piątek, 28 czerwca 2013

(Wataha Mroku) od Niny

Biegałam po łące pełnej kwiatów. Na jednym z nich zobaczyłam barwnego motyla i zaczęłam go łapać. Mały uciekał a mi było coraz trudniej go złapać.Zwłaszcza że wpadłam jeszcze na "coś". To była jakaś taka czarna wadera. Nie znałam jej jeszcze ale trochę o niej słyszałam.Leżała na trawie zła, jakby z urwiska spadła.O boże, chyba pazurek jej się nie złamał. Zobaczyłam cienie w lesie, były ogromne jakby jakieś mega stworzenia.Coś podpadające na wielkość do rozmiarów dorosłego smoka.Wytrzeszczyłam oczy, podkuliłam ogon i cofnęłam się. Może to ten feniks wstał z prochów i znów szukał zdobyczy?
- No nie patrz się tak, teraz to nic nie da, było się patrzeń wcześniej - powiedziała przemieniając się w wilka i uśmiechając się dziwnie.
Ja spuściłam głowę, chciałam uciec z tego miejsca i wrócić wieczorem. Zbadać teren. Kocham nocne wędrówki.
- Co taka skruszona, przecież ci nic nie zrobię - powiedziała niewinnie, a ja lekko ze strachem odwróciłam się tyłem do wadery.
- No nie bój się. - I właśnie wtedy zaczęłam uciekać i próbowałam się schować. Myślałam że będę mogła gdzieś schować się między drzewami czy w jakiejś jamie żeby mieć widok na wszystko.Wilczyca zaczęła mnie gonić.Kilka razy sie przewróciłam bo ta "pani" podstawiła mi łapy.Parę razy stanęła przede mną i zaczęła cieszyć pysk a ja wewnątrz siebie wpadałam w co raz bardziej większą furię.Na szczęście umiałam być opanowana i tylko ja wiedziałam o swoim drugim wcieleniu.Gdy jestem miła to jestem miła,ale gdy ktoś zajdzie mi ostro za skórę przemieniam się naprawdę w wilka mroku i mam "złą" postać.Wadera ciągle mnie goniła.Ja nie miałam jak jej powiedzieć o co chodzi bo ta cały czas gniła jak głupia.Po jakimś czasie przestała mnie gonić i skręciła w inną stronę.Ja biegłam dalej przed siebie,a ona pobiegła na zachód.W stronę Nemezis.Na mojej drodze leżało kilka drzew.Nie rozglądałam się dookoła,chwilowo interesowała mnie tylko moja przeszkoda. Za nią zauważyłam jezioro.Przeskoczyłam drzewa i jednym eleganckim susem wpadłam do wody.Wypłynęłam z niej cała mokra i pobiegłam prosto do jaskini.Osuszyłam się trochę,poszłam coś upolować.Schowałam się w krzaczkach i rzuciłam się na królika.Po zjedzeniu powoli zachodził zmrok.Słońce chowało się za chmurami.Mroczny cień zachodził na niebie.Wiat wiało coraz szybciej i był coraz zimniejszy.Drzewa zaczęły delikatnie uginać się pod lekkimi muśnięciami wiatru,który z czasem nabierał tempa.Zwierzęta zaczęły chować się do swoich norek,jaskiń i leśnych "domków" Wszystko zamilkło. Było strasznie mroczno. Mój klimat. Nigdzie cienia żywej duszy, żadnych wilków, księżyc na niebie przeplatany ciemnymi obłokami które nie raz odsłaniały to raz zakrywały go w całości i ani jednego żywego stworzenia wokoło mnie.
Stałam tak jeszcze chwilę,wiatr powiewał moją sierść.I zaczęła się burza.Stałam spokojnie,gdy nagle zza drzew usłyszałam jakiś potężny ryk zwierzęcia.Zaczaiłam się w małej norce po jakimś zwierzątku który już tu nie mieszkał.Jakby moje jedno mrugnięcie i zobaczyłam czerwony blask w mroku księżyca.Wyszłam z jamy. Nie bałam się, krok po kroku byłam co raz bliżej.Ten czerwony blask unosił się aż nad korony drzew sięgające chmur.Wszystko z zewnątrz wyglądało normalnie,ale miedzy drzewami gdy się lepiej przyjrzy można dostrzec to i owo.Starałam się wtopić w teren stojąc miedzy drzewami i krzaczkami.Podniosłam pysk ku chmurom.Gdy zobaczyłam tego stwora,sama nie wiedziałam co to jest.To stworzenie wypaliło cały las.Zostawiło tylko jakby kontury lasu,takie jakby złudzenie optyczne.Zwierzę odleciało jak zaczarowane,obejrzałam się i już go nie było.
-Co to miało być?!-wrzasnęłam
Nic.Pustka kompletna.Wszystko zniknęło oprócz pojedynczych drzew stojących obok siebie jak słupy.Widok mnie przeraził.Z tego wszystkiego położyłam się na ziemi i próbowałam się uspokoić.Za dużo emocji jak na jeden dzień.Po chwili zasnęłam i obudziłam się następnego dnia rano.W nocy miałam nadzieję tylko na to że ten potwór nie wróci.Gdyby coś jeszcze zniszczył i to zemną straciłabym życie.

~~Następnego dnia rano~~~

Wstałam.Myślałam że to może tylko mi się śniło.Zły sen jak jeden z wielu,ale jednak nie. Słońce świeciło,ale i tak wszystko było spalone.Tylko na ziemi postały małe kawałki pokruszonych na kawałki drzew.Szczątki... .Stałam tak i patrzyłam na to co w nocy się wydarzyło.Wstałam wcześnie rano i to bardzo.Słońce co prawda dopiero wschodziło na horyzont.Chodząc tak po popiole i skruszonych drzewach usłyszałam głos jakiejś wadery. Ja już ją znałam i to dobrze.Wczoraj ona za mną goniła.Usłyszałam jej słowa jak mówiła:
-Nemezis, mamy problem. I to bardzo poważny.
Wtedy wyszłam zza murku drzew po drugiej stronie i też coś powiedziałam.
-Zgadzam się, nie wiem co to było, ale najlepiej to to nie wyglądało.Ten stwór był okropny.
Przypomniałam sobie zdarzenie z wczorajszego wieczoru i czekałam na to co powiem Nemezis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz