Dotarliśmy nad urwisko. Siedliśmy na krawędzi, a ja objąłem Margo ramieniem. Nie wiem dlaczego.
- Ślicznie tu- stwierdziła, patrząc w niebo usiane milionem gwiazd.
- Aha...
Muszę jej to powiedzieć, ale się boją, biłem się z myślami. Co będzie,
jeśli mnie odrzuci? Albo znowu walnie w twarz? Wszyscy myślą, że jestem
taki niezdarny....może to jest prawda, może i tak jest. Trudno. Trzeba
spróbować.
- Bo widzisz...- zacząłem- wtedy nad wodospadem...kiedy uciekłem...zachowałem się jak tchórz...i właśnie...ten tego....
- No wysłów się- zaśmiała się cichutko Margo i spojrzała mi znowu w oczy. Po raz kolejny poczułem pewność siebie.
- Wtedy chciałem ci powiedzieć, że od jakiegoś czasu mi się podobasz. I
chciałem ci to powiedzieć. Tak żebyś wiedziała. Wiem, że pewnie teraz
strzelisz mnie w twarz- uśmiechnąłem się- albo coś w tym stylu. Wiem, że
jestem niezdarny i w ogóle. Ale chciałem żebyś wiedziała.
Podniosłem się i odwróciłem. Nie chciałem zobaczyć wyrazu jej twarzy. Zrobiłem kilka kroków do przodu.
- Wanney...- usłyszałem za sobą głos, a potem Margo wsunęła swoją dłoń w
moją i zatrzymała. Przemogłem się, odwróciłem i stanąłem naprzeciwko
niej. Blisko. Bardzo blisko.
Spojrzałem jej w oczy. Księżyc w pełni.
oświetlał jej twarz. I wilgotne oczy.
- Wanney...- powtórzyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz