Wróciłam razem z nią do watahy razem z Yuriko. Zauważyłam jednak, że kilka osób było nerwowych. Tak właściwie to nie było Zefira (ale to szczegół, bo nadchodzące wydarzenia nie dotyczyły jego) i Acce'a.
Podeszłam do Acarathi i zapytałam się:
-Co się dzieje?
-Odchodzimy- powiedziała smutno.- A raczej wyruszamy na wyprawę z której być może nie wrócimy.
-Co się stało?- Zapytałam się.
-Nie zamierzamy ciebie w to wciągać- powiedziała.- Aika, Netta i Alena zaginęły pośród innych wymiarów. Tylko, że prawdopodobnie nie odnajdziemy drogi do Immortal Volves, więc nie idziesz z nami.
-Kto idzie?- Zapytałam z maską obojętności.
-Ja- zaczęła wymieniać Acarathi.- Saori, Cassie, Zerner, Menolly i Telara. Do tego nie ma Aiki Sonomy i Netty oraz Aleny, więc trochę mało was będzie.
-Czyli zostaję ja- westchnęłam.- Kea, Zefir i Acce oraz Yurik.
-E to...- Zaczerwieniła się dziewczyna.- Jeśli chodzi o mnie to ja zawsze chciałam zobaczyć jak wyglądają inne rzeczywistości.
-Nie mogę was obwiniać za to, że odchodzicie- westchnęłam.- W końcu chciałam zrobić to samo, więc... Żegnajcie. Powodzenia życzę.
Uśmiechnęłam się bez łez. Wiedziałam, że jeśli okazałabym słabość byłoby im o wiele ciężej podjąć samym decyzję.
Nic mi nie odpowiedzieli. Nie tak wyobrażali sobie moją reakcję, ale uznałam im to za stosowne wyjaśnić.
- To nie jest pożegnanie- szłam już w przeciwną stronę od nich.- Oczekuję od was, że kiedyś wrócicie.
Zostawiłam ich milczących i wzruszonych.
-Ale śmieszne wszyscy mnie zostawiają- westchnęłam, kiedy nikt nie mógł mnie usłyszeć.- Mam za to, że chciałam ich zostawić. Los się zawsze odegra.
Wróciłam na miejsce naszego pożegnania, nie było ich tam. Widocznie już odeszli. Dopiero teraz mogłam sobie pozwolić na kilka łez smutku, ale nawet tego nie mogłam zrobić, nie chciały popłynąć. Opuściłam głowę i ruszyłam przed siebie, aż dotarłam do granicy IV.
Zawróciłam nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Wróciłam do jaskini i do mojej "komnaty", a potem tam się zaszyłam w łóżku i tylko siedziałam pod kołdrą, aż w końcu zbyt zmęczona zasnęłam.
Śnił mi się okropny sen... Ale miałam wrażenie, że wcale nie jest on zwykłym zlepkiem moich wrażeń, tylko czymś o wiele ważniejszym i odnoszącym się do naszej sytuacji.
" Stałam tam wśród mojej watahy światła, wraz z pozostałymi wszystkimi wilkami w Immortal Volves.
-Wiecie, że doszło do zbyt dużej ingerencji między naszymi dwoma alternatywnymi rzeczywistościami- powiedziałam.- Jeden z naszych światów będzie musiał zginąć, więc nie możemy dopuścić do tego, aby był to nasz. Wybijemy ich drugie IV i zniszczymy ich świat.
-Musimy się do tego przygotować- powiedziała Nemezis.- Teraz dzięki pogięciu czasoprzestrzeni udało mi się zmniejszyć liczbę wilków w tamtejszej watasze światła i w ten sposób zagonimy większość z nich do klatki z której się nie wydostaną.
-Nie- poprawił ją Illuminated.- Oni już tam są w nicości, wszyscy. Umarli konkretniej.
-A więc mamy ich z głowy- odczułam satysfakcję.
-Kiedy atak?- Zapytała się Miko.
-Wkrótce, a dokładniej za...- Zaczął mówić Oliver.
-Stop- powiedziałam.
-Mamy szpiega- wyjaśniła Nem.
-Co?- Zdziwili się.- Kto?
-Atena z drugiego świata- wyjaśniłam.- Zerwiesz połączenie.
Nem zamknęła oczy i się skupiła.
-A więc atak odbędzie się za...- Zaczął mówić Oliver."
Obudziłam się zlana zimnym potem.
-To tylko sen- powturzyłam sobie kilka razy.- Sen informujący o tym co się właśnie stało.
Wstałam i zapaliłam świecę.
-Wiedziałam, że nie powinnam pozwolić im pójść- westchnęłam ciężko.
Wyszłam z jaskini jak gdyby nigdy nic, wciąż trwał dzień, a w moich oczach zatańczyły niebezpieczne iskierki.
-Czas się zabawić, skoro się zestresowałam- znalazłam opuszczone miejsce.
Zaczęłam się wyżywać moją nową mocą elektromagnetyzmu dopóki nie zdemolowałam całej okolicy i jej nie opanowałam w miarę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz