoś nie miałam zbytnio ochoty witać nowo przybyłych a szczególnie z innych watah.
Dziewczyna o białych włosach i złotych oczach spojrzała na mnie strachliwie.
 - Nie powinnaś być czasem na terenie światła? - Zapytałam.
 - Ja-ja - Dziewczyna zaczęła się jąkać. - Ja po prostu nagle spadłam. Przepraszam.
 - Nieważne - Zbyłam to. - Jesteś z watahy siostry, prawda? Powiedz jej, żeby przestała obijać swój tyłek i się ze mną spotkała, musimy poważnie przedyskutować parę spraw.
 - Twoja siostra to Atena? - Zapytała się uważnie.
Od kiedy nikt nie wie że ja to siostra jednej z najważniejszych wilczyc w krainie? Jak nie w świecie?
Kiwnęłam dość niechętnie bo uświadomiłam sobie fakt że ta zna Atenę a mnie nie.
 - Najbardziej nieodpowiedzialna i podstępna siostra, jaką widział świat. Nieraz mam ochotę jej poważnie przywalić - wyjaśniłam. - Ja jestem Nemezis, Alfa Mroku.
 - Ja-ja-a je-je-stem Ari-sa - wyjąkała.
 - Coś się stało? - Zapytałam się lustrując jej ściągniętą w napięciu twarz.
 - Nie sądzę, by Atena mogła tu przyjść - wyrzuciła szybko i pospiesznie.
 - To lepiej, żeby mogła, zanim pofatyguję się tam osobiście - odparłam lekceważąco.
 - Ale... Ona przecież... - Zamilkła a ja zaciekawiłam się.
 - Ona co? - Dopytywałam się. Milczała a ja poczułam jej chęć ucieczki. Skąd to wiem? Tak to jest na przykład w polowaniu. Ona jest takim małym jelonkiem a ja sobą i wiem kiedy moja ofiara jest skłonna do ucieczki.
 - Mów, albo sama wyciągnę z ciebie informacje - Zagroziłam.
 - Nie - Odparła po czym odwróciła się i zaczęła uciekać. - Nie mogę. - Powiedziała na odchodne.
Nikt nie będzie uciekać przede mną kiedy ze mną rozmawia i jej nie pozwolę. Przeteleportowałam się przed nią. Jak miło zobaczyć jej zaskoczenie i strach kiedy pojawiłam się jej przed nosem.
Jednak po chwili Nemezis znalazła się przede mną.
 - Teleportacja - Wyjaśniłam. W mojej ręce pojawił się miecz którego wbiłam delikatnie w bok dziewczyny.- Teraz masz chęć mi już powiedzieć, czy chcesz, abym ciebie do tego zmusiła? - Uśmiechnęłam się ponuro.
Zobaczyłam w jej oczach łzy i pokręciła głową. Zaczęłam atakować ją niskiej rangi magii czarnej.
 - Mam dzisiaj zły humor i nie mam ochoty na jakieś gierki mojej siostry - warknęłam. Poczułam jak ta ledwo się chwieje. Było to zadziwiające że to taka słabiutka istotka..
 - Nieeeee! - Wrzasnęła nagle. - Zostaw mnie!
Moje oczy wypełnił niebieski blask a mój atak został odparty przez nią.
  - To była słaba magia, ale nie powinna zostać rozwiana z taką łatwością - stwierdziłam zdziwiona.
 - Słaba!? - Wybuchła zdenerwowana. - Omal mnie nie zabiłaś?!?!
Nagle opadła na kolana a ja cicho prychnęłam z pogardą.
 - Atena nie żyje - wyznała beznamiętnie.
 - Co? - Odparłam zdziwiona.
 - Atena nie żyje - powtórzyłam  - Musisz mi powiedzieć wszystko teraz - Powiedziałam.
Poczułam jak moja złość powoli wzrasta a żądza mordu pochłania me ciało.
Dziewczyna podniosła głowę i miała już kiedy usłyszałam mentalny krzyk Iluminated'a o natychmiastowe pojawienie się na Polanie Wspólnych Snów.
- Chodź. Powiesz mi wszystko później. - Powiedziałam beznamiętnie widząc jak dziewczyna od krzyku basiora zakryła uszy jakby jej to coś pomogło.
Arisa dalej siedziała na kolanach zamiast się ruszyć więc sapnęłam z irytacją, podeszłam do niej, brutalnie ją pociągnęłam by stanęła na nogi i prze teleportowałyśmy się na polanę.
Illuminated zaczął walczyć z.. Illuminated'em.
Pobiegłam pomóc.
Dzisiaj zaczęła się wojna z Alternatywnym Immortal Volves...

(Wataha Powietrza.) Od Illuminated'a.

Obudziłem się w mojej jaskini. Ostrożnie wstałem sprawdzając stan mojego ciała. Było nieźle. Łapa już ie bolała, chociaż odczuwałem pewną sztywność. Przeciągnąłem się i ruszyłem wolnym krokiem przed jaskinię. Wieczorne słońce ogrzało moją skórę. Nikogo nigdzie nie było widać. To dobrze. Muszę wstąpić do Nem. Postanowiłem zajrzeć po drodze na Polanę Wspólnych Snów.
Kiedy doszedłem na łąkę było już ciemno. Wszystko wyglądało spokojnie, jednak dało się wyczuć grozę. W momencie w którym postawiłem krok dostrzegłem cień po moim prawym boku. Odwróciłem szybko głowę, ale nic nie zobaczyłem. Spojrzałem na mój sygnet i pomyślałem o broni. W mojej dłoni pojawił się miecz. Znów kątem oka dostrzegłem cień. Lecz tym razem towarzyszył mu szelest. Ciąłem mieczem na próbę. Nic się nie wydarzyło.
Po chwili jednak usłyszałem śmiech a moim oczom ukazała się blada twarz, która należała... Do mnie.?
- Cholera.! - Warknąłem.  - Alter ego...
Moje drugie ja zaatakowało. Odparowałem cios. 
W między czasie odezwałem się mentalnie do wszystkich wilków.
* WSZYSTKIE WILKI NATYCHMIAST NA ŁĄKĘ WSPÓLNYCH SNÓW.!* Zagrzmiałem w ich myślach.
W odpowiedzi dostałem niezadowolone pomruki z powodu głośnego wołania.
Nie zdążyłem zauważyć kiedy na polanę wkroczyło kilka następnych wilków alter ego. W tym Nemezis, Greg, Arisa oraz Fushigi.
Trudno było mi walczyć z samym sobą a co dopiero z resztą.
Moja twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia.
Skupiłem się a moje zmysły wyostrzyły się. Nie musiałem sprawdzać, aby wiedzieć, że moje ciało pokrywają kobaltowe płomienie.
Ruszyłem do ponownego ataku. Po kilku minutach mimo mojej siły byłem już zmęczony. Na moje czoło wystąpiły kropelki potu a włoski na karku przykleiły się do skóry.
Na moje szczęście w tym momencie na polanę wkroczyły wilki Mroku. Zaraz za nimi Powietrza i Wody. Nemezis, Miko oraz Unmei podbiegli do mnie i dali mi chwilę wytchnienia biorąc na siebie ataki naszych sobowtórów.

(Wataha Mroku) od Margo

Nocka u Neko trwała krótko. Zdecydowanie za krótko. Rano wyruszyłyśmy w drogę. Poszło gładko. Nie będę się rozpisywać, bo nie ma o czym. Koleś to amator z najwyraźniej wrodzonymi umiejętnościami nad którymi nie miał zamiaru pracować. Muszę powiedzieć, że naprawdę się zawiodłam. To była jedyna okazja żeby móc wykazać się przy ( nie ukrywam ) zawsze zdolniejszą od siebie przyjaciółką. Ale cóż... mówi się trudno...
- Już koniec?- zmarszczyła brwi obrzucając mnie pytającym wzrokiem.
-Mhhhh.... wygląda na to... że tak...- Wymusiłam na sobie ponury uśmiech.
-Daję głowę, że równie dobrze poradziła byś sobie sama... - rzuciła głową odganiając niesforne włosy z przed oczu. Przyznaję, myślałam, że będzie gorzej, ale nie jestem mistrzynią w tej dziedzinie...
- Więc... ja już pójdę...- uniosłam lekko ręce w geście bezsilności.
- Ehhhh.... nie możesz zostać- spytała, lecz jestem pewna, że znała odpowiedzieć.
- tam mam rodzinę... przyjaciół... a tu mam Ciebie...- po ostatnich słowach jej oczy rozbłysnęły nadzieją. - mam się bać? - spojrzałam na nią spode łba.
- Nie skąd... chyba.- uśmiechnęła się szeroko. - możliwe, że dołączę do waszej watahy... - powiedziała to z wahaniem w głosie, lecz z pewnością wypisaną na twarzy.
- to... świetnie! - rzuciłam się jej na szyję. Zapadał mrok. Czas wracać na IV. Tym razem postanowiłam skorzystać z portalu w naszej watasze. Pomachałam Nenneke z jedną nogą w burej dziurze, po czym wskoczyłam do niego w całości. Wyrzuciło mnie wysoko u góry. Te mroczne portale.... uwielbiają płatać figle...
~~ Raaxtus! Zechciałbyś? ~~
~~ jestem w drodze...~~ po kilku sekundach, kiedy już miałam roztrzaskać się o ziemię pode mną znalazł się mój kochany pegaz. Wzbił się w powietrze. Uwielbiam to. Rzucił łbem i wykonał pokaźny bryk w powietrzu. Nachyliłam się i poklepałam go po szyi.
- dziękuję..- szepnęłam i zaśmiałam się głośno, co było odreagowaniem na wszystko co zdążyło się w najbliższym czasie. Zauważyłam przygarbioną sylwetkę przy strumieniu. Wszystko wskazywało na to, że to mężczyzna. Najwyraźniej nie miał humoru.
- wyląduj w tych zaroślach. - poleciłam pegazowi, na co on odpowiedział ostrym pikowaniem w stronę ziemi. Stanęłam na twardym gruncie. Zrobiłam krok do przodu, aby lepiej przyjrzeć się intruzowi. W ręce miał sztylet. Bez zastanowienia delikatnie rozciął skórę na nadgarstku. Odruchowo wyciągnęłam swoją rękę i spojżałam na blizny widniejące na moim nadgarstku. Zacisnęłam powieki odpychając od siebie nieprzyjemne wspomnienia.
- uwierz, to nic nie załatwi...- odezwałam się niepewnie wychodząc z ukrycia.
- skąd ty możesz to wiedzieć?! - wtedy przekonałam się o charakterku wyraźnie nowego członka którejś z watah.
- zapewniam, że wiem. - wiem co przeżywał. Sama kiedyś miałam taki kryzys.
- kim ty w ogóle jesteś?! - w końcu spojrzał na mnie, lecz z wyrzutem.
- rób co chcesz. Jestem Margo. Wataha Mroku. Zapewne ty także. Koleś z watahy światła, czy chodźby z watahy ziemi nie siedział by w środku nocy ze sztyletem w ręce. - uniosłam jedną brew a na mojej twarzy pojawił się mimowolny, kpiący uśmieszek.
- za kogo ty się masz?!!! Zostaw mnie w spokoju! - wstał i zacisną dłoń na sztylecie. Nie wzruszona stałam przed nim i z niezmąconym spokojem wysłuchiwałam jego wyrzutów.
- cóż... mnie też miło było cię poznać. -oznajmiłam z naciskiem i złośliwym uśmieszkiem. W końcu jego cierpliwość się skończyła. Podniósł rękę i miał zamiar mnie odepchnąć. W ułamku sekundy naciągnęłam cięciwę niezauważonego przez niego, zdobionego łuku i wystrzeliłam strzałę, która przygwoździłam jego rękaw do drzewa za jego plecami. Obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem i rozwarł usta w geście podziwu. Jednak ten stan szybko miną i nastąpiło rozluźnienie atmosfery, czego zupełnie się nie spodziewałam.
-Roxas. - powiedział obojętnie wyrywając strzałę z pnia drzewa. Odwróciłam się i odeszłam w stronę jaskini, gdzie czekał na mnie Wanney.

niedziela, 15 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

 Dziewczyna patrzyła się na mnie uważnie, jakbym stanowiła jakąś zagadkę, co nieco mnie peszyło. Czułam się, jakby miała rentgen w oczach, albo posiadała wbudowany wariograf.
 - Jestem Arisa- powiedziałam cicho.
 - Ja jestem Bella- odpowiedziałam- Jak tu się znalazłaś? - Zapytała
 - No cóż sama nie wiem. Znalazłam karteczkę i nagle się tutaj pojawiłam- odpowiedziałam na jej pytanie, a ona się uśmiechnęła.
Miała naprawdę piękny uśmiech, zdawał się dawać otaczającemu ją światu nowe życie. Miałam wrażenie, że wypełniła mnie energia, jednak w momencie, gdy on znikł poczułam na nowo wielkie przygnębienie po bitwie.
- Shadow- wyszeptała i podbiegła do basiora, a potem.. To wyglądało, jakby chciała obudzić zmarłego.
 - On chyba nie żyje- powiedziałam ostrożnie.
 - Wiem, ale próbuję mu pomóc. Wiesz ożywić go - odparła.
 -Dlaczego to nie działa? - Zapytała po chwili sama do siebie.
 - Może jesteś zbyt słaba - odparłam stojąc tuż za nią.
 - To nie może się tak skończyć.
 - Może w jakimś innym miejscu się uda
 - W miejscu w którym będę silniejsza- powiedziała, lecz nie do mnie.- Uważaj- teraz spojrzała na mnie - przeteleportuję nas.
Kiedy dotarłyśmy, po teleportowaniu do jakieś jaskini, siedziałam cicho, podczas, gdy Bella próbowała ożywić Shadowa.
- Zajmijcie się nim- poleciła swojej watasze, a potem odezwała się do mnie. - A ciebie zaprowadzę do watahy światła.
Ruszyłam razem z nią, nie za bardzo wiedząc co powiedzieć, aż w końcu się cicho zapytałam.
 - Wiesz kim jest Atena?
 - Chodzi ci o Alfę Światła? - Zapytała.
 - Prawdopodobnie - kiwnęłam głową.
 - Jest moją przyjaciółką - wyznała.
 - Aaachhh... Przykro mi - te słowa wyrwały się z moich ust.
 - Mówisz o niej, jakby nie żyła? - Zdziwiła się.
 - Nieważne - Na moim czole pojawiły się mikroskopijne kropelki potu. - Musiała być wspaniałą osobą.
 - Jest wspaniałą osobą - poprawiła mnie.
 - Oczywiście - przytaknęłam natychmiast.
Jednak, nie musiała traktować mnie wariografem, by wiedzieć, że coś w sobie dusiłam. Miałam to wypisane na twarzy.
Odstawiła mnie pod jaskinię watahy i między nami zapadła chwila, niezręcznego choć przyjaznego milczenia.
 - Może sprawdzisz co u Shadowa? - Zaproponowałam, słowa, które nie zostały do tej pory wypowiedziane na głos. - Jestem pewna, że potrzebuję ciebie o wiele bardziej niż ja.
 - Dziękuję - uśmiechnęła się  i po chwili zniknęła.
Weszłam do groty od której bił blask, ale nie ciepły lecz zimny. Wzdrygnęłam się na ten powiew chłodu.
 - Witam, jestem Arisa i chciała bym się przyłączyć do watahy - powiedziałam.
Kilka wilków obrzuciło mnie apatycznym spojrzeniem.
Ta wataha wymiera - stwierdziłam zaskoczona. - Widocznie ze swoją przywódczynią nie musieli o nic dbać i teraz jak jej nie ma, będzie ciężko.
Wyszłam z jaskini, nawet się nie żegnając i wciąż jako człowiek wzbiłam się w niebo i zaczęłam szybować, wśród przestrzeni.
Nagle utraciłam energię i zaczęłam ostro pikować ku ziemi.
Ledwie udało mi się wylądować, chociaż nie było to lądowanie bez szwanku.
 - Co ty wyprawiasz tutaj? - Usłyszałam niechętny głos.
Uniosłam głowę i zobaczyłam dziewczynę o popielatych włosach.
 - Nie powinnaś być czasem na terenie światła? - Zapytała.
 - Ja-ja - zaczęłam się jąkać. - Ja po prostu nagle spadłam. Przepraszam.
Byłam lekko wystraszona, wyglądała na dosyć pewną swoich umiejętności.
 - Nieważne - odparła. - Jesteś z watahy siostry, prawda? Powiedz jej, żeby przestała obijać swój tyłek i się ze mną spotkała, musimy poważnie przedyskutować parę spraw.
 - Twoja siostra to Atena? - Zapytałam się.
Kiwnęła głową niechętnie, a ja spojrzałam na nią zdziwiona.
 - Najbardziej nieodpowiedzialna i podstępna siostra, jaką widział świat. Nieraz mam ochotę jej poważnie przywalić - wyjaśniła. - Ja jestem Nemezis, Alfa Mroku.
Nagle poczułam jeszcze bardziej paraliżującą niepewność. Kolejna osoba związana z Ateną, której będę musiała powiedzieć, że ona nie żyje.
 - Ja-ja-a je-je-stem Ari-sa - wyjąkałam.
 - Coś się stało? - Obrzuciła mnie bacznym spojrzeniem.
 - Nie sądzę, by Atena mogła tu przyjść - wyrzuciłam z siebie.
 - To lepiej, żeby mogła, zanim pofatyguję się tam osobiście - odparła lekceważąco.
 - Ale... Ona przecież... - Zamilkłam.
Dopiero teraz Nemezis spojrzała na mnie odrobinę zaciekawiona.
 - Ona co? - Spytała się.
Milczałam i zdusiłam w sobie palącą chęć ucieczki.
 - Mów, albo sama wyciągnę z ciebie informacje - nie wyglądała, jakby blefowała.
 - Nie - odparłam i zaczęłam uciekać. - Nie mogę.
Jednak po chwili Nemezis znalazła się przede mną.
 - Teleportacja - wyjaśniła usłużnie, a po chwili poczułam jak czarny miecz, wbija mi się delikatnie w bok.
 - Teraz masz chęć mi już powiedzieć, czy chcesz, abym ciebie do tego zmusiła? - Jej twarz rozjaśnił ponury uśmiech.
Ze łzami w oczach pokręciłam nerwowo głową. Wolałam nie mówić, bo ledwie bym z siebie wykrztusiła przerażony pisk.
Tamta zaczęła mnie atakować jakąś mroczną magią.
 - Mam dzisiaj zły humor i nie mam ochoty na jakieś gierki mojej siostry - warknęła.
W końcu poczułam jak opadam z sił. Nie przetrwam następnego ataku.
Muszę coś ratować.
Muszę tego uniknąć.
Ja muszę... Nie mogę oberwać.
Nie mogę umrzeć.
Ona się za mnie poświęciła.
Atena, ona na pewno nie chciałaby, żebym tak skończyła.
 - Nieeeee! - Wrzasnęłam. - Zostaw mnie!
Rozbłysło niebieskie światło, zarówno jak na bransoletce i moich oczach. Kolejny atak został odbity... Przeze mnie? To nie mogłam być ja... Może ona odwołała go widząc w jakim jestem stanie.
  - To była słaba magia, ale nie powinna zostać rozwiana z taką łatwością - stwierdziła zdziwiona.
 - Słaba!? - Wybuchłam zdenerwowana. - Omal mnie nie zabiłaś?!?!
Opadłam na kolana, już nie czułam tej osłony, ani siły.
 - Atena nie żyje - wyznałam beznamiętnie.
 - Co? - Odparła zdziwiona.
 - Atena nie żyje - powtórzyłam.
 - Musisz mi powiedzieć wszystko teraz - jej złość wzrosła jeszcze bardziej, a żądzę mordu tej dziewczyny, można by niemal kroić nożem.

(Wataha Ziemi) od Belli

Nagle poczułam, że ktoś się za mną chowa i usłyszałam wołanie o pomoc. Nie powiem trochę mnie to zdezorientowało, bo byłam pewna, że jestem sama z tymi złymi, a dodatkowo dziewczyna oparła się na mnie i sama straciłam równowagę.
- Ej... Puszczaj!- rozkazałam, ale dziewczyna chyba nie zareagowała, więc sama się od niej odczepiłam. Szok powoli mijał i zaczęłam myśleć jak się pozbyć tych złych.
- Przytrzymaj ich na odległość, a ja ich załatwię- powiedziałam dziewczynie- Tylko, że użyję nowej mocy, więc potrzebuję trochę czasu, by nic źle nie zrobić.- Nie wyglądała na zbyt pewną siebie, ale powoli kiwnęła głową.
- Dobra dziewczynka- powiedziałam i skupiłam się na wymyślaniu sposobu pozbycia się tamtych złych. Nie mogłam obejść się bez magii, a przecież nie umiałam się nią posługiwać, ale... nagle w głowie zaczęło coś mi świtać. Chciałam sprawdzić jak wygląda sytuacja. Dziewczyna próbowała rzucać piorunami w nich, spowalniając ich marsz, ale jeden z nich ją przechytrzył i wyłamał się z szeregu. To działo się tak szybko. Bransoletka na ręku nieznajomej rozbłysła i nagle stałyśmy już pod jakąś barierą, która najwyraźniej nas chroniła.
-Brawo, jesteś świetna- powiedziałam do niej z zachwytem i zaczęłam rozwijać swój pomysł użycia ognia, którego już raz udało mi się użyć. Musiałam zrobić to samo co robiłabym próbując ich wysadzić, ale to nie było takie proste. Wysadzać umiałam, ale nie spalać. Nie było wyjścia.
-Ale to nie ja, to...- zaczęła, ale po chwili umilkła, bo przecież jej nie słuchałam.
- Schowaj się! Siła ataku będzie potężna!!!- krzyknęłam do niej, jednocześnie zastanawiając się czy bariera wypuści magię i czy nie kazać dziewczynie jej schować, ale kiedy na nią spojrzałam zrezygnowałam z chowania bariery i postanowiłam zaryzykować. W tym czasie dziewczyna zdążyła się za mnie schować, a ja starałam się użyć swojej mocy i udało mi się, nawet bardziej niż chciałam. Tak serio to sama się przestraszyłam tego co zrobiłam. Najpierw rozległ się głośny huk, a potem nasi wrogowie stanęli w płomieniach, a potem został po nich tylko proch i wielki wypalony krater. Moja towarzyszka wyglądała na bardzo zdziwioną, chociaż ja sama musiałam wyglądać podobnie. Potrzebowałam trochę czasu, żeby dojść do siebie, ale ona też go potrzebowała.
- Aaa... Eee... Wow...- powiedziała, ale chyba nadal była w szoku. Natomiast ja już doszłam do siebie i szok minął.
- A teraz mogłabyś mi powiedzieć kim jesteś? - spojrzałam na nią- I co tu robisz?
- Jestem Arisa- powiedziała dziewczyna
- Ja jestem Bella- odpowiedziałam- Jak tu się znalazłaś?- zapytałam, bo teraz byłam pewna, że jej tu wcześniej nie mogło być
- No cóż sama nie wiem. Znalazłam karteczkę i nagle się tutaj pojawiłam- odpowiedziała, a ja uśmiechnęłam się do niej i nagle do mnie dotarło, spojrzałam na dwa wilki leżące bezwładnie.
- Shadow- wyszeptałam i podbiegłam do niego i nie mogłam się pogodzić z tym, że nie żyje. Próbowałam go ratować, ale musiałabym ożywić umarłego. "Ożywić umarłego" powtórzyłam w myśli. Ale jak używać tej mocy? Próbowałam tysiąca sposobów i zupełnie zapomniałam o Arisie.
- On chyba nie żyje- powiedziała nieśmiało
- Wiem, ale próbuję mu pomóc. Wiesz ożywić go.- odpowiedziałam i nadal próbowałam, ale wrażenie było takie jakby mi brakowało mocy. A przecież znalazłam spis swoich mocy w tej jaskini. Nie miałam pewności, że to moje moce, ale czułam że to działa tylko nagle się przerywało jakby kończyło się paliwo, albo coś.
-Dlaczego to nie działa?- zapytałam ale chyba sama siebie
- Może jesteś zbyt słaba- odpowiedziała Arisa i wtedy zdałam sobie sprawę, że stoi tuż za mną
- To nie może się tak skończyć.
- Może w jakimś innym miejscu się uda
- W miejscu w którym będę silniejsza- powiedziałam sama do siebie.- Uważaj- powiedziałam tym razem zwracając się do Arisy- przeteleportuję nas.-To już potrafiłam, co prawda bez pasażerów, ale co to za różnica. Większa niż mi sie wydawało na początku, ale miałam tylko drobne problemy z "wylądowaniem". Ale byłam w IV, w jaskini watahy ziemi. Podczas drogi Arisa opowiedziała mi wszystko.
Skupiłam się na ożywianiu Shadowa. Udało mi się, ale nie do końca, bo zabrakło mi sił. Co prawda Shadow był żywy, ale ciężko ranny. Nic więcej zrobić nie mogłam. Sama ledwo się trzymałam na łapach.
- Zajmijcie się nim- powiedziałam do swojej watahy- A ciebie zaprowadzę do watahy światła- zwróciłam się do Arisy.

czwartek, 12 września 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

Czułam się dziwnie patrząc na księżyc, jak bym była pusta…. To uczucie zjadało mnie tak, że straciłam kontrolę nad myślami, zaczęłam myśleć o zbyt wielu rzeczach i odpowiadać sobie na nie, ale czy dobrze czy nie, to wierzyłam, że to prawda. Po jakimś czasie ocknęłam się i okazało się to snem z otwartymi oczami, bez sensu, bo to wyglądało jak by to było prawdą, a nie tylko głupim snem. Znów spojrzałam na świecącą tarczę, jednak teraz już się tak nie czułam, jak wtedy… Zawsze fascynował mnie księżyc, choć nie wiem czemu. Zawsze jak patrzyłam na pełnię wydawała mi się magiczna, upiorna i jednocześnie piękna. Zapowiadała koniec i początek, tak samo jak słońce. Moje myśli nagle wróciły do bladej ręki, ale coś jak bym sobie przypomniała. Wiem, że czułam się wtedy strasznie, jednak nie okazałam emocji, ścisnęłam okaleczoną rękę, a właściciel skręcał się z bólu. Nie wiem czemu to zrobiłam, to bez sensu karać kogoś w ten sposób. Nagle usłyszałam szelest, spłoszył mnie, ale to był tylko wiatr. Moje serce biło jak szalone i nie mogłam go uspokoić, nie wiem co miało to oznaczać. Nigdy się tak nie przestraszyłam wiatru, chyba stałam się po prostu bardziej płochliwa. Mój wzrok znowu znalazł się na świecącym obiekcie. Na twarzy pojawił mi się uśmiech, byłam już totalnie spokojna i zrelaksowana, to światło było jak jakiś lek na wszystko, gdy patrzyłam na nie to nie mogłam odwrócić wzroku. Położyłam się i wyciągnęłam rękę do księżyca, poczułam przymuszenie zapamiętania tego obrazu. Patrzyłam tak przez jakiś czas na dłoń, po czym wstałam i zaczęłam biec przed siebie.

środa, 11 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Była noc. Przyszedł do mnie chłopak niebiańskiej urody i mnie podrywał. To było dla mnie całkiem nowe doświadczenie, ponieważ byłam zaledwie Opiekunką Szczeniąt (dwie watahy wcześniej) i Obrońcą Pary Alfa (w ostatniej, którą opuściłam), a więc nikim ważnym, ani też specjalnie urodziwym (według mnie jestem brzydka, ale mogę to szczerze uzasadnić, bo wszyscy nazywali mnie przeciętną maskotką, a nie modelką z wybiegu) i to wcale nie jest kompleks.
W każdym razie ten chłopak mnie wyciągnął na rendez-vous, a ja zaciekawiona co się na takich spotkaniach robi postanowiłam zobaczyć jak to jest, więc nie protestowałam, jednak, gdy tylko doszliśmy na szczyt góry on zamienił się w dorosłego mężczyznę, który dzierżył piorun.
Szybko od niego odskoczyłam, kiedy obok mnie rozległ się wybuch i jednocześnie wrzasnęłam nieartykułowanym dźwiękiem. Coś w rodzaju "Aooooeeeeiiii" zamiast "pomocy".
Wkrótce pojawili się jeszcze dwaj inni mężczyźni: jeden z nich przyzwał szkielety do walki, a drugi kontrolował wodę, mimo, że posiadałam zdolność samoregeneracji, wiedziałam, że w końcu ulegnę liczebności i jakości ataków przeciwnika, a ja...
Potrafię tylko szybko się leczyć, panować nad elektrycznością, czytać w myślach i uciekać. To niestety są moje jedyne umiejętności, które zdobyłam jak do tej pory, więc nikt nigdy poważnie mnie nie traktował.
I wtedy pojawiła się tam dziewczyna. Blond dziewczyna niezwykłej urody, której oczy z niebieskich zamieniły się w czerwone, gdy patrzyła na tą scenę. Pewnie przyszła ich wesprzeć, ja mam zawsze takiego pecha. Jednak ona...
 - Dlaczego? - Zapytała cicho. - Nikt więcej nie umrze, dopóki ja żyję.
A potem się tak wydarła, że kolana miałam niczym z waty, gdyby mnie zaatakowała w tym momencie, nawet sparaliżowana bym się nie osłoniła. W jej rękach zalśniły dwa miecze. Ciemny i jasny. Czarny i niebiesko biały.  Najpierw rzuciła się i cięła Zeusa, ale on stał niemalże niewzruszony, chodź odrobinę się wzdrygnął, miecz tymczasem przeleciał na wylot.
 - Dlaczego!? Dlaczego to jej robicie?! - Wrzeszczała, a ja się mimowolnie cofnęłam.
 - Jest zbyt niebezpieczna, by żyć - powiedział facet, wyglądający jak truposz. - Podobnie jak ty i Nemezis razem. Dlatego wasza dwójka musi dziś zginąć.
Teraz dziewczyna, która do tej pory stała i niemalże bezsilnie się przyglądała.
 - Ta wadera to moja córka - powiedziała. - Dziecię mądrości. Nie możecie jej skrzywdzić.
 - A więc damy ci wybór - powiedział muszlo brody. - Ta dziewczyna, którą dzisiaj zabijemy nazywa się Arisa i ona jest...
 - Moją córką - dokończyła młoda kobieta. - A także moim przyszłym wcieleniem. Być może.
 - Dzisiaj zginie jedna z nich - powiedział ten, który mnie tu przyprowadził. - Arisa albo Atena, wybieraj.
Ona wyglądała na zdruzgotaną...
 - Wiesz jaki jest słuszny wybór - powiedziała dziewczyna, która wcześniej zaatakowała tego co cisnął we mnie piorunem. - Zabijcie mnie.
Spojrzała na mnie w momencie, gdy oni ją zabili, a ja ryczałam.
 - Pamiętaj o tym by dbać o innych - wyszeptała do mnie. - Nie pozwól, by umarli, dopóki ty żyjesz. Zaopiekuj się moją watahą, zastąp mnie.
Tamta, która do tej pory stała, lecz mnie zasłoniła rzuciła się do walki, a bogowie nie mogli przebić się przez jej tarcze. W momencie ataku na nią, młodą kobietę osłaniało niebieskie pole, które pojawiało się znikąd.
Odwróciłam się w stronę umierającej dziewczyny, a w tym momencie zza moich pleców zaświeciło potężne światło.
 - Dlaczego nie działa - z oczu pociekły mi łzy. - Dlaczego wciąż krwawisz?!
Ona coś wyszeptała i zamknęła oczy.
I wtedy wszystko się skończyło. Jak ci trzej faceci się pojawili, tak zniknęli, podobnie jak ta kobieta i dziewczyna. Na moich kolanach został jedynie złoty łuk, jakaś bransoleta o niebiesko złotej kolorystyce, kołczan pełen złotych strzał oraz dwa miecze, które wcześniej miała dziewczyna.
*** (to były wydarzenia sprzed chwili, a od teraz na bieżąco opowiadanie)***
Bransoletę założyłam na lewą rękę i w tym momencie ona zalśniła. Pierwszym odruchem spróbowałam ją zrzucić, ale ona przymocowała się do ręki, tak więc przez pięć następnych minut mocowałam się, aż w końcu musiałam się poddać. Dwa miecze, gdy wzięłam do ręki zniknęły, ale czułam ich obecność, że w każdej chwili mogłam je przywołać, łuk i kołczan zawiesiłam na ramieniu, a potem zobaczyłam pod czymś jakąś małą kartkę. Było na niej zapisane "Teleport. Alfa Ziemi. Bella".
Poczułam jak mój żołądek przewraca się na drugą stronę, porywa mnie strumień światła i po chwili ze zdezorientowaną miną byłam w zupełnie innym miejscu.
Po mojej stronie była dziewczyna, leżąca przy dwóch martwych kompanach, a naprzeciwko zgraja złych, zdezorientowanych jak ja i silnie wyglądających wilków.
Wpadłam w panikę i schowałam się za dziewczynę.
 - Ratunku! - Wykrzyczałam żałośnie.
Uczepiłam się rozpaczliwie jej, a ona straciła równowagę i najpierw się zachwiała, a potem przewróciła.
 - Ej.. Puszczaj! - Powiedziała.
Minęło może jakieś 15 sekund, nim udało mi się moje palce zmusić do rozluźnienia uścisku, ale i tak musiała się z niego wyrywać.
 - Przytrzymaj ich na odległość, a ja ich załatwię - oznajmiła. - Tylko, że użyję nowej mocy, więc potrzebuję trochę czasu, by nic źle nie zrobić.
Poczułam wielką gulę w gardle, że ledwo przełknęłam ślinę, ale kiwnęłam z trudem głową.
 - Dobra dziewczynka - powiedziała do mnie jak do szczeniaka, a ja się trochę źle z tym poczułam, ale przynajmniej to odwróciło moją uwagę od zdenerwowania.
Dziewczyna skupiła się na wykonaniu zaklęcia, a ja kilkoma niezbyt silnymi piorunami spowolniłam ich marsz. Nagle jeden z nich wyskoczył poza grupę do przodu kierując się na mnie, widocznie wyczuł, że ja jestem tym słabym ogniwem.
Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić?
Nie miałam pojęcia i cofnęłam się przerażona. Nagle moja bransoleta zabłysła i niebiesko złote światło rozrosło się w potężną barierę, która nas osłoniła.
 - Brawo, jesteś świetna - powiedziałam z zachwytem do dziewczyny.
 - Ale to nie ja, to... - Po chwili zamilkła, spoglądając na mnie zdziwiona, a po tym krzyknęła. - Schowaj się! Siła ataku będzie potężna!!!
Posłuchałam się jej i schowałam się za nią, a następnie zamknęłam oczy i usłyszałam potężny huk, kiedy otworzyłam oczy przed nami była jałowa ziemia z wydrążonym 10 metrowym kraterem.
Ze zdumienia minęła minuta nim przypomniałam sobie, jak się zamyka buzię, a gdy wreszcie udało mi się zmusić siebie do mówienia powiedziałam:
 - Aaa... Eee... Wow...
 - A teraz mogłabyś mi powiedzieć kim jesteś? - Dziewczyna spojrzała się na mnie. - I co tu robisz?

(Wataha Mroku.) Od Roxas'a.

Wpatrywałem się uporczywie w Miko. Czekałem aż coś powie.
- Ciąłeś się. - Spojrzała na moje nadgarstki.
- Ta. - Odpowiedziałem.
- Nadal to robisz.? - Zapytała bez ogródek.
- Czasem.
- Nie wypisuj swojej historii na ciele to bez sensu.
Milczałem zachowując kamienną twarz. Dziewczyna nagle uśmiechnęła się ponuro.
- Podobno ludziom to ułatwia życie, ale twoje rany wskazują na coś innego. Zdążyłam się im przyjrzeć i sądzę, że nie tylko dawałeś upust uczuciom. Mam rację?
- Tak. - Odparłem zmieszany. Co ona ode mnie jeszcze chce.?
- Za każdym razem gdy na nie patrzysz przypominasz sobie wszystko, to boli, prawda? Wiesz, ze gorzej będą to przeżywać twoi przyjaciele? 
Zastanowiłem się chwilę.
- To nie ma znaczenia czy boli. Nie mam przyjaciół i ich nie potrzebuję.
- Nie prawda, dzięki przyjaciołom stajesz się kimś, coś po tobie zostaje i nigdy już nie zniknie, jesteś w ich pamięci, a oni mówią o tobie nawet po twojej śmierci. Zawsze jesteś dla nich ważny, nie odepchną Cię, nie zranią. Nie uważasz tak? 
- Nie. To tylko kłamstwo. - Stwierdziłem.
- Dzięki temu kłamstwu jeszcze tu jestem, dla mnie te kłamstwa stały się rzeczywistością. Dzięki pewnym osobom żyję. – Jej ponury uśmiech nie znikał.
- Nie wątpię w to. – Odparłem.
- Wiesz, ze są tu wilki, które zostały zranione przez przyjaciół i rodzinę? Uwierzyli w te kłamstwa i nie są już tacy samotni. Uwierzysz w przyjaźń ? Pomogę Ci. – Jej uśmiech stał się promienny.
Znów zamilkłem. Miko podeszła do mnie i stanęła na palcach aby szepnąć mi do ucha.
- Nie odpowiadaj, Ja już zdecydowałam, że Ci pomogę zaufać.
Po tych słowach rozpłynęła się w powietrzu. 
Usiadłem na pobliskim kamieniu. Znów wyjąłem mój sztylet. Bez wahania przyłożyłem go do skóry i przyjechałem. Pojawiła się krew a ból otrzeźwił mi myśli.

(Wataha Powietrza) Od Miko

Nagle chłopak się pojawił i przeczesał włosy swoja dłonią. Spojrzałam na niego smutno, ale jego oczy, ani twarz nic mi nie mówiły. Staliśmy naprzeciwko siebie i wpatrywaliśmy się w siebie. Nie wiedziałam co miało oznaczać jego zniknięcie, blizny i powrót, to bez sensu, żeby się po czymś takim pojawiał jak by nigdy nic. Chyba sam nie wiedział czemu tu przyszedł.
- Ciąłeś się. – Spojrzałam na jego nadgarstki.
- Ta. – Odparł.
- Nadal to robisz? – Pytałam prosto z mostu.
-Czasem.
- Nie wypisuj swojej historii na ciele to bez sensu. – Powiedziałam i spojrzałam na jego twarz.
Milczał, nic nie mówił, nic nie pokazywał. Nagle uśmiechnęłam się ponuro.
- Podobno ludziom to ułatwia życie, ale twoje rany wskazują na coś innego. Zdążyłam się im przyjrzeć i sądzę, że nie tylko dawałeś upust uczuciom. Mam rację? – Powiedziałam.
- Tak. – Odparł.
- Za każdym razem gdy na nie patrzysz przypominasz sobie wszystko, to boli, prawda? Wiesz, ze gorzej będą to przeżywać twoi przyjaciele? – Pytałam, uznałam, ze on nic nie musi mówić, tylko tak lub nie, choć niektóre pytania wymagały głębszych odpowiedzi.
- To nie ma znaczenia czy boli. Nie mam przyjaciół i ich nie potrzebuję. - Odparł po chwili zastanowienia.
- Nie prawda, dzięki przyjaciołom stajesz się kimś, coś po tobie zostaje i nigdy już nie zniknie, jesteś w ich pamięci, a oni mówią o tobie nawet po twojej śmierci. Zawsze jesteś dla nich ważny, nie odepchną Cię, nie zranią. Nie uważasz tak? – Zawiał lekko wiatr.
- Nie. To tylko kłamstwo. – Odparł.
- Dzięki temu kłamstwu jeszcze tu jestem, dla mnie te kłamstwa stały się rzeczywistością. Dzięki pewnym osobom żyję. – Mój ponury uśmiech nie znikał.
- Nie wątpię w to. – Odparł.
- Wiesz, ze są tu wilki, które zostały zranione przez przyjaciół i rodzinę? Uwierzyli w te kłamstwa i nie są już tacy samotni. Uwierzysz w przyjaźń ? Pomogę Ci. – Mój uśmiech stał się promienny i przyjazny.
Chłopak milczał, jak by nie chciał odpowiadać. Zaczęłam się kierować w jego stronę, a kiedy byłam bardzo blisko stanęłam na palcach i szepnęłam mu do ucha:
- Nie odpowiadaj, Ja już zdecydowałam, że Ci pomogę zaufać.
Potem rozpłynęłam się w powietrzu i w postaci gazu przeniosłam się do mojej jaskini. Bez słowa położyłam się na  posłaniu. Poszłam spać, ale na czuja. Wstałam około 1 w nocy i pobiegłam jako wilczyca do lasu, znalazłam idealne miejsce do obejrzenia pełni, którą tak kocham.