wtorek, 2 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Fushigiego

Fus prosiła mnie o przemianę, no więc się zamieniliśmy, no i się zaczęło.
- Fushigi ja chciałam Cię przerosić. – Zaczęłam, miałam nadzieję, że nikt nie usłyszy, bo….
Nasza rozmowa wyglądała komicznie, gdyż ja gadałam na głos, no i on odpowiadał przeze mnie, więc wyglądało to jak bym rozmawiał sama ze sobą. Fushigi miał taką umiejętność, że rozmawialiśmy w myślach, więc nie wyglądał jak idiota….
- Baka. Dobijasz mnie, nie dojść, że zabiłaś swoja byłą przyjaciółkę, to jeszcze to! Musiałaś z nim gadać?! – Był wściekły.
- Ale posłuchaj, ja tylko chciałam z nim porozmawiać...wydawał się...
- Nie tłumacz się przede mną! Jeśli jeszcze raz odstawisz taki numer to...
- Ok, ok! Już przestań. Nie będę już tak robić. – Wtrąciłam.
- Niech Ci będzie, ale ty już z nikim masz nie gadać. – Przestał na mnie się drzeć.
- Ari… - Coś chrupnęło.
Natychmiast się obróciłam, nikogo nie było. Tym razem nie zamierzałam zostawić tego kogoś w spokoju. Wytworzyłam mgłę oślepiającą na 5 minut. Zaczęłam iść przed siebie i co? Ujrzałam Wanney’a biegnącego na oślep, totalny brak orientacji, no ale nic dziwnego… Szybko pobiegłam i stanęłam przed nim, będę miała kłopoty, ale….
- Wanney? Co ty tu robisz?- Zapytałam spokojnie.
- Fus? Co się dzieje? – Zapytał.
- Za parę minut wszystko będzie dobrze, a teraz powiedz mi co ty tu robisz. – Brnęłam dalej.
- Usłyszałem, że ktoś tu jest, no więc chciałem sprawdzić kto, no i to byłaś ty. Czemu gadałaś sama ze sobą? – Wpadłam.
- Szczerze, to gadałam z wróżką płci męskiej. Widział nas, a jest moim przyjacielem i się martwił. – Zaczęłam mu wkręcać.
- Aha. No dobrze, a czemu mnie oślepiłaś? – Zadał kolejne pytanie.
- Bo się ukrywałeś? – Zapytałam ironicznie.
- No tak, wybacz, nie chciałem Cię przestraszyć. – Zastanawiało mnie jego szybkie uwierzenie w to, ale chyba świetnie kłamie, albo ma własną teorię na ten temat.
- Nic nie szkodzi, a jak oczy? – Zmieniłam szybko temat.
- Nadal czarno. – Zasmucił się.
Złapałam go za głowę i przyciągnęłam do mojej twarzy.
- C- Co ty robisz? – Zdziwił się.
- Nie wierzgaj. – Skarciłam go.
Spojrzałam w jego oczy i faktycznie mu nie schodziło, mgła zaś unosiła mu się bardzo gęsta, pewnie z przerażenia nie mrugał i mu więcej naleciało.
- Mrugałeś? – Zapytałam nagle.
- Co? – Chyba nie zrozumiał.
- Jak mgła wlatywała Ci do oczu. – Odparłam.
- Aha, no to nie zbyt. – Odparł.
Wiedziałam jak to cofnąć, ale już i tak za długo z nim gadałam. Musiałam jednak szybko coś z tym zrobić, czyli przekuć mu oko. Puściłam jego twarz i sięgnęłam do kieszeni po specjalną igiełkę.
- Co jest? – Zapytał.
- Nie będzie bolało, ale nie mrugaj przez chwilę, no i usiądź. – Pomogłam mu klapnąć na ziemi, po czym przybliżyłam jego twarz jeszcze wcześniej niż przedtem, widziałam idealnie jego oczy, więc szybko przebiłam i jedno i drugie oko. Dymek zaczął wylatywać.
- Dobrze, jak zaczniesz widzieć kolory i kontury to mi powiedz. – Ubszedziłam go.
- Ok. – Odparł.
Przez minutę tak siedzieliśmy.
- Już. – Powiedział, a ja szybko złapałam jego głowę i obejrzałam oczy.
 Po chwili wyjęłam z kieszeni niewidzialne mini plasterki.
- Możesz poczuć mój palec, nie mrugaj. – Założyłam mu plastry i odetchnęłam z ulgą.
- Co się tak zestresowałaś? – Roześmiał się.
- Bo im więcej oparów w twoich gałkach ocznych tym wolniej schodzi, poza tym to co zrobiłam było niebezpieczne, mogłeś stracić wzrok na zawsze.- Wkurzyłam się troszkę, że nie myślał.
- Co?! – Zdziwił się jeszcze bardziej niż przedtem.
- No właśnie, nawet nie zdawałeś sobie z tego…. Ał. – Syknęłam łapiąc się za głowę.
Wiedziałam już co oznacza ból, Fushigi chciał bym już sobie poszła i byśmy się zmienili.
- Wszystko dobrze? – Chłopak spojrzał na mnie przestraszony.
- To nic, ja już idę. – Wstałam pośpiesznie.
- Czekaj, gdzie idziesz?- Chwycił mnie za nadgarstek.
- Cóż… No… Nemezis prosiła mnie o zebranie drewna i musze już iść, bo się wkurzy. – Wymyśliłam coś na szybkiego.
- Może Ci pomóc? – Poluzował uścisk.
- Nie, nie musisz. – Zabrałam mu rękę i szybko poszłam w głąb lasu.
*To mam wciry.* Pomyślałam. Upewniłam się, że za mną nie poszedł i zamieniłam się.
~Ja Cię kiedyś zabiję.~ Usłyszałam i od razu się speszyłam.
Musiałem się stąd zmyć, bo ten koleś na pewno na mnie wpadnie jak bym się tu kręcił. Poszedłem nad Rzekę i obserwowałem jak duszyczki próbują mnie dorwać, to była super zabawa, gdyż jak im się nie udawało to jęczały w zabawny sposób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz