Nocka u Neko trwała krótko. Zdecydowanie za krótko. Rano wyruszyłyśmy w
drogę. Poszło gładko. Nie będę się rozpisywać, bo nie ma o czym. Koleś
to amator z najwyraźniej wrodzonymi umiejętnościami nad którymi nie miał
zamiaru pracować. Muszę powiedzieć, że naprawdę się zawiodłam. To była
jedyna okazja żeby móc wykazać się przy ( nie ukrywam ) zawsze
zdolniejszą od siebie przyjaciółką. Ale cóż... mówi się trudno...
- Już koniec?- zmarszczyła brwi obrzucając mnie pytającym wzrokiem.
-Mhhhh.... wygląda na to... że tak...- Wymusiłam na sobie ponury uśmiech.
-Daję głowę, że równie dobrze poradziła byś sobie sama... - rzuciła
głową odganiając niesforne włosy z przed oczu. Przyznaję, myślałam, że
będzie gorzej, ale nie jestem mistrzynią w tej dziedzinie...
- Więc... ja już pójdę...- uniosłam lekko ręce w geście bezsilności.
- Ehhhh.... nie możesz zostać- spytała, lecz jestem pewna, że znała odpowiedzieć.
- tam mam rodzinę... przyjaciół... a tu mam Ciebie...- po ostatnich
słowach jej oczy rozbłysnęły nadzieją. - mam się bać? - spojrzałam na nią spode łba.
- Nie skąd... chyba.- uśmiechnęła się szeroko. - możliwe, że dołączę do
waszej watahy... - powiedziała to z wahaniem w głosie, lecz z pewnością
wypisaną na twarzy.
- to... świetnie! - rzuciłam się jej na szyję. Zapadał mrok. Czas wracać
na IV. Tym razem postanowiłam skorzystać z portalu w naszej watasze.
Pomachałam Nenneke z jedną nogą w burej dziurze, po czym wskoczyłam do
niego w całości. Wyrzuciło mnie wysoko u góry. Te mroczne portale....
uwielbiają płatać figle...
~~ Raaxtus! Zechciałbyś? ~~
~~ jestem w drodze...~~ po kilku sekundach, kiedy już miałam roztrzaskać
się o ziemię pode mną znalazł się mój kochany pegaz. Wzbił się w
powietrze. Uwielbiam to. Rzucił łbem i wykonał pokaźny bryk w powietrzu.
Nachyliłam się i poklepałam go po szyi.
- dziękuję..- szepnęłam i zaśmiałam się głośno, co było odreagowaniem na
wszystko co zdążyło się w najbliższym czasie. Zauważyłam przygarbioną
sylwetkę przy strumieniu. Wszystko wskazywało na to, że to mężczyzna.
Najwyraźniej nie miał humoru.
- wyląduj w tych zaroślach. - poleciłam pegazowi, na co on odpowiedział
ostrym pikowaniem w stronę ziemi. Stanęłam na twardym gruncie. Zrobiłam
krok do przodu, aby lepiej przyjrzeć się intruzowi. W ręce miał sztylet.
Bez zastanowienia delikatnie rozciął skórę na nadgarstku. Odruchowo
wyciągnęłam swoją rękę i spojżałam na blizny widniejące na moim
nadgarstku. Zacisnęłam powieki odpychając od siebie nieprzyjemne
wspomnienia.
- uwierz, to nic nie załatwi...- odezwałam się niepewnie wychodząc z ukrycia.
- skąd ty możesz to wiedzieć?! - wtedy przekonałam się o charakterku wyraźnie nowego członka którejś z watah.
- zapewniam, że wiem. - wiem co przeżywał. Sama kiedyś miałam taki kryzys.
- kim ty w ogóle jesteś?! - w końcu spojrzał na mnie, lecz z wyrzutem.
- rób co chcesz. Jestem Margo. Wataha Mroku. Zapewne ty także. Koleś z
watahy światła, czy chodźby z watahy ziemi nie siedział by w środku nocy
ze sztyletem w ręce. - uniosłam jedną brew a na mojej twarzy pojawił
się mimowolny, kpiący uśmieszek.
- za kogo ty się masz?!!! Zostaw mnie w spokoju! - wstał i zacisną dłoń
na sztylecie. Nie wzruszona stałam przed nim i z niezmąconym spokojem
wysłuchiwałam jego wyrzutów.
- cóż... mnie też miło było cię poznać. -oznajmiłam z naciskiem i
złośliwym uśmieszkiem. W końcu jego cierpliwość się skończyła. Podniósł
rękę i miał zamiar mnie odepchnąć. W ułamku sekundy naciągnęłam cięciwę
niezauważonego przez niego, zdobionego łuku i wystrzeliłam strzałę, która
przygwoździłam jego rękaw do drzewa za jego plecami. Obrzucił mnie
zaskoczonym spojrzeniem i rozwarł usta w geście podziwu. Jednak ten stan
szybko miną i nastąpiło rozluźnienie atmosfery, czego zupełnie się nie
spodziewałam.
-Roxas. - powiedział obojętnie wyrywając strzałę z pnia drzewa.
Odwróciłam się i odeszłam w stronę jaskini, gdzie czekał na mnie Wanney.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz