wtorek, 17 września 2013

(Wataha Światła) od Arisy

Wycofałam się z pola walki, tuż po śmierci Ateny, której co dziwne, lub nie sama byłam przeciwna. Nie mogłam uwierzyć, że oni chcieli siebie nawzajem zamordować. Przecież to... Tak nie powinno być.
Nie powinno być zasad takich jak...
Zabijaj lub zostań zabitym...
Po prostu być nie powinno.
Postanowiłam jedno, ja na pewno nie pozwolę, by umarł ktoś jeszcze z mojej ręki.
Może i ucieknę, według nich niczym tchórz, ale według mnie większym tchórzostwem jest zabijać innych, aby samemu przeżyć.
Widząc krew przelewającą się na moich oczach, nie potrafiłam nie współczuć, nawet, jeśli byli oni moimi wrogami.
Odwróciłam się i uciekłam. Po prostu uciekłam.
Nie potrafię być taka jak oni...
Taka jak oni to określają "silna"...
Nie potrafię mordować.
To nie należy do rzeczy leżących w mojej naturze.
Zamknęłam oczy, ale nieważne co, nie potrafiłam się odciąć myślami od wrzasku rannych i żądzy mordu.
Jak oni w ogóle są w stanie...?
Biegłam jak najdalej przez las, aż w pewnym momencie zdziwiłam się, bo unosiłam się w powietrzu.
 - Tsubasa? - Powiedziałam po japońsku, bowiem tak się wychowałam, ale za chwilę się poprawiłam. - Skrzydła?
Nie musiałam obracać się za siebie, były ogromne, minimum 10 razy większe ode mnie.
Zamknęłam oczy.
Pierwszy raz leciałam o własnych siłach. Było to fantastyczne przeżycie, a jednak...
Mimo tych odczuć lotu, nie potrafiłam zapomnieć o tamtym jak patrzyłam na ich śmierć. Chciałam ich powstrzymać, ale nie wiedziałam jak, no bo w końcu co ja mogę zrobić? Wreszcie zrozumiałam Atenę. Przed oczami stanęła mi tamta scena, gdy po raz pierwszy i ostatni spotkałam Atenę z tego Immortal Volves.
Pamiętałam jak rzuciła się w mojej obronie. Rozumiem ją teraz. Nie mogła bezsilnie stać, kiedy umierał ktoś z jej ręki, bądź się temu przyglądała. Wyglądała, jakby zobaczyła zbyt wiele śmierci, by chciała żyć.
Dokładnie teraz ja się tak czułam. I jeszcze im na to pozwoliłam, odeszłam, dałam ciche przyzwolenie "róbcie co chcecie, ja z tym wspólnego nic mieć nie chcę", nawet jeśli tego tak nie interpretowałam.
Ale z drugiej strony...
Nic nie zmienię. Nie dam rady. Jestem za słaba na to i nigdy nie będę wystarczająco silna.
Wylądowałam na ziemi i powlekłam zaszyć się, gdzieś w głębi lasu, tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz