Biegałam po łące pełnej kwiatów. Na jednym z nich zobaczyłam barwnego
motyla i zaczęłam go łapać. Mały uciekał a mi było coraz trudniej go
złapać.Zwłaszcza że wpadłam jeszcze na "coś". To była jakaś taka czarna
wadera. Nie znałam jej jeszcze ale trochę o niej słyszałam.Leżała na
trawie zła, jakby z urwiska spadła.O boże, chyba pazurek jej się nie
złamał. Zobaczyłam cienie w lesie, były ogromne jakby jakieś mega
stworzenia.Coś podpadające na wielkość do rozmiarów dorosłego
smoka.Wytrzeszczyłam oczy, podkuliłam ogon i cofnęłam się. Może to ten
feniks wstał z prochów i znów szukał zdobyczy?
- No nie patrz się tak, teraz to nic nie da, było się patrzeń wcześniej -
powiedziała przemieniając się w wilka i uśmiechając się dziwnie.
Ja spuściłam głowę, chciałam uciec z tego miejsca i wrócić wieczorem. Zbadać teren. Kocham nocne wędrówki.
- Co taka skruszona, przecież ci nic nie zrobię - powiedziała niewinnie, a ja lekko ze strachem odwróciłam się tyłem do wadery.
- No nie bój się. - I właśnie wtedy zaczęłam uciekać i próbowałam się
schować. Myślałam że będę mogła gdzieś schować się między drzewami czy w
jakiejś jamie żeby mieć widok na wszystko.Wilczyca zaczęła mnie
gonić.Kilka razy sie przewróciłam bo ta "pani" podstawiła mi łapy.Parę
razy stanęła przede mną i zaczęła cieszyć pysk a ja wewnątrz siebie
wpadałam w co raz bardziej większą furię.Na szczęście umiałam być
opanowana i tylko ja wiedziałam o swoim drugim wcieleniu.Gdy jestem miła
to jestem miła,ale gdy ktoś zajdzie mi ostro za skórę przemieniam się
naprawdę w wilka mroku i mam "złą" postać.Wadera ciągle mnie goniła.Ja
nie miałam jak jej powiedzieć o co chodzi bo ta cały czas gniła jak
głupia.Po jakimś czasie przestała mnie gonić i skręciła w inną stronę.Ja
biegłam dalej przed siebie,a ona pobiegła na zachód.W stronę Nemezis.Na
mojej drodze leżało kilka drzew.Nie rozglądałam się dookoła,chwilowo
interesowała mnie tylko moja przeszkoda. Za nią zauważyłam
jezioro.Przeskoczyłam drzewa i jednym eleganckim susem wpadłam do
wody.Wypłynęłam z niej cała mokra i pobiegłam prosto do
jaskini.Osuszyłam się trochę,poszłam coś upolować.Schowałam się w
krzaczkach i rzuciłam się na królika.Po zjedzeniu powoli zachodził
zmrok.Słońce chowało się za chmurami.Mroczny cień zachodził na
niebie.Wiat wiało coraz szybciej i był coraz zimniejszy.Drzewa zaczęły
delikatnie uginać się pod lekkimi muśnięciami wiatru,który z czasem
nabierał tempa.Zwierzęta zaczęły chować się do swoich norek,jaskiń i
leśnych "domków" Wszystko zamilkło. Było strasznie mroczno. Mój
klimat. Nigdzie cienia żywej duszy, żadnych wilków, księżyc na niebie
przeplatany ciemnymi obłokami które nie raz odsłaniały to raz zakrywały
go w całości i ani jednego żywego stworzenia wokoło mnie.
Stałam tak jeszcze chwilę,wiatr powiewał moją sierść.I zaczęła się
burza.Stałam spokojnie,gdy nagle zza drzew usłyszałam jakiś potężny ryk
zwierzęcia.Zaczaiłam się w małej norce po jakimś zwierzątku który już
tu nie mieszkał.Jakby moje jedno mrugnięcie i zobaczyłam czerwony blask w
mroku księżyca.Wyszłam z jamy. Nie bałam się, krok po kroku byłam co raz
bliżej.Ten czerwony blask unosił się aż nad korony drzew sięgające
chmur.Wszystko z zewnątrz wyglądało normalnie,ale miedzy drzewami gdy
się lepiej przyjrzy można dostrzec to i owo.Starałam się wtopić w teren
stojąc miedzy drzewami i krzaczkami.Podniosłam pysk ku chmurom.Gdy
zobaczyłam tego stwora,sama nie wiedziałam co to jest.To stworzenie
wypaliło cały las.Zostawiło tylko jakby kontury lasu,takie jakby
złudzenie optyczne.Zwierzę odleciało jak zaczarowane,obejrzałam się i
już go nie było.
-Co to miało być?!-wrzasnęłam
Nic.Pustka kompletna.Wszystko zniknęło oprócz pojedynczych drzew
stojących obok siebie jak słupy.Widok mnie przeraził.Z tego wszystkiego
położyłam się na ziemi i próbowałam się uspokoić.Za dużo emocji jak na
jeden dzień.Po chwili zasnęłam i obudziłam się następnego dnia rano.W
nocy miałam nadzieję tylko na to że ten potwór nie wróci.Gdyby coś
jeszcze zniszczył i to zemną straciłabym życie.
~~Następnego dnia rano~~~
Wstałam.Myślałam że to może tylko mi się śniło.Zły sen jak jeden z
wielu,ale jednak nie. Słońce świeciło,ale i tak wszystko było
spalone.Tylko na ziemi postały małe kawałki pokruszonych na kawałki
drzew.Szczątki... .Stałam tak i patrzyłam na to co w nocy się
wydarzyło.Wstałam wcześnie rano i to bardzo.Słońce co prawda dopiero
wschodziło na horyzont.Chodząc tak po popiole i skruszonych drzewach
usłyszałam głos jakiejś wadery. Ja już ją znałam i to dobrze.Wczoraj ona
za mną goniła.Usłyszałam jej słowa jak mówiła:
-Nemezis, mamy problem. I to bardzo poważny.
Wtedy wyszłam zza murku drzew po drugiej stronie i też coś powiedziałam.
-Zgadzam się, nie wiem co to było, ale najlepiej to to nie wyglądało.Ten stwór był okropny.
Przypomniałam sobie zdarzenie z wczorajszego wieczoru i czekałam na to co powiem Nemezis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz