Czekałam na jej odpowiedź i usłyszałam:
- No pewnie, że z tobą idę. - Odparła z uśmiechem.
- A jak pofruniesz? - Zauważyłam jej brak skrzydeł.
- Dam radę sama zobaczysz. - Powiedziała, wciąż nie tracąc uśmiechu, najwidoczniej pewna tego, że jej się uda.
Ja nic nie odpowiedziałam tylko się wzbiła, a gdy się obejrzałam za siebie zauważyłam jej skrzydła, a więc delikatnie przyspieszyłam, wiedząc, że nie muszę czekać na Kasumi, a ona mnie dogoniła i leciała tuż koło mnie.
- Już się zbliżamy... - Wyrwałam ją z zamyślenia, bo sprawiała wrażenie, jakby odleciała już z tej planety.
Dotarłyśmy na pole bitwy, a wadera od razu rzuciła się w bój. Ja nie miałam na tyle odwagi, by to zrobić, więc stałam i przyglądałam się całej tej scenie walki z boku.
Jednak, kiedy zaatakowała mnie jakaś wilczyca, chyba alter Ayer nie mogłam się już tylko przyglądać. Bariera Egidy sama się aktywowała, zanim o tym pomyślałam i zablokowała jej atak, a ja ciskałam w nią kilkoma piorunami, co prawda słabymi, ale i tak musiałam już tylko wykończyć ją, bo odniosła wiele ran w boju.
Nie zabiłam jej, lecz pozostawiłam ciężko ranną, jeśli będzie miała wystarczająco dużo rozumu, to wróci do alter-IV, ale ja nikogo zabijać nie zamierzam. Nawet, jeśli bym chciała, to nie potrafię odnaleźć się w roli krwawego oprawcy, nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Ale to nie znaczy, że nie mogę pomagać innym. Może by mi się udało osłaniać ich z odległości, o ile w ogóle uda mi się to zrobić. W końcu ledwie panuję nad Egidą w obronie własnej, jednak spróbować nie zaszkodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz