Walka była długa i okropnie niesmaczna... Nad wodą płukałam usta jakieś 30 minut... Nemezis wróciła do jaskini.
~Idę czymś zagryść smak po krwi goblinów...~wysłałam wiadomość Nemezis. W odpowiedzi kiwnęła głową.
~Idziesz ze mną?~Zapytałam zwracając się do Wanney'a.
~Mhhh~ mruknął twierdząco idąc w moją stronę.
-Di, idziesz?-Zawołałam do wadery idącej do jaskini
-Zostawię was samych-Odparła uśmiechając się do mnie dziwnie.
-Do portalu?- zaproponowałam patrząc w oczy o pół głowy wyższemu samcowi.
-Ja jestem za tunelem ciemności- negocjował łapiąc mnie za rękę.
-Ale tam jest ciemno!- Zaśmiałam się cicho
-O to chodzi!- Uśmiechną się łobuzersko ciągnąc mnie w stronę tunelu.
Nigdy nie myślałam, że będę mieć takie szczęście w miłości... zawsze
słynęłam z ogromnego pecha... nie przypuszczałam, że jeszcze kogoś
pokocham... Szliśmy obok wyspy mroku. Często tu bywam, więc nie
przeraził mnie mrok bijący od tego miejsca. Wanney szedł blisko obok
mnie. On również przechodził obojętnie obok wyspy. Wpadła na nas
dwukolorowa wilczyca. Była przerażona.
-Kim jesteście?!-Spytała drżącym głosem. Spojrzałam na Wanney'a a on na
mnie.-Kim jesteście?!-Powtórzyła wadera teraz głośniej. Pewnie czuć było
ode mnie zimno... Wszyscy z watahy zdążyli się już przyzwyczaić, więc
to był ktoś obcy...
-Wyluzuj...-Uspokoiłam ją opanowanym głosem.-A tak nie przypadkiem to ty
tu nie jesteś na swoim terenie?-Zbadałam ją wzrokiem. Ta w rekordowym
tempie zmieniła się w człowieka.
-Ja?! Ja należę do tutejszej watahy mroku i nie mam zamiaru się z tobą licytować...-oznajmiła wadera
-Też miło cię było poznać...-przewróciłam oczami i zostawiłam w tyle
wilczycę, która znów poszła w kierunku wyspy. Tyle fatygi dla paru
łysych drzew i wody pełnej nieboszczyków...
-Dziwnie się zachowywała...-przyznał Wanney odwracając wzrok za siebie na odbiegającą waderę.
-Nemezis mówiła, że na razie najlepiej nie zapuszczać się samemu w takie
miejsca... zgłodniałam- podsumowałam zamieniając się w wilka. Słońce
zachodziło. Była wiosna. Wszystko rozkwitało. Kocham mrok, ale kto
powiedział, że nie mogę lubić wiosny. Śpiewały pierwsze ptaki. Trawa
zieleniała i na wierzch wychodziły pierwsze stokrotki. Biegliśmy przez
las szukając czegoś do jedzenia. Wywaliłam jęzor i przyspieszyłam.
Ścigaliśmy się tak przez dobrą chwilę. Na zakręcie ostro zahamowałam
wpadając na Wanney'a stojącego spokojnie w krzakach obserwując stado
saren. Stracił równowagę i runą na ziemie śmiejąc się.
-Sorry...-szepnęłam zajmując pozycję obok niego.
-Widzisz tamtego łosia?-Szepnął pytająco
-Łosia w stadzie saren?!-byłam trochę zdezorientowana
-Tak łosia w stadzie saren-powtórzył wywracając oczami- tego przy wodzie...
-Aaa...widzę- dostałam głupawki, nie umiałam opanować śmiechu.
Wyskoczyliśmy z krzaków rzucając się na łosia. Połowa została, więc
zanieśliśmy ją do watahy.
-Nemezis jest jakaś nowa w watasze?-Spytałam alfy siedzącej na ziemi.
-Chodzi ci o Aislinn? Tak dołączyła niedawno.-odparła nie podnosząc wzroku.
-okey, dzięki-Wstałam i poszłam na łąkę obok jaskiń. Wspięłam się na
drzewo i z źdźbłem trawy w ustach podziwiałam zachód słońca. Leżałam tak
beztrosko na gałęzi do zmroku. Później dołączył do mnie Wanney. Usiadł
obok, widać było, że coś go męczy.
-Wszystko okey?-Spytałam i usiadłam przy nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz