niedziela, 24 marca 2013

(Wataha Powietrza.) Od Miko.



Nagle obudziłam się w jaskini, miałam zabandażowane nogi. Nikogo nie było. Wstałam i lekko utykając na nogę (byłam w ludzkiej postaci) wyszłam przed jaskinię. Po dziesięciu minutach wyszła z krzaków Ako. Upuściła rośliny, które trzymała w rękach i cała się zatrzęsła.
- Co ty sobie wyobrażasz?!- Warknęła.
- O co Ci chodzi? – Zapytałam zdziwiona.
- Powinnaś leżeć, a ty sobie chodzisz! Zgłupiałaś?- Darła się na mnie jak opętana.
- Mam to gdzieś wylecz tą najcięższą ranę, a ja sobie pójdę w swoją stronę. – Powiedziałam zniechęcona.
- Zrobiłam co się dało i nie kwestionuj moich prób! – Wrzasnęła.
- Jeszcze raz na mnie krzykniesz, a zrobię coś co Cię zaboli. – Syknęłam. – Nie zrobiłaś wszystkiego, bo znasz zaklęcie, które szybko mnie wyleczy.
- Jest niebezpieczne. – Powiedziała spokojniej.
- Nie obchodzi mnie to. – Powiedziałam.
- Azasze Ikkara. – Wyszeptała.
- Już? – Zapytałam znudzona.
- Idź. – powiedziała zbierając rośliny.
Wstałam, rzeczywiście nic mnie nie bolało. Poszłam w las. Nagle dostałam widomość mentalną : ,,Wszystkie wilki bez wyjątku za dwie godziny na polanie wspólnych snów". Zwróciłam się w kierunku polany i szłam powoli. Po jakiejś godzinie doszłam i wdrapałam się na drzewo. Nagle usłyszałam za sobą szept:
- Co ty tu robisz? – Był to Illuś, trochę wściekły, ale trudno.
- Obowiązkowo to obowiązkowo. – Powiedziałam.
- To kolejne pytanie: Czemu miałaś takie pokaleczone nogi? – Mówił dalej.
- Przecież tamten wilk już Ci powiedział. – Powiedziałam wymijająco.
- Dobra, a w jaki sposób spadłaś z drzewa?- Dalej drążył temat.
- Mocno tupnęłam.
- A możesz rozwinąć? – Zapytał poirytowany.
- Jak?
- Normalnie.
- Jak można wytłumaczyć mocne tupnięcie?
Nagle zjawiła się Wtaha Mroku, na szczęście nas nie zauważyli.
- Już ty dobrze wiesz o co chodzi. – Wysyczał mi do ucha.
- Schodzą się Watahy nie róbmy przedstawienia. – Powiedziałam.
Udało mi się ominąć tą rozmowę, ale coś w końcu będę musiała powiedzieć, a przecież nie powiem mu, że nagle poczułam przymus zrobienia tego i po prostu to zrobiłam. Pewnie by mnie wyśmiał. Watahy Zaczęły się schodzić, ja nie chciałam schodzić z drzewa, więc wybłagałam brata by Nemezis pozwoliła mi tu zostać. Wszyscy mówili o swojej przeszłości, jednak gdy mówili o niej to nie były aż takie drastyczne jak moja.
- Nie mów nic!- Nagle usłyszałam krzyk w głowie.
- S…- Zaczęłam.
- Tak, dobrze wiesz, że jeśli im to powiesz mogą Cię odrzucić, więc milcz jak grób.- Mówił dalej.
- Ale ja… Mój brat… Wataha… Należę… Oni… muszą… ufać… Ja – Dukałam.
- Nie myśl tak, bo możesz stracić ten swój zapał gdy Cię wygnają, a ja nie chcę byś tu wracała i znowu odwalała brudną robotę.- Mówił zdenerwowany.
- Sebastian, przepraszam, ale ja musze im powiedzieć prawdę. – Mówiłam stanowczo.
- Rób co chcesz, ale do naszej krainy nie wracaj. – Powiedział wkurzony.
- Czemu? – Zapytałam spłoszona.
- Myślisz, że jak cierpiałaś to ja nie czułem bólu patrząc na ciebie? Bardzo się do Ciebie przywiązałem, nie będę na to dalej patrzeć ze spokojem. – Mówił, jak by chciał przekazać mi w całości to co czuję.
- Wybacz. – Powiedziałam blokując z nim rozmowę.
Słuchałam wszystkich po kolei z niezwykłym zainteresowaniem, jednak wiedziałam, że gdy nadejdzie pora na mnie mogę już nigdy nikogo z nich nie zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz