- Dobra, a teraz sprawdzimy wasze umiejętności. –
Uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. – Powiedziała z dumą wadera.
- To dobrze. Wejdziecie na czubek tego drzewa. –
Powiedziałam wskazując palcem na drzewo, które było ogromne.
Wiedziałam, że mogą sobie nie poradzić sami.
- To już. – Powiedział Greg siadając pod drzewem.
Maluchy wystartowały i tak jak przypuszczałam każde
próbowało sobie radzić samotnie, ale po jakimś metrze ześlizgiwali się. To było
zabawne, ale starałam się nie śmiać. Gdy byli już wykończeni usiedli.
- Ty chyba przesadziłaś. – Powiedział zdyszany basiorek.
- Nie. – Zachichotałam. – Musicie współpracować, jeśli
połączycie siły to będzie wam łatwo. Przy okazji mówicie do mnie po imieniu, a
ni tam jakoś ciocia, czy coś w tym stylu. – Powiedziałam siadając przed nimi.
- Współpraca… - Popatrzyli na siebie.
- Bez tego będziecie gorsi. Łatwiej jest gdy się zgracie.
Patrzcie, jeśli wytworzycie swą moc to będziecie w stanie wejść na to drzewo.
- Nie znamy swoich mocy. – Powiedział naburmuszony
szczeniaczek.
- Myślisz, ze po co wam karzę włazić na takie ogromne
drzewo. – Zapytałam.
- Faktycznie, masz rację, ale jak mamy odkryć naszą moc?
- Jeśli czegoś bardzo chcesz to tego dokonasz.
- Beznadzieja, bez znajomości naszej mocy nie możemy chcieć
wytworzyć ognia.
- Chodzi o to, że jeśli chcesz wejść na to drzewo, skup się
i twoja moc sama się pojawi. Patrz. – Wstałam zgrabnie.
Z moich rąk wydobyło się powietrze i dzięki niemu się
uniosłam.
- Ten sposób był najmniej wygodny, ale chciałam po prostu
się wznieść. – Oznajmiłam siadając na gałęzi.
Usłyszałam szmery w krzakach. Szybko zeskoczyłam i niepewnie
patrzyłam w zalesiony obszar. Wyszedł Illuminated i inny chłopak, oczywiście
był zraniony.
- Co się stało? – Podleciałam do nowego i od razu zaczęłam
leczyć ranę, gdyż była głęboka.
- Jak by Ci to powiedzieć… - Zaczął Illuś.
- Prosto i wyraźnie. – Spojrzałam na braciszka.
- To jest Unmei i jest naszym bratem. – Powiedział.
Spojrzałam na chłopaka, którego opatrzyłam. Byłam w szoku, a
on się tylko uśmiechał.
- Baka… - Wyszeptałam.
- Co? – Zapytał.
- Gdzieś ty się podziewał przez tyle lat. – Moje uczucia
zmieniały się z każdą sekundą.
- Szukałem was. – Odparł.
Nogi miałam jak z waty, ale w końcu rzuciłam mu się na szyję
z rykiem. Byłam taka szczęśliwa.
- Hej, uspokój się. – Powiedział zszokowany brat.
- Wreszcie jesteśmy komplecie… - Ścisnęłam go mocniej.
Po minucie odkleiłam się od niego i otarłam łzy.
- Przepraszam. To jak nas znalazłeś? – Zapytałam.
- Trochę to skomplikowane. – Zaśmiał się nerwowo.
- A no i skąd ta rana? – Dodałam.
- To przeze mnie. – Wtrącił Illuś.
- Czemu go zraniłeś? – Zdziwiłam się.
- No bo to coś się uwalnia. – Odparł.
Wzięłam głębszy wdech.
- Musimy to poćwiczyć, a raczej ty. Właśnie Umney nie wiem czy
dostaniesz opiekuna, ale powinieneś. Wszyscy jesteśmy zagrożeni i musimy
współpracować, a do tego masz mi obiecać, że w razie czego mnie zabijesz. –
Powiedziałam.
- Jak to zabiję? – Zdziwił się.
- Cóż, Alfy i Greg mi obiecali, więc ty też musisz. – Odparłam.
Jak zwykle wszystkich zaskakuje, a do tego Il musiał
zajmować się młodymi. Zasypałam mojego odnalezionego brata informacjami, a do
tego musiałam zmusić drugiego do tego by trenował jak najwięcej z Tamakim. No i
pragnęłam odzyskać wspomnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz