niedziela, 21 kwietnia 2013

(Wataha Powietrza) Od Miko


Brat stanął nade mną i skupił się, ja również postanowiłam wzmocnić barierę chroniącą mój umysł, ale niestety pomagało mu kilka wilków, więc bariera została przełamana, to był okropny ból, wrzeszczałam jak opętana, jednak nikt się tym nie przejmował, wiedziałam kto jest w jakim miejscu, każdy był na innym wspomnieniu, to było straszne, zaczęłam mieć lekkie drgawki ze strachu.
- Alfy, co? – Zapytał braciszek z wrednym uśmiechnę chyląc głowę.
- Illuminated, nie masz prawa do nich iść! – Wrzasnęłam udając rozkaz.
Roześmiał się.
- Nie będziesz mi mówiła co mi wolno, a co nie. – Powiedział grobowym głosem.
- Nie mas prawa! – Wrzasnęłam przerażona.
- Nie bój się, ja ich załatwię. – Powiedział dumnie.
- Ty nic nie rozumiesz, nawet jeśli pójdziesz i będziesz dawać sobie radę, oni mnie wezwą i będziemy walczyć przeciwko sobie. – Powiedziałam drgając.
- To tego nie rób. – Powiedział i się uśmiechnął.
- To mnie zabiją w męczarniach. – Wyszeptałam.
- Co? – Zapytał basior.
- To co słyszałeś! – Wrzasnęłam i wybiegłam z jaskini.
Nikt za mną nie pobiegł, pobiegłam nad jezioro, spojrzałam w swoje odbicie.
- Nieeeeeee! – Wydarłam się przeraźliwie.
Wyglądałam okropnie, miałam rany szarpane, poparzenia, w niektórych miejscach zwęgloną skórę. Usiadłam i płakałam. Nagle zza krzaków ktoś wyszedł. Odwróciłam się gwałtownie ocierając łzy. Wystrzeliłam w górę jak torpeda.
- Co… co ty tu robisz? – Patrzyłam na Kaito.
- Pięknie tu, wspaniałe miejsce i wyśmienite kwiaty. Jestem tu bo ktoś zamierzał się ze mną zmierzyć, a mi się nie chce, więc ty to zrobisz. Nie martw się kochanie, nie skrzywdzę Cię jeśli nie odmówisz. – Powiedział z uśmieszkiem.
- Zapomniałeś, że to moje tereny i ja tu żądzę. – Syknęłam.
~Fujumi, do mnie!~ Wysłałam do niej mentalną wiadomość i podobną do Neko. Pojawiły się natychmiast.
- Coś się nie boję. – Powiedział i zrobił krok w moją stronę.
Fujumi machnęła mocno skrzydłami, wytworzyła się fala powietrza, a ja wzmocniłam ją swoją mocą, po czym wyskoczyłam niewidocznie w górę. Kaito nie ruszył się z miejsca, a gdy fala powietrza się zbliżyła przed basiorem pojawił się ogień. Zaatakowałam z góry, walka w ręcz jest lepsza. Blokował każdy mój ruch.
- Kochanie, przecież wiesz, że mnie nigdy nie pokonasz. – Powiedział łagodnie blokując moją pięść.
Zza krzaków wylazł Ppoiyo i ruszył na Fjumi i Mayu. Kotka przeleciała pod nogami basiora ognia i wbiła mu pazury w plecy, Pegaz zaś kopnął go prosto w twarz z kopyta. Kotka wylądowała na ziemi i kiwnęła wdzięcznie do Pegaza. Ja atakowałam bez chwili przerwy gdy nagle dostał w twarz z pięści i poleciałam ze trzy metry. Mayu podbiegła do mnie i spojrzała głęboko w oczy, nagle poczułam wielką moc. Połączyłam się z moim Neko.

Czułam się wspaniale.
~Masz dużo więcej mocy, no i kilka bonusowych.~ Usłyszałam głos towarzyszki.
-Działamy! – Krzyknęłam i zadarłam sobie udo pazurem.
Nałożyłam krew na palec i ruszyłam do przeciwnika, w tym samym czasie Fujumi walczyła z Alfą ognia. Biegłam dość szybko i zwinnie, przed basiorem wybiłam się w górę i zrobiłam nad nim salto po czym podrapałam mu plecy i moja krew dostała się do jego ran. Odskoczyłam szybko, a z jego ran wydobywało się powietrze, które leczyło obrażenia. Odwrócił się w moją stronę i zaczął biec w moją stronę.
~Spokojnie, teraz użyjemy czegoś z wyższej półki. ~Powiedziała Mayu.
Zdjęłam jeden pierścionek i przejechałam po nim palcem, a z niego zaczął wydobywać się fioletowy dym. Rzuciłam pierścień przed siebie i przygotowałam do walki. Kaito od razu zaatakował pięścią, ja zrobiłam obrót i podłożyłam mu nogę, przez co przewrócił się w przezabawny sposób. Usiadłam na niego i zadrapałam mu szyję i wrzuciłam do rany kulkę z bransoletki, która jarzyła się na niebiesko. Rana zagięła się, a ja stanęłam na jego plecach i skoczyłam raz, usłyszałam trzask.
- Chyba złamałam Ci kręgosłup. – Powiedziałam schodząc z niego.
Ruszał tylko bezwładnie oczami. Nagle usłyszałam parsknięcie. Fujumi leżała bezradnie pod kopułą z ognia. Basior patrzył się na mnie jak by chciał mnie zabić. Podniosłam pierścień, który wcześniej rzuciłam na ziemię. Mężczyzna zaczął biec w moją stronę. Gdy był wystarczająco blisko przeskoczyłam nad nim, a on przywalił w drzewo. Szybko się otrząsnął i znowu na mnie ruszył, tym razem z jego rąk wydobywał się ogień. Przygotował się do strzału w biegu, a ja rozchlapałam krew z nogi która nadal się sączyła. Nagle w moją stronę poleciała kula ognia. Zatrzymałam ją swoją mocą roztrzaskując ją na iskierki. On nie rezygnował nadal biegł, tym razem do walki w ręcz, jego płomyki zgasły i zaczął zwalniać. Gdy przekroczył plamy z krwi padł, jednak żył, tak samo jak Kaito. Uklękłam przy nim.
- Chcesz pewnie wiedzieć o co chodzi? – Zapytałam łagodnie.
On tak samo jak wilk powietrza bezradnie kręcił oczami.
- No więc, ten pierścień, który masz za koszulą osłabił twoją moc, a krew jest trucizną, która zatruwa powoli twój organizm, doprowadzając do zatrzymania akcji serca. Kaito, ty masz ją w sobie, więc masz gorzej bo giniesz w męczarniach, pierścień również osłabił ciebie, a jeśli chodzi o kulkę z bransoletki to cię unieruchomiła. Skacząc po tobie złamałam ci kręgosłup, co musi teraz straszliwie boleć, ale nie dałeś mi wyboru. – Mówiłam kręcąc się między ciałami.
Mayu nagle stanęła przede mną. Fujumi zaś za mną.
~Nie będę taka jak oni, Mayu usuń z nich truciznę i z Kaita kulkę.~ Przekazałam towarzyszkom.
- Kręgosłup jak nowy. – Powiedział Kaito wstając.
Otworzyłam szeroko oczy.
~Ja nic nie zrobiłam.~ Powiedziała kotka.
- Och, no tak ty nie wiesz. Już kiedyś zmierzyłem się z Neko, który dał mi odtrutkę na ich krew i magiczne sztuczki, wybacz kochanie, ale nie mogę cię opuścić w taki sposób. – Mówił spokojnie i wolno.
Patrzyłam jak bym zobaczyła coś niewiarygodnego.
- Ppoiyo, nie udawaj, przecież widziałem jak blokujesz pierścień, a w dodatku też masz odtrutkę. – Powiedział basior uśmiechając się do drugiego.
Nagle moje ręce chwycił basior ognia, a zwierzęta zostały unieruchomione przez ogień. Podszedł do mnie Kaito.
- JS, przecież wiesz, że walka ze mną jest nie do przejścia. Pamiętaj, że nie wygrasz, choćby nie wiem co, aha i chyba już postanowiłaś się zgodzić. – Powiedział kucając i zerkając mi w oczy.
Miałam pochyloną głowę, więc to było oczywiste, że nie chce na niego patrzeć, ale on i tak zawsze rozmawiał tak ze wszystkimi.
- Czemu to robisz, znajdź sobie kogoś innego do takich misji. Czemu nie weźmiesz Sebastiana? – Darłam się z rozpaczą.
- Nie ma nikogo lepszego, a Seba nie podołał by takiemu wysiłkowi, jesteś lepsza, a im będziesz silniejsza, tym lepiej. Kochanie, jeśli nie chcesz siedzieć tutaj i być wzywana co jakiś czas to wróć, ja Cię przyjmę z miłą chęcią. – Mówił jak by wiedział co jest dla mnie lepsze.
- Wracaj lepiej do małżonki i dziecka. – Syknęłam.
- Nie muszę, młody teraz trenuje całymi dniami, a żona siedzi i gada z koleżankami. – Powiedział z uśmiechem i satysfakcją.
- Czyli Cię olewa? – Zapytałam podnosząc trochę głowę.
- Nie, po prostu nasz związek się kończy, ona nie jest nieśmiertelna i zostało jej jakieś 5 dni życia, a syn będzie szedł na pojedynek, gdyż nie umie wybaczyć pewnemu kolesiowi. Wiem, że zginie od wróżbitki, więc po co mam siedzieć i na to patrzeć? – Mówił bez uczuć.
- Ty ich nie kochasz, czy co? –Zapytałam z pogardą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz