środa, 11 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Była noc. Przyszedł do mnie chłopak niebiańskiej urody i mnie podrywał. To było dla mnie całkiem nowe doświadczenie, ponieważ byłam zaledwie Opiekunką Szczeniąt (dwie watahy wcześniej) i Obrońcą Pary Alfa (w ostatniej, którą opuściłam), a więc nikim ważnym, ani też specjalnie urodziwym (według mnie jestem brzydka, ale mogę to szczerze uzasadnić, bo wszyscy nazywali mnie przeciętną maskotką, a nie modelką z wybiegu) i to wcale nie jest kompleks.
W każdym razie ten chłopak mnie wyciągnął na rendez-vous, a ja zaciekawiona co się na takich spotkaniach robi postanowiłam zobaczyć jak to jest, więc nie protestowałam, jednak, gdy tylko doszliśmy na szczyt góry on zamienił się w dorosłego mężczyznę, który dzierżył piorun.
Szybko od niego odskoczyłam, kiedy obok mnie rozległ się wybuch i jednocześnie wrzasnęłam nieartykułowanym dźwiękiem. Coś w rodzaju "Aooooeeeeiiii" zamiast "pomocy".
Wkrótce pojawili się jeszcze dwaj inni mężczyźni: jeden z nich przyzwał szkielety do walki, a drugi kontrolował wodę, mimo, że posiadałam zdolność samoregeneracji, wiedziałam, że w końcu ulegnę liczebności i jakości ataków przeciwnika, a ja...
Potrafię tylko szybko się leczyć, panować nad elektrycznością, czytać w myślach i uciekać. To niestety są moje jedyne umiejętności, które zdobyłam jak do tej pory, więc nikt nigdy poważnie mnie nie traktował.
I wtedy pojawiła się tam dziewczyna. Blond dziewczyna niezwykłej urody, której oczy z niebieskich zamieniły się w czerwone, gdy patrzyła na tą scenę. Pewnie przyszła ich wesprzeć, ja mam zawsze takiego pecha. Jednak ona...
 - Dlaczego? - Zapytała cicho. - Nikt więcej nie umrze, dopóki ja żyję.
A potem się tak wydarła, że kolana miałam niczym z waty, gdyby mnie zaatakowała w tym momencie, nawet sparaliżowana bym się nie osłoniła. W jej rękach zalśniły dwa miecze. Ciemny i jasny. Czarny i niebiesko biały.  Najpierw rzuciła się i cięła Zeusa, ale on stał niemalże niewzruszony, chodź odrobinę się wzdrygnął, miecz tymczasem przeleciał na wylot.
 - Dlaczego!? Dlaczego to jej robicie?! - Wrzeszczała, a ja się mimowolnie cofnęłam.
 - Jest zbyt niebezpieczna, by żyć - powiedział facet, wyglądający jak truposz. - Podobnie jak ty i Nemezis razem. Dlatego wasza dwójka musi dziś zginąć.
Teraz dziewczyna, która do tej pory stała i niemalże bezsilnie się przyglądała.
 - Ta wadera to moja córka - powiedziała. - Dziecię mądrości. Nie możecie jej skrzywdzić.
 - A więc damy ci wybór - powiedział muszlo brody. - Ta dziewczyna, którą dzisiaj zabijemy nazywa się Arisa i ona jest...
 - Moją córką - dokończyła młoda kobieta. - A także moim przyszłym wcieleniem. Być może.
 - Dzisiaj zginie jedna z nich - powiedział ten, który mnie tu przyprowadził. - Arisa albo Atena, wybieraj.
Ona wyglądała na zdruzgotaną...
 - Wiesz jaki jest słuszny wybór - powiedziała dziewczyna, która wcześniej zaatakowała tego co cisnął we mnie piorunem. - Zabijcie mnie.
Spojrzała na mnie w momencie, gdy oni ją zabili, a ja ryczałam.
 - Pamiętaj o tym by dbać o innych - wyszeptała do mnie. - Nie pozwól, by umarli, dopóki ty żyjesz. Zaopiekuj się moją watahą, zastąp mnie.
Tamta, która do tej pory stała, lecz mnie zasłoniła rzuciła się do walki, a bogowie nie mogli przebić się przez jej tarcze. W momencie ataku na nią, młodą kobietę osłaniało niebieskie pole, które pojawiało się znikąd.
Odwróciłam się w stronę umierającej dziewczyny, a w tym momencie zza moich pleców zaświeciło potężne światło.
 - Dlaczego nie działa - z oczu pociekły mi łzy. - Dlaczego wciąż krwawisz?!
Ona coś wyszeptała i zamknęła oczy.
I wtedy wszystko się skończyło. Jak ci trzej faceci się pojawili, tak zniknęli, podobnie jak ta kobieta i dziewczyna. Na moich kolanach został jedynie złoty łuk, jakaś bransoleta o niebiesko złotej kolorystyce, kołczan pełen złotych strzał oraz dwa miecze, które wcześniej miała dziewczyna.
*** (to były wydarzenia sprzed chwili, a od teraz na bieżąco opowiadanie)***
Bransoletę założyłam na lewą rękę i w tym momencie ona zalśniła. Pierwszym odruchem spróbowałam ją zrzucić, ale ona przymocowała się do ręki, tak więc przez pięć następnych minut mocowałam się, aż w końcu musiałam się poddać. Dwa miecze, gdy wzięłam do ręki zniknęły, ale czułam ich obecność, że w każdej chwili mogłam je przywołać, łuk i kołczan zawiesiłam na ramieniu, a potem zobaczyłam pod czymś jakąś małą kartkę. Było na niej zapisane "Teleport. Alfa Ziemi. Bella".
Poczułam jak mój żołądek przewraca się na drugą stronę, porywa mnie strumień światła i po chwili ze zdezorientowaną miną byłam w zupełnie innym miejscu.
Po mojej stronie była dziewczyna, leżąca przy dwóch martwych kompanach, a naprzeciwko zgraja złych, zdezorientowanych jak ja i silnie wyglądających wilków.
Wpadłam w panikę i schowałam się za dziewczynę.
 - Ratunku! - Wykrzyczałam żałośnie.
Uczepiłam się rozpaczliwie jej, a ona straciła równowagę i najpierw się zachwiała, a potem przewróciła.
 - Ej.. Puszczaj! - Powiedziała.
Minęło może jakieś 15 sekund, nim udało mi się moje palce zmusić do rozluźnienia uścisku, ale i tak musiała się z niego wyrywać.
 - Przytrzymaj ich na odległość, a ja ich załatwię - oznajmiła. - Tylko, że użyję nowej mocy, więc potrzebuję trochę czasu, by nic źle nie zrobić.
Poczułam wielką gulę w gardle, że ledwo przełknęłam ślinę, ale kiwnęłam z trudem głową.
 - Dobra dziewczynka - powiedziała do mnie jak do szczeniaka, a ja się trochę źle z tym poczułam, ale przynajmniej to odwróciło moją uwagę od zdenerwowania.
Dziewczyna skupiła się na wykonaniu zaklęcia, a ja kilkoma niezbyt silnymi piorunami spowolniłam ich marsz. Nagle jeden z nich wyskoczył poza grupę do przodu kierując się na mnie, widocznie wyczuł, że ja jestem tym słabym ogniwem.
Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić? Co robić?
Nie miałam pojęcia i cofnęłam się przerażona. Nagle moja bransoleta zabłysła i niebiesko złote światło rozrosło się w potężną barierę, która nas osłoniła.
 - Brawo, jesteś świetna - powiedziałam z zachwytem do dziewczyny.
 - Ale to nie ja, to... - Po chwili zamilkła, spoglądając na mnie zdziwiona, a po tym krzyknęła. - Schowaj się! Siła ataku będzie potężna!!!
Posłuchałam się jej i schowałam się za nią, a następnie zamknęłam oczy i usłyszałam potężny huk, kiedy otworzyłam oczy przed nami była jałowa ziemia z wydrążonym 10 metrowym kraterem.
Ze zdumienia minęła minuta nim przypomniałam sobie, jak się zamyka buzię, a gdy wreszcie udało mi się zmusić siebie do mówienia powiedziałam:
 - Aaa... Eee... Wow...
 - A teraz mogłabyś mi powiedzieć kim jesteś? - Dziewczyna spojrzała się na mnie. - I co tu robisz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz