Obudziłam się w nocy zwabiona jakimś niezbyt przeciętnym dźwiękiem,
który brzmiał jak chrapanie gęsi zmutowanej z niedźwiedziem. Podeszłam do źródła dźwięku, to była Meduza. Nie zdziwiło mnie dlaczego wszystko po spojrzeniu w jej oczy zamieniało się w kamień, miała tak ohydną twarz, że omal nie zwymiotowałam. Podeszłam cicho, potwory ze Starożytnej Grecji zostawiają trofea, a chciałabym mieć np. głowę Meduzy na wkurzających facetów (trafiają się czasami takie przypadki).
Wyjęłam cicho dwa miecze i zamknęłam oczy, uważnie stawiając kroki, podeszłam do Meduzy i zadzwoniły cichutko dzwoneczki, zacisnęłam je z przerażenia, mając nadzieje, że jej nie obudziłam. Och... Jaki pech. Chrapanie ustało, a zamiast tego usłyszałam syczenie węży... Na jej głowie.
Zaczęłam uciekać w stronę lasu, ale był tak jasny jak Labirynt, czyli zgubiłam się po około 10 metrach, a Meduza zawsze wiedziała, gdzie mnie szukać, przez to nawet oczu nie mogłam otworzyć.
-Tutaj jesteś!- Krzyknęła pojawiając się przede mną. Zawróciłam z krzykiem przerażenia. I to mają być wakacje!? No nie dzięki.
Biegłam na oślep, aż się przewróciłam i straciłam przytomność. Potrzebna mi była pomoc, potrzebna mi była Nemezis... Ale mogłam liczyć tylko na siebie, no bo z naszej dwójki tylko ja potrafiłam przenosić się w czasie.
Straciłam przytomność na dość długi czas, chociaż nie wiem jak długi. Obudziłam się skuta łańcuchami w obozowisku koczującej to Meduzy, która ciągle namawiała mnie na otwarcie oczu, groziła mi, przykładała mi węże do twarzy.
-Szkoda by było stracić taką piękną twarzyczkę- powiedziała sycząc jak wąż.- No już otwórz oczy, bo inaczej dam się nakarmić moim pupilom.
Zaciskałam tylko bardziej oczy błagając, aby ktoś mnie uratował. Ktokolwiek lub cokolwiek. Moje życzenie się spełniło. Uratował mnie rozlany garnek wrzącej wody oraz mój Pegasus. Tak więc, wracając do akcji:
Meduza gotowała sobie obiad i coś jej upadło z tego co słyszałam no i się pochyliła i zahaczyła o garnek z którego wylała się na nią wrząca woda dając mi chwilę jej dekoncentracji, abym wyszeptała zaklęcie i zaczęła znowu uciekać (co nie było mądrym pomysłem, ale lepszego raczej bym w takiej sytuacji nie wymyśliła). Wtedy pojawił się mój Pegaz i zdzielił jej głowę swoim kopytem oraz mnie zabrał prosto do Aten z małym przystankiem, aby zabrać moje obozowisko, a w Atenach już było bezpiecznie.
Spojrzałam na miasto... Było przepiękne. Perfekcyjne wakacje, zaczynają się właśnie w tym momencie:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz