-Nic takiego. -Odparł przyglądając się mnie. Wtedy sobie przypomniałam,
że mam podarte ubranie więc próbowałam się zasłonić. Kondrakar bez słowa
gdzieś pobiegł. Byłam tak wyczerpana, że zasnęłam. Obudziłam się leżąc
na łące. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam Kondrakara.
- Kondrakar? Co tu robisz? - spytałam.
- Nic nie mów, już wiem, byłem tu całą noc i pilnowałem byś nie wylazła
jako to ,,coś’’ z jaskini. Ubierz się, jesteś niemal naga musisz to
ubrać chyba ,że chce ci się chodzić wpół nago zakrywając wszystko
długimi włosami ,poszarpaną koszulą
i spódnicą...- powiedział i dał mi suknię.
- Ładna sukienka, skąd ją masz?
- Jest z mojego posłania... Nem mi ją dała jako posłanie, wtedy byłem
tylko ja i ona w jaskini, więc nie były potrzebne normalne posłania,
potem nie chciałem zmieniać se posłania gdyż przyzwyczaiłem się do tej
sukni.- mówił odwrócony do mnie tyłem, a ja się przebrałam.
- Już ubrałam i jak?- zapytałam a gdy Kondro odwrócił się do mnie było widać że był pod zachwytem
- W...wyglądasz niebiańsko.
- Dzięki. Dlaczego do mnie wróciłeś na noc?- zapytałam
- Tak trudno zgadnąć? Kocham cię ,więc co miałem zrobić jak przez cały czas myślę o tobie.
Pocałował mnie. Kondro był wspaniały. Kto wie może będziemy razem?
Naprawdę mi się podobał jak nikt inny zanim go poznałam. Przy nim byłam
inna. Weselsza i nie byłam wtedy taka wredna, jak ....załóżmy do
Vanessy. Można powiedzieć, że ogólnie się teraz zmieniłam...Nagle
usłyszałam czyjś krzyk:
- Nie! – krzyknęła dziewczyna ,ale Kondrakar nie przestał mnie całować,
dziewczyna uciekła i po chwili pojawiła się Wera i ten chłopak, który
wtedy był z Werą u Nem.
Wtedy przestał całować...Znieruchomiałam, powiedziałam jemu na ucho:
- Nie jest dobrze... wole nie mieć przez nią do czynienia z twoją alfą Nemezis.
- Nie będziesz mieć, nie pozwolę.- odpowiedział.
Wera krzyknęła do chłopaka wściekła:
- Jak to według ciebie nowa koleżanka ,a nie dziewczyna to sam zobacz!-
uciekła z łzami w oczach.Miałam wrażenie,że oni do siebie pasują i chyba
on coś czuje do Wery. Odwrócił się do niej z żalem do siebie po czym
popatrzył na Kondrakara i powiedział:
- Jesteś skończony!- dodał wściekły i pobiegł za nią.
- To chyba zbyt niebezpieczne dla ciebie żebyśmy byli razem, ona wciąż
cię kocha... i teraz ten chłopak co z nią przyszedł.- Zrobiłam krok w
tył
- Nie martw się, niestraszne mi nic jak mam ciebie.- złapał mnie za rękę patrząc w oczy.
- Sama nie wiem, chociaż... no dobrze.- ucałowałam go w policzek i
zabrała do tej jaskini, tam spędziliśmy razem popołudnie......
~~Następnego dnia~~
Obudziłam się późnym rankiem. Kondrakara już nie było w jaskini, więc
postanowiłam pozwiedzać tereny watahy światła. Szłam dopóki nie
znalazłam się w innym miejscu. Teraz stałam w uliczce. Wtedy usłyszałam
głos:
- Ty nie jesteś stąd. Prawda?
- Ktoś ty?!
- Miranda. A ty??
- Trisia. Co to za miejsce?
- O! To nie jesteś stąd.... Wow. Ale będziesz miała teraz problemy. -
powiedziała i po namyśle dodała - To jest świat bez zasad. Został
obezwładniony przez zło.
- Będę miała kłopoty? To chyba żarty. - zaśmiałam się pod nosem.
- Wiesz... Musisz się przebrać. Chodź, przeteleportujemy się do mnie.
Podeszłam do niej niepewnym krokiem. Dotknęła mojego ramienia i
przeteleportowałyśmy się. Stałyśmy przed ogromnym zamkiem. Wyglądał na
opuszczony wiele lat temu, ale jednak Miranda tu zamieszkała. Weszłyśmy
do środka. Dziewczyna zaprowadziła mnie na górę do garderoby. Miała tyle
fajnych ciuchów. Miranda wyjęła czarną suknię i mi podała.
- Załóż to. Powinno być w sam raz.
Miranda wyszła z garderoby, a ja w tym czasie spokojnie się przebrałam.
Suknia leżała na mnie jak ulał. Sięgała mi do kolan. Zawołałam ją, a
gdy przyszła ułożyła mi włosy. Miałam wrażenie, że ten świat jest
naprawdę nasycony złem. Kiedy zrobiła mi fryzurę zeszłyśmy na parter.
- Skąd jesteś? - spytała zaciekawiona
- Z Immortal Volves.
- Aha...Jesteś głodna? - udawała gościnną i miłą ale było widać, że taka nie jest.
- Już nie udawaj. - powiedziałam
- Ale co mam nie udawać? - spytała z niepokojem w głosie
- Że jesteś taka miła i gościnna. Przecież widać, że nie jesteś taka.
- Skąd ty to...?
- To widać. Nawet ten strój nie pasuje do jak się teraz zachowujesz. - powiedziałam z uśmieszkiem.
- No dobra... To jesteś głodna?
- Nie, ale dzięki. Powiesz mi coś o tym świecie?
- Jak wspomniałam na tym świecie nie ma zasad. Włada nim Fulk. Dziwne
imię dla tak potężnej osoby. Fulk jest czarnoksiężnikiem. Nikt go nie
zdołał pokonać przez wiele lat. Zabrałam cię do mnie dlatego, że jakbyś
się pokazała w tej białej sukience w mieście, nawet gdziekolwiek
mogłabyś zostać zabita albo uwięziona w więzieniu i być torturowana.
Oczywiście oddam ci tą sukienkę, ale kiedy zamierzasz wrócić do
Immortal?
- Nie wiem. Właściwie nie mam pojęcia jak tam wrócić. Tu znalazłam się przypadkiem.
- Chyba znam sposób żebyś wróciła do siebie ale nie wiem czy dam radę.
- A co takiego masz?
- Jestem czarownicą, przynajmniej można tak powiedzieć. Znam się dobrze
na magii, ale teraz są niepewne czasy, a mi zabrano księgi. Nawet nie
wiem skąd się o mnie dowiedzieli jak mnie ludzie nie znają. Chyba, że
ktoś na mnie doniósł.....- powiedziała zamyślona
Przeszukałam jej wspomnienia. Gdy natknęłam się na koncert, w którym
właśnie ja byłam wokalistką. Miranda przypominała basistkę. Była ubrana
białą sukienkę. Dziewczyna krzyknęła, a ja przestałam przeglądać jej
wspomnienia.
- Nic ci nie jest? - spytałam
- Nic. Co ty robiłaś w moim umyśle?
- Przeglądałam twoje wspomnienia. Niechcący natknęłam się na twoje wspomnienie z koncertu. To ty grałaś na gitarze.
- Jednak pamiętasz. - uśmiechnęła się - A pamiętasz może Dastana?
- Tak. Niedawno go spotkałam jak byłam w Immortal...
- No właśnie... Uciekł z tego świata, ale nie wiem jak. Jest tutaj poszukiwany.
- A co takiego zrobił?
- Nie dość, że zdradził Fulka to w dodatku ukradł Księgę Nieczystości. W
tej księdze są zapisane najmroczniejsze czary i historie o każdym
miejscu które tu można spotkać. Nie wiem po co ktoś zapisał tam historie
ale to nieważne. Choć za mną.
Szłam za Mirandą. Wyszłyśmy z zamku i poszłyśmy w kierunku centrum
miasta. Po drodze spotkałyśmy paru ludzi, każdy się na mnie patrzył
jakby nigdy nie widział człowieka. Dziwne... Doszłyśmy do jakiegoś
budynku. Weszłyśmy do środka. W środku budynku była nawet miła
atmosfera. To był bar ale miałam wrażenie, że ta barmanka kogoś mi
przypomina.
- Cześć Surii!
- Miranda! Dawno cię nie widziałam... Tris??!?? - powiedziała niepewnym głosem.
- Tak. Skąd mnie znasz?
- To ty nie pamiętasz? Moja matka była najlepszą przyjaciółką twoich
rodziców. A ja grałam wtedy na perkusji podczas koncertu. Ale miałam
wtedy krótkie włosy - zaśmiała się.
- Wiesz....Ja straciłam pamięć dlatego odeszłam z tamtej watahy.
- Aha. - powiedziała i zaraz dodała - Mirando w czym mam ci tym razem pomóc? - powiedziała tak jakby się domyślała...
- Możemy pogadać w bardziej spokojnym miejscu?
- Chodźcie za mną
Zaprowadziła nas do jej pokoju.
- No to w czym mam wam pomóc?
- Trisia musi wrócić do siebie.
- Teleportacja na inny świat...Hm.. Pamiętam jeszcze zaklęcie, ale nie wiem czy wystarczą nam składniki.
- To zobacz czego ci brakuje i powiedz to je zdobędę.
- Dobra.
Zaczęła grzebać w skrzyni, w końcu wyciągnęła z niej zwój. Przeczytała
co jest potrzebne. Teraz pociągnęła za jedną z wielu książek z półki i
wtedy otworzyło się tajemnicze przejście do magazynu. Niektóre półki
były zapełnione różnymi słoikami. W jednym były gałki oczne... Po
długim szperaniu w składnikach wyszłyśmy z magazynu z powrotem do
pokoju.
- Na szczęście mamy wszystko co potrzeba. Teraz musimy pójść tam gdzie pierwszy raz się tu pojawiłaś.
- Podejdźcie do mnie to przeteleportujemy się w to miejsce.
Po niekrótkim czasie znalazłyśmy się właśnie w tej uliczce. Surii
narysowała coś na podłożu i kazała mi stanąć na jego środku. Wymieszała
składniki i kazała mi się tego napić. Blee.... Miało gorzki, a zarazem
kwaśny smak. Wypowiedziała zaklęcie a wtedy miałam wrażenie, że
straciłam przytomność. Znalazłam się leżąc na ziemi, a obok mnie leżała
sukienka od Kondrakara. Wstałam i się otrzepałam. Już się zaczęło
ściemniać, ale nie chciało mi się wracać do jaskini więc poszłam w
kierunku watahy powietrza. Nagle usłyszałam kroki. Zobaczyłam, że zza
drzew wyszedł jakiś chłopak. Najbardziej mi się rzuciło w oczy, że ma
jedną dłoń w małych płomieniach. Pomyślałam, że jest z watahy ognia tak
jak ja...
- Kim jesteś? - spytał
- Trisia z watahy ognia. A ty?
- Unmei z watahy powietrza.
Wtedy nadleciał Ekwador.
~ Wskakuj muszę ci coś pokazać.
Weszłam na grzbiet pegaza i odlecieliśmy bez słowa. Polecieliśmy w
kierunku zniszczonego lasu. Gdy dolecieliśmy zupełnie mnie zatkało. Las
nie był już zrujnowany lecz taki jak wcześniej. Drzewa były jak kiedyś.
- Jak to możliwe?
~ Sam nie wiem. Dziś rano się wtedy przechadzaliśmy...znaczy przechadzałem.... ~ powiedział.
- Przechadzaliście się...Aha. Czy ja o czymś nie wiem?
~ No dobra...Ja z Kaną wzieliśmy cię gdy byłaś nieprzytomna ale zaraz
przybiegł no ten, jak mu tam? Kodrakar? No Kodrakar przybiegł. Powiem
ci, że jak ma nogę w gipsie to jednak umie szybko biegać...
- Zleć, a tam będziesz mi dalej opowiadał. - Ekwador zleciał na małą polanę i kontynuował.
~ Zostawiliśmy cię z Kodrakarem bo akurat się już wybudzałaś. Wzbiliśmy
się w powietrze i polecieliśmy w sekretne miejsce....~ opowiadał dość
długo, a ja nie wiadomo kiedy zasnęłam siedząc przy drzewie.
Poczułam, że ktoś szturcha mnie za ramię. Widziałam jak przez mgłę więc nie wiedziałam kto to był:
- Ktoś ty? - spytałam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz