Dołączyłam do gry w butelke
dopiero pod koniec. Na szczęście nikt nie miał okazji mnie pocałować.
Wszyscy zaczeli się rozchodzić. Poszłam w swoją stronę w towarzystwie
Diany. Jednak jak doszłyśmy do lasu rozdzieliłyśmy się. Postanowiłam, że
dla relaksu udam się nad urwisko bolesnej śmierci. Idealne miejsce na
wieczorny spacer. Było spokojnie i cicho. Z trawy dochodziły odgłosy
świerszczy. W oddali ktoś zawył przeciągle, po chwili głos gwałtownie
się urwał. Siedziałam chwile nasłuchując. Dzwięk ponownie się powtórzył,
lecz teraz zakończony był jakby żałosnym lamentem a potem skowytem.
Zerwałam się ze skraju przepaści zgrabnym ruchem i stanęłam na równych
nogach. Taka piękna noc, a ktoś najwyraźniej miał ochotę sobie
pośpiewać... No cóż pozostaje mi tylko iść i przerwać mu tą
przyjemność... Pospiesznie ruszyłam do źródła jęków. W trakcie chodu
zamieniłam się w wilka i zerwałam się do biegu. W całym lesie było jak
zwykle-mokro, ciemno, zimno. Nie narzekam. Po drodze dorwałam wielkiego
zająca. Wyszłam na polane w środku lasu z martwym królikiem w zębach. Z
wrażenia rozwarłam szczęki a moja kolacja wylądowała na ziemi. Przede
mną stała armia goblinów, ich przywódca zabijał mieczem jakiegoś biednego
włochatego kuca. Wykrzykiwał przy tym jakąś psychopatyczną melodyjkę.
Bez wahania rzuciłam mu się do gardła. Z jego glutowatego, żylastego
cielska zamiast krwi płyną maziowaty, biało-zielony śluz. Z obrzydzeniem
wyplułam na ziemię gorzką maź. Obnażyłam kły wściekle warcząc i
ujadając. Goblin wykrzywił pomarszczone wargi *jeśli można to tak
nazwać* w triumfalnym uśmiechu, pokazując mięsiste dziąsła i resztki
czarnych zębów. Myślałam, ze rzygne... Rany zalepiał ruszający się śluz.
Wił się po szyi gada stojącego przedemną wypełniając miejsce głębokich
ran. Zamknęłam oczy a ze mnie 'wypłynęła' fala strachu. Strwory uciekały
w popłochu, aż w końcu znikęły mi z oczu. Wrócą. To pewne. Z głębi lsu
wybiegła Miko.
-C-co się stało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz