piątek, 12 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Ostateczną walkę rozpoczęliśmy od ataku na drużynę 3. Chociaż tak właściwie to ona zaczęła atakując drużynę 2. Wykorzystaliśmy, że nikt nas nie obrzuca i ruszyliśmy na drużynę Ateny i Belli. Niedługo po rozpoczęciu na teren walki wpadł Seneko i bardzo głośno rozpoczął ostrą wymianę zdań z Ateną. Nemezis wykorzystała okazję i zasypała siostrę istną lawiną śnieżek. Piękne chwile.... Ale została jeszcze Bella. Próbowała ją wyeliminować z gry razem z Rapix, ale coś im nie szło. Bella raz po raz chowała się za wyrastającymi przed nią drzewami. Ale w końcu musiała wyjść. Cicho podeszłam jak najbliżej i położyłam sie na ziemi, tam gdzie drzewa były najgęstsze, aby nie mogła mnie zobaczyć. Gdy tylko się wychyliła moja śnieżka poszybowała prosto do jej nosa. Zderzenie było nieuniknione. Zdezorientowaną alfę ziemi wykończyły nasze przywódczynie. Niedługo obie z Ateną zemdlały, więc pomogłam Rapix i Nemezis zawlec je do pomieszczenia dla jeńców. Nam chyba też kogoś uwięzili. W każdym razie wpakowaliśmy nieprzytomne alfy do klatek. Miałam mieć przy nich pierwszą wartę, chociaż i tak stąd nie uciekną. Gorzej jakby ktoś przyszedł je ratować. Pierwsza obudziła się Atena i oczywiście od razu próbowała zniszczyć klatkę. Jaka szkoda, że tu nie działają jej moce i najwyżej mogłaby zrobić sobie krzywdę...
-Siedź! - prychnęłam - Dla własnego bezpieczeństwa nawet nie próbuj.
- Próbowałam... - wyszeptała cicho i skuliła się najdalszym kącie klatki.
Zaraz po mnie wartę miała Wild i właśnie przyszła jej zmiana. Poszłam zobaczyć kogo brakuje, aby wiedzieć kogo mam ratować. Przygotowania do bitwy z drużyną powietrza i ognia szły pełną parą. Ale nie mogłam nigdzie znaleźć Euforii i Wanneya. A więc mamy dwóch jeńców. I właśnie wtedy prosto z nieba spadł niemalże na mnie Wanney. Na szczęście w ostatniej chwili odskoczyłam.
- Ty se chyba żartujesz! Zawsze musisz mieć jakieś niecodzienne wejście... Nic ci nie jest?
- Moje.... nogi...
- Dasz radę iść?
- Nie...
Po tej odpowiedzi złapałam go pod rękami mając zamiar bezpiecznie go przeciągnąć do pomieszczenia dla leczących. Wtedy ze środka wypadła Rapix i rzuciła się basiorowi na ratunek. Cierpliwie opatrywała mu nogi nie zważając na jego jęczenie. 'Niestety tak to już jest. Jak wszyscy się wokół ciebie zbierają nawet małe zadrapanie staje się śmiertelne, a jeśli jesteś sam na odludziu bez nikogo nawet o najcięższych ranach musisz myśleć jak o zadrapaniu ' Pomyślałam i spojrzałam na blizny na nogach... Wokół rannego zrobiła się wrzawa. Nagle wpadła Margo w pełnym galopie i krzyknęła:
-Wanney? Co się stało?
Następna była Nemezis, która spytała równie zdziwiona:
-Co to ma być?
Eh.. ale tłok. Nie czekałam na odpowiedzi, bo już je znałam. Dla mnie były całkiem oczywiste. Wykorzystałam okazję oderwania się od zbiegowiska i poszłam po Euforię. Nie możemy przecież atakować z tak dużymi brakami. Wyszukałam sobie ładny cień prowadzący prosto do wejścia do ich fortecy. Teraz jakby nie chcieli mnie nie zobaczą. Cichutko sobie szłam mijały mnie inne wilki, a nawet patrzyły się w moją stronę, ale nie widzieli mnie. Teraz najtrudniejszy etap. Forteca. Stałam już przy drzwiach, a strażnik wbił we mnie swój wzrok.
- Co się tak gapisz? Wilka nie widziałeś? - szepnęłam.
Strażnik wytrzeszczył oczy, przetarł je rękami i potrząsnął głową na próżno się rozglądając. Machnął ręką i wszedł do środka zostawiając uchylone drzwi. Poczekałam aż usłyszę wystarczającą ilość kroków i wślizgnęłam się do środka. Słabe światło padało na ściany, których wypukłości rzucały równie słaby cień. W całym budynku panował półmrok. Czułam się jak u siebie w domu. Teoretyczne przy tak słabym oświetleniu powinnam pozostać niewidoczna, ale jednak postanowiłam dla bezpieczeństwa poruszać się cieniem. Nietrudno było trafić do więzienia. Jedną z wielu, ale to wieluuu klatek zajmowała oszołomiona Euforia. Chyba przygotowali się na zwycięstwo licząc po rozmiarach tego pomieszczenia. Widocznie pozbawieni przywódcy nie wpadli na genialny pomysł strzeżenia więźniów, gdyż nikt nas nie obserwował.
- Psyt! Euforia! - szepnęłam
- Co? To ty Diana, gdzie jesteś? - powiedziała całkiem głośno.
Pacnęłam się w czoło. Jeśli to usłyszeli uduszę ją za to.
- Ciszej trochę, chyba, że chcesz siedzieć tu ze mną. Słuchaj, wiesz może, gdzie trzymają klucze do tego... tego czegoś?
- Tam... - szepnęła i wskazała łapą na coś co przypominało szyfr.
Spojrzałam za siebie. Nikłe światło rzucało za mną blady cień. Hmm.. może sie udać... Cień to też chyba istota cienia.. Pomyślałam, aby mój cień oderwał się ode mnie i wrócił do mnie z kluczami. Nawet jeśli siedzą tam przyczajeni, nikt nie zauważy kradnącego klucze cienia. Cień skradał się po ścianie uważając, by nie wejść w zbyt jasną plamę światła. Złapał za cień kluczy i ruszył tą samą drogą do mnie. Klucze lewitowały w powietrzu w pozycji odpowiedniej do cienia. W końcu do mnie wrócił, a ja miałam klucze-szyfr w ręce. Uśmiechnęłam się pod nosem. Klucz tworzył zwinięty skrawek papieru tłumaczący otwieranie i zamykanie poszczególnych klatek. Stosując się do instrukcji uwolniłam Euforię. Niestety zaraz po tym dostała euforii... już wiem dlaczego się tak nazywa. Usłyszeliśmy kroki na schodach. Zamiast uciekać stałyśmy w miejscu. Naszym oczom ukazał się strażnik, ten sam, który pilnował drzwi. Wypuściłam z siebie sporą dawkę strachu i podeszłam do niego.
- Nic nie widziałeś. Zrozumiano?! - powiedziałam, a on wykorzystując wszystkie siły kiwnął głową.
- Wiejemy! - krzyknęłam do Euforii i rzuciłyśmy się przed siebie zostawiając uwolnionego strażnika w tyle. Ona biegła z prędkością światła, a ja zaraz za nią z dźwiękiem. Wpadłyśmy zdyszane do obozu i ledwo co wyhamowałyśmy przed ścianami.
- Patrzcie kogo przyprowadziłam! - powiedziałam z trudem łapiąc oddech.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz