Obudziłem się w jakimś dziwnym miejscu... Wszędzie była woda... W
niektórych miejscach widniały czerwone kolumny, a ja leżałem na
zamarzniętym fragmencie wody. Podniosłem się na cztery łapy i zmieniłem w
człowieka. Rozglądnąłem się jeszcze raz i zobaczyłem wyjście. Ściany
tego pomieszczenia wyglądały na drewniane.
- Jak ja się tu dostałem... przecież przeszedłem tylko na drugą stronę wodospadu*... - mówiłem sam do siebie. - Muszę wrócić...
Po tych słowach z lodu uformowałem drogę do tajemniczych drzwi. Gdy
postawiłem pierwszy krok droga przeze mnie stworzona zniknęła, jakby
nigdy jej nie było, a ja się cofnąłem, aby uniknąć kąpieli w wodzie.
- O co chodzi do jasnej chole.... - przekląłem pod nosem.
Nagle z wody wyłoniła się postać kobiety grającej na flecie.
- Kim jesteś? - zadałem pytanie.
- Ja? - zaśmiała się w głos. - Ja nie jestem nikim ważnym, a ty?
- Jestem Zefir, członek I. V. - stwierdziłem pewnie.
- Już nie długo...
Nie powiedziała nic więcej tylko zaczęła ponownie grać na flecie. Ja
obserwowałem ją w milczeniu czekając na rozwój wydarzeń. Po chwili
zauważyłem, dziwne ruchy w wodzie, potem woda zaczęła się podnosić, aż w
końcu obok tajemniczej postaci pojawił się smok z wody...
- Zamierzam dać ci drugą szansę... - zaczęła.
- Co? Jak to drugą szansę? - spytałem zdziwiony.
- Zaglądając za wodospad przeszedłeś do innego wymiaru. Nie pamiętasz,
ale walczyłeś z kilkoma osobami. Między innymi ze swoim alter i
zginąłeś.
- Że co niby? O co chodzi? Jacy alter?! - byłem naprawdę zdziwiony.
Ona jednak nie odpowiedziała tylko kontynuowała:
- W twoim świecie panuje wojna właśnie z alternatywnym I V. Masz dwa
wyjścia. Pierwsze to to, aby tu zostać i stać się wiecznie młodym,
zapomnieć o tamtym świecie, być wiecznie szczęśliwym... - powiedziała z
dziwnym uśmiechem...
- A drugie wyjście? - spytałem. Nie pytałem od kąt trwa wojna itp. bo wiedziałem że mnie znów zignoruje.
- Wrócić do swojego świata na zawsze. Pamiętaj, że jeśli wybierzesz tą
opcję to tam spotka cię zapewne ból, cierpienie, rozlew krwi... a co
najgorsza możesz znów zginąć.
Nie wiedziałem co wybrać... ale jednak wolałbym cierpieć, niż im nie
pomóc w wojnie tylko się tu obijać. Na pewno miała jakieś plany względem
mnie, bo na pewno w przeciwnym wypadku by nie zaproponowała takiej
oferty...
- Wybieram druga opcję. - stwierdziłem.
- Dobrze... ale nie możesz wrócić w obecnym wcieleniu, bo twoje ciało
zostało zniszczone, ale dusza przetrwała. Wrócisz jako wadera...
- Co!? - krzyknąłem ze złością.
- Będziesz nosić imię Kasumi... zgadzasz się? Jeszcze możesz zmienić
decyzję. - spytała z tym samym szyderczym uśmiechem co przedtem.
- Tak. Zgadzam się na warunki. - powiedziałem.
- Dobrze to więc drogi mój smoku zabierz naszego gościa wedle życzenia z powrotem do jego świata.
Smok posłusznie podleciał do mnie i zaczął wokół mnie się kręcić. Z
każdą chwilą coraz szybciej. Ostatnie co usłyszałem od kobiety to.
- Jednak obdaruję cię nowymi mocami... z czasem ją odkryjesz. Żegnaj. -
powiedziała. Jednak tym razem to był uśmiech serdeczny...
Obraz zaczął się zamazywać. Smok robił wokół mnie coraz mniejsze kręgi i był coraz szybszy. Potem nastała jasność...
Klękałem, a raczej klękałam. Zza moich pleców wydobywało się jakieś
światło. Obejrzałam się. To były skrzydła. Usłyszałam miałknięcie.
Popatrzałam w stronę z której dobiegało. To był biały kotek.
Uśmiechnęłam się do niego serdecznie. Wstałam. Blask z skrzydeł był
coraz słabszy, aż znikł razem ze skrzydłami. Jednak czułam, jakbym miała
te skrzydła. Rozglądnęłam się. Poznałam to miejsce. To był wodospad
osobliwości.
- Więc teraz pasowałoby odnaleźć Atenę i całą resztę.
Poszłam w kierunku łąki Wspólnych Snów. Z tamtej właśnie strony
słyszałam głosy... zaczęłam biec. Gdy byłam na miejscu stanęłam. Toczyła
się walka. Pewnie o to jej chodziło. O tą wojnę.
- Musze im pomóc... - powiedziałam sama do siebie.
Pobiegłam i jakoś odruchowo wyciągnęłam miecz.
Nie wiem z kat, ale wyciągnęłam...
Nie zastanawiałam się nad tym dłużej tylko ruszyłam walczyć ze swoim
alter... czyli z Zefirem. Spotkałam go dość szybko i bez zastanowienia
ruszyłam mu na przeciw Nasze bronie się skrzyżowały
- Cześć mała. - powiedział.
- Nie jestem taka mała.
- Więc ty to kto? - spytał. - Na pewno nie przeciwnik mnie równy, czyli Zefir.
Uśmiechnęłam się szyderczo. On nie wiedział, że on to ja.
- Mylisz się. To ja jestem Zefirem.
Nie czekałam na jego reakcje tylko wykorzystałam szybko jego nieuwagę i
dźgnęłam go w bok. Cały ja. On z powrotem się skupił i zaczęła się
walka. On mimo rany walczył dość sprawnie. Szanse były i tak wyrównane.
Ja nie czułam się tak pewnie w nowym ciele jak zawsze, a on był ranny.
Jednak byłam coraz słabsza. Nie chciałam zginąć już pierwszego dnia...
Zebrałam ostatek sił i dźgnęłam go w brzuch. On się przewrócił. Z ust po
chwili zaczęła lać się mu krew. Jednak potem zaczął się śmiać.
- Z czego rżysz? - spytałam.
- To nie konie. Jeszcze się zobaczymy na polu walki Zefirze... - po tych słowach się rozpłynął.
Rozglądnęłam się. Zobaczyłam jakąś nieznaną mi postać dziewczyny, która
uciekała z pola bitwy. Pobiegłam za nią. Jednak. Szybko zniknęła mi z
oczu. Stwierdziłam, że warto ja poszukać. Dlaczego? Może ona coś więcej
wie.
Poszłam do Lasu Elfów. Na jego skraju zobaczyłam tą samą dziewczynę
siedzącą na przewalonym drzewie. Miała szarawe włosy, wspaniałe białe
skrzydła. Podeszłam do niej.
- Witaj. - przywitałam się.
Dziewczyna spojrzała na mnie i po chwili powiedziała:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz