Odpowiedź Wanney'a mnie nie zadowoliła. Po co mnie tu ściągał? Nie mam
pojęcia. Szłam w stronę IV. Zawiało mi w twarz piaskiem. Zamknęłam oczy i
zobaczyłam Wanney'a z Sey'em. Co on tu robi?! Dziwny typ... Zawsze
próbował za mną nadążyć, ale jakoś mu to nie wychodziło. I dobrze. Ale
po chwili tak się wściekłam, że już nad sobą nie panowałam. Ten dureń
uroił sobie, że całowaliśmy się na jakiejś cudnej polance i chyba nie
chce wiedzieć co wymyślił potem. Dobrze, że nie wspomniał o wspólnym
domu psie i czwórce dzieci!!! Wanney z
obrzydzeniem usiłował przerwać wizje. Wcieliłam się w wilka i wściekła przeniosłam się na zamek. Pospiesznym krokiem wpadłam do komnaty przybierając postać człowieka. Wanney w klatce a Seyo odgrywa złowieszczy śmiech. Jednym słowem- rozpierducha na całego.
-Witaj, kochanie- przywitał mnie idiotycznym uśmieszkiem.
-Żartujesz sobie!? Coś ci się chyba pomieszało, ze mną się nie zadziera!-Wrzeszczałam po nim z oburzeniem.
-Lubie ostre laski...-Rękami przygniótł mnie do ściany i zmierzył wzrokiem od góry do dołu. Wanney wściekle szarpał złote kraty. Czy on zawsze musi się w coś pakować!?
-Lepiej się uspokój napaleńcu bo pożałujesz...-Odepchnęłam Seyo z rozmachem. Zrezygnowany Wanney usiadł twardo i westchną krytycznie. Seyo stracił równowagę i wpadł na pozłacany tron tracąc przytomność. Podbiegłam do klatki i otwarłam drzwiczki kluczem odebranym nieprzytomnemu samcowi.
-Nic ci nie jest?-Wanney wyskoczył z klatki łapiąc mnie w pasie.
-Nie...
-Wynośmy się z tąd...-Pobiegliśmy w stronę bramy. Przyleciały po nas Nifro i Raxtus, więc szybko wróciliśmy. Konie zostawiły nas nad urwiskiem. Siedzieliśmy w ciszy. Spojrzałam mu w oczy. Pierwszy raz dostrzegłam w nich głębie. Objął mnie ręką. Poczułam się nieswojo.
-Ślicznie tu...-Stwierdziłam parząc w gwieździste niebo.
obrzydzeniem usiłował przerwać wizje. Wcieliłam się w wilka i wściekła przeniosłam się na zamek. Pospiesznym krokiem wpadłam do komnaty przybierając postać człowieka. Wanney w klatce a Seyo odgrywa złowieszczy śmiech. Jednym słowem- rozpierducha na całego.
-Witaj, kochanie- przywitał mnie idiotycznym uśmieszkiem.
-Żartujesz sobie!? Coś ci się chyba pomieszało, ze mną się nie zadziera!-Wrzeszczałam po nim z oburzeniem.
-Lubie ostre laski...-Rękami przygniótł mnie do ściany i zmierzył wzrokiem od góry do dołu. Wanney wściekle szarpał złote kraty. Czy on zawsze musi się w coś pakować!?
-Lepiej się uspokój napaleńcu bo pożałujesz...-Odepchnęłam Seyo z rozmachem. Zrezygnowany Wanney usiadł twardo i westchną krytycznie. Seyo stracił równowagę i wpadł na pozłacany tron tracąc przytomność. Podbiegłam do klatki i otwarłam drzwiczki kluczem odebranym nieprzytomnemu samcowi.
-Nic ci nie jest?-Wanney wyskoczył z klatki łapiąc mnie w pasie.
-Nie...
-Wynośmy się z tąd...-Pobiegliśmy w stronę bramy. Przyleciały po nas Nifro i Raxtus, więc szybko wróciliśmy. Konie zostawiły nas nad urwiskiem. Siedzieliśmy w ciszy. Spojrzałam mu w oczy. Pierwszy raz dostrzegłam w nich głębie. Objął mnie ręką. Poczułam się nieswojo.
-Ślicznie tu...-Stwierdziłam parząc w gwieździste niebo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz