Wanney się pokaleczył w nogi. Hmm.. musi być takim niezdarą? Wyszłam z pokoju leczniczego i wyszłam z zamku. Nie było niczego do roboty.
Drużyna pierwsza przygotowywała się do swojej przegranej, a trzecia jest już pokonana, ale częściowo. Wiedziałam, że będą chcieli odbić Atenę i Bellę, no cóż trudno...
-Nemezis? -Usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się. Za mną stał Rahul. Jeden z dowódców Spartakusów, w tym przypadku Wampirów.
-Czego chcesz? -Warknęłam.
-Rozmawiałem z pozostałymi Dowódcami i doszliśmy do wniosku że... -Westchnął. -Trzeba Ci pomóc.
-Pomóc? W czym?!
-No bo.. -Przerwałam Rahulowi.
-No bo co?! Wszyscy pytają się co się ze mną dzieje... Ale nic! Nic się nie dzieje! Nie postradałam zmysłów! Nie! Możecie się wszyscy odczepić ode nie?! -Krzyknęłam.
-Nie, nie oto chodzi... -Powiedział Wampir.
-Nie?! To po co przyszedłeś? -Spojrzałam na samca swoimi czarnymi oczami, ten się głęboko zamyślił. -Widzisz? Chciałeś mi wciskać kity, ze jestem inna. Że muszę się powstrzymać! Ale przed czym?! -Basior nie odpowiadał. -Właśnie, nie wiesz...
-Nemezis, przestań. -Powiedział szybko. Spojrzałam mu w oczy, ujrzałam siebie, ale inna siebie. Ja miałam czarne oczy, bił od nich głęboki mrok. Ale coś się zmieniło, moje ciało lizały czarne płomienie, nawet ich nie czułam.
-O nie... Musze innych powiadomić. -Powiedział szybko i zniknął. Prychnęłam. Niech znika.
Zaczęłam powoli wracać do fortecy, płomienie które mnie wcześniej okalały, zniknęły.
Weszłam dumnym krokiem do zamku.
Poszłam do głównej sali. Rozmyślałam o bitwie która będzie niedługo.
Po pewnym czasie rozpoczęła się bitwa.
Była dość zaciekła. Strzelałam śnieżkami na okrągło.
Wynik mnie dość ucieszył. Wróciłam do zamku, położyłam się na tymczasowym legowisku. Nie wiem ile czasu upłynęło kiedy przyszła do mnie Rapix.
-Chodź ze mną , musimy porozmawiać. -Szepnęła. Nie byłam zadowolona, pewnie znowu będzie mi prawić kazania. Zaprowadziła mnie do czegoś, co wyglądało jak iglo. Weszłyśmy do środka i siedziały tam Miko i wadera Światła, chyba Alena. Nie obchodziło mnie to.
-Bratasz się z wrogiem ?!
-Nie , jesteśmy tu by pogadać o to co się z tobą dzieje.-odrzekła Rapix.
-Co się ma dziać ? Ciągle tylko o to pytacie. Nic się nie dzieje ! -warknęłam. Już mi się nie podobał tor którą zmierza ta rozmowa.
-Chyba jednak coś musiało się stać , bo niby dlaczego twoje oczy zachodzą czernią i bije od nich mrok ? -zapytała Miko.
-Powinnaś chyba wracać do swojej żałosnej drużyny , do przegranych tam
gdzie twoje miejsce ! -wykrzyczałam patrząc na Miko.
-Kiedyś byłaś inna ! -Krzyknęła Miko i dwie wrogie wadery wybiegły. No i dobrze. Nikt nie będzie płakał.
-A ty powinnaś zajmować się bitwą , a nie moim życiem ! -dodałam ze złością do Alfy Wody.
-Ciągle tylko bitwa i bitwa to miała być zabawa Nem ZABAWA ! Traktujesz
to jak wojnę na śmierć i życie , nie obchodzą Cię uczucia innych ,
zmieniłaś się przez rzucanie tym białym cholerstwem ! Nie byłaś taka !
Otrząśnij się to nie jesteś Ty ! - Mag Wody wybuchnęła i zaczęła na mnie krzyczeć. Nie mogłam pozwolić sobie na taką sytuacją, więc z podniesioną brodą wyszłam z iglo.
Czułam, jak znowu okalają mnie czarne płomienie. Spojrzałam na nie z zachwytem. Były piękne, takie mroczne, posiadały tajemnice i magię.
To było... coś.
Uśmiechnęłam się tajemniczo pod nosem. Szłam przez las. Wszystkie zwierzęta chowały się przede mną, a ja z uśmiechem na ustach szłam dumnym krokiem. Teraz byłam Panią ich. Nikt mi nie podskoczy, a jeśli nawet to zostanie pokaleczony w innym razie zabity.
Teraz byłam gotowana na kolejną walkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz