piątek, 21 czerwca 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko

- Dobra, a teraz sprawdzimy wasze umiejętności. – Uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. – Powiedziała z dumą wadera.
- To dobrze. Wejdziecie na czubek tego drzewa. – Powiedziałam wskazując palcem na drzewo, które było ogromne.
Wiedziałam, że mogą sobie nie poradzić sami.
- To już. – Powiedział Greg siadając pod drzewem.
Maluchy wystartowały i tak jak przypuszczałam każde próbowało sobie radzić samotnie, ale po jakimś metrze ześlizgiwali się. To było zabawne, ale starałam się nie śmiać. Gdy byli już wykończeni usiedli.
- Ty chyba przesadziłaś. – Powiedział zdyszany basiorek.
- Nie. – Zachichotałam. – Musicie współpracować, jeśli połączycie siły to będzie wam łatwo. Przy okazji mówicie do mnie po imieniu, a ni tam jakoś ciocia, czy coś w tym stylu. – Powiedziałam siadając przed nimi.
- Współpraca… - Popatrzyli na siebie.
- Bez tego będziecie gorsi. Łatwiej jest gdy się zgracie. Patrzcie, jeśli wytworzycie swą moc to będziecie w stanie wejść na to drzewo.
- Nie znamy swoich mocy. – Powiedział naburmuszony szczeniaczek.
- Myślisz, ze po co wam karzę włazić na takie ogromne drzewo. – Zapytałam.
- Faktycznie, masz rację, ale jak mamy odkryć naszą moc?
- Jeśli czegoś bardzo chcesz to tego dokonasz.
- Beznadzieja, bez znajomości naszej mocy nie możemy chcieć wytworzyć ognia.
- Chodzi o to, że jeśli chcesz wejść na to drzewo, skup się i twoja moc sama się pojawi. Patrz. – Wstałam zgrabnie.
Z moich rąk wydobyło się powietrze i dzięki niemu się uniosłam.
- Ten sposób był najmniej wygodny, ale chciałam po prostu się wznieść. – Oznajmiłam siadając na gałęzi.
Usłyszałam szmery w krzakach. Szybko zeskoczyłam i niepewnie patrzyłam w zalesiony obszar. Wyszedł Illuminated i inny chłopak, oczywiście był zraniony.
- Co się stało? – Podleciałam do nowego i od razu zaczęłam leczyć ranę, gdyż była głęboka.
- Jak by Ci to powiedzieć… - Zaczął Illuś.
- Prosto i wyraźnie. – Spojrzałam na braciszka.
- To jest Unmei i jest naszym bratem. – Powiedział.
Spojrzałam na chłopaka, którego opatrzyłam. Byłam w szoku, a on się tylko uśmiechał.
- Baka… - Wyszeptałam.
- Co? – Zapytał.
- Gdzieś ty się podziewał przez tyle lat. – Moje uczucia zmieniały się z każdą sekundą.
- Szukałem was. – Odparł.
Nogi miałam jak z waty, ale w końcu rzuciłam mu się na szyję z rykiem. Byłam taka szczęśliwa.
- Hej, uspokój się. – Powiedział zszokowany brat.
- Wreszcie jesteśmy komplecie… - Ścisnęłam go mocniej.
Po minucie odkleiłam się od niego i otarłam łzy.
- Przepraszam. To jak nas znalazłeś? – Zapytałam.
- Trochę to skomplikowane. – Zaśmiał się nerwowo.
- A no i skąd ta rana? – Dodałam.
- To przeze mnie. – Wtrącił Illuś.
- Czemu go zraniłeś? – Zdziwiłam się.
- No bo to coś się uwalnia. – Odparł.
Wzięłam głębszy wdech.
- Musimy to poćwiczyć, a raczej ty. Właśnie Umney nie wiem czy dostaniesz opiekuna, ale powinieneś. Wszyscy jesteśmy zagrożeni i musimy współpracować, a do tego masz mi obiecać, że w razie czego mnie zabijesz. – Powiedziałam.
- Jak to zabiję? – Zdziwił się.
- Cóż, Alfy i Greg mi obiecali, więc ty też musisz. – Odparłam.
Jak zwykle wszystkich zaskakuje, a do tego Il musiał zajmować się młodymi. Zasypałam mojego odnalezionego brata informacjami, a do tego musiałam zmusić drugiego do tego by trenował jak najwięcej z Tamakim. No i pragnęłam odzyskać wspomnienia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz