Usiadłam w kącie jaskini i próbowałam sobie wyjaśnić, a może
wytłumaczyć co takiego się działo. Zmieniłam się w postać ludzką którą tak
uwielbiałam i od razu humor mi się polepszył, chociaż… nie chciałam nikogo
widzieć. Podeszłam do jedynego jeziorka na moim terenie i przejrzałam się w
nim. Byłam strasznie blada, moja peleryna kiedyś czerwona niczym krew, teraz
nie miała blasku.
- Och trzeba zrobić z Tobą porządek. – Powiedziałam do
peleryny ze śmiechem.
Minął kwadrans a peleryna wyglądała jak nowa.
- Nawet czerwonej pelerynie podobnej do ognia potrzebne
dobre, odświeżające pranie. – Zachichotałam.
Położyłam pelerynę na ziemi do wyschnięcia i usiadłam
wzdychając. Niebo było kusząco niebieskie z białymi obłoczkami.
„I jak tu się nie cieszyć taką pogodą?” – Pomyślałam.
Nagle usłyszałam rżenie, przeraźliwe i strasznie długie
jakby ktoś męczył biedne zwierzę. Poszłam w stronę odgłosów. Koń miał strasznie
donośny głos bo znalazł się na drugim końcu mojej krainy. Stanęłam za drzewem i
obserwowałam rumaka jak męczy się bidulek z przymocowaną do szyi liną która
zaczepiła się o górne gałęzie drzew.
- Cudowny… - Szepnęłam sama do siebie. Chciałam podejść mu
pomóc, jednak ten zapłonął a lina spłonęła. – Ach, mój żywioł !
Ni stąd ni z owąd wiedziałam, że Atena ma hodowlę pegazów
widocznie ten także był jej.
Odleciał na chwilę zrobił beczkę w powietrzu :
i wylądował
lekko na ziemi.
- Istna perfekcja ! – Krzyknęłam i zasłoniłam usta – Ojć.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem jakby pierwszy raz na oczy
widział człowieka jednak… nie zląkł się.
Wyszłam z opuszczoną głową spod cienia wierzby. Jego
zdziwienie stało się jeszcze większe.
- Witaj, piękny. – Szepnęłam. W odpowiedzi dostałam ciche
rżenie.
Podeszłam bliżej, chciałam go dotknąć jednak… cofnęłam się.
Popiół po linach które trzymały ogiera na uwięzi zaczęły się odbudowywać. Po sekundzie lina znów utworzyła supeł na
szyi zwierzęcia.
- Biedny mój. – Powiedziałam. I podeszłam bliżej głaszcząc
go po pysku. Ten stał nieruchomo, dotknęłam liny i zobaczyłam, że nie robi ona
nic złego ogierkowi. – Jesteś zapewne Ateny ! Och, chodź ze mną po pelerynę
odprowadzę Cię do domu.
Nie chciałam go dosiąść. Chciałam by wrócił do swojej pani.
Gdy zobaczył moją pelerynę podbiegł do niej i podał mi ją. Uśmiechnęłam się.
„Jakiej Ateny?” Mentalna myśl konia była hmm.. dająca do
myślenia.
- Czyli nie jesteś jej to odlatuj. Dasz sobie radę sam. A ja
się Tobą dobrze nie zajmę.
Opuścił pysk i zapłoną ogniem po czym wzbił się w powietrze.
- Żegnaj ! – Krzyknęłam.
Odpowiedź prosta – długie rżenie.
Robiło się późno więc postanowiłam położyć się już spać.
Weszłam do jaskini i przybrałam postać wilka.
„Och, nie ma to jak leżakowanie” uśmiechnęłam się w duchu.
Nadszedł kolejny dzień. Obudziło mnie nagły podmuch wiatru i
dotyk.
- Ach! – Wystraszyłam się. – To Ty?!
Spojrzałam na konia który jakby z wielką dumą stanął i
spojrzał na mnie. Skinął głową w znak „tak”.
- Aaaaach… - usiadłam na ziemi. – Co Ty tu robisz?
„Jesteś moją panią. Takie mam upodobanie.” Przesłał mi
mentalną myśl.
- Panią? Chyba we snach. – Prychnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz