poniedziałek, 24 czerwca 2013

(Wataha Mroku) Od Fushigiego

Dobiegłam sama nie wiem gdzie, ale ważne, że uciekłam stamtąd.
 -Hej, jak się nazywasz?- Usłyszałam czyjś głos.
Odwróciłam się cała przerażona, teraz to Fushigi będzie wściekły na mnie, bo nikt nie powinien wiedzieć o nas…
- Fus...- odpowiedziałam nieśmiało.
- Co robisz tutaj sama w nocy?- Zapytał białowłosy.
- Nie przedstawiłeś się. – Starałam się nie bać.
- No tak, Wanney. Odpowiedz na moje pytanie. – Popędzał mnie.
- Tego no… Jestem tu nowa i poznaję teren… - Wahałam się.
- W nocy? – Podniósł brew.
- Lubię noc. – Powiedziałam szybko, jak by to miało być moje ostatnie słowo.
- Taaak, lepiej wracaj do jaskini, bo tu nie wszędzie jest bezpiecznie. – Patrzył na mnie z zainteresowaniem.
- Poradzę sobie. – Wyprostowałam, się, ale coś za mną zaszeleściło i podbiegłam do niego i schowałam się w jego koszuli, a co najgorsze drgałam ze strachu.
*On mnie zabiję, ale dobrze wie, że boję się ciemności…* - Pomyślałam przełykając głośno ślinę.
- Pani odważna się znalazła. – Skomentował.
Zaraz go puściłam i stanęłam jak bym nie była strachajdą.
- Nie przyzwyczaiłam się do czegoś takiego w lesie. – Oznajmiłam z dumą i poczułam, że mam przerąbane…
- To jak ty się do niego przyzwyczaiłaś? – Zaczął się śmiać.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemie w końcu to ON zazwyczaj chodził po nocach, a nie ja… My się zmienialiśmy tylko na dzień, jak by nie mógł się ze mną teraz łaskawie zamienić.
- Zazwyczaj, to byłam na drzewach i nie wiedziałam co się dzieje na dole. – Znalazłam głupią wymówkę.
- Jasne. – Chłopak prawie płakał ze śmiechu.
- Nie śmiej się ze mnie! – Ochrzaniłam go.
Nie przestał, a to oznacza, że ma na karku psychopatkę. Wokół nas uniosła się czarna, gęsta mgła, w której zniknęłam, cóż to jedna z naszych lepszych broni. Wanny zaczął się rozglądać, a ja już miałam go atakować gdy nagle powiedział :
- Sorka, ale nie mogłem się powstrzymać. Możesz już wyjść.
Wyszłam, ale z wielgachnym nożem, który był zakrwawiony od poprzednich „ofiar”. Spojrzałam na niego morderczo.
- Hej, uspokój się, przecież nie będziemy tu teraz walczyć. – Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale teraz ciemności i inne odgłosy to był mały pikuś, kiedy atakuję to atakuję.
Nagle odwróciłam się i poszłam w las. Fushigi zamienił się ze mną i był wściekły, że znowu narobiłam sobie takiej opinii. Poszedłem do tego Wanny’ea z wielkim trudem opanowując złość.
- Gdzie ta dziewczyna? – Zapytał gdy mnie zobaczył.
- Poszła się ogarnąć. – Oznajmiłem.
- Yhym, znasz ja? – Pytał dalej.
- Tak jak by. – Odpowiedziałem tajemniczo, cóż byliśmy jednym , więc…
- Jestem… - Nie skończył.
- Wanny, ja Fushigi. – Przerwałem mu bez krępacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz