piątek, 28 czerwca 2013

(Wataha Mroku) od Kondrakara

Biegłem sam przez las z ogromną prędkością w watasze mroku, bo tam doprowadził mnie zapach Wery.
Po drodze spotkałem Di.
- Coś się stało Reksiu? – zapytała
- Nie nic... - odpowiedziałem drżącym głosem, Di to dobra przyjaciółka, ale się nie przejęła po mej odpowiedzi i wzruszając ramionami odeszła...
Gdy zniknęła mi z oczy dalej szukałem Wery... nigdzie jej nie było, a zaczęło się ściemniać.Wtedy zauważyłem ją z przodu, ruszyłem w bieg.
Nagle poczułem ból w łapie, zesztywniała mi, a reszta łap była w ruchu... przez natychmiastowe zatrzymanie złamałem nogę wywracając się...
Kość pękła tak szybko i boleśnie, że zapiszczałem bardzo głośno wystraszony.
Pojawiła się Wera w postaci człowieka... podeszła do mnie leżącego na ziemi unieruchomionego przez złamanie.
-Po co ci było tak za mną biec. Złamałeś nogę... już nie pobiegasz tak prędko.- mówiła jak nie ona z wrednym głosem i nagle podniosła do góry głowę i ręce wyważając fioletową smugę wokół niej... stworzyła impuls i uderzyło mną o drzewo.
- Wera... co ty... robi...sz kochana?- pytałem kaszląc zmieniony w człowieka.
Moja noga mocno krwawiła... trudno było na nią patrzeć. Zwierzęta wokół nas obumarły, zabiła je smuga...
Wera stanęła obok mnie wściekła dalej z smugą wokoło siebie wychodzącej z niej, miała zmieszane czarno fioletowe oczy z wściekłością i smutkiem zarazem...
- Jak mogłeś mi to zrobić?! Zdradziłeś mnie dla wilczycy ognia?!- irytowała się
- Wera to nie tak jak ...- zacząłem lecz przerwała natychmiastowo
- Co?!!! Dałeś jej się złapać za rękę! Latać na swoim grzbiecie! Nienawidzę cię!-
krzyczała Wera
- Ja nie chciałem, wytłumaczę naprawdę...- zacząłem ponownie
- Z nami koniec.- przerwała pewnie po czym dodała - Już nie jestem twoją partnerką...!- to był strzał w serce, ale nie sercem się kieruję... tylko umysłem.
- Wera! Ty nie rozumiesz?! Chcę szukać przygody , zaszaleć! Poza tym omijasz mnie ciągle, zostawiasz samego...- mówiłem powoli do dalej wypuszczającej smugę Wery.
- Milcz!- Wera nie była sobą, oczy miała czerwone stworzyła trzy impulsy na raz i z wszystkich drzew na około spadły liście...
- Przestań!- krzyknąłem
- Ha! Wymiękasz? Nie przestanę!- w głębi lasu spaliła niektóre drzewa, inne obok spalonych ususzyła... jak na to patrzyłem i słyszałem zabójczy śmiech...
Wera zniknęła... leżałem sam, obok mnie leżała gałąź, posłużyła mi za nogę. Ślady krwi były na ziemi, szedłem jak najszybciej dałem radę, co jakby ktoś pomyślał ,że to ja?
Ledwo doszedłem do medyczki , moja złamana noga była w gipsie po leczeniu.
- Musisz uważać, mniej wychodź z jaskini i nie biegaj z gipsem.- radziła medyczka
- Dobrze, pójdę się położyć.
Wszedłem do jaskini mroku i zasnąłem na swoim legowisku... nawet nie chciałem mówić o tym co się stało... i jeszcze znów jestem singlem....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz