I znowu byłam Bellą z nikąd. Myślałam, że tylko to może dać mi szczęście. No wiecie wędrownike lasy, góry, rzeki i jeziorka. Nie nie musiałam się o nic troszczyć ani martwić. O nic ani o nikogo. Teoretycznie dostałam to o czym zawsze marzyłam i sądziłam, że jestem szczęśliwa. Nie zdawałam sobie sprawy, że tak naprawdę tęsknie za troszczeniem się o te wszystkie drobne sprawy i te troszkę ważniejsze. Może nadal byłam tą samą Bellą, ale ta Bella się zmieniła i chyba nic nie mogłam na to poradzić. A może nawet nie chciałam, ale wróćmy do początku.
Po postawieniu Amara powędrowaliśmy w przeciwną stronę. Rzadne z nas nie wiedziało dokąd ta droga prowadzi, ale to nie było ważne. Wędruje się po to by odkrywać, więc odkrywaliśmy. Nie było tam nic specjalnego tylko kolejne góry i przejście pomiędzy nimi przez małą dolinkę. Pośrodku przejścia płynęła rzeka. To właśnie w stronę tej doliny się udaliśmy. Przejście przez nią zajęło nam kilka dni, ale byłam pewna, że gdybyśmy skręcili do jaskini, którą mijaliśmy droga zajęła by nam znacznie mniej czasu, ale mnie nikt nie słuchał. Zaraz przy wyjściu z doliny znajdowało się jeziorko otoczone górami z trzech stron. Góry te pełne były jaskiń. Wybraliśmy jedną i tam spędzaliśmy czas. Pewnego dnia moi towarzysze postanowili wybrać się na polowanie. Nie chciałam iść z nimi więc zostałam w jaskini, ale nudziło mi się samej i zwiedzałam pozostałe jaskinie. Byłam właśnie w jaskini naprzeciwko tej naszej kiedy to się stało. Nie była to taka zwykła jaskinia, ale na pierwszy rzut oka wydawała się całkiem zwyczajna. No wiecie skały i te sprawy. Było w niej coś niezwykłego. Kiedy weszłam głębiej dowiedziałam się co było w niej niezwykłego. Weszłam do jakiegoś okrągłego czegoś. Otoczone było skałami, ale z jednej strony znajdowało się jeziorko. A po drugiej w skalnej ścianie była dziura, jakby drugie wejście. Poszłam tam i wszystko się wyjaśniło. Byłam w wygasłym kraterze wulkanicznym. Na ścianie za mną był wodospad. Bardzo dziwny wodospad, bo nie mogłam zobaczyć jego źródła.
Mimo wszystko skw mnie ta jaskinia miała jakiś swój urok. Do czasu. Nie wiedziałam dokładnie ile czasu minęło odkąd wyszłam na spacer dlatego zdziwiłam się kiedy zobaczyłam nad sobą księżyc i to w pełni. Coś dziwnego stało się kiedy krater wulkaniczny wypełniona światło księżyca w pełni. Pojedyńcze krople wody z jeziorka zaczęły się unosić i świecić takim dziwnym blaskiem. Coś upiornego. Zjawisko zniknęło gdy tylko księżyc zniknął z nas dziury krateru, a ja wróciłam do naszej jaskini gdzie dwa basiory wypatrywały mnie ze strachem.
- Hej. Co macie takie miny? Znaleźliście jakiegoś trupa w jaskini?- zażartowałam, ale nie dało się na to nabrać, niestety więc postanowiłam zejść im z oczu i olszak spać. Nawet nie podejrzewałam, że jutro ich stracę a przynajmniej jednego z nich.
poniedziałek, 9 września 2013
(Wataha Ziemi) od Belli
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz