czwartek, 9 maja 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Leeee...! Zaraz chyba rzygnę.... Ta krew... jest ohydna... Eh. Sterczę już od pół godziny nad tym wodospadem i to nic nie daje. "Umarła wskutek poważnego zatrucia żołądkowego" nie brzmi najlepiej. Ale z drugiej strony "Utonęła płucząc pysk" też nie jest najlepszym rozwiązaniem. Jęknęłam z powodu okropnego bólu brzucha i ruszyłam w stronę jaskini, czy to na pewno nie była jakaś trucizna? Po kilku krokach położyłam się i wytarzałam, nigdy więcej w życiu nie tknę goblina! Ledwie wstałam, a żołądek odmówił posłuszeństwa i wyrzucił całą swoją zawartość na zewnątrz. Maź była teraz bardziej maziowata i wypaliła sporą dziurę w trawie. Zaraz... czy ona się... rusza?! Aaa! Mam tego wszystkiego dosyć! Dosyć, dosyć, dosyć!!! Uciekłam nad wodospad i znowu porządnie wypłukałam pysk. Przynajmniej nie było mi już niedobrze. A przynajmniej nie tak bardzo. No cóż, skoro to wypaliło trawę, pewnie to samo stało się z moim żołądkiem. Na tą myśl wstrząsnęły mną dreszcze. Idę do Margo. Tak, stanowczo idę do Margo. Już chciałam ruszyć w stronę jaskini, kiedy zatrzymałam się z łapą w powietrzu. Maź. A jeśli gdzieś sobie popełzła? Nawet nie chcę o tym myśleć, polecę na Arastusie. Jak mówiłam tak zrobiłam. Zeskoczyłam z niego tuż przed Margo.
- Błagam, daj mi cos a żołądek - jęknęłam.
- Hah.. i po co się tak rzucałaś na te gobliny?- odparła ze śmiechem szukając czegoś w torbie.
- Nie przypominaj mi o tych ścierwach - rzuciłam ostro.
- Masz, wypij parę kropli - powiedziała podając mi coś do ręki.
- A jak szybko to działa?
- Za parę godzin powinnaś poczuć się lepiej.
- Błagam, parę godzin?! Nie da się tego przyśpieszyć?
- To nie jest lek Di, to tylko załagodzi objawy, nawet jeśli nastąpi to szybciej. Mogłabyś spróbować zwiększyć dawkę, ale to może wywołać pewne niepo.... - nie dokończyła, bo juz wypiłam całą fiolkę.
Od razu poczułam nagły przypływ sił. Ból całkowicie zniknął, rano coś mi strzelało w kostce, teraz nawet po tym nie było śladu. Mogłabym biegać, biegać i biegać.
- Biegać, biegać, biegać! - krzyknęłam wbrew własnej woli i wyskoczyłam wysoko w górę - Dzięki Marg!
Podskoczyłam dwa razy i upadłam na ziemię dusząc się. Margo cicho zaklęła.
- Spróbuj łapać jak najwięcej powietrza, zostało ci jeszcze jakieś 10 minut! - krzyknęła gdzieś biegnąc.
'A myślisz, że co właśnie robię' pomyślałam, bo nie dałam rady już nic powiedzieć. Chwilę potem wróciła w podskokach niosąc garściami jakieś rośliny. Wokół niej latały motylki, kolibry i te takie inne, a ona wesoło nuciła. Nachyliła się nade mną i wepchnęłam mi je do gardła i uszu... Okeeeej... Chciała zrobić to samo oczami, ale odepchnęłam jej rękę. Ta uśmiechnęła się szeroko natychmiast poderwała. Następnie zatańczyła makarenę i odśpiewała coś głośno fałszując. Co to ma być?! Makarena? Mogła sobie już to darować, trochę nie te czasy... Kiedy skończyła pieśń poderwała się w górę głośno piszcząc. Zostawiała za sobą ślad tęczy i skakała po chmurkach. Litości! Ja dalej się dusiłam, tym razem z powodu roślin w gardle. Kiedy spróbowałam je wypluć z ust wyskoczyły mi żaby... Jakby tego było mało nadleciał Arastus. Cały biały, z długim rogiem zamiast skrzydeł i na dodatek cały błyszczał się na różowo. Pomijając diamentową grzywę i ogon oraz złote kopyta. Skakał sobie za Margo sypiąc na wszystko brokatem. Nagle wszystko zaczęło wirować i otworzyłam oczy. A tak właściwie, to kiedy je zamknęłam? Zobaczyłam stojącą nad sobą Margo. Mogłam oddychać. Ani śladu żadnego zielska, ani żab. Nie ma chmurek ani tęczy. Arastus ma skrzydła. Jest czarny. Nie lepi się od brokatu. Ufff... wygląda na to, że świat wrócił do normy.
- Coś ty mi do jasnej ciasnej, podała!
- Czy ty zawsze musisz najpierw robić, potem słuchać, ewentualnie myśleć? - skarcił mnie niedoszły medyk.
- E! Nie pozwalaj sobie. - powiedziałam wstając.
- Widzę, że już wyzdrowiałaś, z resztą po takiej dawce... Jakbyś mnie do końca posłuchała raczej nie wypiłabyś wszystkiego na raz. Spałaś przez jakiś dwie godziny...
- Czyli to był tylko sen? Iluzja? Żadnych żab, jednorożców i tęcz? Nawet się nie dusiłam?
- I znowu mi przerwałaś. Trzymałaś się za gardło, ale oddychałaś normalnie. Właściwie, to co widziałaś?
- Najpierw wypchałaś mnie jakimś zielskiem, potem zatańczyłaś makarenę...
- Nie kończ, makarena wystarczy - powiedziała z oburzeniem i odeszła.
Ja również poszłam sie przejść. Nie upłynęło zbyt dużo czasu, a znowu na kogoś się natknęłam. Miko. I znowu cala we krwi. Znowu mnie nie zaprosiła. Leżała na ziemi, więc podeszłam bliżej. Ściskała w rękach wypchane białe futerko.
- Miko, obudź się. Halo, chyba tak trochę ci się przysnęło. Nie miałaś przypadkiem gdzieś iść? To nie twój teeereen.
Szturchnęłam ją ramieniem, ale nie zareagowała. Albo zemdlała, albo naprawdę mocno śpi. Może chociaż przeniosę ją na jej tereny... Tylko chyba jej nie uniosę. Hmm ja nie, ale Arastus tak. Czekałam aż swoim zwyczajem wyskoczy z krzaków, albo dosłownie spadnie z powietrza. Obserwowałam każdą jaśniejszą i ciemniejszą plamkę. W końcu coś białego zaczęło się zbliżać. Nie, nie tylko nie to... Uf.. to tylko jakiś ptak. W tym momencie coś mnie szturchnęło w plecy. Odwróciłam się i zobaczyłam Arastusa. Czarnego i bez brokatu. Chyba będę mieć traumę do końca życia. Posadziłam przed sobą nieprzytomną Miko nadal ściskającą futerko, i ruszyliśmy w drogę. Wzbiliśmy się już dosyć wysoko, kiedy Miko łaskawie musiała się obudzić. Odskoczyła jak porażona z głośnym zaczerpnięciem powietrza. Jej też się śniło, że się dusi?
- Nie wierć się tak, bo zlecisz - mruknęłam pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz