Wstałam
rano i miałam plan przejść się nad wodę. Przeciągnęłam się i wyszłam
ze swojego kąta. Zwykle obok spał Wanney, ale ostatnio dużo się
zmieniło...Stanęłam przed wyjściem. Dosięgną mnie promień słońca.
Poczułam dziwne pieczenie a uleczona rana brzucha zaczęła się odzywać.
Uciekłam z powrotem w mrok jaskini.
-Światło...-Szepnęłam bez wyrazu. Najwyraźniej musiałam zostać w środku... Po krótkiej chwili zdecydowałam, że ukrywanie się przed jakimś światłem to całkiem do mnie nie podobne. Okryłam się czarem ochronnym i wyszłam na zewnątrz. Nie poczułam różnicy. Doszłam nad brzeg wody. Uwielbiałam tam przebywać. Nogami muskałam powierzchnię wody. Słońce próbowało mnie dosięgnąć, ale nie dało rady. Uśmiechnęłam się szyderczo. Czyli jednak światło wysiada? Oj...niestety...W twarz zawiał mi zimny wiatr. Poznałabym ten smród wszędzie-to Ayerr- mój odwieczny wróg. Ale to nie mroczna bestia. Wręcz przeciwnie-to ja nią jestem. On to anioł biały, świetlisty. Ohyda...Uśmiechnęłam się łobuzersko. -Ayerr...Co cię tu przywiało?-mruknęłam patrząc jak ląduje bosymi stopami na ziemi. -Wiesz...chciałbym odnowić znajomość ze starymi znajomymi...-Podszedł uśmiechając się w kącikach ust. -Aaaa...powodzenia...-Nadal mruczałam pod nosem. -Nie pamiętasz już? Jak byliśmy najlepszymi przyjaciółmi...Jak ogień i woda... Przyjaciółmi a może nawet coś więcej?-Dalej obleśnie się uśmiechał patrząc mi w oczy. Wybuchłam śmiechem. -Wiedziałam, że jesteś głupi, ale po tobie nie spodziewałam się, że się na to nabierzesz. -A więc to był żart?-Podniósł jedną brew podchodząc co raz bliżej. -No nie ja zakochana w białym aniołku...Kpisz ze mnie...-Stałam na przeciwko niego. Podszedł bardzo blisko i nachylił się nad moją szyją. Pewnie chciał ugryźć i mnie nawrócić, ale nic z tego. Czekałam tylko na odpowiedni moment. Kopnęłam go w krocze. Władowałam w to całą swoją siłę, więc musiało boleć... Stałam dumna nad zwijającym się z bólu Ayerrem. -Warto było?-Spytałam triumfalnie-Ja cierpiałam jeszcze bardziej jak słońce wypalało mi dziurę w brzuchu.-Oznajmiłam obojętnie. Koło mnie wylądował Raxtus. ~Masz talent~Przyznał badając wzrokiem świetlistego przybysza. ~Wiem~Uśmiechnęłam się do rumaka. Ayerr zmierzył mnie wzrokiem z ziemi na której leżał. Wyglądał żałośnie... ~Lecimy~Poleciłam Raxtusowi zostawiając anioła w tyle. Po co przyszedł Ayerr? Nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć... Znaleźliśmy uroczą łąkę w cieniu ogromnego dębu. Leżałam pod drzewem a Raxtus obok. W myślach poczułam dziwne wibracje. ~Dziś w nocy nad wodospadem~Usłyszałam i rozpoznałam głos Wanney'a. Musiał się nieźle zmęczyć aby dotrzeć do mojego umysłu...Podziw...Zakładam na prawdę stalowe blokady. Ale jak to zrobił dowiem się chyba dziś w nocy. Gdy dostałam mentalną wiadomość był już zmierzch. Raxtus zasną, więc postanowiłam go zostawić. Przejście nad wodospad nie należało do najwygodniejszych. Należało wejść w jakąś spróchniałą dziuplę w drzewie. Na końcu był portal. Przeniosłam się nad wodospad. Woda szumiała strasznie głośno. Liście na drzewach szalały na wietrze. Było zimno. Z oddali dostrzegłam sylwetkę Wanney'a. Podeszłam w wolnym tempie. -O co chodzi?-Odezwałam się jak stałam już kilka kroków od niego. -Muszę ci coś powiedzieć... |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz