poniedziałek, 1 kwietnia 2013

(Wataha Mroku) od Diany

Było mi okropnie zimno. Widziałam kątem oka, że Margo nadal się śmieje. Ale nie tak jak wcześniej, teraz cieszyła się, że jest mi zimno, bawiła się mną… A już myślałam, że tylko ja jestem taka okrutna. Dwie takie osoby w jednym miejscu to o jedną za dużo. Ale nie zamierzam poddać się bez walki.
- Dia… na… - wysapałam.
Myślałam, że zamarznę i wtedy uczucie bólu i zimna ustąpiło, by jego miejsce zajęło przyjemne ciepło. Cały czas patrzyłam na Anioła, więc nie dostrzegłam reakcji wadery, usłyszałam tylko jej słowa:
- Rzeczywiście! Powinnam była cię poznać, ale wybacz, w niebieskim świetle wyglądałaś zupełnie inaczej.
- Znamy się? – zapytałam ze zdziwieniem.
- Już teraz tak – powiedziała i znikła, a raczej odbiegła.
Nie wiem, nie umiałam tego stwierdzić, ponieważ teraz polegałam jedynie na słuchu, nie mogłam odwracać się od Anioła. Czyli następna rzecz na listę z cyklu ‘Nie robić’. Teraz będą już trzy, czyli: *Nie ufać rodzinie (a najlepiej nikomu), *Nie rozmawiać mentalnie i *Raczej nie napotykać się na Margo.
Po chwili stało się coś dziwnego – Anioł zaczął tętnić życiem. Powoli przestawał być już posągiem. Spanikowałam. Co robić? Przecież są niezniszczalne! A jeśli mnie zaatakuje? Nie! Muszę być pierwsza! A może lepiej uciec? Co ty bredzisz, przecież nie zwiejesz przed Aniołkiem! Hah, może i mały , ale jaki niebezpieczny… To chyba nie ty, zostań i walcz do końca! Tysiąc myśli kłębiło mi się na raz w głowie. Miałam wrażenie, że niektóre wcale nie są zależne ode mnie, jakby kierował mną jakiś dawno zaginiony instynkt… Jakaś mała (ale to bardzo, bardzo, baaaaardzo mała) cząstka mnie chciała uciekać. Nie! Zostaję! Przygotowana na ewentualność ataku ze strony wątłej postaci przybrałam pozycję, taką aby zaraz po ‘przebudzeniu’ Anioła od razu przygwoździć go do ziemi. Kiedy tylko się ruszył rzuciłam się na niego prawie że miażdżąc go całą sobą.
- Co robisz, złaś ze mnie! – rozległ się głos – Przecież nic ci nie zrobię! Obiecuję, że za chwilę mnie już tu nie będzie. Teraz już jesteśmy dobre!
- Zdziwiłabym się gdybyście były złe – mruknęłam schodząc z postaci… Nie chciałam już mieć nic wspólnego z tymi Aniołami. Szczerze mówiąc to już chciało mi się nimi rzygać.
- A wiesz, bywają i takie – powiedział z widocznym zadowoleniem Anioł.
- No już, spływaj! Dawno powinno cie już tutaj nie być – warknęłam na niego, a ten uśmiechnął się, pomachał do mnie i zniknął.
Eh.. Teraz to mam już ich naprawdę dość. Wracam do siebie…
Kiedy stałam przed wejściem do jaskini usłyszałam rozmowę:
-Wróciłam! –krzyknęła chyba Nemezis, a jej głos odbij się echem po całej grocie. Czyżby nikogo nie było?
-Co się znowu stało? – rozległ się nieznany mi głos. Trzeba będzie po nadrabiać zaległości...
-Znowu coś z Ateną i z Aniołami? – powiedział z pewnością Kondrakar.
No nie no! Znowu te Anioły… Teraz to tylko Anioły i Anioły. Zupełnie jakby nic innego na świecie nie istniało!
-No a z kim, jak zawsze z Ateną. Anioły są już 'dobre' jeśli można to tak nazwać... –W wyraźnie westchnęła. Pewnie też miała ich dość.
-A jednak coś Cię gnębi... –powiedziałam wchodząc do jaskini.
Przybrałam zatroskaną minę i taki sam ton głosu. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę. Przecież żyli w przekonaniu, ze nie mam uczuć. Niewiele się mylili, więc byli teraz w mocnym szoku. A ja uważając, by przy okazji nie wybuchnąć śmiechem grałam dalej. Te ich miny były po prostu genialne!
-Ach, nie wiem sama... Musze wszystko przemyśleć. Ale wierzcie mi nie radze mieć rodzeństwa, to strasznie wyczerpuje. – stwierdziła Alfa i ułożyła się na swoim legowisku.
No jakbym o tym nie wiedziała! Gdyby tak nie było, moje rodzeństwo jeszcze by żyło. A jednak tak nie jest i należycie zadbałam o to, żeby się z nimi nie użerać. Na te myśli uniosłam jeden kącik ust. W gruncie rzeczy byłam zadowolona z tego co zrobiłam. Również odszukałam swoje legowisko i zwinęłam się na nim w kłębek. Musiałam odespać to całe ognisko, wycieczkę krajoznawczą z Wanney’em i wartę przy Aniele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz