sobota, 20 kwietnia 2013

(Wataha Światła) od Ateny

         Wyszłam z jaskini i podeszłam do moich Pegazów, z radością odnalazłam Pegasusa- niezwykłą Perełkę mojej hodowli, która miała o wiele, wiele więcej mocy niż zwykły Pegaz, w ogóle wszystkie Pegazy Alf są o wiele bardziej... Majestatyczne i mają więcej możliwości.
~Jak miło, że postanowiłaś się ze mną przejechać.~ Powiedział znudzony.
~To co ty robisz?~ Zapytałam.
~Patrze jak grają w Pegazową Butelkę~ odparł.
Chwila... Butelkę? Co oni tam robią... Nie chciałam tego wiedzieć, ale ciekawość zwyciężyła.
~Jak się gra w tą Pegazową Butelkę?~ Zapytałam w myślach.
~Trzeba zabrać jedną butelkę od Elfa i nią kręcić za pomocą kopyt~ powiedział.~ Po jednej stronie siadają ogiery, po drugiej klacze, na kogo wypadnie dziobek butelki oraz jej tył ma 1 punkt. Można z gry odejść do momentu w którym ma się 2 pkt., od 2 pkt. nie można odejść.~ Powiedział, wciąż coś przemilczając.
~A ty nie grasz? Co jest przy trzecim punkcie?~ Drążyłam temat.
Zawahał się chwilę, po czym westchnął.
~Robią źreby~
~A ty w to nie grasz?~ Zapytałam.
~Ja jestem nieśmiertelny~~  powiedział z oburzeniem.~ I nie potrzebuję takiego kłopotu, aby linię rodu przedłużał.
~Aha~ powiedziałam głośno do jego myśli i wyjęłam ekwipunek.
~Ale na to się ciekawie patrzy~ odparł.
~Bo zacznę cię nazywać zbok~ odparłam ,,śmiertelnie poważnie" jednocześnie przy tym krztusząc się ze śmiechu.
Udał obrażonego i zadufanego w sobie i poszedł z ociąganiem za mną. A ja ciekawa, dlaczego większość boksów jest pusta zajrzałam do jednego. To był błąd. Już wiedziałam jak się robi źreby u Pegazów. Czym prędzej odsunęłam oko od szparki i niemal jak z procy wystrzelona dotarłam do wielkich drzwi stajni niemal całkowicie ciągnąc mojego Pegasusa, który stawał dęba co chwilę, bo chciał wrócić i popatrzyć.
            ,,Spokojnie to był przypadek" powtarzałam sobie co chwilę, kiedy nawiedzał mnie obraz z boksu w którym były robione źreby... ,,To był tylko przypadek." Pegaz niestety to wykorzystał i się ze mnie nawijał całą drogę. Ręce zaczęły mnie świerzbić... Oj jak bardzo. W końcu nie mogąc opanować pokusy klepnęłam go zamaszyście, aczkolwiek delikatnie w okolice końskich tyłów.
              Zarżał i wystrzelił jak z procy kompletnie tracąc kontrolę nad tym co robi, ja wyskoczyłam z siodła pozwalając mu się wyszaleć i wyzłościć. Przynajmniej uciął temat. Wracaliśmy obrażeni na siebie, a mnie w drzwiach stajni przywitał Pegaz z rogiem.
Od kiedy oni grają już w butelkę???
-Marry- nazwałam ją i czym prędzej stamtąd zniknęłam. Mam konie grające w butelkę!?!?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz