piątek, 5 kwietnia 2013

(Wataha Światła) od Ateny

        Szłam sobie bez celu, przez całe tereny mojej watahy. Nie mogąc sobie znaleźć nawet najmniejszego zajęcia. No bo co mam zrobić? Odwiedzić siostrę? Nie dziękuję... Tak właściwie nie znałam nikogo oprócz Alf i kilku wilków spoza mojej watahy.
        Podeszłam ze złością do drzewa, celna uwaga, nie znałam prawie nikogo spoza mojej watahy. Jak ONA to robiła? Jak Nemezis znajdowała swoich sojuszników wszędzie? Ja się wykazywałam jedynie na niektórych wyprawach, o ile to był mój żywioł, co było szansą 1 na 6.
         Kogo by odwiedzić? Wataha Mroku? Nie, siostra tam jest. Wataha Powietrza? Nie, nie mam zbyt dużo kontaktów z jej chłopakiem. Wataha Wody? I znowu znam tylko Alfę z którą zresztą niedawno rozmawiałam, więc nie miałam powodu tam iść. To może Ognia? Może lepiej jednak nie. Ziemi? Nie rozmawiałam z Bellą od dłuższego czasu. Jestem po prostu beznadziejna w tych sprawach, jeśli chodzi o znajomych.
         Zdenerwowana zawędrowałam, aż na Łąkę Wspólnych Snów i uświadomiłam sobie co robię dopiero niemal na granicy z Watahą Powietrza. Postanowiłam zawrócić bo i tak tam prawie nikogo nie znałam.
          Nagle na mój nos coś spadło, nie wiedziałam co to było. Tyle, że jak spojrzałam w tą stronę, nic nie było. Uniosłam głowę stanowczo niezadowolona, że czegoś nie wiem (taka słabość, czasami Nemezis stroiła sobie ze mnie żarty opowiadając mi bzdury, a ja w nie wierzyłam), nie mogłam uwierzyć... Padał śnieg, pierwszy w tym roku. Niezwykłe... Chociaż zwykle go nie lubiłam. Był mokry i nieraz zwykł zamieniać się w błoto. Ale no cóż, pewnie wiele osób się z tego ucieszy, zwłaszcza ci z wody, w końcu śnieg to była po prostu ochłodzona woda.
           Zawsze, kiedy padał pierwszy śnieg urządzałyśmy bitwę na śnieżki z Nemezis. Byłam ciekawa, czy taki pomysł by tutaj przeszedł. No nie wiem... Mieszane między Watahami Drużyny, ze względu na zróżnicowaną liczbę członków. Kilka stanowisk, co byłoby w sumie całkiem niezłym pomysłem.
           Usiadłam na skraju Polany pod drzewem znudzona... Miałam nadzieje, że się nie przeziębię. Ale co z resztą? Nie umrę od tego., chyba. Wmawiałam sobie, że z pewnością wszystkich poznam, a oni mnie również polubią ze względu na moją lepszą stronę. Tylko, że ja tak naprawdę zachowywałam się jak przywódczyni, czyli byłam... Trochę arogancka i zbyt pewna siebie, aby znaleźć sobie dobrych przyjaciół,
           Porządnie zezłoszczona uformowałam kulkę puchu i rzuciłam ją jakieś 75 metrów dalej w małą gałązkę. No i co z tego, że trafiłam perfekcyjnie, jak to nie rozwiąże moich problemów.
Bitwa na śnieżki... Uświadomiłam sobie w pewnym momencie. Możemy zorganizować bitwę na śnieżki w mieszanych drużynach. Za kilka dni, ciężko będzie zebrać wszystkich chętnych naraz, ponieważ niektórzy potrzebują czasu do namysłu, a inni są zajęci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz