czwartek, 4 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Nemezis

łam ze stoickim spokojem co mówi basior, choć w środku szalała burza złości. Kiedy ten skończył przemogę parsknęłam śmiechem.
-Ah Fushi, ale Ty jesteś zabawny. -Powiedziałam i powoli wstałam.
-Ale to prawda. -Zatrzymał mnie samiec.
-Wiesz, w tej chwili mnie to kompletnie nie obchodzi. Jeszcze nie czas młodzieńcze. Zgłoście się do mnie jak słońce zacznie kończyć swoją wędrówkę i zniknie za horyzontem.
-A jak Cię znaleść jak nadejdzie czas? -Dopytywał wilczur.
-Będziecie wiedzieć w głębi serca gdzie jestem. -Odpowiedziałam i zniknęłam we mgle która zebrała się wokół nas.
Przetransportowało mnie na środek zniszczonego lasu. Cóż, teren był kompletnie zrujnowany.
Zaczęłam węszyć choć spróbować znaleść trop jakieś zwierzyny.
Miałam chyba szczęśliwy dzień bo znalazłam trop na łosia. Dziwne ale prawdziwe.
Zaczęłam biec po śladach i po zapachu i po kilkunastu metrach na polanie stał dorosły łoś.
Zaczęłam się skradać ale ten mnie i tak zauważył.
Postanowiłam zaatakować, niestety ten mnie w jakiś sposób wyminął i dostałam kopytem w pysk. Potrząsnęłam głową. I ponowiłam atak. Rzuciłam się na grzbiet i wbiłam pazury w boki zwierzęcia by się utrzymać. Próbowałam utrzymać się na nim ale ten ku zdziwieniu rzucił się na ziemię przygniatając mnie swoim cielskiem. Auu.
Pisnęłam i oddaliłam się lekko. Zmęczona patrzyłam na łosia a ten także zmęczony patrzył swoimi mądrymi oczami.
Albo ja albo on. Nie miałam zamiaru przegrać. Ponowiłam bieg i w ostatniej chwili zmieniłam kierunek biegu. Wiedziałam, że zwierze się tego nie spodziewało i rzuciłam się do gardła. Tym razem się udało. Zabiłam po męczącej walce łosia i zaczęłam jeść.
    Kiedy skończyłam, byłam cała we krwi. Nie przejmowałam sie tym tylko skierowałam się do Świątyni Czarnej Magii.
Usiadłam przed budowla i cała brudna w posoce czekałam na Werę i Fushi'ego którzy mam nadzieję, nie będą na tyle głupi i będą wiedzieli gdzie przyjść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz