Zaczęło się pięknie. Chodziłam po lesie szukając pożywienia, lecz nie tak na darmo.
Rozmyślałam co by tu robić dla zabicia czasu. Nie wiem o co chodziło, ale przeleciało coś nade mną. Uniosłam się w powietrze żeby się rozglądnąć i nic nie wypatrzyłam. Na wszelki wypadek otoczyłam się powietrzną osłoną, bo nie byłam na siłach by walczyć. Czułam się okropnie po nie przespanej nocy. Pierwszy raz miałam tak, że posłanie wydawało się jakieś twarde. Ruszając dalej, w krzakach napotkałam piękną sarnę, była spora, aż nie mogłam się powstrzymać. Wyczekałam cierpliwie, aż zdobycz podejdzie bliżej. Minęło trochę czasu, a sarenka, która nie spodziewała się mnie, podeszła. Bez wahania rzuciłam się do niej, kiedy tajemnicza postać przejęła mój obiad. Chcąc, czy nie chcąc jak to w naturze mamy musieliśmy stoczyć walkę. Gdy poniosłam przegraną, byłam załamana i nastawiłam się na kolejne polowanie. Jednak mimo moich myśli, tajemniczy podzielił się ze mną. Zjedliśmy.
Jako dusza towarzystwa nie mogłam się zahamować. Nagle odezwałam się :
-Witaj. Jak masz na imię ?
-Witaj. Jestem Illuminated, miło mi Cię poznać.A Ty jak się nazywasz ?.-odezwał się.
-Jestem Geneza.-odpowiedziałam
-Do jakiej watahy należysz?- spytał.
-Na razie do żadnej.- ma odpowiedź poruszyła go troszeczkę.-W takim razie zapraszam do siebie, Watahy Powietrza.-z radością przyznał.
-Ucieszyłam się. W końcu ktoś mnie ze chciał.
Zaprowadził mnie do reszty, a ja znalazłam miejsce na swoje legowisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz