piątek, 19 kwietnia 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko


Gdy dotarłam do bram Lazur stali tam: Kaito (Alfa, Powietrza krainy Lazur)

Ppoiyo(Alfa Ognia, krainy Lazur)

Eroc( Alfa Wody, krainy Lazur)

Przyszłam cała zakrwawiona, za Alfami stał Sebastian ze smutkiem w oczach.
- No kochana czas na wyruszenie na misję. – Powiedział z zadziornym uśmieszkiem Kaito.
- Śnisz. – Syknęłam.
- Doprawdy? – Zapytał Erco łapiąc mnie za rękę.
- Raczej powinnaś się zgodzić. – Szepnął Ppoiyo łapiąc mnie za drugą rękę.
W tym samym czasie podszedł do mnie Kaito i przejechał dłonią po policzku.
- To będzie niezła walka, bo idziesz walczyć przeciwko Alfie z krainy Dymos. – Powiedział słodko Kaito.
- Nigdzie nie idę! – Wrzasnęłam wytwarzając jakąś tarczę przez, którą Alfa Ognia i Wody poleciały w tył.
Kaito stał przechylając głowę w prawo. Nagle Sebastian skoczył na mnie i ogłuszył. Ocknęłam się w znienawidzonej klatce. Przed klatką stał Seba.
- Wyruszasz na misję za tydzień, nie będę mógł Ci pomóc bo oni nie odstąpią Cię na krok, wybacz. – Powiedział Seba i zniknął. Siedziałam przytłoczona wszystkim w klatce. Zablokowałam myśli, tak by Iluś nie mógł się do nich dorwać.
- Czas na zabawę. – Powiedział Ppoiyo wstając z jakiegoś pnia.
Podszedł do mojej klatki, a z jego ręki wydobywał się ogień.
- Tylko nie krzycz zbyt głośno. – Szepnął.
Przyłożył rękę do metalowych prętów, które rozgrzały się tak, że parzył mnie w nogi ręce i inne części ciała. Zmieniłam się w wilka by zmniejszyć oparzenia. Gdy skończył podeszła Alfa wody.
- Gotujemy? – Zapytał patrząc na resztę.
Nagle znalazłam się w kuli wody, która została podgrzana, jednym słowem chcieli ugotować mnie żywcem. Gdy moje rany stały się widoczne przestali. Kaito podszedł.
- Zmień się w człowieka.
Posłusznie zrobiłam to co mi kazał i wyciągnęłam rękę, wiedziałam co się stanie. Chłopak wytworzył coś jakby nóż i zaczął rozcinać mi rękę, ból był nie do opisania, jednak nic nie mogłam zrobić. Pociął mi jeszcze nogi, brzuch i ramiona. Syczałam z bólu. Nagle przyszła Alfa Ziemi.
Gabriel:

- Wróciła? – Zapytał z pogardą, gdy basior ognia przypalał mi dłoń.
- Przyłączysz się? – Zapytali wszyscy chórem.
Basior podszedł bez słowa, nagle w mojej klatce pojawiły się gałęzie, które zaczęły oplatać mnie straszliwie mocno.
- Moja wadera mnie zabije. – Wyszeptał patrząc mi w oczy.
- To po co to robisz? – Wydusiłam.
- Bo jesteś nieposłuszna. – Powiedział patrząc na moje ciało.
Wiedziałam, że będą okrutni oraz, że zjem coś dopiero za tydzień, najgorsze będzie to, że zjem jakiegoś basiora, który zagraża tej krainie. Katowali mnie przez cały tydzień, po dwóch dniach byłam już w formie „złej”. Dziczałam w klatce, byłam głodna, żądna krwi. Wilki były z siebie dumne. Nikt z  Immortal Volves po mnie nie przyszedł. Ostatniego wieczora w klatce latałam jak opętana.
~Miko, gdzie jesteś, co się z tobą dzieje, czemu nie wracasz?~ Usłyszałam głos Illuminated'a.
~Głodna, zabić, krwi, zabić, zabić zabić!~ Odesłałam mu taką odpowiedź choć chciałam mu powiedzieć, że jest wszystko dobrze.
~Kogo zabić o czym ty mówisz?~ Znowu usłyszałam.
~Giń, zjem, krwi, mięsa, zabić!~ Znowu odesłałam bezsensowna odpowiedź, jednak tak zachowywałam się gdy oni mnie ranili fizycznie i głodowali.
Tej nocy nie spałam, gdy rano Alfy wstały, spuścili mnie i powiedzieli gdzie mam iść. Pobiegłam tam niszcząc wszystko na swojej drodze. Gdy dotarłam do celu, zabiłam wielkiego basiora przybijając mu serce i zjadając w całości, zaczęłam pochłaniać jego ciało, jednak to było za mało. Zabiłam jeszcze po drodze z 6 wilków i wróciłam do normalnego stanu, byłam cała we krwi i sapałam ciężko. Wróciłam by poinformować, że to już koniec. Gdy stanęłam przed murem stał tam tylko Kaito.
- Witaj księżniczko, jak misja. – Zapytał z uśmiechem.
- Zabity. – Powiedziałam krótko.
- Cudownie. – Powiedział i podszedł do mnie.
Podniósł moją brodę i spojrzał mi w oczy.
- Nawet jak jesteś tak skatowana to i tak jesteś piękna. – Powiedział i nachylił się.
- To wszystko? – Zapytałam bez namysłu.
- Na jakiś czas tak. - Powiedział, nie zmieniając pozycji.
Patrzyłam mu głęboko w oczy przez minutę, a on nadal się uśmiechał.
- Jak dobrze mieć Ciebie po swojej stronie. – Powiedział nagle i stanął wyprostowany.
Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę IV.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz