poniedziałek, 1 lipca 2013

(Wataha Ognia) od Trisi

- Puść ją. - powiedziała. - Nikt nie będzie atakować żadnego z moich wilków.
Puściłam ją , ale i tak wciąż byłam wkurzona.
- Ona zaczęła. - odparłam.
- To prawda?
- No tak, ale ona zabrała mi chłopaka. - burknęła.
- Trzeba było bardziej nim się zajmować....
- Nie zabrałam jej żadnego chłopaka, w ogóle o tym nie wiedziałam.
- Nie przerywa się innym. Nie uczyli Ciebie tego?
- Ale...
- Cisza. - powiedziała. - Pogódźcie się i wracaj do jaskini.
- Aleee... - zaczęła
- Bez dyskusji.
Pogodziłyśmy się choć ani ja ani ona nie chciałyśmy tego zrobić. Wera sobie poszła, a ja podeszłam do dziewczyny.
- Kim jesteś? - zapytałam się z zaciekawieniem.
- Nie sądzisz, że sama powinnaś się przedstawić?
- Trisia. Z watahy Ognia. - przedstawiłam się. - No więc kim jesteś?
- Nemezis. - Rzuciła oschle. Zmieniła się w wilka i poleciała.
Nemezis sobie poleciała, a ja poszłam w kierunku klifu. Gdy dotarłam na klifu usiadłam tam. Byłam ciekawa, dlaczego Kondrakar nie powiedział mi że ma dziewczyna gdy złapałam go za dłoń....Hmm....Chyba będę musiała z nim pogadać. Ale teraz mam wrażenie, że za parę dni stanie się coś czego nikt nie chciał by do tego doszło. No ale wątpię żebym się dowiedziała zanim do tego dojdzie, ale jak na razie mnie to mało obchodzi. Poszłam nad rzekę. Siedziałam sobie spokojnie gdy usłyszałam głos Kondrakara:
- Trisia...
- Zostaw mnie! Nie mało mi kłopotów przez twoją dziewczynę!
- Spokojnie ja tylko...
- Idź do tej twojej Wery! Po co tu przylazłeś?!
- Ciebie szukam, myślałem ,że lepiej mi to zrobi, ale widzę ,że nie chcesz mi pomóc... znów będę sam, Wera mnie rzuciła, złamała nogę, zniszczyła pół lasu...Teraz jeszcze ty mnie nienawidzisz... pójdę już sobie.- powiedział smutno
- Zaczekaj! Zostawiła cię?- zapytałam zdziwiona.
- Tak, jestem sam. Znowu mnie oszukano...
- To okropne... zdemolowała środek lasu! Dom tylu istnień! I jeszcze cię zostawiła przeze mnie...- miałam wrażenie, że odkąd tu jestem dzieją się przeze mnie same złe rzeczy.
- Ach to nie twoja wina, Wera jest zbyt nadpobudliwa, przesadziła... omijała mnie, łaziła sama, oddalała się z watahy, nie rozmawiała z nikim od tylu miesięcy i mnie rzuciła byle jakiego powodu! Nie przejmuj się tym, a moja noga to przypadek. Teraz wiesz o tym wszystkim i obiecaj ,że nikomu nie powiesz. I nie martw się... mimo tego będzie dobrze.- mówił pocieszając mnie
- No ja myślę... a tak w ogóle to co tu robisz?- zapytałam
- Powiem jak obiecasz ,że to zostanie między mną ,a tobą.
- Obiecuję , powiesz mi w końcu co tu robisz?
- Ciebie szukałem, ale położyłem się by odpocząć.- mówił patrząc mi się w oczy.
- Mnie szukałeś? Dlaczego?- dopytywała
- Eyyyy...nie umiem powiedzieć...- odwrócił głowę
Zaśmiałam się i powiedziała:
- Chyba się we mnie zakochałeś co?- uśmiechnęłam się no bo w końcu on mi się podobał.
Pokiwał głową na znak, że mu się podobam
- Uroczy jesteś.
- Czasem jestem, ale teraz... już nie wiem co robić, nie pierwszą jesteś w której się zakochałem...
- Heh...Uwierz ty też nie jesteś pierwszym , w którym się zakochałam. - zaśmiałam się przysuwając się bliżej niego.
- To ty też... ja ... ja nie wiedziałem... - zaczął się jąkać co było naprawdę słodkie
- Ja też nie wiedziałam, że się we mnie zakochałeś aż do teraz.
Kondrakar mnie pocałował. Byłam zszokowana ale zaraz odwzajemniłam pocałunek. Nagle jednak przerwał.
- Ja... przepraszam. Nie powinienem tego robić...
- Czemu? Przecież znów jesteś singlem. - pocieszyłam go.
- Masz rację, ale ogólnie przecież dopiero niedawno cię poznałem, niecały dzień temu. - Trochę w tym racji miał. No bo dobrze go nie znałam a już się pocałowaliśmy...
- Nieważne, pewnie z czasem ja bym ciebie pocałowała, to skomplikowane... Nie gniewam się, wyluzuj Kondrakar, to tylko pocałunek, pewnie twój nie pierwszy taki. - powiedziałam spokojnie.
- To dobrze. Może ja już pójdę, robi się późno...- wstał powoli. Nie chciałam żeby szedł więc złapałam go za rękę.
- Zostań jeszcze chwilę... proszę.
- Zostanę, ale chwilę, już prawie pełnia, alfa może się martwić, ale co mi tam... posiedzę z tobą.- objął mnie.
Patrzyliśmy razem na księżyc. Była już prawie pełnia, wtedy sobie uświadomiłam, że jutro nastąpi moja przemiana. Będę musiała się gdzieś zaszyć.
Siedzieliśmy sobie przytuleni, ale długo to nie potrwało bo Kondrakar musiał iść. Odprowadziłam go do jaskini mroku, a potem poszłam w stronę jaskini watahy ognia. Gdy dotarłam położyłam się na swoim legowisku i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz