sobota, 6 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Fushigiego

Po tym jak Nemezis wyszła Wera się ocknęła.
- Już po? - Zapytała ospale.
- Tak, możesz chodzić? - Zapytałem.
Dziewczyna wstała chwiejnie i pokiwała na znak, że da radę.
- Ja muszę iść, przyjdzie do ciebie Fus. - Wyszedłem, byłem lekko wkurzony, że Nemezis zdrobniła moje imię, będę musiał ją prosić o to by tego nie robiła, a teraz Werze przyda się kobieca ręka.
Zamieniłem się szybko. Pobiegłam do dziewczyny, która nadal chwiejnie stała.
- Wera! - Krzyknęłam podbiegając do niej.
- Nic mi nie jest, teraz chodźmy poszukać Kondrakara. - Powiedziała zmęczona.
- Czemu jego? - Zdziwiłam się.
- To mój basior. - Uśmiechnęła się.
- Pójdę przed tobą, tak byś mogła trochę pomyśleć. - Powiedziałam i poszłam.
Szłam dość szybko, miałam nadzieję, że ten wilk nic nie nabroił, bo ją bardzo skrzywdzi, a do tego, Fushigi będzie czuć się winny. Nagle spostrzegłam poszukiwanego. Podeszłam do niego.
- Fus? Co cię sprowadza na tereny ognia? - Zapytał radośnie.
- Nie powinnam ja cię o to zapytać? I skąd znasz moje imię?!- spytałam nieufnie.
- Spokojnie... Jestem Kondrakar z mroku, ty też, widziałem cię z Wanney’em jak rozmawialiście, tak przypadkiem usłyszałem jak się przedstawiałaś. Wiem ,że to głupie podsłuchiwać, bo pewnie tak pomyślałaś ,ale wcale tego nie zrobiłem, po prostu mam wyczulony słuch na około, ty pewnie też.- uśmiechnął się wesoło, lecz ja poczułam, że muszę być bardziej wyczulona na takie sprawy, nawet gdy jestem zajęta kimś innym.
- Wiesz Kondro, Wera cię szukała. Nie szukasz jej i ty?- Zadałam podchwytliwe pytanie, które miało na celu sprawdzić, czy on ją nadal kocha.
- Więc już wiesz co mi zrobiła? Wcale jej nie szukam, raczej mam coś innego na głowie. Ta noga to jej sprawka...- Zaczął opowiadać co było dalej, ale ten idiota nie wiedział, że została opętana i nie wiedział jak ona go kocha. Zrozumiałam, go bo to oczywiste, że jak nie wie o tym wszystkim, to myśli, że wszystko ona ukartowała.
- Kondro ja...- Chciałam go wtajemniczyć w sprawę, ale on mi przerwać.
- Wybacz coś se przypomniałem, może kiedy indziej porozmawiamy! Pa! - Pożegnał się szybko i poszedł, a ja poczułam okropny ból głowy, czyli, że Fushigi jest wkurzony,ż e go nie zatrzymałam. Uklękłam na chwilę by odczekac ból, po czym ruszyłam za nim. Po kilku minutach usłyszałam głosy. Chciałam wyjść, ale coś mnie zatrzymało.... Kondrakar całował się z jakąś dziewczyną, tym razem postanowiłam nie odpuszczać.
- Nie! - Krzyknęłam, ale on nie przestał, a do tego Fushigi...
Uciekłam w las i zmieniłam się. Pobiegłem po Werę myślałem, że ona może ich powstrzymać. Gdy ujrzałem fioletowo włosą wziąłem ją na ręce i mimo jej nie zgody biegłem jak najszybciej. Przed wyjściem postawiłem ją na ziemi, po czym wyszliśmy. Przestali, Wer ogarnęła rozpacz.
- Jak to według ciebie nowa koleżanka ,a nie dziewczyna to sam zobacz! - Krzyknęła do mnie po czym uciekła, ja od razu poczułem poczucie winy, ale Fus wzięła to na siebie. Pogubiłem się, w końcu ten idiota ją kochał.
-Wera zaczekaj! - Krzyknąłem za nią.
- Jesteś skończony! - Zjechałem kochasia i pobiegłem za moją, chyba już przyjaciółką.
Znalazłem ją zapłakaną pod jakimś drzewem. Zdyszany spojrzałem na nią.
- Zadowolony? - Spojrzała na mnie szklanymi oczami.
- Nie. Mam tylko pytanie, czemu nie walczysz? - Spojrzałem pustym wzrokiem w glebę.
- Bo nie ma o co. - Skomentowała.
- Brednie, jak Cię kochał to powinien zrozumieć. - Odwróciłem się w drugą stronę.
- Widocznie mnie nie kocha. -  Nie wytrzymałem i poszedłem nabuzowany w las, wszystko wokół mnie zaczęło wybuchać, umierać.
Zmieniłem się z Fus, na szczęście to coś odeszło, po tym całym egzorcyźmie, więc nie było problemu. Upadłam na ziemie, przez to, że wzięłam na siebie większą część emocji to byłam wykończona, jednak wstałam i wróciłam do zapłakanej dziewczyny.
- Wero? - Zapytałam opierając się o drzewo.
- Fus? - Spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Nie martw się, nic mi nie będzie, a teraz pozwól, że wytłumaczę Ci coś. - Podeszłam do niej, i opowiedziałam jej to co mi jej ex.
- Czyli to dlatego, on myśli, że ja z nim zerwałam i go nie kocham. - Spojrzała w dal zamyślona.
- Bo on nie wie, ja mu powiem, obiecuję. Chcesz... Chcesz, żeby cierpiał? - Zawahałam się.
- Jak to? - Spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Po prostu odpowiedz, ja tego dopilnuję. - Unikałam jej wzroku.
- Chyba nie.... - Odparła zmieszana.
- Zastanów się w takim razie. - Powiedziałam i poszłam.
Coraz bardziej słabłam, ale doszłam do jakiejś łąki i padłam ze zmęczenia. Nagle poczułam czyste zło. Ujrzałam Wanney'a. Podbiegł do mnie i ułożył moją głowę na jego kolanach.
- Idź. - Szepnęłam.
- Co? - Zapytał.

- Idź. - Odepchnęłam go leciuteńko, bo nie miałam siły.
* Udało mi się nawiązać kontakt z internetem, więc piszę ^^. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz