czwartek, 25 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Nie mogąc znaleźć większego sensu w słowach "ja wrócę", poza zadeklarowaniem czyjegoś powrotu postanowiłam wybrać się na spacerek. Taki kilkudniowy. I tak nie ma alfy, więc nikt nie będzie przydzielał nam zadań. Tak, bety też nie mamy. Czyli bezgraniczna wolność.
Nie zdążyłam nawet dotrzeć do naszych granic kiedy usłyszałam głosy. Jestem na swoim terenie, więc po co mam się kryć? Nie zwracając zbytniej uwagi na kto to jest i co robi, po prostu wyszłam luźnym krokiem z leszczyny. Zobaczyłam dwa wilki odwrócone tyłem do mnie. Basiora i jakąś waderę. Kurcze, ja znam tego gościa... Tylko skąd? A! To chyba alfa powietrza. Jak mu tam było... Ilumil... Imuled... Immunitet? Illuminated! A ta druga? Ako? Mniejsza o to! Podeszłam bliżej i spytałam:
-Co wy tu robicie?
Odwrócili się do mnie, odsłaniając kogoś jeszcze. Nie ukrywam, nie był to widok, który chciałabym na wszelką cenę zobaczyć. Chyba nawet zrobiło mi się niedobrze.
- Kto to jest? - zapytałam w oszołomieniu.
- Miko. – oparła Ako
- To twoja siostra? – Zapytałam patrząc na Ilumila. Oj Illuminated’a. Trudniejszego imienia już chyba nie dało się wymyśleć. Na razie przebiła go tylko Symphony Of My Heart, ale ona to przynajmniej ma jakiś skrót od imienia...
- Tak, to jego siostra i przyjaciółka Nemezis.
- Co jej się stało, kto ją tak załatwił?- brnęłam dalej.
- Nie wiemy, przed chwilą się tu pojawiła. Zawsze się w coś wpakuje.
-Chyba jeszcze nigdy nie widziałam tak zmasakrowanego wilka, a ta krew.
- To nie jej, ale jest mały problem, bo to krew kilku wilków.
- Och, był rozróba, a mnie to ominęło. – westchnęłam głęboko
- Zabiła bym Cię gdybyś poszła ze mną. – powiedziała Miko.
- Raczej wątpię, w takim stanie. – uśmiechnęłam się pod nosem.
Miko zmieniła się w coś... coś czerwonego i wyszarpała się z rąk 'ratowników'. Ej! Ale bez takich numerów! Ja nie mam drugiej 'lepszej' postaci. Wstała i rzuciła się na mnie. To mi wystarczyło, żeby stwierdzić, że używa głownie siły. Łatwo będzie ją skołować. Odskoczyłam, udając, że szykuję się do walki. Namierzyła moje serce i celowała prosto w nie. Unikałam ciosów i nie walczyłam, zupełnie jak toreador. To tylko chwilowa zabawa, więc po co się wysilać? Widać, ze miała, już dość, bo zaatakowała od góry. Pozwoliłam się powalić i przycisnąć do gleby, niech się bidulka nacieszy. Jednak na tym się nie skończyło. Nachyliła się i powiedziała półgłosem:
- Jestem głodna wiesz? Tydzień nic nie jadłam, a kiedy mnie wypuścili zamordowałam i zjadłam żywcem kilka wilków. Może chcesz być kolejna?
Takiego ruchu się nie spodziewałam. Powiedzieć mogła ot tak sobie, ale patrzyła na mnie jak na ofiarę. Jak na zwierzynę!
- Co Cię opętało? – zapytałam zdziwiona.
Na to Miko znowu przybrała 'normalną' postać i zeszła ze mnie.
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika, bo możesz się zdziwić. – powiedziała i oparła się o Ako.
Wstałam rozmyślając nad jej słowami. Jak można kogoś zabić, a potem zjeść żywcem? Przecież tak się nie da! A właściwie, co mi tam, mogę być następna. Nie boję się śmierci, a jestem ciekawa, jakim cudem ona to robi. Zjeść żywcem kogoś martwego, ciekawe...
- Alfo musimy iść, bo ona potrzebuje odpoczynku! – krzyknęła Ako i rozeszliśmy się, oni do swojej jaskini, ja do swojej.
Po drodze oczywiście musiałam spotkać Wanney’a. Tym razem bez Margo. Siedział oparty bokiem o drzewo i ciężko wzdychał. Ja również ciężko westchnęłam i podeszłam do niego. Tak, teraz czas na rolę "przyjaciela". Czy ja naprawdę muszę wszystkim się zajmować?
- Co się stało - rzuciłam od niechcenia, a on zmierzył mnie spojrzeniem typu 'idź sobie, bo jestem strasznie nieszczęśliwy'.
- Nieważne - odburknął łamiącym się głosem.
A więc tak gramy. Jak chcesz. Teraz zaczyna się zabawa. Usiadłam koło niego i kontynuowałam:
- Oj przecież widzę, że coś jest nie tak - mówiłam z zauważalną przesadną troską - nigdy się tak nie zachowujesz - i takie tam inne bla bla bla...
Zadziałało szybciej niż się spodziewałam. Nawet nie dokończyłam mówić, a on musiał mi już popsuć całą zabawę... Musiał być naprawdę bardzo zdesperowany, bo zaczął mi się wyżalać ze wszystkich swoich problemów. Przy okazji dowiedziałam się, ze w dzieciństwie miał pchły, bardzo ciekawe... Po długim monotonnym przytakiwaniu głową i nieustannym powtarzaniu <nawet nie wiesz, jak mi cię żal...> doszliśmy do momentu kluczowego. Beczał, bo dostał od Margo z liścia! No dobra, myślałam, że jest trochę dziwny, ale teraz mam stuprocentową pewność, że to wariat. Doszłam do wniosku, że chyba nawet wolę rozmawiać z tą przeklętą mordą Kondra. Na nim da się przynajmniej wyżyć i bez słuchania wyżaleń. Kiedy dalej użalał się nad swoim głosem cichutko od niego odeszłam i powędrowałam do jaskini. Chyba już odechciało mi się wycieczek. Ledwo doszłam do jaskini, a zobaczyłam Margo na grzbiecie pegaza. No nie! Znowu!
-Margo, jak ty wyglądasz?!- krzyknęła rozpaczliwym głosem. Chyba ten co dorwał Miko przy okazji załatwił Margo. Wyglądały prawie identycznie. Z tą małą różnicą, ze Margo miała dziurę w brzuchu, a Miko nie.
-Aż tak źle?- zeskoczyła z pegaza i spojrzała na Wanney’a siedzącego daleeeeko od innych.
-Słyszałam , że nieźle mu przywaliłaś...- uśmiechnęłam się krzywo.
-Mhhh....Już zdążył się tobie wyżalić?- zrobiła krok i zwinęła się z bólu.
-Może lepiej będzie jak tu zaczekasz...- powiedziałam kładąc ją na mchu.
Odeszłam na nieznaczną odległość, a do Margo przybiegł Wanney. Widziałam, ze wadera z trudem powstrzymuje
-Zostaw ją!- Warknęłam do Wanney’a.
Co ja robię?! Ja... ja.. ja bronię Margo? Nie poznaję sama siebie!
-Di, spokojnie on nic...to moja wina...- zaczęła płakać.
Wanney podniósł ją i mocno przytulił, a potem bardzo inteligentnie puścił na ziemię. W porę złapałam ją w locie, on oczywiście też, pewnie by zachować pozory. Zanieśliśmy ją do jaskini, a ja obmyłam jej twarz. Co się do jasnej ciasnej ze mną dzieje! Do jaskini wpadła Nemezis.
-Co się tu dzieje?!
- Sama chciałabym wiedzieć - mruknęłam cicho, tak by inni nie usłyszeli.
-Wróciłam dopiero z podziemi. Walczyłam z samym Hadesem, ratowałam Styks, umarłam no i żyłam po śmierci w męczarniach jakich nigdy nie zaznacie! Nie możecie zostać kilka dni sami bo od razu są jakieś kłopoty! Zachowujecie się jak szczeniaki! - Wrzeszczała na nas. Taak... ładne powitanie. Podeszła do nas ze złowroga miną.
-Ktoś mi odpowie?! - Warknęła i schyliła się nad Margo. Ta zwijała się z bólu. Uleczyła ją całkowicie, a Margo zasnęła. -Macie być grzeczni bo Was zabiję. - dokończyła szeptem. Akurat. Chciałbym to zobaczyć...
Wyszłam z jaskini, trzeba by było coś porobić. Może małe polowanko? Dobra, pościągajmy się z.... jeleniem! Dawno nie jadłam tak obwitej kolacji. Zmieniłam się w wilka i z nosem przy ziemi ruszyłam w stronę lasu. Błyskawicznie zwęszyłam trop i ruszyłam jego śladem. Na szczęście w lesie nie napadało zbyt dużo śniegu. I dobrze, białe ochydstwo... Pierwsza polanka i mamy całe stadko. Każdy rozsądny wilk wybrałby jakąś ranną samicę, albo któreś z młodszych lub za starych osobników, ale ja idę na całość! Upatrzyłam sobie największego, najmasywniejszego samca z gigantycznym porożem. Tak, to mój cel. Bez podchodów rzuciłam się w pogoń za zwierzęciem, zanim zaczęło uciekać. Jeśli chodzi o polowania w pojedynkę można by powiedzieć, że jestem mistrzem. 12 lat bez śladu innego lepiej rozwiniętego życia nauczyło mnie wielu przydatnych sztuczek. Nie będę ich zdradzać, jeszcze je wykorzystacie. Pff.. na co liczyliście lenie? Suma summarum po chwilowej pogoni dopięłam swego i jeleń leżał z rozdartym bokiem i prawie odpadającą głową. Położyłam się koło zdobyczy i zaczęłam odgryzać najlepsze kęsy. Jak można było się spodziewać zleciały się ptaki, między innymi to czarne ptaszysko, które nie daje mi spokoju odkąd uwolniłam od siebie rodzinę, ale przyszedł też ktoś kogo się nie spodziewałam. Usłyszałam szelest w krzakach i nawet nie musiałam się odwracać, by stwierdzić kto to jest. Znam tylko jedną osobę tak nieostrożnie stawiającą kroki.
- Zostaw to moje! - warknęłam i czekałam na odpowiedź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz