niedziela, 24 marca 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Kolorowy zaprowadził nas na dużą polanę. Rozpalili niebieskie… Zaraz niebieskie?! No mniejsza z tym, rozpalili ognisko i ustawili wokół nich pseudo ławeczki. Mieliśmy opowiedzieć wszystkim swoją historię. Chciałam mieć to z głowy i zrobić to jako jedna z pierwszych. Jednak musiałam się chwilę zastanowić jak to zrobić by wszystkich nie przerazić. ‘Kondra’ mogła straszyć ile chcę, ale to nie tyczy się pozostałych. W sumie nawet go polubiłam.
-To kto następny opowie swoją historię? – zapytała moja nowa alfa.
- Ja bym chciała- zgłosiłam się.
- Ekchem – odchrząknęłam wychodząc z cienia do najbardziej oświetlonego miejsca. –Zna mnie tylko kilkoro z was, więc może być ciekawie. Zacznijmy od tego, że jestem Di, a właściwie to Diana. Pochodzę z odległych terenów należących do wilków watahy wojny. Jak tutaj trafiłam? Więc pewnej nocy obudził mnie ból w przednich łapach – moja wataha zadawała pierwsze ciosy. Jak się później okazało była to tylko nieprzyjemna pobudka. <To twój koniec> wysapała moja siostra i zamarła z przerażenia tak jak wszyscy pozostali. Chyba przy planowaniu ataku na mnie zapomnieli o ewentualności używania mocy. Stali rzucając wszędzie bezradnymi spojrzeniami. Poszłam do nory medyka gdzie znalazłam bandaże. Wyszłam na powierzchnię, gdzie prowizorycznie opatrzyłam łapy. Chyba nikt nie myślał, że będę atakować ranna? Moja wataha dalej stała w tych samych pozycjach błagając o litość spojrzeniem. Odpowiedziałam uśmiechem i powiedziałam <Jak Kuba Bogu, tak i Bóg Kubie. Ostatnie życzenie? Nic nie słyszę. Pożegnajcie się ze sobą.> Po tej wypowiedzi podchodziłam do wilków i beztrosko zatapiałam w nich swoje kły. Już od dawna knuły przeciwko mnie, tylko dlatego, że byłam hmm.. mroczna? Inna niż wszyscy? Mniej świetlista? Mniej naiwna? Inteligentniejsza? Nie oddawałam czci złotej „życiodajnej” figurce, i nie przynosiłam jej jeleni? Atakowai już kilka razy, a ja tylko uciekałam. Bali się mnie, a ja bałam się ich. – w kąciku oka zakręciła mi się łza, na wspomnienia dawnych ucieczek przez watahą, stadem, rodziną, miałam nadzieję, że nikt nie zauważył – Podczas wydawać by się mogło ostatecznego ataku musiałam się im przeciwstawić. Nie było to łatwe, ale albo oni, albo ja. Spokojnie, to była tylko samoobrona. Obiecuję, że już nic takiego nie zrobię. Ale ostrzegam, że wyznaję prawo Hammurabiego. – uśmiechnęłam się ironicznie miotając wzrokiem po najbardziej przerażonych wilkach – To chyba tylko tyle o mnie. Jeśli złamię obietnicę i cokolwiek któremuś z was zrobię, macie prawo do odwetu, a nawet pozbawienia mnie życia. Zrozumiem to. – dokończyłam chłodno i wróciłam do cienia, z którego wyszłam, by tam poczekać do końca zebrania. Zamknęłam oczy, ale wciąż czułam na sobie spojrzenia innych wilków. „Więc tak to jest być nową” przemknęło mi przez myśli. Eh.. chyba nie wytrzymam. Nie lubię jak się na mnie gapią. Odeszłam od zbiorowiska i skierowałam się do lasu. Miałam ochotę na krótki spacerek. Ale coś mi mąciło spokój. Jakaś mroczna istota. Chciała wrócić na ten świat kosztem kogoś innego, musiałam ją powstrzymać. Pobiegłam do miejsca z którego było najsilniej czuć jej obecność. „Nie powstrzymasz mnie, muszę pomóc…” Usłyszałam jej słowa. „Zawsze tak mówicie” Odpowiedziałam. Dotarłam na miejsce. Kazałam jej się zmywać i nigdy nie wracać. A żeby było spektakularnie, zamienić się w piach i rozproszyć w nicość, dopóki nie zmieni zamiarów. Może i jestem wredna, ale tylko ja mogę zabijać wilki w tym lesie. A duchy powinny pokazywać się tylko w snach i bez odbierania życia. Musiała się posłuchać. Czy chciała, czy nie. Powróci tylko wtedy, kiedy będzie chciała spokojnie porozmawiać o dobrych rzeczach. Musiałaby być nie wiem jak potężnym demonem, żeby złamać ten rozkaz.
Kiedy postać zniknęła zobaczyłam kremowobiałego wilka o przenikliwym spojrzeniu:
- No i co zrobiłaś?!- zapytał żałośnie- Co ty jej zrobiłaś?
-Nieważne- odparłam- Kim jesteś?
-Nieważne...NIEWAŻNE??!!!- krzyczał- Miała mi coś przekazać, a ty ją wyparowałaś, zmieniłaś w piasek, czy co tam to było. I ty to nazywasz nieważnym??!!
- Uspokój się. Potem o tym porozmawiamy. Jestem Diana, a ty?
- Wanney.
- Ładne imię.
- Dziękuję.
- Co tu robisz?- zapytałam, podchodząc bliżej. Bądź, co bądź, ale po części były to już moje tereny.
- Oddycham – zażartował.
- Wyglądasz na tak przerażonego, że byłabym tego wcale taka pewna. Co tutaj robisz?
- Podróżuję, szukam domu.
- Znam pewną gościnną watahą. Choć zaprowadzę cię. A co do ducha – ściszyłam głos do szeptu i nachyliłam się do jego uszu, jakby była to jakaś wielka tajemnica. –Ktoś z rodziny?
- Siostra. I co jej do jasnej ciasnej zrobiłaś! – oho, dawna złość powróciła. Trzeba mu będzie znaleźć jakieś ziółka na uspokojenie.
-Rodzinka bywa szczególnie niebezpieczna, a zwłaszcza, jak za życia wchodzi się z nią w konflikty – szeptałam dalej – ten oto okaz mściciela zagrobowego próbował właśnie do nas wrócić twoim kosztem – dla zabawy sarkastycznie udawałam znawcę. Wiedziałam jednak tylko, to że wszystkie istoty cienia muszą mnie się bezgranicznie słuchać. Nie są mi oddane, czy coś w tym stylu, nawet mogą mnie zabić, ale wzbudzam w nich pewnego rodzaju szacunek i lęk. Jako jedna z nielicznych stąpających po tym świecie rozumiem ich mowę i znam zamiary każdego z nich. Dar bywa przekleństwem.
- No dobrze, ale co jej zrobiłaś?
- Nic strasznego. Założyłam pewnego rodzaju zabezpieczenie. Będzie mogła wrócić tylko wtedy, gdy będzie miała lepsze zamiary. A co stęskniłeś się za siostrunią? Ja bym się na twoim miejscu trzymała od niej z daleka. Jednak czasami brakuje rozumu, by w porę oddzielić się od rodziny. Coś o tym wiem, więc zadbałam już o to za ciebie. Chodź, idziemy zaprowadzę cię tam gdzie obiecałam.- Wilk stał w milczeniu z lekko przechyloną głową. Albo nie mógł się zdecydować, czy ze mną pójść, albo nie mógł zrozumieć co mu właściwie powiedziałam. W każdym razie coś wolno myśli. – Idziemy – przynagliłam, a wtedy posłusznie ruszył za mną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz